Zimowe ogrzewanie.

Zima w tym roku mocno nas trzyma w swych mroźnych ramionach. Rozglądamy się więc za czymś ciepłym, czymś co rozgrzeje, napełni nas miłych uczuciem rozprężenia. Sposobów na ogrzanie jest wiele i nie sposób wymienić wszystkich, ani nawet tych najlepszych czy ulubionych. W tym co nakładamy na talerze też może być więcej albo mniej, bardziej lub mniej lubiane sposoby ogrzania. Jednym z tych, po które sięgam ja, jest kasza gryczana. Uwielbiam dania z nią właśnie wtedy, gdy chłód przenika wszystkie warstwy, jakie uda mi się na mnie założyć. Nie ważne czy to zima, czy wiosna, czy jesień, czy nawet lato – a bywają i latem dni, kiedy chłód potrafi mocno przemrozić. Gdy pożądnie wymarznę, sięgam po pudełko z kaszą gryczaną i gotuję ją do obiadu.
 
 
Zanim jednak podzielę się z Wami daniem, w którym kasza jest w swojej czystej, towarzyszącej postaci, najpierw inne gryczane danie. Takie, w którym kasza gryczana gra pierwsze skrzypce … kotleciki. Malutkie – tak na trzy, cztery kęsy, doprawione smakami lasu i ziemi, tak lubię je najbardziej. Gdy szykuję te maleństwa, mocno rozgotowuję kaszę, by potem dała się dobrze zmiksować i by powstała z niej masa łatwa do formowania kotlecików. Ważne jest jednak, by pomimo chęci rozgotowania kaszy, nie gotować jej w zbyt dużej ilości wody. Cały smak kaszy powinien w niej zostać, a nie w wodzie wylanej po jej gotowaniu. Użyjmy więc tyle wody ile potrzebujemy do ugotowania, ale zamiast zalewać kaszę gorącą wodą, zalejmy podgrzane ziarna zimną wodą, w ilości tylko trochę większej niż wymagana. Poza tym dobrze jest już na etapie gotowania kaszy dodać przyprawy, takie jak suszone zioła, suszone grzyby czy warzywa, jakimi chcemy doprawić kotleciki. Dzięki temu smaki przypraw połączą się z kaszą i będą pełniejsze.
 
 
Dobrze jest też dodać coś co zadziwi i przyjemnie zaskoczy. Ja najbardziej lubię używać w roli takich niespodzianek posiekanych orzechów lub suszonych żurawin, a nawet suszonych jagód. Te niespodziewajki dobieram tak, by pasowały do tego, co zamierzam dać kotlecikom jako towarzystwo na talerzu. Nie ma tu żadnych zasad ani reguł, poza jedną najważniejszą – smakiem własnym i tych, dla których gotujemy. Jeśli pasuje nam jakieś połączenie, to znaczy że jest ono dobre. W ten sposób powstało wiele genialnych przepisów i dań. Po prostu ktoś chciał spróbować czegoś nowego, innego, albo zwyczajnie pomylił posiekany czosnek z imbirem ;)
 
 
Takie niespodziewajki w kotlecikach są nie tylko domeną kaszowych czy strączkowych kotletów, a wszystkich, gdzie masa jest mielona. Uwielbiam dorzucić do mielonych kotletów coś, co zaskoczy. A że mielone kotlety zwykle pojawiają się u nas, kiedy potrzebny jest comfort food, gdy zimno, gdy przeziębienie łapie lub po prostu przychodzi potrzeba na coś domowego i ciepłego, dlatego czy to w kotletach mielonych czy klopsikach znajdzie się jakiś zaskakujący składnik.
 
 
Tamtego dnia z treningów z psami wróciłam zziębnięta i przemoczona. Ciuchy poszły do prania, psy wyszorowane ręcznikiem z błota, a ja zabrałam się za formowanie mięsnych kuleczek. Mięso zmielone grubo z łopatki wieprzowej, do tego cały pęczek koperku i moja własna bułka tarta, z ususzonych resztek domowego chleba. Jako dodatek pojawiły się zmielone migdały i siemię lniane. Wystarczyło tylko udusić sos pomidorowy, zagęszczony zmielonymi na mąkę migdałami. Pachnąca, parująca kasza gryczana była tego posiłku idealnym dopełnieniem.
 
I wiecie co? Na drugi dzień to danie było smakowitą przekąską nawet w temperaturze pokojowej, zajadane z lunch-box'a … na kolejnym treningu, gdzie znów wyziębłam i zmokłam :)
 
Zaprzyjaźnijcie się więc z kaszą gryczaną, szczególnie że chłód dalej panoszy się wszędzie i przenika kurtki, bluzy i wszystkie warstwy, jakie na siebie nałożymy. Ten rok może i nie rozpieszcza nas na razie temperaturami, ale my możemy rozpieścić się na talerzu :)
 
 
Gryczane kotleciki/placuszki
 
Składniki:
1 łyżka klarowanego masła
1 1/2 szklanki kaszy gryczanej palonej
2 1/2 szklanek wody, a jeszcze lepiej bulionu warzywnego lub drobiowego
 
1 starta na drobnej tarce marchewka
duża garść suszonych jagód
3 kapelusze prawdziwków, posiekane drobno
1 łyżka suszonego tymianku
 
1 duża cebula, posiekana i podsmażona na klarowanym maśle
2 jajka
opcjonalnie: jeśli masa jest za wilgotna, kilka łyżek mąki, najlepiej gryczanej, ale może być każda
sól i pierz
 
masło klarowane/olej kokosowy lub inny olej do smażenia
 
Przygotowanie: W garnku rozgrzewam łyżkę klarowanego masła. Prażę przez minutę-dwie kaszę na samym maśle, mieszając tak, by ziarna kaszy zostały obtoczone w maśle. Zalewam zimną wodą lub bulionem. Dodaję startą marchewkę, suszone jagody, prawdziwki i tymianek. Gotuję wszystko razem aż kasza się rozgotuje. Jeśli potrzeba, dolewam wrzatek i gotuję do zupełnej miękkości kaszy. Na średnim do małego ogniu trwa to ok 20 minut. Solę dopiero na koniec, gdy większość płynu zostało wchłonięte przez kaszę (ilość soli jest zależna czy używamy posolonego bulionu). Gdy kasza wchłonie cały płyn i jest rozgotowana, przekładam ją do miski i studzę, aż będzie tylko ciepła na dotyk. W tym czasie podsmażam cebulę i też ją studzę. Przestudzoną kaszę łączę z cebulą i miksuję blenderem. Można też zmiksowac w mikserze lub zmielić w maszynce. Ja nie mielę zupełnie na gładko. Tą zmieloną masę próbuję czy smaki mi pasują i doprawiam solą, pieprzem i ewentualnie dodatkowymi ziołami. Dodaję jajka i mąkę, jeśli masa jest zbyt wilgotna (powinna mieć konsystencję placków ziemniaczanych, gdyż będzie łyżką wykładana na patelnię).
 
Na patelni rozgrzewam masło klarowane i dwiema dużymi łyżkami formuję kotleciki, lekko je spłaszczając. Można też uformować je zupełnie na kształt placków. Smażę na złoto, odsączam na papierowym ręczniki, a do czasu podania i usmażenia odpowiedniej ilości kotlecików, trzymam je w ciepłym piekarniku (u mnie to opcja podtrzymywania temperatury potraw, ok. 60-70 stopni Celsjusza). Podaję z warzywami. W tym przypadku z brukselką, krótko obgotowaną i potem podsmażoną na maśle klarowanym.
 
 
Klopsiki w sosie pomidorowym z kaszą gryczaną
 
Składniki:
750 dag łopatki wieprzowej, zmielonej
1 duży pęczek koperku, posiekany
2 średnie cebule, posiekane i zeszklone na maśle klarowanym
75 dag masła, miękkiego
1/2 szklanki migdałów i siemienia lnianego, zmiksowanych na mąkę
75 ml zimnej wody, może być gazowana
sól i pieprz do smaku
 
Na sos pomidorowy:
1 duża cebula, posiekana
2 puszki pomidorów, całych, bez skórki (lub jeśli akurat mamy świeże, to zamist jednej puszki 2-3 szt)
1 litrowy słoik domowej passaty
1 łyżeczka miodu
ok. 1/4 szklanki migdałów zmielonych na mąkę
sól i pieprz do smaku
 
kasza gryczana ugotowana na sypko – przepis tutaj (klik klik)
 
natka pietruszki, posiekana
 
Przygotowanie: Mięso, koperek, zeszklone cebule, masło, migdały i siemię lniane wyrobić z dodatkiem ok 75 ml zimnej wody. Wyrabiać tak długo, aż masa mięsna będzie plastyczna i będzie odchodzić od ręki. Trwa to ok 15 minut. Dzięki temu klopsiki nie będą się rozpadać, będą wilgotne i mięciutkie. Masę doprawić solą i pieprzem (na tą ilość ok. 1 łyżeczki). Masę odłozyć do lodówki na min 30 minut.
W tym czasie zeszklić cebulę, dodać pomidory i passatę, miód i na małym ogniu ok. 1 godziny dusić sos w garnku z niepełnym przykryciem. Na koniec doprawić solą i pieprzem i wmieszać mąkę migdałową. Nie doprawiać wcześniej, bo sól zintensyfikuje swój smak i sos może być za słony.
Gdy szkli się cebula do sosu pomidorowego, wstawić kaszę gryczaną.
 
Z masy mięsnej uformować małe kuleczki i smażyć je na maśle klarowanym. Potem odsączyć je na ręczniku papierowym i trzymać w piekarniku, w cieple (ok. 90 stopni). Gdy sos i kasza są gotowe, klopsiki włożyć do sosu i chwilę podgrzewać. Podawać z kaszą, udekorowane natką pietruszki.
 
Smacznego.

Owsiany przerywnik dnia.

Kocham wiosnę! Ciepłe promienie słońca, obłoczki wędrujące po niebieskim niebie, roślinność budząca się do życia i ptaki ćwierkające za oknem. Taką wiosnę kocham!
 
Niestety ostatnio wiosna nas nie rozpieszcza. Nawet jeśli przez chwilę jest ciepło, to już za chwileczkę pada deszcz lub zrywa się nieprzyjemny i zimny wiatr. Ba! W niektórych rejonach Polski pada śnieg. To pogoda może i dobra dla psów do treningów, ale dla mojej ciepłolubnej natury zupełnie nieodpowiednia.
 
 
Rozgrzewam się więc w poniedziałkowy poranek piekąc owsiankę i batoniki owsiane.
 
Owsianki uwielbiam pasjami. Są takie momenty, że jadam je codziennie, za każdym razem zmieniając w nich smaki, dodatki, robiąc je bardziej lub mniej płynne. Czasem też zapiekam owsiankę. I gdy pierwszy raz ją upiekłam, to było olśnienie. Konsystencja przypomina trochę pudding chlebowy, ale smak jest o niebo bogatszy. Rozgrzewa przyjemnie, a gdy zrobić jej ciut więcej, w czasie dnia można podjadać łyżką. Nie ważne czy przestygnie czy ją podgrzejemy w piecu, smakuje wybornie i dodaje słodkiego akcentu pochmurnemu dniu.
 
 
Moje owsianki mają zawsze sporo kurkumy. Lubię ją za aromat, ten specyficzny smak, nie gorzki, ale raczej lekko ziemisty (zresztą kurkuma wraz z czasem podgrzewania staje się coraz delikatniejsza w smaku). Do tego to złote zdrowie, które jesli wierzyć różnym źródłom medycyny naturalnej dobre jest na … chyba wszystko. Dla mnie stanowczo jest dobre jako element mojej kuchennej koloroterapii – gdy stoi przede mną złota owsianka, pachnąca kardamonem i cynamonem, delikatnie piekącą imbirem, a spomiędzy płatków wychylają się orzechy i rodzynki to nie może nie pojawić się uśmiech na mojej twarzy.
 
20160425_owsian002
 
Ta pieczona wersja owsianki ma tą ogromną zaletę, że owoce zapieczone pod nią, szczególnie takie jak banany, dojrzałe jabłka czy gruszki, zamieniają się w mus. Wbijając pierwszą łyżkę spotyka nas tak przyjemna niespodzianka, że błogość odsuwa na dalszy plan marsową minę, spowodowaną pochmurną wiosną. Owoce bardziej soczyste, jak truskawki, maliny, jagody, zapieczone pod spodem owsianki tworzą ciepły kisiel i dodają lekkości ciężkiej z natury owsiance. Lubię takie smakowite niespodzianki na talerzu :)
 
Owsianka ma jednak to do siebie, że ciężko zabrać ją ze sobą na wyjazdy, pikniki czy treningi. Można oczywiście zabrać ją w słoiku, ale w czasie wyjazdu wygoda jedzenia do podstawa. Dlatego tym bardziej chętnie przyłączyłam się do akcji "Wypiekanie na śniadanie". Podpatruję tę akcję chyba od samego początku, ale zawsze jakoś czasu nie starczało na upieczenie czegokolwiek w terminie.
 
20160425_baton003
 
Tym razem jednak nie mogłam się oprzeć, by nie upiec owsianych batoników, które wystarczy pokroić i zapakować do torby podróżnej. U mnie mocno pachną cynamonem. Po prostu taki dziś miałam nastrój, ale przypraw można użyć dowolnych. Ciekawym dodatkiem jest chrupki amarantus o swoistym smaku, ale prawdziwy twist polega na użyciu ciemnego cukru muscovado. Ma on słodko-gorzki smak, pięknie zabarwia ciasteczka i do tego ten karmelowy aromat, pozwala naprawdę delektować się tymi łakociami.
 
20160425_baton002
 
Batony można oblać czekoladą, posypać sezamem czy czym się chce, ale ja pominęłam ten element. Przede wszystkim z braku czasu, ale również dlatego, że jeśli miałabym je polewać czekoladą, to musiałabym ją temperować, by nie brudziła palców w czasie jedzenia. Można jednak użyć tzw. nieobrudzącej polewy kakaowej. Robi się ją szybko i daje bardzo ładny efekt. Mi jednak tym razem w pełni wystarczyły batoniki w wersji podstawowej. Na eksperymenty z nimi na pewno jeszcze przyjdzie czas, bo takie złociste batoniki pełne energii dobrze jest mieć pod ręką na słodki przerywnik dnia :)
 
W akcji "Wypiekanie na śniadanie" piekły następujące osoby:
Małgosia ze Smaków Alzjacji
oraz ja ;)
 
 
Pieczona owsianka
 
Składniki (2 duże, 3 małe porcje):
1 szklanka mieszanych płatków owsianych i orkiszowych
1/2 łyżeczki suszonego imbiru
1/2 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka kardamonu
1 łyżeczka cynamonu
garść rodzynek
garść orzechów włoskich
 
1 szklanka mleka owsianego
2 łyżki oleju kokosowego, roztopionego
1 łyżka miodu (ilość miodu zależy od słodyczy owoców, ja użyłam banana, więc płaska, nawet niepełna łyżka miodu to było słodyczy aż nadto)
1 "jajko chia" (czyli 1 łyżka nasion chia, zmiksowana w młynku do kawy, zalana 3 łyżkami wody i odstawiona na 10 minut do napęcznienia). Można użyć zwyczajnego, roztrzepanego jajka
 
olej kokosowy do posmarowania foremki
1 duży banan, pokrojony na plastry
 
Przygotowanie: Piekarnik nagrzać do 190 stopni Celsjusza. Przygotować "jajko chia". W misce połączyć suche składniki. W drugiej misce połączyć mokre. Dodać do nich napęczniałe chia i dokładnie wymieszać. Foremkę (u mnie owalna ceramiczna foremka o długości 20 cm (mierzona od spodu) posmarować olejem kokosowym i wyłożyć plastrami bananów. Do suchych składników dodać mokre i dokładnie rozmieszać. Masę wyłożyć na banany i zapiekać ok 40 minut. Wyjąć i pozwolić przestygnąć przez ok 10 minut. Zajadać. Można dodać jogurtu, sosu owocowego, lub po prostu zajdać samo.
 
Zamiast rodzynek i orzechów włoskich można użyć innych bakalii, ich ilość dostosowując do własnych gustów. Przyprawy można zmieniać dowolnie. Owoce na spód też można zmienić wedle upodobania. Owoce mogą być nie tylko zapieczone na spodzie, ale można je też wyłożyć na część masy owsianej, a resztę masy na nie, by zapiekły się w środku. Można do mokrych składników nie dodawać żadnego tłuszczu, choć do wysmarowania foremki jest go potrzebne choć trochę. Jedyne co jest w miarę istotne do zachowania to proporcja 1 szklanka płatów + 1 szklanka mleka/płynu (to może być też woda czy dowolne mleko roślinne) + 1 jajko/"jajko chia".
 
Owsiany batonik
 
Składniki:
50 g masła (u mnie olej kokosowy)
1/2 szklanki mleka
1/2 szklanki brązowego cukru (u mnie 65 g cukru muscovado)
2 szklanki płatków owsianych (u mnie 1 1/2 szklanki płatków owsianych i 1/2 szklanki orkiszowych)
4 łyżki drobniutko posiekanych lub zmielonych orzechów włoskich – użyłam mielonych orzechów włoskich (u mnie migdały w płatkach oraz krojone w słupki)
3 łyżki masła orzechowego
1 łyżeczka cynamonu mielonego (u mnie 2 czubate)
1 szklanka ekspandowanego amarantusa
2/3 szklanki łuskanego słonecznika
2 jajka (myślę, że można tutaj użyć tzw. "jajek chia", czyli 1 jajko = 1 łyżka zmielonego chia plus 3 łyżki wody i 10 minut na napęcznienie)
 
dodatkowo:
polewa czekoladowa (przepis poniżej na tzw. niebrudzącą polewę kakaową)
ziarna sezamu 
 
Przygotowanie: Mleko wraz z masłem i cukrem zagotować na niewielkim ogniu, dodać masło orzechowe i cynamon – wymieszać. Na suchej patelni uprażyć słonecznik, lekko przestudzić. Do miski wsypać: płatki owsiane (i orkiszowe), amarantus, orzechy, uprażony słonecznik i cynamon. Całość połączyć z przestudzonymi płynnymi składnikami. Jajka roztrzepać, dodać do masy i wymieszać dokładnie.
Na dużej blasze (foremka 20 cmx 20 cm) rozłożyć papier do pieczenia, przełożyć na niego masę i dłońmi uformować równą, około 2 cm warstwę (u mnie 1,5 cm). Do rąk masa się przykleja i jest dość trudno to zrobić (ale łyżką można bez problemu rozprowadzić masę i wyrównać). Polecam ubrać rękawiczkę jednorazową lub wsunąć dłoń w czysty woreczek. (Można też od razu, przed upieczeniem, formować wałeczki, kuleczki, kwadraciki – jakie formy nam odpowiadają.)
Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 170-180 stopni (u mnie 180 stopni Celsjusza) i zapiekać przez około pół godziny (u mnie 35 minut). Po upieczeniu i przestudzeniu (całkowitym ostudzeniu) pokroić w dowolne kształty. Batoniki można oblać czekoladą i obsypać uprażonymi ziarnami sezamu.
 
Źródło: Wypiekanie na śniadanie, a tam przepis zaczerpnięty DayliCooking (Codzienna kuchnia niecodzienna). Moje zmiany wyróznione albo przekreśleniem tego co było w oryginale albo wypisane w nawiasie kursywą.
 
Niebrudząca polewa kakaowa
 
Składniki:
50 g masła
2 łyżki śmietany
2 łyżki cukru pudru
3 łyżki kakao
1 łyżeczka żelatyny + 1 łyżka wody
 
Przygotowanie: W garnuszku rozpuścić masło, śmietanę, cukier i kakao. Po uzyskaniu jednolitej masy, dodać żelatynę rozpuszczoną w łyżce ciepłej wody, aby szybciej zastygła i była mniej brudząca palce. Oblewać batoniki czy ciasto od razu. Poczekać, aż zastygnie i zajdać.
 
Smacznego.

Wiosno przybywaj!

szarlotka_sypana02
 
I znów słodko i znów w temacie pikników. Szarlotki, szczególnie te bardzo kruche, nie kojarzą się zbytnio z piknikami, ale pisałam już, że jesteśmy całkiem zacnie przygotowani na najróżniejsze warunki … turystyczne talerzyki i sztućce, składany stolik i dwa noże, które zawsze i wszędzie ze sobą zabieramy … dzięki nim można poradzić sobie i z kruszonką.
 
szarlotka_sypana01
 
Przepis na szarlotkę sypaną poznałam już na początku pisania bloga. Jednak jakoś nie przemawiał do mnie. Wydawał się najpierw trochę podpuchą, a potem po prostu zbyt łatwy. Siedział jednak w tyle głowy, głównie ze względu na jego historię … zabytek z lekcji ZPT'ów, których po stracie pamięci nie pamiętam. A ponieważ lubię odzyskiwać poprzez tworzenie na nowo starych-nowych wspomnień, wiedziałam, że w końcu przyjdzie i na niego czas. Kiedy więc ostatnio zostałam z kilkoma kilogramami jabłek postanowiłam wreszcie rozprawić się z tą recepturą … spodoba się czy nie? Czy kruchość ciasta będzie de facto kruszonką czy może rzeczywiście wyjdzie jako w miarę zwarte ciasto? Bo, że będzie smaczne, tego byłam pewna … jak może nie smakować połączenie jabłek z cynamonem i w dodatku z dużą ilością masła ;)
 
20160320_czechy
 
Ciasto okazało się zaskakująco wygodne na piknik. Ba! nie na zwykły piknik, ale na wyjazd na seminarium do Czech. Przetrwało więc prawie 6 godzin jazdy do naszego południowego sąsiada, potem jeszcze przeczekało zamknięte w tortownicy i owinięte w folię noc w aucie, by na trzeci dzień od upieczenia cieszyć maślanym smakiem jabłek i aromatem cynamonu podczas wietrznego, przeszywającego do szpiku kości zimnem dnia treningów.
 
Zwracam więc tej prostej i nawet nieco zabawnej recepturze szacunek i wpisuję do pamięci, by jeszcze nie raz cieszyć się tym jabłkowym słoneczkiem. A tymczasem tym wpisem publikowanym przed Równonocą zaklinam zimę, by przegnać ją już ostatecznie i móc cieszyć się wiosną, ciepłem słońca i błękitnego nieba. Wiosno przybywaj! :)
 
 
Szarlotka sypana
 
Składniki:
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka kaszy manny
3/4 szklanki cukru drobnego brązowego
1,5 czubatej łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 kg jabłek, najlepiej kwaśnych
Cynamon do smaku
170 g masła (koniecznie prosto z zamrażarki)
 
Przygotowanie: Piekarnik nagrzałam do 180 stopni Celsjusza. Tortownicę o średnicy 24 cm wyłożyłam pergaminem na samym spodzie. Boki posmarowałam masłem. Tortownicę owinęłam folią aluminiową, by ewentualny nadmiar soków nie wyciekł na dno piekarnika. Tak czy siak piekłam z tortownicą ustawioną na blasze.
Suche składniki połączyć w misce. Jabłka obrać, wyciąć gniazda nasienne i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Dodać sok z cytryny, skórkę z cytryny oraz cynamon do smaku. Delikatnie wymieszać. Masło zetrzeć na tarce o grubych oczkach.
Na dno tortownicy wysypać 1/3 składników suchych. Na to ok. 40 dag tartego masła. Na to połowa jabłek (nie odsączać ich z soku!). Potem kolejną 1/3 składników suchych. Potem znów tarte jabłka wraz z resztą soku, jaki został. Na koniec pozostałą 1/3 składników suchych. Na to reszta masła (ok. 130 g).
Piec ok. 50-60 minut. Wystudzić.
 
Źródło: Trudno podać źródło tego przepisu. To przepis z cyklu znany przez wszystkich. Pierwszy raz jednak zapoznałam się z tym przepisem u Liski z White Plate. Zmodyfikowałam jednak nieco jej przepis, głównie w sposobie przygotowania – na pierwszej suchej warstwie, pod warstwą jabłek dając niewielką ilość startego masła, by mieć pewność, że spód szarlotki będzie zwarty.
 
Smacznego.

Piknik na przedwiośniu.

20160307_piknik_gruszka05
 
Od kiedy w naszym domu pojawił się Arthas, a potem Nauro pikniki stały się naszą codzienności. Nie ważne czy lato czy zima, czy słońce czy deszcz, jedziemy na treningi w najróżniejsze części Polski i Czech, a jeść przecież trzeba. O pulled pork już pisałam, jako o jednej z naszych wyjazdowych opcji obiadowych, ale nie może zabraknąć też słodyczy. Na blogu już jest chlebek bananowy i "odjazdowe" brownie, nawet gryczana szarlotka, która kiedyś zabrała się z nami na trening, różne placki z owocami na lato, ale ile można jeść to samo? W kuchni lubię szukać nowych smaków :)
 
20160307_piknik_gruszka01
 
Nasze pikniki to nie kocyk i koszyk, to nie serwetki i naczynia przywiezione z domu, to nie luksus i relaksik. Nasze pikniki to aktywnie spędzany czas z psami, tropiąc, ćwicząc posłuszeństwo czy obrony. Nasze pikniki to zwykle dosyć spartańskie warunki, choć i tak jesteśmy już do nich całkiem zacnie przygotowani. Gdy o świcie pojawiamy się na polach, by ułożyć ślady dla psów, wystarczy rozkładane krzesełko i już można delektować się czymś wybornym w niezwykłych okolicznościach przyrody.
 
20160307_piknik_gruszka02
 
A te okoliczności potrafią zaprzeć dech w piersiach. Stojąc na skąpanych w rosie łąkach, patrząc na wymalowane świtem lub zachodem słońca niebo, na lasy bądź na łany zbóż, na kępy drzew czy krzewów, można poczuć prawdziwy, ten wewnętrzny relaks, który pozwala odpalić najbardziej zaspany czy zmęczony akumulator. Natura maluje najpiękniejsze obrazy całą gamą kolorów, a nasze oczy odpoczywają od szarości życia w mieście. Gdy mamy więcej czasu, gdy teren daje ku temu możliwość, czasem rozkładamy koc czy przenośny stolik, by w przerwach cieszyć się i widokiem i smacznym posiłkiem. Ale nawet, gdy aura na to nie pozwala, wystarczy stanąć i chłonąć widoki, zapachy, dźwięki.
 
20160307_piknik_gruszka03
 
Trochę gorzej bywa w dni deszczowe. Wtedy piknik przenosi się do wnętrza auta, a my z treningów wracamy ubłoceni, mokrzy, zziębnięci, ale szczęśliwi i gotowi na kolejny dzień. Również wtedy obserwacja gonitwy chmur, promieni słońca, które niczym złota girlanda tu i tam przeświecają przez jesienne czy zimowe chmury, pozwala zapomnieć, że zimno, że mokro, że błoto brudzi nogawki. Przy odrobinie dobrej woli i logistycznej układance można przygotować się na spędzenie dnia na świeżym powietrzu w niemalże każdych warunkach.
 
20160307_piknik_gruszka04
 
Piecyk na gazowe kartusze, ubranie na cebulkę, rozkładane krzesełka i stare śpiwory do ich wyłożenia, pozwalają utrzymać ciepło, w czasie gdy obserwujemy lub pomagamy innym takim wariatom jak my w ich treningach. Czasem wystarczy niewielki grill, by nie tylko zjeść ciepły posiłek, ale i ogrzać zgrabiałe dłonie. Innym razem, gdy jest na to bezpieczne miejsce, ognisko daje nie tylko ciepło, ale i magiczną atmosferę.
 
Wiecie już, że kilkanaście lat temu los i przypadek sprawiły, że straciłam całkowicie pamięć. Od tamtego czasu pamięć nie wróciła, ale ja dowiedziałam się o swoim życiu całkiem sporo. Na przykład o tym, że jako nastolatka co roku jeździłam na obozy wędrowne. Nie tylko latem, ale i zimą. Teraz odkrywam ten kawałek własnej historii, zapomnianej, ale na nowo tworzonej i wcale nie dziwię się, czemu gnało mnie wtedy na bezdroża. To czasem najpiękniejsze miejsca na ziemi.
 
20160307_piknik_gruszka06
 
Kiedy więc budzik dzwoni godzinę przed świtem na trening tropienia, kiedy bez spoglądania na pogodę za oknem, pakujemy psie piłeczki i gryzaki, jadąc na treningi, brakować może tylko jednego – małego co nieco ;)
 
Dlatego, gdy po ostatnim seminarium tropieniowym zostało mi kilka kilo gruszek i jabłek, wiedziałam, że chcę je smakowicie, ale i piknikowo zutylizować :D
 
20160307_piknik_gruszka10
 
Najpierw padło na gruszki, jako te szybko dojrzewające. Soczyste, mięciutkie konferencje aż prosiły się, by wylądować w jakiś placku. Marzyło mi się clafoutis, ale struktura tego deseru nie bardzo nadaje się na piknik. Wysoki, puchaty placek też mi tym razem nie pasował. Powstał więc kompromis między wygodą a ochotą – wilgotny, napakowany gruszkami, słodki, głównie ich owocową słodyczą placek z tego co pod ręką, z tego co akurat trzeba było wykorzystać. Na szczęście tym razem notowałam czego i ile dodałam, mogę więc spisać ten przepis na przyszłość. A placek bardzo na to zasłużył.
 
20160307_piknik_gruszka09
 
Płaski, ale tak pełen gruszek, że w smaku przypominał bardziej gruszki w cieście, doskonale sprawdzał się na pikniku w szaro-bury dzień. Nie brudził dłoni, a kardamonowo-cytrynowy posmak i aromat przyjemnie pieścił kubki smakowe. Prawdą jest, że czasem najwspanialsze wypieki robimy zupełnie przez przypadek :)
 
20160307_piknik_gruszka08
 
Rozmyślając co zrobić z gruszkami zdałam sobie sprawę, że na blogu nie mam najbardziej z podstawowych przepisów na muffinki. Są różne eksperymenty muffinkowe – dyniowe, wzbogacone, z nadzieniem czy kokosowe, ale brak w moim wirtualnym zakątku przepisu bazy. Bazy, z której można wyjść w każdą stronę, tworząc niezliczoną ilość muffinkowych smakołyków. W tym i gruszkowych muffinek wzbogaconych imbirem w trzech postaciach. Kandyzowany, suszony i świeży imbir dodały kopa gruszkom, a nam energii do kilkugodzinnego spędzenia czasu na świeżym powietrzu, pomimo wiatru i mżawki.
 
20160307_piknik_gruszka07
 
Sądząc po porównaniu szybkości znikania muffinek i placka, myślę, że dodatek rozgrzewającego imbiru w muffinkach to było to czego tego dnia wszyscy trenujący potrzebowali. Spisuję więc receptury na przyszłość, bo jeszcze nie jeden szaro-bury dzień przed nami, któremu przyda się rozświetlenie złocistym plackiem czy babeczką :)
 
 
Placek z owocami (gruszkami)
 
Składniki:
1 kg gruszek, miękkich i soczystych
3 cytryny, sok i skórka
1 kopiasta łyżeczka kardamonu
4 jajka
100 g oleju kokosowego (można użyć oliwy lub miękkiego masła)
150 g mąki pszennej
150 g cukru, najlepiej drobny trzcinowy
2 łyżeczki proszku do pieczenia
½ łyżeczki sody
 
Przygotowanie: Blaszkę 35×20 cm wyłożyć pergaminem. Piekarnik nagrzać do 180 stopni Celsjusza.
Gruszki obrać, wyciąć gniazda nasienne i pokroić w kostkę. Skropić sokiem z cytryny i wymieszać ze skórką cytrynową i kardamonem.
Do miski wbić jajka, dodać olej kokosowy, cukier i wszystko lekko zmiksować. Przesiać mąkę z proszkiem do pieczenia i wszystko delikatnie zmiksować. Dodać gruszki wraz z sokiem. Wymieszać delikatnie. Ciasto przełożyć do formy.
Piec ok. 45 minut, do suchego patyczka. Wystudzić.
 
 
Mufiny z owocami i bakaliami
 
Składniki:
Baza:
250 g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g cukru brązowego drobnego
175 ml śmietany/jogurtu/maślanki/kefiru/mleka zwykłego lub roślinnego
100 ml oleju
2 jajka
 
Dodatki smakowe:
350 g owoców, jabłka, gruszki, morele, brzoskwinie, śliwki, maliny, truskawki – co wam w duszy zagra
Ok. 1/2 szklanki bakalii pasujących do wybranych owoców
1 łyżeczka przyprawy pasującej do wybranych owoców i bakalii (cynamon, imbir, kardamon, etc).
 
Przygotowanie: Piekarnik nagrzać do 200 stopni. W jednej misce wymieszać suche składniki: mąkę, proszek, cukier, przyprawy. Dodać do nich bakalie i pokrojone w kostkę owoce. W drugiej misce połączyć mokre składniki: olej, śmietana/jogurt/maślanka/kefir, jajka. Do mokrych składników dodać suche i delikatnie wymieszać, tylko do połączenia składników. Nie wyrabiać, nie miksować, bo muffiny będą twarde.
Formę do muffinów wyłożyć papilotkami. Ciasto rozłożyć do 2/3 wysokości papilotek/formy. Muffiny można też posypać czymś pasującym przed pieczeniem, np. wiórkami kokosowymi, sezamem, grubym cukrem brązowym lub perłowym.
Piec przez 20 – 25 minut do suchego patyczka. Wyjąć i ostudzić.
 
Smacznego.
 

Słodko-ciepła chwila wieczności!

Zimą nie może zabraknąć u mnie najbardziej rozgrzewającego z zimowych deserów … crumble. A skoro zima jeszcze się u nas panoszy, czemu nie przypomnieć sobie o rozgrzewającym ciało i duszę łakociu?
 
20140930_crumble2
 
To taki uniwersalny klasyk na każdy zimny dzień. Nie tylko zimą. Przez cały rok, gdy zimno zagląda do kątów, gdy przyprawia nas o gęsią skórkę, o zaróżowione policzki i czerwony nos, przez cały rok warto sięgnąć do tego deseru. Błyskawiczny w przygotowaniu, w praktyce zawsze mamy składniki na niego, o ile tylko jakiekolwiek owoce leżą w misce, lodówce czy nawet zamrażalniku. Wystarczą zimne palce, by utrzeć w misce składniki, ale powiem Wam, że ja robię sobie zapas kruszonki. Gdy nachodzi mnie pierwsza ochota na crumble … zwykle jakoś w okolicach października, wtedy do misy miksera wrzucam mąki na przynajmniej kilka porcji. Czasem to tylko 600 g czasem kilogram, kiedyś poszalałam i zrobiłam kruszonki z 3 kilogramów mąki. Oj, to była wyżerka :)
 
Tylko uwaga! Im więcej kruszonki w zapasie, tym częściej będziecie robić ten smakołyk. On uzależnia. Jego ciepło i aromat rozpływają się po ciele, jakby sam krwioobieg chciał przetransportować to cudowne odczucie i chęć … potrzeba … pokusa, by zrobić kolejne i kolejne crumble już pozostanie z Wami przez całą zimę :)
 
20140930_crumble
 
A gdy ma się zapas kruszonki, wystarczy tylko sięgnąć do zamrażalnika, rozkruszyć jeszcze w torbie zamrożoną kruszonkę i wysypać ją na przygotowane owoce. I voila! chcecie więcej kruszonki? Proszę bardzo. Wolicie mniej. Jasna sprawa :) A może przyszła Wam ochota na inny smak i aromat. Nic prostszego. Wystarczy podstawową kruszonkę zrobić bez żadnych dodatków, a je dodawać wedle smaku i uznania tuż przed podaniem. Dawno nie widziana koleżanka dzwoni, że właśnie wychodzi na Waszej stacji metra? Zanim otworzycie jej drzwi, nieziemski zapach z piekarnika, maślany, czasem orzechowy, czasem cynamonowy, czasem kardamonowy przywita ją i rozgrzeje.
 
20140930_crumble1
 
Dla mnie nie ma nic lepszego niż porcja gorącego crumble i kawa. Ale czasem nachodzi mnie ochota na skrajną dekadencję … crumble, kawa i lody! No to jest coś, po czym nie można się nie uśmiechnąć. To jest coś, co tworzy moment szczęścia. Otula zapachem, ciepłem, aromatem. Naprawdę niewiele potrzeba więcej … przynajmniej przez tę słodko-ciepłą chwilę wieczności.
 
 
Crumble podstawowy
 
Składniki:
300 g mąki (częściej mieszanki mąk razowych z płatkami, czasem też z posiekanymi orzechami lub migdałami w płatkach)
150 g zimnego masła (zasada ogólna mówi 2 części mąki/sypkich składników na 1 część tłuszczu)
cukru zależnie od owoców – jeśli są kwaśne, ok 75 g, jeśli są słodsze coś pomiędzy 30-50 g (zwykle daję cukru mniej niż masła, przynajmniej o połowę. Owoce dają wystarczająco słodyczy)
szczypta soli
przyprawy, ok 1-2 łyżeczki dowolnej przyprawy, cynamonu, goździków mielonych, kardamonu, ale fajnie też sprawdzają się zioła, jak tymianek, rozmaryn czy zioła prowansalskie.
opcjonalnie: 1 łyżeczka skrobi/mąki kukurydzianej/ziemniaczanej do owoców
masło do posmarowania formy
 
Wersja bezglutenowa – mąkę zamienić na orzechy, wiórki, płatki bezglutenowe lub mieszankę mąk bezglutenowych
Wersja wegańska – masło zamienić na masło kokosowe
 
Przygotowanie: Piekarnik nagrzać do 180 stopni Celsjusza. Formę do zapiekania wysmarować tłuszczem. Owoce wypestkować, jeśli trzeba obrać i pokroić na nie za duże cząstki. Można je do smaku dodatkowo doprawić przyprawami lub cukrem czy miodem. Jeśli mają puścić dużo soku, można posypać je mąką/skrobią ziemniaczaną/kukurydzianą, którą zwiąże płyn i zrobi z niego smakowity sos.
Składniki sypkie wymieszać z pokrojonym masłem. Dodać przyprawy i cukier. Utrzeć szybko w palcach lub w mikserze. Jak robimy większą porcję, przesypać do torby do mrożenia i trzymać w zamrażalniku. Przed posypaniem owoców rozkruszyć na kruszonkę i użyć potrzebnej do zakrycia owoców ilości. Powyższe ilości starczają na formę o średnicy 24-26 cm (lub ok. 20×25 cm formę jak ze zdjęcia) i nie za grubą warstwę kruszonki.
Piec ok 30-40 minut, do zezłocenia. Podawać ciepłe. W wersji dekadenckiej z lodami lub bitą śmietaną.
 
Smacznego.