Ciasto na jesień.

Właśnie się zorientowałam, że to mój blogowo-urodzinowy wpis!!! Jak ten czas leci. Sześć lat temu opublikowałam przepis na gulasz i nawet nie spodziewałam się, że mój wirtualny zakątek stanie się tak ważną częścią mojego życia :)
Czasem jestem tu częściej, czasem rzadziej, ale już zawsze moja Kuchnia Szczęścia będzie moim sposobem na tworzenie szczęśliwych chwil. Mam nadzieję, że i Wy – moi przyjaciele, rodzina, znajomi, czytelnicy – tworzycie swoje własne Szczęśliwe, smakowite chwile w moim zakątku :) Tego Wam i sobie życzę, by dzielić się szczęściem i by je tym sposobem pomnażać :)
 
A tymczasem zapraszam na wyborną szarlotkę :)
 
 
Szarlotka to ciasto jesieni i zimy. Zależnie od momentu w jakim się je piecze, z jakich jabłek się korzysta, zawsze ma trochę inny smak. U mnie jesienią pachnie cynamomen i resztkami skórek cytrusów, które wykorzystuję w oczekiwaniu na nowe, jakie zwykle robię zimą. Tak i ta szarlotka pachnie cynamonem i skórkami pomarańczowymi, a do tego jest niezwykła w wyrazie słodko-wytrawnym, dzięki użyciu mąki gryczanej. Mąka gryczana nadaje nowy wymiar smaku i dodaje kruchości ciastu, tworząc wyborny deser.
 
SONY DSC
 
Może nie jest to idealne ciasto na piknik z powodu kruchości, ale przy odrobinie chęci i zaopatrzenia w piknikowe talerzyki i dobry nóż o szerokim ostrzu (by nie tylko kroił, ale i spełniał rolę łopatki), da się je zjeść i na wiejskim boisku, gdzie robiliśmy sobie psie treningi w przemiłym towarzystwie. Przepis z pewnością do zapamiętania, gdyż takie kruche pszenno-gryczane ciasto powinno smakować doskonale również z innymi nadzieniami :)
 
Zapraszam! 
 
Szarlotka gryczana
 
Ciasto:
150 g mąki gryczanej
200 g mąki pszennej (ja dałam tortową, ale i uniwersalna i inna też może być, też orkiszowa czy żytnia)
75 g cukru pudru (lub drobnego cukru)
1 jajko
200 g masła, zimnego
Szczypta soli
 
Przygotowanie: Ze składników zrobić kruche ciasto (tj. mąki, cukier, sól zmieszać, dodać pokrojone w kawałki zimne masło i albo mikserem albo rękami szybko (!!! to ważne, by nie ogrzewać masła i nie wyrabiać glutenu w mące za długo) zagnieść jednolitą kulę ciasta, jajko dodając w między czasie. Jeśli ciasto się nie chce zlepić, można dodać 1-3 łyżki zimnej wody. Potem ciasto zawinąć w folię spożywczą, spłaszczając by było grubym plackiem i odstawić do lodówki na minumum 1 godzinę*. Przygotować kruszonkę i jabłka (patrz niżej).
Rozwałkować ciasto między 2 arkuszami pergaminu, wyłożyć foremkę (u mnie ona ma ok. 28 cm średnicy), samo dno (jeśli używam przywierającej formy, jeden pergamin wykorzystuję do wyłożenia formy). Nakłuć widelcem w wielu miejscach i włożyć do lodówki na 30 minut. Piekarnik nagrzać do 190 stopni (ja nie piekę z termoobiegiem, zamiast tego mam program do tart z dodatkową grzałką u dołu, ale wystarczy zwykłe grzanie gór-dół). Przed pieczeniem na ciasto położyć drugi arkusz pergaminu i wysypać obciążnikami (można kupić specialne, ceramiczne, ale ja wolę tańsze rozwiązanie np. fasola jaś lub ryż) Dzięki temu obciążeniu (oraz dzięki wcześniejszym nakłuciom) ciasto nie będzie się podnosić w czasie pieczenia. Podpiec przez 15 minut, po tym czasie wyjąć pergamin z obciążnikami** i podpiec samo ciasto przez 5 minut, by je podsuszyć. Wyjąć z pieca. Włożyć przygotowane jabłka, posypać kruszonkę (rozdrabniając ją palcami). Jeśli zostanie trochę ciasta ze spodu można albo dodać je do kruszonki albo rozwałkować i wykroić np. listki czy kwiatki czy serduszka. Piec w 180 stopniach przez 35-40 minut, choć dobrze jest sprawdzić czy nie rumieni się za mocno po 30 minutach, gdyż zależy jak grzeje piekarnik.
 
Kruszonka:
100 g masła
100 g płatków gryczanych
75 g mąki pszennej (jw.)
75 g cukru brązowego
opcjonalnie: przyprawy, zmielone lub posiekane orzechy
 
Przygotowanie: Przygotować jak kruche ciasto powyżej, ale raczej nie dolewać wody. To ma być kruszonka. Przełożyć do pojemnika i trzymać w lodówce lub zamrażalniku (zasady te same co ciasta kruchego). Taką kruszonkę używam też do crumble.
 
Jabłka:
Jabłek (tak z 1,5 kg) pokroić na kawałki (ja kroiłam na ćwiartki, wykrawałam gniazda, obierałam, każdą ćwiartkę na 3-4 części wzdłuż, a potem wszerz na mniejsze cząstki). Wrzucić do miski z sokiem z 1 dużej cytryny. Na patelni rozpuścić trochę masła, wsypać 1-2 łyżeczki cukru brązowego i po chwili, zanim zrobi się karmel, wrzucić pierwszą partię jabłek. Smażyć na dużym ogniu po 2-3 minuty, nie mieszając zbyt energicznie, raczej przemieszując od spodu. Przerzucić do miski i wrzucić kolejną partię na odrobinę masła (znów ok 1 łyżeczki) i podobną co poprzednio ilość cukru. I tak stopniowo, wszystkie jabłka, w jakiś 3-4 partiach. Potem do jabłek w misce dodać przypraw: ja dałam 2 płaskie cynamonu i 1 czubatą utartej, ususzonej domowej skórki cytrynowej. Wymieszałam. Przestudziłam. Takie jabłka ułożyłam na podpieczonym cieście.
Zostało mi jabłek jeszcze na małą owalna foremkę, by kolejnego dnia zrobić crumble. Kruszonki z przepisu powyżej też zostało akurat na crumble. Więc przy okazji pieczenia szarlotki, można mieć 2 desery :D 
 
* ciasto kruche można przygotować z większej ilości składników i zamrozić w porcjach. Ja nie trzymam kruchego w zamrażalniku dłużej niż 1,5 miesiąca lub w lodówce dłużej niż 3 do 5 dni.
** te "naturalne" obciążniki potem nalezy wystudzić i wysuszyć – najlepiej na czymś płaskim i dużym, jak blacha do piekarnika i ostudzone przesypać do pojemnika. Potem można takie obciążniki stosować niemalże w nieskończzoność.
 
Źródło inspiracji: u Lo w jej Pistachio
 
Smacznego.

Placek na lato.

Miałam pisać posty, krótkie, bo krótkie, ale jednak, a tu 10 dni i nic. Ale długi weekend pełen wrażeń, treningi i do tego nawrót rwy kulszowej i łokcia tenisisty odwlekły w czasie siadanie przed laptopem.
 
placek_serowy_owoce_kruszonka
Mrożone owoce jagodowe i kruszonka.
 
Co się odwlecze, to nie uciecze … za to bardzo smacznie upiecze :)
 
SONY DSC
Truskawki i poziomki z mojego Elysium :)
 
Dlatego teraz na przeprosiny zapraszam Was na super placek. Placek Moni, jak to zapisałam go w swoim zeszyciku, gdyż powstał jako eksperyment na bazie Moni placka z rabarbarem, z Kuchnia Nasza Polska (klik klik). Mega uniwersalny, idealny do eksperymentowania ze smakami, zarówno w samym cieście, jak i w kwestii rodzaju owoców na wierzchu, a kruszonką czy bez. Takie idealne ciasto na lato, szczególnie gdy potrzeba łakocia na piknik :)
 
Placek Moni z owocami
 
Składniki:
1 szklanka twarogu, najlepiej zmielonego (w oryginale było zsiadłe mleko*, ale może być też jogurt czy kefir)
3 szklanki mąki (ja piekłam na różnych pszennych, od typ 450 do 650, oraz na orkiszowej chlebowej typ 750)
1 szklanka cukru (w oryginale 2 szklanki, ale ja wolę mało słodkie ciasta, tym bardziej teraz gdy zabieram je na piknik. Uprzedzam jednak, że 1 szklanka na tą ilość ciasta daje tylko lekko słodkie ciasto)
1 szklanka stopionego masła (kilka razy już dałam pół na pół z oliwą, gdy zabrakło mi masła w domu … tak, to możliwe, czasem zabraknie mi masła** :P)
5 jajek (raczej większych niż mniejszych), białka i żółtka oddzielnie
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia + 1 łyżeczka sody oczyszczonej (w oryginale 3 łyżeczki proszku do pieczenia)
1 łyżka octu winnego
dodatki smakowe: skórka cytrynowa, wanilia, przyprawy, cokolwiek przyjdzie Wam do głowy
 
ok 1 kg owoców, ale im bardziej soczyste tym mniej, szczególne uważać przy truskawkach
 
ewentualnie kruszonka
 
Przygotowanie: Nagrzewam piekarnik do 180 stopni.
Białka ubijam w miekserze z cukrem na bezę. Pod koniec dodaję ocet. Potem dodaję po kolei: żółtka, ser, masło. Zmieniam mieszadło, wsypuję przesianą mąkę z proszkiem i sodą i przyprawami. Mieszadłem do ucierania mieszam powoli (by nie rozpylić mąki po całej kuchni) tylko do połączenia składników.
Wykładam na blaszkę (20 cm x 35 cm), wyłożoną pergaminem. Piekę od 50-60 minut. Studzę w blaszce, kroję po ostudzeniu. Doskonałe do 3 dni.
Blaszkę lepiej użyć większą, jeśli używa się małych owoców, jak jagody. Może nawet całej piekarnikowej blachy. Ciasto jest bardzo puchate i wysokie.
 
 
* dla mnie zsiadłe mleko to teraz specyfik tak poszukiwany, że nie zbeszcześciłabym go wlaniem do ciasta. Zsiadłe mleko to tylko z młodymi ziemniaczkami, masłem, solą i koperkiem :D
** taki żarcik, dla tych co mnie znają i wiedzą, że zwykle mam z kilogram albo i dwa masła w lodówce :D
 
Smacznego.
 

Zaczęło się … zmiany … i ciacho na weekend.

Moja droga z blogiem jest niezwykle pokręcona.
 
KS_logo
Dawne logo, do którego wciąż mam wiele sentymentu :)
 
Zaczęło się od fascynacji, jak wiele można dowiedzieć się z blogów, jak wiele można poznać, jak fajnie jest dzielić się tym co samemu się dowiedziało i zrozumiało.
 
Zaczęło się od poszukiwania sposobu na zatrzymanie szczęśliwych chwil, które zbyt łatwo mi w tamtym czasie uciekały, przeganiane gromadzącymi się niczym po lawinie problemami ze zdrowiem.
 
Zaczęło się, bo też i miałam ogrom wolnego czasu. Potem trwało, gdyż wciągnęło mnie to blogowanie ogromnie. Poznałam cudowne osoby, ba! poznałam bliską sercu przyjaciółkę, siostrę niemalże (Oczko, buziaczek :*). Przeżyłam niezwykłe wydarzenia – te duże i małe, te mniej i bardziej publiczne, wszystkie mi bardzo drogie. Rozwinęłam się, uwierzyłam w siebie, zmieniłam swoje życie o 180 stopni i wciąż rozwijam się, staję się szczęśliwa i doceniam "tu i teraz" znacznie bardziej niż w początkach mojego po-amnezyjnego życia. Dążę do spełniania swoich marzeń zamiast wypełniania zadań postawionych przez innych.
 
"Zaczęło się nowe życie dzięki blogowi" można by powiedzieć i choć brzmi to pewnie nazbyt emocjonalnie, jest po prostu prawdziwe.
 
Nie chcę więc tego ważnego kawałka mojego życia przekreślać, kasować, oddawać … nie chcę też jednak, aby był takim wyrzutem sumienia, jakim jest teraz, gdy nie piszę na nim już od wielu tygodni. Chcę by trwał i rozwijał się, chcę by żył dla mnie i zgodnie ze mną, ale  … 
 
… ale zwyczajnie nie mam czasu na pisanie tak jak do tej pory. Na obrabianie kilkunastu zdjęć, na pisanie długich notek. Nie żebym tego nie lubiła. Po prostu i zwyczajnie brak mi czasu, a czas jaki mam poświęcam na cudowne i niezwykle aktywne życie jakie teraz mam – ba! mam nadzieję, że moje życie będzie się tym bardziej aktywnie rozwijać. Co jednak zrobić, by zatrzymać w pamięci przepisy, skrawki wspomnień, by dzielić się smakowitymi recepturami …
 
20140603_chlebek_tecza
 
Myślałam i myślałam … i wymyśliłam. Foto książka kucharska. Zobaczymy czy zda swój egzamin. Ja i tak pewnie od czasu do czasu napiszę coś więcej, ale tymczasem potrzebuję miejsca, gdzie zachowam receptury na różne smakowitości, na pomysły, na wciąż poszerzającą się wiedzę o tym co smaczne i tym jak uprawiać to co smakowite. Pewnie od czasu do czasu pojawią się również jakieś widoczki z psiego aspektu mojego życia, bo Kuchnia Szczęścia to po prostu moja Kuchnia Szczęśliwego Życia, wirtualny kątek, gdzie zgotowałam sobie wiele wiele szczęśliwości, a szczęście dzielone się mnoży :)
 
Z czasem pewnie wyjaśni się więcej na blogu o tym co mnie tak dokumentnie pochłania, ale tymczasem zapraszam do śledzenia Demonicznej Sfory na fejsbuniu, gdzie pojawiają się fotograficzne widoczki z naszych psich treningów do IPO. Oba blogi – i Kuchnia Szczęścia i Gospodarne Szczęście (dziś na GS wspaniałe bułeczki Marraquetas) postaram się raz na jakiś czas odświeżyć z czymś smakowitym co ugotowałam/upiekłam i sfotografowałam, a po więcej zapraszam też na fejsbukową odsłonę obu blogów :)
 
SONY DSC
 
Tymczasem więc, zgodnie z obietnicą daną kilku już osobom na naszych weekendowych psich treningach … oto mój bananowy chlebek – w wersji podstawowej i z możliwymi modyfikacjami. Smacznego!
 
Chlebek bananowy
 
Najpierw rozgrzewam piekarnik do 165 stopni Celsjusza i smaruję średnią keksówkę (dolna długość 27 cm) olejem plus wysypują ją otrębami lub sezamem lub pozostawiam bez niczego. Ostatnio jednak wykładam ją pergaminem i tak jest najwygodniej. Wyjmuję 2 miski.
Do jednej wsypuję suche składniki. 1 3/4 szklanki mąk (zawsze stosuję własną mieszankę, starając się by przeważała razowa mąka, z dodatkiem orkiszowej, żytniej). Do mąk wsypuję 1/2 łyżeczki soli, 1 łyżeczkę sody, 1-2 łyżki kakao (można pominąć kakao, wtedy chlebek będzie jasny). Do suchych składników dodaję też przyprawy na jakie mam ochotę, w ilości od 1-2 łyżeczek. Aromaty i ekstrakty dodaję do płynnych składników. Do suchych składników dodaję jeszcze ok 1 szklanki posiekanych bakalii.
Do drugiej miski wkładam 3 banany (zwykle waga ok 350 g), mocno dojrzałe. Rozgniatam je lub blenduję z 60 ml espresso, 1/3 szklanką oliwy, 1/4 szklanki płynu typu mlecznego (od maślanki poprzez jogurty po mleko, dowolnego pochodzenia – krowie, kozie, roślinne. Pewnie można dać sok lub wodę, ale nie próbowałam), ok 1/2 szklanką miodu (choć dla dzieci lepiej dać więcej, bo przy tej ilości chlebek nie jest wyraźnie słodki, taki idealny dla dorosłych, jako przerywnik treningów z psami). Na koniec wbijam 2 jajka i mieszam je z masą, nie ubijam!
Suche wsypuję do mokrych (lub na odwrót – to naprawdę nie ma wielkiego znaczenia przy takim wypieku, ale wygodniej się miesza) i mieszam tylko do połączenia składników. Przelewam/przekładam masę do keksówki, wyrównuję mokrą dłonią, czasem posypuję sezamem i piekę ok 55-60 minut.
Takie ciasto zawsze (!!) trzeba upiec odpowiednio wcześniej i pokroić po całkowitym wystudzeniu, bo inaczej będzie się kruszyć. Im więcej mąk razowych, tym bardziej będzie się kruszyć.
 
Modyfikacje:
– Ostatnio obok bananów, użyłam rabarbaru i jabłek z jakich wcześniej ugotowałam kompot. Zblendowałam je tylko dokładnie i dodałam tylko trochę banana. Chlebek wyszedł dużo bardziej mokry, na granicy zakalca, ale zupełnie nie kruszący się.
– Zamiast kawy czasem dodaję odpowiednio więcej płynu, jeśli nie chcę robić z kawowym posmakiem.
– Jak pisałam wyżej – można zrezygnować z kakao, wtedy chlebek będzie jasny.
– Aromatyzuję/doprawiam ten wypiek zgodnie z chęciami i zawartością szafek – czasem kardamon, czasem cynamon, czasem ekstrakt pomarańczowy, czasem nalewka cytrynowa, czasem skórki z cytrusów. Pełna dowolność :)
 
Bawcie się dobrze i smacznego!
 

Mięsne zapotrzebowanie na zime :)

Nie mam czasu ostatnio na pisanie, a jeśli los będzie dla mnie szczęśliwy, to będę miała go jeszcze mniej …
 
SONY DSC
 
Pomimo tego chcę spisać te smakowite dania jakie ostatnio zajadałam. Będzie więc mało słów, więcej zdjęć, przepis i obraz …
 
SONY DSC
 
Gdy mój Ukochany poskarżył się, że jeszcze nigdy nie zrobiłam mu smalcu, postanowiłam nadrobić zaległości. A do tego na wokandzie pojawiło się jeszcze francuskie rillettes, na które od dawna ostrzyłam sobie ząbki, jako że uwielbiam robić własne wędliny i przetwory …
 
SONY DSC
 
… Co tu dużo mówić! Smakowicie się nam robiło kanapeczki i zajadało w czasie koleżeńskich zabaw przy grze w Talizman :) Spróbujcie sami :)
 
 
Rillettes
 
1 kg surowego boczku (bez skóry i kości) i 1 kg tłustej karkówki pokroiłam w dużą kostkę (o boku na oko 3-4 cm). Mięso natarłam grubą solą morską (30 gram – 15 gr na 1 kg mięsa) wraz z drobno posiekanym (ja utarłam go wraz z solą) czosnkiem – 4 ząbkami i 2 dużymi cebulami, drobno posiekanymi. W gazę zawinęłam 5 średnich liści laurowych, 1 łyżeczkę ziela angielskiego, 1 łyżeczkę jałowca, 1 łyżkę suszonego majeranku, 1 łyżeczkę kminu rzymskiego. Mięso z solą, czosnkiem i cebulą można zostawić do marynowania na kilka agodzin (lub noc) albo od razu zacząć piec. Woreczek z przyprawami dodajemy do mięsa na czas pieczenia.
Przed pieczeniem zalałam mięso 1 1/2 szklanki wytrawnego wermutu i wody w proporcjach pół na pół (można użyć samej wody lub wina) i 1/2 szklanki stopionego smalcu (ok 100 g).
Piekłam w 80 stopniach Celsjusza przez 12 godzin. Piekłam tak przez noc, rano wyjęłam z piekarnika, mięso odsączyłam na durszlaku. Po tym czasie woreczek z przyprawami wyjęłam i wyrzuciłam a mieso – po przestudzeniu – podzieliłam pacami na drobne kawałeczki. Mięso wkładałam luźno (to ważne by wkładać luźno, by mięso dało miejsce płynowi, jaki będziemy wlewać do słoików) do wysterylizowanych* słoików. Odsączony płyn zagotowałam, aż był wrzący. Zalałam mięso w słoikach płynem.
Dodatkowo stopiłam smalec (można też użyć klarowane masło) i zalałam każdy słoik kilkoma łyżkami tłuszczu. Zakręciłam słoiki i zapasteryzowałam**. Takie rillettes można trzymać nawet ok. pół roku. Ja trzymam je w lodówce, ale podobno może też być w chłodnej spiżarce.
 
Źródło: Ten przepis to wypadkowa kilku przepisów, ale najważniejszy element czyli ilość płynu i tłuszczu do zalania mięsa oraz ilość soli, choć ze zmianami wzięty od Agnieszki z Kuchni nad Atlantykiem
 
Smalec z jabłkiem
 
1/2 kg słoniny i 1/2 podgardla pokroiłam w drobniutką kostkę (im drobniejsza tym mniejsze i bardziej chrupiące skwarki). Gdy już tłuszcz się zaczął topić, odlałam kilka łyżek na inną patelnię i zeszkliłam drobniutko posiekane 2 duże cebule. Na koniec do cebuli dodałam 3 łyżki majeranku i 3 jabłka szara reneta, starte na grubych oczkach tarki. Zawartość dodatkowej patelni dodałam do smalcu, gdy słonina i podgardle się stopiły i zostały same drobne skwarki. Na koniec dodałam ok 1-1,5 łyżeczki soli morskiej. Ale sól lepiej dodawać powoli, do smaku. Ja i tak wolę kanapkę ze smalcem posypać solą morską i zjeść z kiszonym ogórkiem, więc nie ma potrzeby by smalec był słony. Zamknęłam i schowałam do lodówki lub zimnej spiżarki.
 
* sterylizacja – włożyłam czyste słoiki do zimnego (!) piekarnika i włączyłam na 110 stopni Celsjusza na 40 minut. Zostawiłam w stygnącym, otwartym piekarniku aż ostygły.
** zapasteryzowałam słoiki o pojemności ok. 300-400 ml przez 45 minut w 110 stopniach Celsjusza (wkładając do zimnego piekarnika i zostawiłam w piekarniku aż piekarnik ostygł).
 
Smacznego.

Magiczne związki.

Lubię tę szczyptę magii, jaka wraz z parą i dymem powstaje w garnkach.
 
Lubię tę porcję ciepła, jaka wraz z aromatami unoszącymi się nad garnkiem otula mnie, gdy zastanawiam się co tu jeszcze dodać … co zmienić …
 
SONY DSC
 
W mojej białej kuchni, na dębowych blatach lubię tworzyć moją własną magię. Metody od dawna porzucone odświeżać, smaki zapomniane przypominać, zagubione receptury odnajdywać. Czuję się trochę jak odkrywca, gdyż kiedy wchodzę do mojej kuchni, to jakbym w rzeczywistości wyszła przez wielkie okno na świat. Świat pełen magii, gdzie zaskoczenie ściga się o plamę pierwszeństwa z zachwytem, gdzie nowe okazuje się innym obliczem starego … gdzie niezwykła, boć to trochę już zapomniana, ale z dawien dawna znana procedura smażenia marmolady, pozwala stworzyć jej jabłkową wersję, która doskonałą towarzyszką dla mięsnego dania się okazała.
 
Przed Świętami, czy to Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy, czy to po prostu przed jakimś rodzinnym świętem, moja kuchnia staje się moją czarodziejską grotą, gdzie powstają specyfiki tworzące radość i zaspokojenie :D
Taki czas choć wspaniały, dodający energii i rozwijający, stwarza też trudność w tym by pamiętać o codziennych potrzebach. Robiąc kolejną marynatę do śledzi, piekąc kolejne świąteczne ciasteczka, lepiąc uszka czy kręcąc kolejne mięsa na pasztety, nagle przychodzi wieczór i okazuje się, że nie było czasu, by zjeść obiad, ba! by zrobić obiad.
 
SONY DSC
 
Od czego jest jednak mój własny szósty zmysł … zmysł organizacji :D Gdy kartki z kalendarza odpadają wraz ze zbliżającymi się Świętami, ja szykuję wałówki na czas kuchennych szaleństw. I nie ma lepszego dania do przygotowania w wielkiej ilości, którym w dodatku niemalże nie da się znudzić, jak właśnie bigos. Mój bigos jest mocno mięsny, o słodyczy wygrywającej z kwaskowatością kapusty jedynie o kilka kroków, za to pełen leśnych smaków z jałowca i grzybów. Aromatyczny tak, że aż trudno wytrzymać nie podjadając go przez pierwsze dwa dni jego duszenia, ale wierzcie mi – warto! Nie podjadajcie, poczekającie na trzeci dzień, kiedy to rozwinie całą paletę smaków … a co ja się oszukuję, przecież wiem, że nie da się nie podojadać. Więc dobrze, podjadajcie, ale prawdziwy z niego posiłek zróbcie właśnie trzeciego dnia. Nie pożałujecie :)
 
Mój bigos ma ważną dla nas równowagę słodyczy i kwaśności, gdyż oboje z moim Ukochanym musimy uważać na swoje żołądki. Mocno kwaśne czy ostre potrawy potrafią zabrać nam przyjemność z jedzenia, a nie ma gorszej sytuacji niż pamięć doskonałego smaku i aromatu, zniszczona przez ból brzucha. Dlatego zawsze, gdy gotuję bigos steruję jego kwaśnością zarówno przez przepłukanie – częściowe lub całościowe – kiszonej kapusty, jak i przez słodkie dodatki. Jednym z ulubionych są jabłka skarmelizowane w miodzie i dodane do bigosu. Niewielka ilość nie wybija się ze swoim smakiem, za to daje dokładnie ten efekt dla jakiego powstała. Tym razem jednak z szafki uśmiechała się do mnie moja marmolada jabłkowa, gotowana dawną metodą, gęsta i pełna jabłkowo-karmelowego posmaku. Czemu więc nie zaiprowizowac i takiego mariażu?
 
Bigos i jabłkowa marmolada stworzyły małżeństwo doskonałe, a do tego zarówno bigos jak i marmolada doskonała też do posmarowania naleśników, poratują Was w czasie przygotowań do większych lub mniejszych świąt czy w czasie dłuższych weekendów pełnych zajęć i treningów. To jedne z lepszych pomysłów na jesienne i zimowe posiłki dla rozgrzania ciała i serc. Teraz wracam do pieczenia kolejnych ciasteczek, a Was zostawiam ze smakowitym obiadem :)
 
 
Bigos … najlepszy z najlepszych
 
Składniki:
1,5 kg białej kapusty, drobno posiekanej
3 kg kapusty kiszonej z marchewką
1 kg kiełbasy
0,5 kg kiełbasy myśliwskiej
0,25 kg boczku
0,5 kg cebuli
 
1 mały koncentrat pomidorowy (ok. 100 g)
1 szklanka wermutu
0,5 szklanki marmolady jabłkowej
 
2 łyżeczki owoców jałowca
1 łyżeczka suszonego cząbru
1 czubata łyżeczka lubczyku
 
ok 1/2 szklanki posiekanych wędzonych śliwek
ok 1/4 szklanki żurawiny suszonej
ok. 75 g suszonych grzybów
 
Przygotowanie: Obie kapusty siekam na kawałki, które nie będą parzyć brody, gdy łapczywie będę zajadać bigos z garnka :D
Kapustę kiszoną przepłukuję i odciskam.
Boczek kroję w kostkę podsmażam, aż wytopi się tłuszcz. Potem podsmażam kiełbasę, pokrojoną na grubsze plasterki. Czasem też dodaję kawałek wołowiny lub wieprzowiny (do 1 kg), który też kroję w kostkę i podsmażam. Na koniec szklę cebulę. Całe to mięso i cebulę podsmażam partiami, odlewając wytapiający się tłuszcz i przekładając mięso z patelni do 10-litrowego garnka. Tłuszcz zachowuję do pieczenia ziemniaków. Na koniec szklenia cebuli wlewam wermut, by zdeglasować patelnię i wlewam do garnka. Dodaję kapusty, koncentrat pomidorowy, marmoladę (lub kilka startych jabłek wraz z 2-3 łyżkami miodu) oraz wszystkie pozostałe dodatki. Mieszam i gotuję na malutkim ogniu przez kilka godzin (ok 2-3), mieszając od czasu do czasu. Powtarzam gotowanie na drugi dzień przez ok 2 godziny, oraz trzeciego dnia – w dniu jedzenia przez godzinę. Doooooskonały z kromką chleba :)
 
Bigos można oczywiście przygotować też w wersji wegetariańskiej, mięsa zastępując soczewicą lub fasolą, ugotowaną oddzielnie i dodaną pod koniec gotowania.
 
Marmolada jabłkowa
 
Składniki:
Jabłka (z gniazdami nasiennymi i skórkami, ale bez ogonków)
cukier do smaku (ja daję ok 30-50 dag na 1 kg kwaśnych jabłkach, przy słodkich daję ok 25 dag, ale lepiej dać mniej i dodać w ostatnim etapie)
opcjonalnie: kilka-kilkanaście jabłek, obranych, bez gniazd nasiennych, pokrojonych w średnią kostkę oraz woda z cytryną
 
Przygotowanie: Jabłka kroję z grubsza, tzn. bez obierania i wycinania gniazd nasiennych, kroję je na 4 lub 6 części, zależnie od tego jak są duże. Zasypuję je cukrem i zostawiam na noc. Na drugi dzień zaczynam gotowanie. Czas zależy od tego jak dużo soku puszczą jabłka. Przez 2-3 dni po 1-3 godzin gotuję, często mieszając, by nic się nie przypaliło. Jabłka mają się całkowicie rozpaść, cukier rozpuścić, a cała mikstura porządnie ściemnieć (ja używam brązowego cukru, więc jest jeszcze ciemniejsza niż z białym, a do tego smaczniejsza, bo dostaje karmelowy posmak cukru trzcinowego).
 
Ostatni (lub przedostatni*) etap zaczyna się, gdy cała mikstura jest już prawie jednolita (oczywiście, nie uda się Wam rozgotować łusek z gniazd nasiennych, ale pestki i te łuski właśnie, oraz skórki mają najwięcej pektyn i to one sprawią, że marmolada zgęstnieje). Jabłka trzeba przetrzeć przez sitko, najlepiej pomagając sobie kulą do ucierania (takie drewniane, dostępne w praktyce w każdym supermarkecie). Można też przecierać łyżką, ale to zajmuje więcej czasu i jest bardziej męczące.
 
Po przetarciu marmoladę zagotowujemy, robimy test spodeczka** i jeśli wyjdzie poprawnie, to przelewamy do wysterylizowanych*** słoiczków. Nie wymaga pasteryzacji, ale ja i tak pasteryzowałam na sucho**** przez 20 minut.
Opcjonalnie można na etapie ostatniego gotowania, przed włożeniem do słoików, dodać jabłka pokrojone w kostkę. Doprowadzić do wrzenia i nie gotować za długo, by te ostatnie jabłka się nie rozpadły. Da to przyjemny akcent w czasie jedzenia, szczególnie do gofrów czy naleśników.
 
Marmolada jest doskonała jako nadzienie do drożdżowych ciast, bułeczek, jako przełożenie do naleśników, czy do smarowania biszkoptów na tort, ale też jako dodatek do bigosu. Oczywiście, będzie też wyśmienita na kromce lekkiego pieczywa, takiego jak chałka czy maślana bułeczka.
 
* można jeszcze po przetarciu marmolady znów gotować ją 2-3 dni, aby zagęścić ją do tego stopnia, ze po ostudzeniu staje się konsystencji cukierków ciągutek. Coś jak toffi. Ja z tego zrezygnowałam.
** test spodeczka – dowolny spodeczek wkładam do zamrażalnika na 10-15 minut, potem wyjmuję i wylewam na niego 1 łyżeczkę marmolady (czy dżemów czy innych, tego typu przetworów). Odczekuję kilkanaście sekund i delikatnie przesuwam spodeczkiem, by sprawdzić konsystencję i płynność marmolady. Jeśli ma zadowalającą mnie konsystencję, przekładam do słoików. Jeśli nie, trzeba dłużej gotować.
*** słoiki sterylizuję w piekarniku – wkładam do zimnego piekarnika czyste i suche słoiki. Włączam grzanie góra-dół i powoli rozgrzewam do 110 stopni Celsjusza. Wyłączam po godzinie, po 15 minutach uchylam drzwiczki i czekam aż całkowicie ostygną, zanim zacznę wkładać do nich marmoladę czy przetwory. Nakrętki do słoików jednak wygotowuję w garnku.
**** pasteryzacja na sucho – wkładam do zimnego piekarnika zamknięte słoiki z przetworami i podobnie jak przy sterylizacji słoików, włączam powolne nagrzewanie piekarnika, czyli grznie góra-dół, bez termoobiegu czy przyspieszonego rozgrzewania piekarnika. Przy owocowych i warzywnych przetworach do 110 stopni od 15 do 50 minut, zależnie od tego jak duże są słoiki i co w nich jest. Mięso i grzyby pasteryzuje się w 130 stopniach, zwykle też dłużej i w kilku etapach – opisane przy kiełbasie słoikowej.
 
Smacznego.