
Skończyły się bóle kręgosłupa, skończyły grypy i przeziębienia, zaczyna się wiosna i słońce coraz śmielej sobie poczyna. Na parapecie powstaje cytrynowa nalewka, więc coś z ogromną ilością soku z cytryny należało zrobić. Z idealną wprost inspiracją wyszła Ania, której słoneczna tarta cytrynowa przypomniała mi o niedawno pieczonej orzechowej krajance cytrusowej Liski. Oba ciasta zachwycają połączeniem słodyczy i kwaśności, a przede wszystkim porywają serca pięknym słonecznym kolorem, cieszącym oczy zmęczone już bielą i szarością zimy.
Tarta kiedy wyjęłam ją z piekarnika ujęła mnie swoim kolorem, ale gdy na drugi dzień, wczesnym rankiem wyjęłam ją z lodówki, moje myśli były na tyle zaspane, że oprószenie cukrem pudrem wilgotnego przecież wierzchu tarty wydawało mi się dobrym pomysłem. Tym sposobem pozbawiłam się niestety pięknego wiosennego słoneczka, uzyskując raczej nieśmiały przebiśnieg, którego wytrwałe dążenie daje mu siłę przebicia się przez zimno i śnieg ku słońcu oraz coraz mocniejszym jego promieniom. Uzyskałam raczej słoneczne pożegnanie zimy, niż feerię żółci na powitanie wiosny.
Za to smak tarty zachwycał mnie bez względu na jej kolory i choć to ogromna bomba kaloryczna, to we trójkę – wraz z moim mężem i Oczko poradziliśmy sobie z tą tarta jednego dnia. Doskonała równowaga między słodyczą i kwaskiem, kremowa konsystencja masy mlecznej na wilgotnym, herbatnikowym spodzie. Muszę się jednak przyznać, że gdy następnym razem będę robiła tą tartę pomyślę nad innym spodem, by uzyskać efekt chrupkości, tak przez mnie lubiany w tartach.
Ten spód może właśnie wezmę z kolejnego cytrynowego przepisu – cytrynowej krajanki na orzechowym spodzie, jaką pewien czas temu znalazłam u Liski. Spód był w niej chrupki, przyjemnie orzechowy, nie za słodki, w porównaniu z oceanem słodyczy w masie. W krajance w przeciwieństwie do tarty słodycz i kwaśność walczyły ze sobą o palmę pierwszeństwa i kiedy już na podniebieniu i języku mieliśmy wrażenie rozprzestrzeniającej się słodyczy, prawie jak gaszenie tego ognia przychodziła ostra kwaśność cytryn. Ciasto to doskonałe byłoby latem, mocno schłodzone, z lekkim, różowym winem lub szampanem, podjadane wieczorową porą, stanowczo zamiast kolacji.
Za to myślę, że połączenie obu przepisów, stworzyłoby ciasto doskonałe na każdą chętkę cytrusowego smaku. Nie za delikatne jak tarta, nie tak walczące smakami jak krajanka. Ale by prawdzie uczynić zadość muszę powiedzieć, że oba ciasta, nawet mimo moich przewidywanych ich przyszłych modyfikacji zniknęły w mgnieniu oka, wszystkim konsumującym przynosząc wspaniałe, cytrusowe wrażenia.
Słoneczna Tarta Cytrynowa
Składniki:
1 opakowanie herbatników digestive (ok. 225 g.)
5 łyżek roztopionego masła (ja dałam 5 łyżek miękkiej margaryny Flora)
1 puszka niesłodzonego mleka skondensowanego
3-5 łyżek brązowego cukru
4 żółtka
1/2 szkl soku z cytryny
Przygotowanie: Mleko podgrzałam w garnuszku z cukrem, do czasu jego rozpuszczenia. Sprawdzałam poziom słodkości, tak by mi odpowiadał. Mi wystarczyły 3 1/2 łyżki cukru. Odstawiłam do przestudzenia. Herbatniki wymieszałam z margaryną w mikserze, tak by uzyskać okruszki, którymi wysypałam wysmarowaną margaryną tartę o średnicy 24 cm. Należy pamiętać o wyklejeniu też boków tarty. POdpiekłam spód w 175 stopniach Celsjusza przez 10 minut. W tym czasie rózgą wymieszałam mleko z żółtkami i na koniec dodałam sok z cytryny. Masę wylałam na podpieczony spód i włożyłam do piekarnika na 15 minut. Wyjełam tartę (masa była półpłynna) i ostudziłam. Gdy przestygła włożyłam na noc do lodówki, ale podobno już po godzinie chłodzenia w lodówce masa jest wystarczajaco stężała, choć w oryginalnym przepisie podane jest 8 godzin chłodzenia w lodówce.
Gdybym nie chciała przedobrzyć i udekorować bądź co bądź wilgotnego wierzchu tarty cukrem pudrem byłaby ona pięknie żółciutka i słoneczna. U mnie to słoneczko wyszło raczej blado i matowo, właśnie ze względu na oprószenie cukrem pudrem.
Tartę można też udekorować cieniutko pokrojonymi plasterkami cytryny, obranej ze skórki.
Źródło: Blog Ani „Strawberies from Poland”
Krajanka cytrynowa na orzechowym spodzie
Spód:
55 g cukru pudru
55 g dowolnych orzechów (ja dałam orzechy włoskie)
150 g masła
200 g mąki
Masa cytrynowa:
70 g mąki
420 g cukru pudru
200 ml soku z cytryny (to ok. 4-6 cytryn)
6 jajek
1 żółtko
skórka z 1 cytryny (ja dałam z 4 cytryn)
szczypta soli
Przygotowanie: Składniki na spód połączyłam w mikserze, aż utworzyły okruszki. Formę o wymiarach 20 x 30 cm nasmarowałam i wyłożyłam pergaminem. Okruszki wysypałam na spód i równomiernie ugniotłam, tworząc 1 cm. boki. Nakłułam widelcem ciasto, przykryłam pergaminem wysypanym obciążnikami i piekłam w piekarniku nagrzanym do 175 stopni Celsjusza przez 30 minut. W tym czasie przygotowałam masę. Jajka, żółtko i sól ubiłam trzepaczką. Mąkę, cukier i sok z cytryny oraz skórkę połączyłam w drugiej misce aż nie było grudek i wlałam do jajek. Dokładnie wymieszałam, bez ubijania. Wylałam masę cytrynową na podpieczony, gorący spód i włożyłam do piekarnika, od razu zmniejszając temperaturę do 150 stopni Celsjusza. Dopiekłam ciasto przez 30 minut. Przed wyjęciem z blaszki i pokrojeniem całkowicie wystudziłam. Ciasto jest najlepsze jeszcze tego samego dnia, a jeśli zostanie należy trzymać je w lodówce, wyjmując na 20 minut przed podaniem. Można udekorować cukrem pudrem, lukrem lub dowolną posypką czy polewą.
Źródło: Blog Liski „White Plate”
Smacznego.