Zimowe szaleństwa … niekoniecznie zimą.


Zimno i biało, policzki czerwone od skrzącego mrozu, palce choć zdrętwiałe od chłodu, same rwą się do lepienia śnieżnych kulek i zabawy. Zima to czas zasypiania niedźwiedzim snem, ale i budzenia w sobie dziecka. Płatki śniegu wpadające za kołnierz, tarzanie się w śniegu, gonitwy po zaspach czy lepienie bałwana, to i wiele więcej sprawia, że zimą czuję jak budzi się we mnie dzieciak … bardzo rozbrykany dzieciak :-)


Kiedy jednak wracam do domu, a skóra aż boli od ciepła mieszkania i żołądek dopomina się o coś rozgrzewającego, idę do kuchni po kawałek ciasta. Czy to w formie babki, czy grubego placka, czy też podłużnego bochenka, z lukrem, czekoladą lub solo to ciasto jest kwintesencją zimowego deseru. Koniecznie z gorącą herbatą z plasterkiem cytryny oraz łyżeczką kandyzowanego imbiru, by po spokojnym wieczorze znów myśleć o zimowych szaleństwach.

Myśleć o nich możemy nie tylko zimą. Przy okazji tej babki, zziębnięte do szpiku kości i ja i Oczko bawiłyśmy się jak na food bloggerki przystało, łapiąc kadry i w najlepsze podjadając zimowe ciasto … w końcu kwietnia.

Babka imbirowa z bakaliami

Składniki:
125 g masła
100 g drobnego cukru (najlepiej brązowego)
2 jajka
1/4 szklanki płynnego miodu, melasy lub syropu klonowego
230 g mąki
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
3 łyżeczki imbiru w proszku
1 łyżeczka cynamonu
3/4 szklanki mleka
30 g imbiru kandyzowanego

300 g bakalii (skórka cytrynowa, skórka pomarańczowa, suszone żurawiny, rodzynki, śliwki, etc)
1 łyżka alkoholu

Przygotowanie: Bakalie wsypałam do miski i zalałam gorącą wodą z alkoholem. Odstawiłam na czas przygotowania ciasta. W misce utarłam masło z cukrem, potem dodawałam po 1 jajku, następnie miód. W drugiej misce wymieszałam mąkę, proszek do pieczenia, sodę, cynamon, imbir. Do utartego masła dodawałam na przemian suche składniki i mleko. Zmiksowałam na jednolitą masę. Dodałam bakalie i imbir kandyzowany – oprószone 1 łyżką mąki i dokładnie wymieszałam łyżką. Ciasto przełożyłam do nasmarowanej masłem formy i piekłam w 180 stopniach Celsjusza przez ok. 50 minut. Po wyjęciu zostawiłam babkę na 10-15 minut w formie, a następnie wyjęłam na kratkę do wystudzenia. Jeszcze ciepłą można polukrować lub zimną posypać cukrem pudrem czy ozdobić wedle gustu.

Źródło: White plate

Smacznego.

Słodkie orzeźwienie.


Wiosna tego roku była zimna i smutna. Tęskno było do słońca, ale wszechobecna szarość raczej słotę i śniegi przypominała. I tak dnia pewnego dla odrobiny słodyczy i orzeźwienia po deszczowych kroplach na szybie, odrobinę przyjemności nam zrobiłam.


Wraz z Oczkiem przy okazji konkursu zabawę sobie zrobiłyśmy, stół, zastawę, formy i foremki ustawiając, kadry i ujęcia łapiąc. Żeby nie jedynie ze szklanym oczkiem nad pustymi talerzami się wyginać, smakołyki dzień wcześniej upichciłam. Intensywnie cytrynowy, puszysty jak świeży śnieg, urzekająco słodki suflet uprzyjemnił nam tamto popołudnie. Popijany lemoniadą iluzję lata nam stworzył i choć aura chłodna była, nam od wesołości zupełnie ciepło się zrobiło.


Dla podkreślenia kontrastu zimno-ciepło, bezapelacyjnie najwspanialszy rarytas musiał się pojawić. Creme brulee o pistacjowych aromatach na Sycylię nas przeniósł, która to słynie z uprawy tych pięknych orzeszków, a i z której miód do tego deseru użyłam. Czy mogło być nam jeszcze zimno, gdy stukając łyżeczką w cienką karmelową skorupkę do zimnego, jedwabiście kremowego wnętrza się dostawałyśmy?

Smaki pistacji, zatopionych w mleczno-śmietanowym kremie wraz z cytrynowym puchem i miętowymi akcentami zapewniły nam tego dnia pełnię słodkiego orzeźwienia.

Suflet cytrynowy

Składniki:
1 łyżka oleju arachidowego
6 średnich jajek, białka i żółtka oddzielnie
130 g drobnego cukru
500 g śmietanki kremówki
Sok i drobno starta skórka z 4 cytryn
1 łyżka żelatyny (lub 2 listki)

Przybranie:
20 g uprażonych płatków migdałów
200 g cukru
2 cytryny

Przygotowanie: Najpierw przygotowałam naczynia do sufletów, owijając je trzema warstwami pergaminu, tak żeby wystawał 6-8 cm powyżej górnej krawędzi naczynia. Umocowałam go gumkami, ale można też taśmą czy sznurkiem. Pergamin posmarowałam cienko olejem.

Żółtka ubiłam z 80 g cukru i skórką cytryny na puszystą, białą masę. Żelatynę w proszku rozpuściłam w 2 łyżkach zimnej wody i potem dodałam do podgrzanego soku. Lekko przestudziłam. Mieszając trzepaczką dodałam do żółtek, potem dal;ej mieszałam przez około 1 minutę. Ubiłam śmietanę do konsystencji kremu i delikatnie dodałam masę cytrynowo- jajeczną.
Białka ubiłam z pozostałą ilością cukru i połączyłam z przygotowaną masą. Przełożyłam do foremek, nakładając 2-3 cm powyżej krawędzi naczynia. Delikatnie wygładziłam powierzchnię. Wstawiłam suflety do lodówki na 6-8 godzin lub 3-4 godziny do zamrażalnika.

Cytryny przeznaczone do dekoracji można pokroić w cienkie plasterki, a potem na pół. Włożyć do garnka z 200 ml wody i 200 g cukru. Doprowadzić do wrzenia, gotować 2 minuty, tak by syrop lekko bulgotał. Odstawić do ostygnięcia. Trzymać w syropie do czasu podania. Ja z tego dodatku w końcu zrezygnowałam.

Przed podaniem zdjąć delikatnie pergamin, ozdobić np. płatkami i cytrynami. Podawać natychmiast.

Źródło: „Jajka” M. Roux

Pistacjowy creme brulee

Składniki:
500 ml mleka
500 ml śmietany kremówki
60 g pasty pistacjowej (ja dałam 40 dag niesolonych pistacji, zmiksowanych z 20 g miodu pistacjowego)
150 g drobnego cukru
200 g żółtek (ok. 10)
70 g trzcinowego cukru Demerara

Przygotowanie: Piekarnik nagrzałam do 160 stopni Celsjusza i przygotowałam głęboką blachę. W tym czasie mleko i śmietankę podgrzałam z pastą pistacjową i 90 g cukru, aż wszystko się rozpuściło i połączyło. Żółtka roztrzepałam z pozostałym cukrem. Gorące mleko powoli wlewałam do żółtek, cały czas ubijając trzepaczką. Krem przelałam do foremek i ustawiłam na blasze. Wrzącej wody wlałam na blachę tyle, by sięgała do 2/3 wysokości foremek z kremem. Piekłam ok. 30 minut, tylko do momentu jak krem się zetnie. Wyjęłam z piekarnika i z kąpieli wodnej, przestudziłam i wstawiłam do lodówki na kilka godzin. Przed podaniem posypałam wierzch cukrem trzcinowym i opaliłam palnikiem.

Źródło: „Jajka” M. Roux

Miętowa lemoniada

Składniki:
Woda
Miód, najlepiej kwiatowy
Cytryny, pokrojone na cienkie plasterki
Mięta
Kostki lodu

Przygotowanie: W odrobinie ciepłej wody rozpuściłam miód. Połączyłam z cytrynami cieniutko pokrojonymi, całymi gałązkami mięty i zalałam wodą. Całość schłodziłam. Przed podaniem dodałam kostek lodu.

Wersja dla dorosłych – czyli lemoniada a’la mojito: do wszystkiego dodać jeszcze białego rumu, w ilości tylko na smaczek, a nie na moc. Wtedy można raczyć się taką lemoniadą przez całe popołudnie i wieczór wypełnione letnim grillowaniem i nie odczuć „nadużycia” :-)

Smacznego

Urodzinowe wspomnienie.


Dawno mnie tutaj nie było. Ale czasem tak trzeba. Trzeba poukładać się po różnych życiowych zawirowaniach, pogodzić z faktem utraconej nadziei, stworzyć choćby projekt szczęśliwej przyszłości. A to trwa. To czas, niemal jak ten przed wystawnym obiadem. Czas przygotowań poprzedzony rozmyślaniem i planowaniem, potem czas gromadzenia potrzebnych ingrediencji, by później zaznać odrobiny radości, aż wreszcie ten wielki krok. Ten ostateczny ruch jest jeszcze przede mną, choć już teraz wiem, że jest i czeka na mnie, a tymczasem … wspominam urodzinowy obiad.

To był maj, pachniała Saska Kępa, Szalonym, zielonym bzem … chciałoby się zaśpiewać, ale maj tego roku był chłodny i pochmurny, a na dodatek mój ulubiony bez (a dokładnie lilak) złamał się w czasie wczesnowiosennych ulew. Cóż jednak z tego, skoro słońce można sobie samemu zaprojektować. Zwykle wystarczy chwilka, tym razem jednak potrzeba było kilku godzin w kuchni :-) No ja wiem, że nie każdy ma na to czas, ale jak już się ma, to warto czasem poszaleć, by bliskim i sobie zrobić trochę przyjemności.


I tak najpierw na stole grzanki z własnoręcznie zagniatanego chleba się pojawiły. Dopełnione soczystymi wiosną warzywami, wymieszanymi z orzeźwiającym dressingiem, jeszcze tylko szczypta fleur de sel i już pierwszy głód można uciszyć, czekając na kolejne majowe przysmaki.

Biesiadnicy przy stole najpierw zapach poczuli. Ulotna wanilia sprawiła, że podniebienia od razu zapragnęły spróbować tego rarytasu. A była to zachwycająca zupa, delikatna i kremowa, smakująca szparagami, pachnąca wanilią, zwieńczona puchatą, zieloną chmurką szpinakowej dobroci.

By tego delikatnego akcentu nie zburzyć, kremowe risotto pojawiło się później. Talerz pełen nowalijek i to właśnie im danie zawdzięczało swój wyborny, wiosenny smak. Pierwsze skrzypce to zielone szparagi w nim grały, a dopełnione lekkim Rose doskonały finisz tego preludium dały.


Punkt kulminacyjny nie dał o sobie zapomnieć. Upieczony w szynce parmeńskiej schab, zamarynowany w ziołach, nadziany czosnkiem pachniał tak obezwładniająco, że choć po przystawkach pewnie i dłuższa przerwa mogłaby być, nikt nie chciał już dłużej czekać. By ten wiosenny temat przełamać, odzwierciedlić zimne temperatury i choć trochę je zakląć by odeszły, obok schabu położonego na liściach sałaty, piękne kwiatki z puree selerowego się pyszniły. Kremowe i gładziutkie, na równi dzięki dodatkowi ziemniaka jak i dokładnemu przetarciu przez drobne sitko, doskonale dopełniło wykwinty smak mięsa. Nuta balsamicznego octu i truflowej oliwy na sałacie połączyła wszystko w wyborny smak.

I nadszedł moment deseru. W założeniu miało być zimno-ciepło – zimny tort, ciepły crumble, jednak po tym wspaniałym cytrynowym torcie nikt już nie miał siły na jabłkowe crumble z jagodami. A tort w rzeczy samej był doskonały … no prawie, bo wykonanie mi trochę szwankowało :-). Kremu za mało zrobiłam, a że całość późną nocą kończyłam, nie było już sił na jechanie do sklepu i dokupienie potrzebnych ingrediencji. Nic się jednak nie stało. Nawet bez dekoracji, taki w rustykalnej odsłonie tort okazał się strzałem w dziesiątkę.

Wracam więc tym wspomnieniem, ale mam nadzieję, że niedługo bardziej aktualne smakołyki z mojego stołu będę mogła Wam pokazać. Tymczasem kolejna ucztę obmyślam … tym razem przed wigilijną.

Bruschetty z bobem i groszkiem

Składniki:
Kromki z dobrego chleba (u mnie był to chleb na zakwasie z semoliny*)
czosnek (tym razem pominęłam)**
Bób
Groszek
Mięta
Sól i pieprz
Dobra oliwa
Sok z cytryny

Pomidor
Bazylia

Przygotowanie: Kromki opiekłam w piekarniku pod grillem. Dobrze, jeśli kromki są dość grube. Najlepiej włożyć je pod maksymalnie nagrzany grill i szybko opiec z obu stron, dzięki temu będą chrupkie z zewnątrz, a w środku miękkie. Bób obgotowałam przez 3 minuty, przelałam zimną wodą, wyłuskałam. Groszek wyłuskałam ze strączków ? nie gotowałam go. Bób i groszek wymieszałam w misce, tak by delikatnie rozgnieść bób. Polałam oliwą i sokiem z cytryny, doprawiłam solą i pieprzem oraz posiekanymi w szyfonadę liśćmi mięty. Taką masę kładłam na ciepłych kromkach, posypałam fleur de sel, pieprzem i polałam oliwą. Dla karmiącej mamy, która musiała wystrzegać się bobu i groszku przygotowałam bruschettę z pomidorem i bazylią. Kawałek pomidora odkroiłam i posmarowałam nim kromkę, tak by sok i miąższ wsiąkł w chleb. Resztę pomidora pokroiłam w drobną kostkę, wymieszałam z solą, pieprzem, oliwą i porwaną bazylią.

*niestety poza tym zdjęciem nie mam zdjęcia całego chleba, więc przepis na niego wrzucę jak ponownie go upiekę, a tymczasem odsyłam po przepis do Narzeczonej :-)
** tym razem go pominęłam, bo nie każdy go lubi, ale normalnie posmarowałabym obranym i przekrojonym na pół ząbkiem czosnku kromki przed opieczeniem.

Zupa szparagowa z wanilią

Składniki:
1 pęczek białych szparagów, główki oddzielnie, a łodygi obrane i pokrojone na kawałki
1 litr bulionu warzywnego
1-2 średnie ziemniaki, pokrojone w małe kawałeczki
1 laska wanilii lub porządny chlust domowego ekstraktu wanilii (tak, żeby wlać z ziarenkami)
sól i pieprz

Szpinakowa chmurka:
Kilka garści zblanszowanego szpinaku
Kremówka
Serek śmietankowy
Sól i pieprz

Przygotowanie: Szparagi ugotowałam wraz z ziemniakami w bulionie. Dodałam wanilię (ekstrakt), pogotowałam chwilę, by procenty się ulotniły. Zmiksowałam zupę. Doprawiłam ją solą i pieprzem (zupę można tez przetrzeć przez sitko, będzie bardziej kremowa). kremówkę ubiłam. Oddzielnie zmiksowałam serek ze szpinakiem i doprawiłam solą i pieprzem. Połączyłam z kremówką. Główki szparagów wrzuciłam do garnka na ostatnie 5 minut przed podaniem, by zmiękły, ale się nie rozgotowały. Podałam zupę przyozdobioną szpinakową chmurką*.

* taka ozdoba sprawdza się tylko przy niewielkiej liczbie porcji, gdyż już po chwili kremówka się roztapia i tworzy niezbyt ładne kleksy. ten element jest jeszcze z pewnością do dopracowania, bo smaczny był niezwykle i bardzo ładnie zgrał się z delikatnością zupy podkreślonej aromatem wanilii.

Źródło: Któreś wydanie „Kuchni”

Risotto z nowalijkami

Składniki:
1 łyżka oliwy
1 duża szalotka
200 g ryżu do risotto (vialone, carnaroli, arborio)
60-80 ml wermutu lub wytrawnego wina (takie jakie smakowało by z kieliszka)
0,6-0,7 l bulionu warzywnego
1 pęczek nowalijek (2-3 marchewki, pietruszki, por, seler), pokrojonych w małe kawałki 1 pęczek zielonych szparagów (główki odcięte i odłożone, łodygi pokrojone w małe kawałki)
1 łyżka masła
duża garść tartego parmezanu
sól, pieprz
1 cytryna

Przygotowanie: Na dużej głębokiej patelni zeszkliłam szalotkę na oliwie. Dodałam ryż i przez 2-3 minuty smażyłam na średnim ogniu. Zmniejszyłam ogień, wlałam wino i poczekałam, aż ryż wchłonął płyn. Wlałam podgrzany bulion i delikatnie rozmieszałam, poczekałam aż się wchłonął. Dorzuciłam pokrojone nowalijki i łodygi szparagów. Stopniowo dolewałam chochelkę bulionu, czekając aż ryż wchłonie płyn, zanim wlałam kolejną porcję bulionu. Na ostatnie 5 minut gotowania dodałam główki szparagów i dokładnie, choć delikatnie wymieszałam. Po wlaniu całego bulionu, ziarenka ryżu powinny być al dente (miękkie z zewnątrz, twardawe w środku). Wyłączyłam gaz, dodałam sok z 1/2 cytryny, a drugą połowę pokroiłam w cząstki. Dodałam garść parmezanu i masło, doprawiłam pieprzem. Wymieszałam, przykryłam patelnię i zostawiłam na ok. 5 minut.

Schab w prosciutto

Składniki:
1 kg kawałek schabu środkowego
oliwa
zioła (u mnie świeże: majeranek, tymianek, cząber)
czosnek, pokrojony w słupki
plastry prosciutto*
wino/wermut/bulion/woda

Przygotowanie: Dzień wcześniej oczyściłam schab, ponakłuwałam i w dziurki wcisnęłam czosnek. Zioła zmiksowałam z oliwą, by uzyskać luźne pesto. Natarłam tą mieszaniną mięso, zawinęłam w folię i włożyłam na dobę do lodówki (można krócej). Na drugi dzień wyjęłam mięso na ok. 40 minut przed pieczeniem, by odzyskało temperaturę pokojową. Wmasowałam tyle marynaty ile się dało w mięso, resztę odsączyłam, ale zachowałam do naczynia, w którym później miał się piec schab. Plastry prosciutto poukładałam obok siebie (dłuższymi bokami), tak by zachodziły na siebie i stworzyły jeden wielki plaster (dobrze jest poprosić w delikatesach, by przy krojeniu od razu ułożono plastry na wielkość, jaka nam pasuje). Położyłam na tym ?plastrze? schab, tak by go możliwie szczelnie zawinąć (od dołu może pozostać bez szynki, ale ważne by góra i boki były dokładnie okryte. Piekarnik w tym czasie nagrzałam do 240 stopni Celsjusza. Schab ułożyłam na resztkach marynaty (można podlać ją winem, wermutem lub bulionem, ewentualnie wodą), a z boku wbiłam termometr. Piekłam najpierw przez 20 minut, a potem zmniejszyłam temperaturę do 175 stopni Celsjusza i piekłam aż mięso miało 77 stopni (ok. 30 minut). Podałam z puree z selera i sałatą z balsamicznym winegretem.

* jeśli dodatek prosciutto jest zbyt drogi, można użyć dobrego wędzonego boczku. Czasem to nawet może być lepszy wybór, jeśli schab jest szczególnie chudy.

Źródło: Kuchnia.tv

Puree z selera

Składniki:
1 duży seler
1 mały ziemniak
mleko
tymianek (lub ew. inne zioła)
masło
sól i pieprz

Przygotowanie: Selera i ziemniaka dokładnie obrałam, pokroiłam w kostkę. Ugotowałam w mleku z tymiankiem. Gdy były już miękkie, odcedziłam, zachowując płyn*. Selera wraz z ziemniakiem zmiksowałam z masłem i chlustem mleka. Przetarłam przez sito. Doprawiłam solą i pieprzem. Wyciskałam z rękawa cukierniczego z ozdobną końcówką, ale jak ktoś się nie chce tak bawić, można po prostu nałożyć łyżką i ozdobić tymiankiem.

* można go użyć, jako elementu zupy ziemniaczano-selerowej, czyli po prostu ugotowanych ziemniaków i selera z dodatkiem białych części pora i aromatycznymi ziołami. Zmiksowane z takim mlekiem będzie wyborne.

Cytrynowy tort bezowy
(wersja mrożona i schłodzona)

Składniki na blaty bezowe:
6 białek
1,5 szklanki drobnego cukru (dałam mniej cukru pudru)
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 łyżeczki soku z cytryny

Przygotowanie: Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec ubijania stopniowo (!) dodawać cukier, dalej miksując. Wmiksować mąkę ziemniaczaną, wanilię i sok z cytryny. 2 blachy wyłożyć papierem do pieczenia. Na papierze narysować 4 okręgi o średnicy 22 cm (u mnie 20). Masę bezową wyłożyć na narysowane koło, wyrównać. Piec około 45 – 60 minut w temperaturze 150 stopni Celsjusza. Ostudzić.

Składniki na masę cytrynową:
1 i 1/4 szklanki cukru (dałam mniej)
75 g masła
1 łyżka otartej skórki z cytryny (dałam więcej)
1 szklanka świeżo wyciśniętego soku z cytryny (potrzeba na to 4 – 5 cytryn)
6 jajek
1,5 szklanki śmietany kremówki

Przygotowanie: W garnuszku umieścić masło, cukier, sok i skórkę z cytryny. Podgrzewać, mieszając, aż wszystko się rozpuści i masa będzie gładka, natychmiast zdjąć z palnika. W miseczce ubić jajka. Do masy jajecznej wlać ciepłą masę cytrynową (nie gorącą!), wymieszać, przelać z powrotem do garnuszka. Podgrzewać, cały czas mieszając, aż masa zgęstnieje, zacznie wrzeć, pogotować na średniej mocy około 1 minuty. Masę przelać do szerszej miseczki, przykryć nasmarowaną masłem folią (folia powinna dotykać masy), by nie utworzyła się skorupa. Schłodzić (masę można też przygotować dzień wcześniej). Kremówkę ubić na sztywno. Delikatnie wymieszać z zimną (!) masą cytrynową.

Tortownicę o średnicy 23 cm (u mnie 20 cm) wyłożyć folią aluminiową (ja wyłożyłam aluminiową i podobnie jak Dorota zrobiłam jeszcze kołnierz z pergaminu do pieczenia). Na dno wyłożyć najmniej ciekawy blat bezowy, na niego wylać 1/3 masy cytrynowej. Powtórzyć czynność jeszcze 2 razy. Na górę pokruszyć 4, ostatni blat. Wstawić do zamrażalnika na minimum całą noc. Po tym czasie tort będzie się miękko kroił i już nadawał do jedzenia, po 24 h będzie bardziej zmrożony i twardy – wtedy przed pokrojeniem wyjmujemy go na 45 minut do temperatury pokojowej. Powyższą wersję robiłam na urodziny mojej mamy, kilka miesięcy temu i była doskonała.

Za drugim razem (właśnie na te swoje urodziny) zrobiłam tę masę cytrynową (zagęszczając ją dodatkową garścią zmielonych migdałów), a cały tort tylko schłodziłam w lodówce przez noc. Przyznaję, że z powodu małej kraksy kuchennej zabrakło mi już masy na dekorację tortu, ale i tak był pyszny.

Źródło: Moje wypieki

Smacznego.

I tak też jest dobrze.


Ostatnio byłam u Rodziców Męża i zjadłam pyszny kawałek budyniowego ciasta ze śliwkami. Kruchy maślany spód, idealny poziom słodyczy budyniowej masy, prostota smaków, bez udziwnień. Dokładnie takie ciasto jakiego pragnę, gdy do nich jadę. Blaszka z rączkami stojąca na stole, przykryta papierem śniadaniowym i kawałek ciasta z herbatą. Uwielbiam, absolutnie uwielbiam ciasta Mamy mojego Męża. Czy sernik czy kruche zawsze chwytają mnie za serce.


Czemu w takim razie, skoro tak kocham tę prostotę, sama tak udziwniam swoje ciasta czy ciasteczka? Odpowiedź jest prosta: eksperymentuję, uczę się i to też uwielbiam. Gdy patrzę na recepturę wyobrażam sobie jak wygląda efekt, a potem myślę „a co by było gdyby … ?”. Gdyby dodać kardamonu i wody różanej do szarlotki, gdyby tonkę połączyć z kawą, a może z szafranem, gdyby lawendę pożenić z rozmarynem … Z tej gdybologii wychodzą mi czasem zupełne kraksy, a czasem wyśmienite dania lub po prostu szczególnie ładne wykonanie.

Trochę prostoty, trochę eksperymentów, zupełnie jak w tym placku. Ciasto drożdżowe, zwykłe, najprostsze z prostych, ale już ułożenie na nim zamiast ćwiartek, połówek śliwek wypełnionych w miejsce pestki zblanszowanymi migdałami, od razu zmieniło mu wygląd. Ukrojony kwadracik, jeszcze ciepły podany z czekoladowymi lodami smakował pewnie tak samo, jak ten, z rozrzuconymi niedbale owocami i posiekanymi migdałami. Najwięcej jednak radości sprawiła mi w nim moja własna inwencja, nawet jeśli tak drobna.

Więc czy prostota czy eksperymenty? I tak i tak jest dobrze. Więc dziś nie zastanawiam się, który placek bym wybrała, tylko polecę Wam oba …

… a gdyby tak upiec z niego roladę … a może dodać wtedy budyniu … a może jeszcze … :-)

Bawarski placek z węgierkami

Składniki:
20 g świeżych drożdży
200 ml letniego mleka
400 g mąki
szczypta soli
1 jajko
100 g cukru + 1 łyżka (dałam brązowego tylko 75 g do ciasta + 1 łyżka do rozczynu)
75 g roztopionego masła

1,25 kg węgierek (u mnie wyszło ok. 1 kg.)
50 g posiekanych migdałów (ja dałam całe, zblanszowane, w ilości takiej samej co ilość połówek śliwek)
1/2 łyżeczki cynamonu

Przygotowanie: Drożdże rozrobić z mlekiem i 1 łyżką cukru i odstawić na 15 min, by zaczyn zaczął pracować. Połowę mąki, sól, jajo i 75 g cukru wymieszać z rozczynem drożdżowym i roztopionym masłem. Wyrobić ciasto, dodając stopniowo pozostałą mąkę. (Ciasto powinno odchodzić od brzegów miski; jeżeli się klei, należy dosypać trochę więcej mąki). Pozostawić ciasto pod przykryciem przez 30 min do wyrośnięcia. Węgierki umyć, osuszyć, wypestkować i przekroić na ćwiartki (u mnie na połówki). Ciasto energicznie zagnieść, by je odpowietrzyć, a następnie rozwałkować. Standardową blachę posmarować masłem (ja wyłożyłam ją pergaminem) i rozłożyć na niej równomiernie rozwałkowane ciasto. Na cieście ułożyć śliwki, posypać migdałami (ja całe, zblanszowane migdały wkładałam w połówki śliwek + ja odrobinę posypałam śliwki cukrem brązowym). Piekarnik nagrzać do temperatury 220 stopni Celsjusza. Piec ciasto na dolnym poziomie piekarnika przez 30 min. Pozostały cukier wymieszać z cynamonem i posypać nim jeszcze ciepłe, upieczone ciasto (pominęłam to).

Źródło: Carmellina

Smacznego.

Wyczekiwanie i przyprawa.


Lato definitywnie się skończyło, jesień objęła otaczający mnie świat w swoje ramiona, a ja przez ostatnie weekendy kurowałam się i leczyłam obolałe a to gardło a to plecy, w tygodniu grzecznie chodząc do pracy. W między czasie raczyliśmy się jesiennymi obiadami i deserami, rozgrzewaliśmy herbatą z miodem i imbirem, cieszyliśmy złotą jesienią lub kręciliśmy nosami na szarą słotę. To wszystko dobitnie świadczyło o jesieni.


Dlatego ja dziś, na przekór aurze, wspominam wiosenne obiady. Takie swojskie, takie polskie. Najpierw jednak ogórków małosolnych trzeba było nastawić, by obiad miał prawdziwie wyborny szlif. Takich zwyczajnych, bez udziwnień, bez kombinowania. Po prostu woda, sól, koper, chrzan i czosnek … i oczywiście ogórki. Małe, możliwie proste i twarde, z odciętą „górką” by nie „sklapciały” jak to mówi moja Babcia. Zalane w wielkim glinianym garnku i drugie w mniejszym szklanym słoju czekają dzień i troszkę, a potem przez całą dobę są wyborne, najlepsze.

I gdy ostatni ogórek opuszcza słój, nowa partia pojawia się i znów znany harmonogram: ogórki, koper, chrzan, czosnek, sól i woda i wszystko od początku, przez przynajmniej miesiąc, aby ufetować się na cały rok.


Po pierwszej partii zjedzonej zupełnie solo lub tylko z chlebem i masłem, czas pomyśleć, by ogórki stały się towarzystwem dla czegoś równie smakowitego. Może więc pieczony w marynacie schab z młodą kapustą na lekko i ziemniaczki z wody z koperkiem? Czemu nie, skoro potem schab można pokroić cieniutko na plasterki, położyć na kanapce i zajadać ze smakiem … oczywiście przegryzając ogórkiem.

A jeśli na bardziej wykwintne smaki mamy ochotę to nie ma nic lepszego nad pierwsze świeżutkie kurki. Ich leśny smak w połączeniu ze słodyczą cebulki, podkreślony wermutem, zaokrąglony śmietaną i dopełniony koperkiem, którego hojną porcję również na pieczone młode ziemniaczki kłaść należy, to coś na co czekam co roku. Raz, najwyżej dwa razy do roku pozwalam sobie na to wyśmienite danie, by żołądka co to się z grzybami nie lubi, nie drażnić zanadto. Ale też dzięki tej rzadkości danie to zyskuje blask diamentu. Atut unikalności i wyczekiwania w połączeniu z zaletą prostoty jest chyba najważniejszą w nim przyprawą.

I tak gdy wiosna już dawno przeminęła, lato się skończyło, ja powoli zaczynam gromadzić w sobie tę przyprawę i wyczekuję na te ukochane smaki, a tymczasem zużywam już tej zgromadzonej przyprawy na czekoladowe ciasta, śliwek zatrzęsienie i jabłka, które nigdy nie smakują tak dobrze jak jesienią.

Ogórki małosolne

Składniki:
1 1/2 kg ogórków
1 1/2 łyżki soli
1 1/2 – 2 litry
duży pęczek kopru, z baldachimami
1 młody czosnek przekrojony wszerz
1 kawałek chrzanu, przekrojony wzdłuż

Przygotowanie: W trzylitrowej kamionce układam ciasno ogórki, koper, czosnek i chrzan. Wodę lekko podgrzewam (ma być ciut cieplejsza niż w temperaturze pokojowej) i rozpuszczam w niej sól. Ogórki zalewam, dociskam talerzykiem (nie tak by zakryć całość, musi być dostęp powietrza), a talerzyk dociskam kamieniem*. Odstawiam w ciepłe miejsce na ponad dobę (najbardziej lubię po ok. 30-36 godzinach). Potem konsumuję :-)

* nie muszę mówić, że zarówno kamionka jak i kamień powinny być dokładnie wyczyszczone i najlepiej jeszcze wyparzone wrzątkiem, prawda? :-)

Schab pieczony w marynacie

Składniki:
1,3-1,5 kg schabu środkowego

Marynata:
75 ml oliwy (może być smakowa)
2-3 łyżki sosu sojowego
2 łyżki majeranku suszonego (można utrzeć go na proszek, ja zwykle nie ucieram)
2 łyżki mieszanki dowolnych lubianych przypraw (można tez użyć gotowych mieszanek, ale bez soli i glutaminianu), ja zwykle daję mieszankę z grubsza utartych w moździerzu suszonych przypraw: majeranek, cząber, tymianek, rozmaryn, bazylia, szałwia, czosnek, papryka, jałowiec, ziele angielskie, czasem z dodatkiem mięty, bardzo często z kolendrą, gorczycą i płatkami chilii lub z goździkami, cynamonem i anyżem.
kilka ząbków czosnku pokrojonych na słupki do nadziania

Przygotowanie: Składniki marynaty mieszam w miseczce, przelewam do worka foliowego zdatnego do pieczenia. Schab myję, suszę i czyszczę z błon. Nakłuwam cienkim nożem i wkładam kawałki czosnku. Mięso wkładam do marynaty, zawiązuję worek i wkładam do miski, a następnie do lodówki na 3-4 godziny najmniej, a najlepiej na dobę. Po tym czasie worek z mięsem wkładam do naczynia do zapiekania (bez otwierania i wylewania marynaty!). Od góry wkłuwam w mięso (przez worek, tak by nakłucie było nad poziomem płynu) termometr do pieczenia mięsa i odstawiam na godzinę, by mięso doszło do temperatury pokojowej. W tym czasie nagrzewam piekarnik do 240 stopni Celsjusza. Wkładam mięso i od razu zmniejszam temperaturę do 175 stopni Celsjusza. Piekę ok. 1 godziny, aż temperatura mięsa wyniesie 77 stopni Celsjusza. Wyjmuję z piekarnika, wyjmuję z marynaty na deskę i pozwalam mięsu odpocząć ok. 5-10 minut pod przykryciem. Marynatę zachowuję i w niej trzymam potem mięso, w niej również je odgrzewam. Podaję na ciepło, pokrojone na plastry-kotlety lub jako wędlinę.

Młoda kapusta na lekko
Przepis tutaj

Kurki w śmietanie

Składniki:
oliwa i masło
1 duża cebula lub 2-3 szalotki, drobno posiekana
500 dag kurek
75 ml. wermutu (ew. białego wina)
200 g śmietany 18%
koperek

Przygotowanie: Najpierw na oliwie z masłem smażę oczyszczone grzyby (większe kroję wzdłuż na 1-2 części, mniejsze zostawiam w całości). Smażę na średnim ogniu ok. 10 minut, by odparować z nich całą wodę (dzięki temu tracą gorzkość). Odkładam do miseczki. Na tej samej patelni na oliwie z masłem szklę cebulkę. Potem wlewam wermut i redukuję go na średnim ogniu do 1/3. Dorzucam kurki, chwilę mieszam by wchłonęły wermut, wlewam śmietanę i mieszam na małym już ogniu przez 1-2 minuty. Przed podaniem mieszam a dużą garścią koperku. Podaję z młodymi ziemniaczkami.

Co roku na przełomie maja i czerwca kupuję 1 kg kurek. Z pierwszego 1/2 kg kurek robię to danie. Z drugiej połowy gotuję zupę, którą robi się bardzo podobnie z początku co kurki w śmietanie. Po dodaniu kurek do cebuli z wermutem dodaję większość do ugotowanej wcześniej kartoflanki (dobry bulion, 2-3 ugotowane ziemniaki, zmiksowane razem) i miksuję. Dodaję resztę kurek, doprawiam śmietaną i koperkiem. Niebo w gębie … ach, gdyby nie brak tolerancji grzybów przez żołądek to bym tak jadła całą wiosnę i lato, a potem jesienią inne smakowitości z grzybów. Cóż, pozostają mi pieczarki, na które mój brzuszek nie narzeka ;-)

Smacznego.