
Gdy w tym roku otwierałam wigilijne prezenty, jedna za drugą wyjmowałam książki o kuchniach różnych miejsc świata i kulinarnych podróżach. Uznałam to za dobrą wróżbę na Nowy Rok i tak też postanowiłam przywitać rok 2009.
Na początek postanowiłam przenieść nas do Lotaryngii, północno-wschodniego regionu Francji, słynącego między innymi z placka lotaryńskiego, czyli inaczej quiche lorraine. Ten wypiek na kruchym spodzie
podawany jest zwykle w okolicach Bożego Narodzenia, a swoim wyglądem przypomina trochę tort. Mi jednak nasunęły się skojarzenia z moim nemezis jakim są serniki, więc z lekką obawą, ale i ogromną ciekawością wyrabiałam kruche ciasto, smażyłam wędzonkę i mieszałam masę mleczno-jajeczną.Podróż ta okazała się nad wyraz udana. Udało się połączyć w niej zarówno jeden z ulubionych smaków męża, jak i moje starania o utrzymywanie mojej sylwetki w granicach przyzwoitości :) Kruchy spód zrobiłam korzystając z mąki pełnoziarnistej i zdrowych tłuszczów, a masa ch
oć zawierała wędzonkę, to opierała się na odtłuszczonym mleku skondensowanym, by choć trochę pozwolić mi na odsunięcie wyrzutów sumienia, gdy pałaszowaliśmy z mężem placek.
Jako akompaniament i idealne uzupełnienie przygotowałam bardzo prostą sałatkę z rukoli z miodowo-musztardowym dressingiem. Z początku planowałam dodać skomplikowane smaki koziego serka i fig, ale bogactwo smaku i ciężar placka, przekonały mnie by sałatką ociągnąć efekt miłego akcentu, a nie dominujących i walczących smaków. Dodatkowo ciekawym elementem, uzupełniającym kruchość ciasta, była chrupkość rukoli, którą można utrzymać jeśli połączy się sałatę z dressingiem dopiero tuż przed podaniem na stół.
Kiedy jedliśmy ten sylwestrowy obiad, razem z mężem poczuliśmy się jak w odległej Francji, albo w znacznie bliższym Toruniu, w którym w minione wakacje odkryliśmy przyjemną knajpkę „Prowansja” z pysznymi quiche, tartami i … pieczonymi kurkami. Tak więc moja wróżba podróżnicza powoli zaczęła sie spełniać – czy jednak odwie
dzimy Lotaryngię czy Toruń to odpowie nam ten Nowy Rok.
Jeszcze raz życzę Wam wszystkim cudownych chwil w roku 2009, by każda z nich dała otuchy i sił do każdego kolejnego kroku.
Składniki na kruche ciasto:
3 szklanki mąki pełnoziarnistej (ja dałam pszenną typ 1100)
3/4 łyżeczki soli 115 g margaryny Flora (najpierw odważone, a potem zmrożone w zamrażalce)
ok. 6 łyżek oleju z czerwonej palmy i canoli
zimna (!) woda
Masa boczkowo-jajeczna:
25-30 dag boczku lub wędzonki
1 duża cebula
1 szklanka mleka skondensowanego 4%
1/2 szklanki mleka odtłuszczonego (0,5%)
3-4 jajka (zależnie od wielkości – ja miałam ogromne jajka z ekologicznej hodowli i wystarczyły 3, ale normalnie raczej potrzeba 4 sztuki)
2 łyżki musztardy dijonskiej
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej, świeżo utartej
pieprz
3-4 łyżki tartego parmezanu
2 kulki mozzarelli light
Przygotowanie: Przygotowanie zaczęłam od kruchego ciasta. W mikserze połączyłam mąkę i sól. Dodałam pokrojoną na kawałki margarynę i wlałam olej (ten olej nadaje ciastu ładnego, pomarańczowego koloru). Na koniec z przygotowanej szklanki zimnej wody dolewałam po łyżce cały czas miksując (ostrzem), do połączenia składników. Ciasto zabrało ok. 3/4 szklanki, ale bywa że już połowa wystarczy. Wyjęłam ciasto i wyrobiłam je przez chwilę, łącząc wszystkie grudki w jeden placek. Uformowałam z niego okrągły placek, zawinęłam w folię i odłożyłam na godzinę do lodówki.
Po tym czasie rozwałkowałam placek na pergaminie, ostrożnie przy pomocy wałka przeniosłam gruby placek do okrągłej formy o średnicy 30 cm i dolepiłam go delikatnie do ścianek i docisnęłam do dna (cały ten proceder trzeba bardzo delikatnie przeprowadzić, by nie pokruszyć ciasta). Nakłułam gęsto widelcem zarówno dno jak i ścianki, wyłożyłam szczelnie folią i wysypałam torebką suchej fasoli (ewentualnie ryżu czy specjalnych obciążników). Piekłam przez ok. 20-25 minut w piekarniku nagrzanym do 220 stopni Celsiusa (zwykle wystarcza ok. 15 minut, ale ja tym razem zastosowałam dosyć grube ciasto, a do tego mój piekarnik nie jest w stanie utrzymać jednej temperatury, więc radzę sprawdzić czy po 15 minutach nie jest przypadkiem już gotowe). Potem dopiekłam jeszcze 5 minut bez obciążenia, by ciasto miało suchą skórkę.
W tym czasie przygotowałam masę. Wędzonkę podsmażyłam i odlałam nadmiar tłuszczu, zostawiając ok 1 łyżkę, na której zeszkliłam cebulę, pokrojoną w kostkę. Odstawiłam do lekkiego przestudzenia. W średniej misce połączyłam mleka z przyprawami oraz musztardą i dodałam rozkłócone jajka. Na wstępnie upieczony placek wyłożyłam wędzonkę z cebulą, wylałam masę mleczno-jajeczną i wyłożyłam pokrojonymi w cienkie plasterki dwoma dużymi kulkami mozzarelli. Całość posypałam jeszcze odrobiną gałki i włożyłam znów do piekarnika nagrzanego wciąż do 220 stopni Celsiusa. Piekłam przez 30 minut (lub do ścięcia masy – patyczek powinien być suchy, mokry jedynie od przyczepionego sera). Dobrze jest piec przykryte folią, by nie zrumieniło się za bardzo, choć folię wystarczy wyłożyć dopiero po ok 15 minutach, tak by masa miała ładnie zbrązowiony wierzch. Placek wyjęłam z piekarnika i pozwoliłam serowi się zestalić przez 10 minut.
Uwaga: Zbyt szybkie pokrojenie może spowodować, że zawartość placka trochę popłynie.
Sałatka z rukoli z miodowo-musztardowym dressingiem
Składniki:
1 tacka rukoli
5 łyżek oliwy
2-3 łyżki octu balsamicznego (w zależności od poziomu kwaśności jaki lubimy)
1-2 łyżeczki musztardy dijonskiej
1-2 łyżeczki miodu
sól, pieprz do smaku
Przygotowanie: Rukolę dokładnie opłukałam i odstawiłam do całkowitego wyschnięcia. W słoiczku połączyłam wszystkie składniki i energicznie potrząsnęłam, by uzyskać konsystencję emulsji. Tuż przed podaniem dokładnie wymieszałam z rukolą.
Zasadniczo zasadą uzyskania smacznego dressingu jest stosunek ilościowy składników – 1 część kwaśności do 2 1/2 – 3 części pozostałych, co należy oczywiście modyfikować do swojego gustu.
Uwaga: Do placka lotaryńskiego bardzo dobra byłaby też sałatka ze świeżego szpinaku, zamiast z rukoli.
Smacznego.