Cytrusowa chwilka z Mistrzynią.


Kilka dni minęło od czasu, gdy na kawce gościłam u siebie Mistrzynię Cukiernictwa … a raczej gościłyśmy, gdyż to razem z Oczkiem, co to właśnie zaczęło bełkotać, piekłyśmy to cytrynowe ciacho, z myślą o naszym bezglutenowym guru, nie zapominając również o smacznych, blogowych zabawach.


Kruchy spód dzięki użyciu mąki bezglutenowej wyszedł raczej dosyć miękki, ale nie płynny czy wilgotny. Powiedziałabym, że był piankowy i bardzo smaczny, o wyczuwalnej nucie wanilii, gdyż to właśnie takiego ekstraktu użyłam, by skleić całą masę na spód. A kiedy po kilku minutach miksowania i kilkunastu pieczenia doszedł jeszcze cytrynowy wierzch całokształt, choć w czasie pieczenia wzbudzał nasze wątpliwości, przerósł nasze oczekiwania wielokrotnie.


Waniliowy spód z żelową warstwą cytrynową smakował wybornie. Zmniejszenie ilości cukru i dodanie skórki cytrynowej wydobyło smakowe i kolorystyczne walory cytryny sprawiając, że balans między słodyczą a kwaskowatością był idealny. Beżowe kwadraciki o wyraźnie odznaczających się kolorystycznie warstwach znikały w oka mgnieniu w czasie cukierniczych (i nie tylko) pogaduszek nad kubkiem kawy czy herbaty.

Prawdziwie przyjemna była ta cytrusowa chwilka z Mistrzynią.

Kwadraty cytrynowe

Kruchy spód:
200 g mąki bezglutenowej (lub 100g ziemniaczanej, 50g kukurydzianej i 50g mąki ryżowej + łyżka gumy guar lub pszennej)
100 g masła
50 g cukru pudru
ekstrakt waniliowy – tyle by złączyć masę

Wierzch:
2 jaja
200g cukru (dałyśmy 160 g)
3 łyżki mąki ziemniaczanej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (nie miałam bezglutenowego, więc dałam 1/4 łyżeczki cream of tartar)
sok wyciśnięty z 2 cytryn + skórka z nich, drobno posiekana

Przygotowanie: Składniki zmiksowałyśmy w mikserze, dodając ekstraktu waniliowego, by uzyskać grudki ciasta. Zagniotłyśmy ciasto. Lepiej jest je najpierw schłodzić, rozwałkować, znów schłodzić i upiec, ale tym razem nie miałam czasu, więc od razu wylepiłam foremkę, wyłożyłam ciasto pergaminem, wysypałam obciążnikami i w 180 stopniach Celsjusza podpiekłam przez 15 minut, a potem jeszcze 5 minut bez obciążenia.
Na wierzch ubiłyśmy jajka z cukrem, dodałyśmy mąkę ziemniaczaną, cream of tartar i zmiksowałyśmy (lepiej jest to po prostu delikatnie wymieszać, jak na biszkopt). Dodałyśmy sok i skórkę z cytryn, wymieszałyśmy i wlałyśmy na podpieczony, przestudzony spód. Piekłyśmy przez 20 minut w 180 stopniach.

W czasie pieczenia wierzch się wybrzuszał i momentami wyglądał, jakby miał być totalną katastrofą, ale na koniec wszystko ładnie się wyrównało i zbrązowiło.

Źródło: Słodkie i nie tylko wypieki z glutenem i bez.

Smacznego.

Indyjskie rozkosze …

 

… stołu. Nie inaczej, a właśnie rozkosze. Odpływamy w zachwycie jedząc te dania i choć nie należą do tych najbardziej fotogenicznych, to nie można o nich zapomnieć, trzymać ich w ukryciu przed światem. Zapraszam więc Was na kolejną zmysłową ucztę pełną korzennych, egzotycznych aromatów.

 


Najpierw były kofty. Ulubione danie Vikrama Vij, kucharza, restauratora i pasjonata jedzenia – jednego z dwóch moich źródeł inspiracji kuchnią indyjską. Delikatne kotleciki z mielonego mięsa są znacznie lepsze z jagnięciny, niż z mieszanki wieprzowiny i indyka, ale niezależnie od wersji ich mocno aromatyczne, korzenne smaki doskonale smakują zajadane w towarzystwie żółciutkiego od kurkumy i curry sosu jogurtowego, łagodzącego ostrawy smak koft. Gdy dodamy do tego jeszcze ziemniaczaną masalę, kremowe i pełne smaków puree ziemniaczane z naszych myśli długo nie będziemy mogli pozbyć się przyjemnego rozmarzenia i chęci na wypróbowywanie coraz to nowych indyjskich smaków.


Dlatego najszybciej jak to możliwe zabieramy się za kolejne egzotycznie brzmiące danie – jalfrezi z kurczakiem. Przepisów na to (podobnie jak i inne dania z tej kuchni) jest tyle ile kucharzy i kucharek je przygotowujących i o każdym można powiedzieć, że jest autentyczne i niezwykłe. Wszystko to dzięki słodkawemu posmakowi papryki długo duszonej z charakterystycznymi dla każdego curry przyprawami, pomidorami i delikatnym mięsem z kurczaka. Sos zagęszczony mięciutką cebulką przyjemnie oblepia ziarenka ryżu, dopełniony świeżym smakiem nieodzownej kolendry oferuje nam obiad, którego długo nie zapomnimy.


Może w takim razie na chwilę pozostawimy dania mięsne i odpoczniemy przy wegetariańskim specjale, pełnym miękkich, choć wciąż jędrnych warzyw. Kolory i zapachy przyprawiają o zawrót głowy przenosząc nas do Pendżabu. Parujące miseczki w natchnionym niemalże skupieniu podnosimy do twarzy, by wdychać nieziemskie aromaty aloo gobi. Aby stać się pełnoprawnym obiadem, czegoś jednak potrzebowało to danie.

Pomyślmy … miało być wegetariańsko? Dobrze, tak też i będzie. Chrupkie placuszki z cukinii i ziemniaków, ze słoną fetą i ożywczym smakiem mięty wprawdzie nie wywodzą swoich korzeni z dalekich Indii, bliższe będąc raczej śródziemnomorskim klimatom, ale to właśnie dzięki nim tamten obiad stał się smakowitym połączeniem smaków i regionów.


Jak już na dobre wniknęliśmy w zakamarki Indii, nie możemy nie spróbować największego smakołyku. Kurczak tandoori, tradycyjnie pieczony w niemożebnie gorących glinianych piecach, dzięki wysokiej temperaturze i krótkiemu czasowi pieczenia pozostaje wilgotny, ale i zyskuje tak uwielbianą chrupiącą skórkę. Bez obaw jednak. Również z domowego piekarnika możemy wyciągnąć te niezwykłe smakołyki, a potem zanurzać je w łagodzącej rozpalone podniebienie raicie, zagryzając chlebkami naan lub ryżem basmatii oraz kawałkami pomidorów, których sok będzie spływał nam po brodzie. Właśnie wtedy czujecie w pełni tą rozkosz, zachwyty przy stole nie kończą się jeszcze długo, a biesiadnicy jeszcze nie raz proszą o dokładkę.


Powtórkom nie było końca również wtedy, gdy na stole pojawiły się talerze z ostro-słodkim sosem, ukrywającym ugrillowane kawałki kurczaka. Jeszcze raz marynata z jogurtu, tak typowa dla tej kuchni, okazała się doskonała by nadać smak i zabezpieczyć mięso kurczaka przed wysychaniem. Sam kurczak jednak byłby bladym tylko naśladowcą, gdyby zapomnieć o wybornym śmietanowo-pomidorowym sosie. Intensywny posmak ziemistego kminu i ostrej chili, zaokrąglone zostały dzięki dodatkowi cynamonu, jaki wniknął w soczyste kawałki mięsa. Jeszcze tylko niedbale odrywane kawałki chlebka naan, wzbogaconego o wyrazisty posmak czarnuszki i już wkrótce puste talerze pozostały jedynym wspomnieniem obiadu.


Najwspanialsze jednak dzieło na naszym suto zastawionym stole*, pełnym indyjskich rozkoszy ukryło się za najmniej fotogeniczną fasadą. Beżowy od korzennych przypraw sos, pełen był zaskakujących smaków, jakie zyskał chociażby dzięki migdałom, czosnkowo-imbirowej paście czy uprażonej mieszance przypraw. Najbardziej fascynujący był jednak dla mnie sposób przygotowania tego dania. Murg Makhani, gdyż tak właśnie nazywa się to danie, jakie wynalazłam u Meety, mojego drugiego źródła indyjskich inspiracji, smaży się i piecze przez łącznie prawie godzinę, a mimo to niewielkie kawałki kurczaka pozostają wilgotne i niezwykle aromatyczne. Kremowy i maślany sos, o najbogatszym korzennym smaku niezwykle przypadł mi do gustu, na stałe wpisując się w menu mojej Kuchni Szczęścia.


Patrząc na zaserwowane dania można by pomyśleć, że w kuchni tej brak deserów, ciast i ciasteczek. Nic bardziej mylnego. Najróżniejsze małe i duże słodkości zachwycają na samą myśl o nich. Prawdą jest jednak, że po tak niezwykle aromatycznych i bogatych w smaki obiadach prosta kawa lub herbata, czasem doprawiona masalą (dzięki Ptasiu :*) są wystarczającym dopełnieniem rozkoszy podniebienia.

Jednemu jednak deserowi nie mogłam się oprzeć zupełnie. Pełen wachlarz korzennych smaków, niezwykła słodycz, łagodzona przez delikatność migdałów i pistacji oraz neutralność mleka, a wszystko zespolone kremowym ryżem, ozdobione złotym smakiem i aromatem szafranu, władcy indyjskich przypraw. Tak, właśnie władcy … władcy absolutnego. Choć nie jest zbyt często spotykany na codziennym stole, zastępowany raczej zacznie bardziej pospolitą kurkumą, ujawnia pełnię swego władztwa, kiedy na stół podane zostają desery. Tam najpełniej rozwija swoje skrzydła, a biesiadnicy z ciepłymi miseczkami ryżowego puddingu już na zawsze pozostaną w okowach poddańczej miłości i uwielbienia.

O tych wszystkich rozkoszach zapomnieć nie sposób. Jeszcze nie raz będę czerpać z tej najbardziej aromatycznej i korzennej kuchni świata, a Was zapraszać na te niebiańskie uczty.

* to oczywiście figura stylistyczna. Dania były przygotowywane i jedzone w ciągu kilku dni, ale tak nami zawładnęły, że w jedną wielką ucztę się przeobraziły w naszej pamięci smaków.

Kofty z sosem jogurtowym

Składniki:
1/2 kg mielonej jagnięciny lub pół na pół wieprzowiny z indykiem
2 jajka
1 pęczek posiekanej kolendry
1 łyżeczka curry
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka imbiru w proszku (dałam świeży)
1 łyżeczka garam masala
2 łyżki bułki tartej

1 łyżka oliwy

Sos jogurtowy:
1 jogurt grecki (dałam bałkański)
1 pęczek posiekanej kolendry
sok z 1 cytryny
1 łyżka curry
1 łyżka kurkumy
1 łyżka oliwy
sól do smaku

Przygotowanie: Najpierw przygotowałam sos jogurtowy, mieszając wszystkie składniki. Schłodziłam go przez kilka godzin w lodówce. Składniki na kofty wymieszałam dokładnie ręką, uformowałam owalne kotleciki. Posmarowałam je oliwą i grillowałam na patelni grillowej przez ok. 10 minut*. Podałam z sosem i ziemniaczaną masalą, udekorowane listkami kolendry.

Ważne: Vikram Vij w programie "Półka z książkami Anny i Kristiny …" na kuchni.tv poradził, by kofty jedynie podgrillować, do nadania im charakterystycznych paseczków, ale dopiec je w rozgrzanym piekarniku przez kilka minut. Jeszcze nie zdążyłam wypróbować tego sposobu, ale wydaje się być bardzo trafny, gdyż samo grillowanie może przesuszyć mięso.

Źródło: Serwis "Ugotuj to"

Ziemniaczana masala

Składniki:
50 dag ziemniaków

1 łyżka oleju z canoli
1 łyżeczka ziaren brązowej gorczycy
1 łyżeczka kminu rzymskiego
1 łyżka ciecierzycy (może być z puszki)
1 łyżeczka żółtej soczewicy
1 czerwona chili przekrojona na połówkę oczyszczona z nasion
listki curry

2-3 posiekane zielone chili
kawałek (5 cm) posiekanego imbiru
2 posiekane cebule, drobno pokrojone
2 pokrojone pomidory, drobno pokrojone

1/2 łyżeczki mielonej kurkumy
1 szklanka wody

1/2 szklanki ugotowanego groszku
sól do smaku
1 mały pęczek kolendry

Przygotowanie: Ziemniaki ugotowałam w mundurkach, obrałam i wycisnęłam przez praskę. Rozgrzałam olej, dodałam gorczycę, kmin, ciecierzycę, soczewicę, połówki chili i listki curry. Gdy gorczyca zaczęła pękać, dodałam zielone chili, imbir, cebulę i pomidory. Podgrzałam to przez 2-3 minuty. Dodałam kurkumę, wlałam wodę i przykryłam pokrywką, dusząc wszystko przez 5 minut. Dodałam ziemniaki i groszek. Gotowałam razem przez 2 minut, stale mieszając. Doprawiłam solą. Podałam posypane kolendrą.

Źródło: Serwis "Ugotuj to"

Jalfrezi z kurczakiem

Składniki:
675 g filetów z piersi kurczaka (2 duże), pokrojonych w kawałki wielkości kęsa
1 łyżka oleju z canoli
1 łyżeczka nasion kminu
1 cebula pokrojona w kostkę
1 zielona papryka, pokrojona w kostkę
1 czerwona papryka, pokrojona w kostkę
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
2 cm korzeń imbiru, starty na tarce
1 łyżka czerwonej pasty curry
szczypta płatków chili
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kminu
1 puszka pomidorów, krojonych (400 g)
garść listków kolendry, gałązki posiekane
sól do smaku

Przygotowanie: W dużej patelni rozgrzałam olej, wsypałam nasiona kminu i smażyłam 1-2 minut. Dodałam cebulę, papryki, czosnek i imbir i smażyłam kilka minut (6-8 minut). Dodałam pastę curry i smażyłam 2 minuty. Dodałam chili, kolendrę, kmin i łyżkę wody. Smażyłam przez ok. 2 minuty. Dodałam kurczaka i smażyłam przez 5 minut. Dodałam pomidory z zalewą, posiekane łodyżki kolendry i dusiłam pod przykryciem przez 15 minut, aż mięso było gotowe i miękkie. Podałam z ryżem i fasolką szparagową, udekorowane kolendrą.

Źródło: Kuchnie Świata. Indie. Tajlandia. Indonezja (dodatek do "Kuchni", wyd. Gazeta Wyborcza)

Punjabi Aloo Gobi

Składniki:
olej z canoli
2 cm świeżego imbiru, startego na tarce
4 ząbki czosnku, drobno posiekane
450 g podpieczonych kostek ziemniaczanych
2 łyżeczki garam masali
1/4 łyżeczki kurkumy
450 g kalafiora, podzielonego na małe różyczki
1 puszka pomidorów, pokrojonych (400 g)
200 g zielonego groszku
sól
natka kolendry do dekoracji

Przygotowanie: W dużym garnku podgrzałam olej z canoli. Dodałam imbir, czosnek i podsmażyłam przez 1 minutę. Zmniejszyłam ogień, dodałam ziemniaki, garam masalę, kurkumę i szczyptę soli i smażyłam ok. 2-3 minuty. Dodałam kalafior, wymieszałam i dodałam pomidory z zalewą. Wymieszałam i gotowałam ok. 30-35 minut, mieszając od czasu do czasu, gotując tylko do momentu aż warzywa były miękkie, ale jędrne. Groszek dodałam na ostatnie 10 minut. Podałam posypane natką kolendry z ciasteczkami z cukinii i ziemniaków.

Źródło: What's for Lunch Honey

Cukiniowo-ziemniaczane ciasteczka z serem

Składniki:
3 średnie cukinie
2 średnie ziemniaki
20 dag fety
2 łyżki świeżej mięty
1 duża cebula cukrowa
jajko
sól i pieprz

Przygotowanie: Cukinie starłam na tarce, posypałam solą i odstawiłam na durszlaku na 1 godzinę by odciekło. Potem jeszcze opłukałam z soli, zawinęłam w czystą ściereczkę i mocno odcisnęłam. Ziemniaki obrałam i starłam na tarce. Dodałam pokruszoną fetę, miętę, posiekaną cebulę, sól i pieprz. Dodałam jajko i dokładnie wymieszałam. Uformowałam placuszki i ułożyłam je na blasze wyłożonej pergaminem, smarując z obu stron oliwą. Piekłam w 220 stopniach Celsjusza przez pół godziny, obracając po kwadransie. Podałam udekorowane jogurtem, jako dodatek do punjabii aloo gobi.

Źródło: Szkoła Gotowania Delii Smith

Kurczak tandoori

Składniki
1 kg kawałków udek kurczaka z kością
3 łyżki soku z cytryny
2 łyżki startego świeżego imbiru
2 łyżki drobno posiekanego czosnku
1 łyżeczka zmielonych nasion kozieradki (lub suszonych liści)
5 łyżek oleju z gorczycy (dałam olej z canoli)
1 1/2 łyżeczki przyprawy garam masala
2 łyżeczki mielonego kminu
2 1/2 łyżeczki mielonej kolendry
2 łyżeczki czerwonego chilli w proszku (dałam dużą szczyptę chili w płatkach)
2-4 łyżeczki tandoori masala lub papryki w proszku
1 łyżeczka soli
150 g gęstego jogurtu
natka kolendry/natki do dekoracji

Przygotowanie: W misce umieściłam kawałki kurczaka, dodałam sok z cytryny, imbir i czosnek i wymieszałam. Dodałam kozieradkę i olej i znów wymieszałam. Cały czas mieszając, dodałam garam masala, kmin, kolendrę, chilli, tandoori masala i sól. Na koniec dodałam jogurt i dobrze wymieszałam, wmasowując w mięso marynatę. Odstawiłam do marynowania na noc do lodówki (min. 2-3 godziny). Wyjęłam z lodówki na 1 godzinę przed pieczeniem. Piekarnik rozgrzałam do 200 stopni Celsjusza (termoobieg), wyłożyłam kurczaka na blachę (marynatę wylałam) i piekłam w górnej części piekarnika przez ok. 20 minut (zależnie od wielkości – należy uważać by nie przesuszyć mięsa – sok z najgrubszej części musi wypływać czysty, ale musi wypływać!). Podałam z ryżem i natką kolendry w towarzystwie ogórkowej raity (mieszanka dymki, ogórka, pomidorów i jogurtu z kurkumą i czarnuszką).

Ważne: W tym programie jeden z prowadzących kładł duży nacisk, by marynatę stopniowo wsmarowywać w kurczaka, na końcu dopiero dodając jogurt, dzięki czemu wniknie najwięcej smaku w mięso. Próbowałam i tak i tak, że przyprawy zamieszałam z jogurtem i dopiero w tym zanurzyłam kurczaka. Nie odczuwałam zbytniej różnicy, ale też za każdym razem mięso marynowałam przez noc. Może ta metoda jest lepsza, gdy krócej marynujemy.

Źródło: Nowe Imperium Kulinarne. odc. 6 (program na Kuchni.tv)

Kurczak Tikka Masala

Składniki marynaty:
4 piersi z kurczaka bez skóry, pokrojone w kostkę wielkości kęsa
250 g jogurtu bałkańskiego
1 łyżka świeżego imbiru, startego
2 łyżeczki startego kminu rzymskiego
1 łyżeczka cynamonu
szczypta chili w płatkach
2 łyżeczki młotkowanego pieprzu

Sos pomidorowy:
250 g pomidorów z puszki, pokrojonych
250 g kremówki
2 ząbki czosnku, zmiażdżone
1/2 czerwonej chili, drobno posiekanej
2 łyżeczki kminu rzymskiego, mielonego
2 łyżeczki papryki mielonej
1 łyżka ghee/klarowanego masła
garść natki kolendry do dekoracji
sól i pieprz

Przygotowanie: Składniki marynaty wymieszałam z misce. Połączyłam z kurczakiem i odstawiłam na noc do lodówki. Następnego dnia podsmażyłam na patelni grillowej kawałki kurczaka, wyjęte z marynaty. Na głębokiej patelni podgrzałam masło, podsmażyłam czosnek i chilli. Oprószyłam przyprawami i podsmażyłam przez 1 minutę, mieszając by składniki zmieniły się w pastę. Dodałam pomidory, mieszając tak by sokiem z pomidorów zdeglasować patelnię. Gotowałam na malutkim ogniu przez ok. 10-15 minut. Potem dodałam kawałki kurczaka i kremówkę. Gotowałam na malutkim gazie ok. 10 minut. Podałam z chlebkami naan, na sałacie z fasolką szparagową.

Źródło: What's for Lunch Honey, a przepis tutaj

Chlebki Naan

Składniki:
3 szklanki mąki (dałam pół na pół chlebowej i pełnoziarnistej)
200 ml ciepłej wody
1 łyżeczka drożdży instant
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka soli
2 łyżki masła (stopionego i ostudzonego) (ja dałam olej z canoli)
3 łyżki jogurtu naturalnego
1 łyżka czarnuszki

Przygotowanie: W misce wymieszałam wszystkie składniki poza wodą. Wodę dolewałam stopniowo, tylko do czasu aż zagniotłam miękkie ciasto. Wyrabiałam je aż stało się jednolite i gładkie (ok. 7 minut). Ciasto podzieliłam na 8 części, uformowałam z nich kulki i odstawiłam na blasze wyłożonej pergaminem na 10 minut. Po tym czasie każdą kulkę rozpłaszczyłam na grubość ok 1 cm i znów odstawiłam na 10 minut. Piekłam je w 220 stopniach Celsjusza (hydropieczenie) przez kilka minut (do 10), tylko do lekkiego zrumienienia.

Ważne: Znów modyfikacje wprowadziłam na podstawie tego co radził Vikram Vij. By do chlebków naan dodać olej oraz czarnuszkę. Ja dodatkowo użyłam oleju z canoli, który nadał ciastu ładnego, żółciutkiego koloru. Czarnuszka była doskonałym dodatkiem.

Źródło: Przy dużym stole.

Murg Makhani
(Kurczak w kremowo-maślanym sosie)

Składniki:
1 kg kurczaka bez skóry i kości, pokrojonego na kawałki wielkości kęsa
olej arachidowy do smażenia

Marynata:
300 g jogurtu
1 łyżeczka garam masali
szczypta płatków chili
1 łyżka kolendry, świeżo mielonej
1 łyżeczka kminu rzymskiego, świeżo mielonego
1 łyżeczka suszonych liści kozieradki (ja dałam nasiona)
sok z 1 limonki
sól i pieprz

Mieszanka przypraw:
6-8 goździków
10-15 nasion czarnego pieprzu
2 listki laurowe
1 łyżeczka nasion kardamonu
1 mała kora cynamonu

Sos maślany:
500 ml bulionu z kurczaka
20-25 migdałów, blanszowanych i zmiksowanych na pastę
3 cebule, pokrojone w piórka
2 łyżki pasty imbirowo-czosnkowej (imbir i czosnek starte na tarce w równych ilościach)
50 g masła
3-4 łyżki kremówki
natka kolendry do dekoracji

Przygotowanie: Składniki marynaty wymieszałam w misce i dokładnie pokryłam nią kurczaka. Odstawiłam na noc. Na drugi dzień składniki mieszanki przypraw uprażyłam i zmiksowałam w blenderze. Na głębokiej patelni (zdatnej do używania w piekarniku) rozgrzałam olej arachidowy i podsmażyłam cebulę z pastą imbirowo-czosnkową, a następnie kurczaka wyjętego i oczyszczonego z marynaty. Gdy obsmażyłam z każdej strony, dodałam mieszankę przypraw i wymieszałam. Wlałam bulion, przykryłam pokrywką i piekłam przez 30 minut w 200 stopniach Celsjusza. Dodałam marynatę i piekłam przez 15 minut. Zmniejszyłam temperaturę do 150 stopni Celsjusza, dodałam pastę z migdałów, masło i kremówkę i wstawiłam do piekarnika na ostatnie 10 minut. Podałam z ryżem, udekorowane kolendrą.

Ważne: najlepiej jest to danie szykować od razu w garnku, który możemy zarówno wkładać do piekarnika jak i stawiać na gaz/kuchenkę.

Źródło: What's for Lunch Honey

Kesar di Kheer
(Szafranowy pudding ryżowy)
2 porcje

Składniki:
100 g ryżu arborio
50 g brązowego cukru
360 ml mleka
szczypta nitek szafranu
1-2 łyżki ghee/klarowanego masła
3 ziarna kardamonu
kawałek laski cynamonu (ok. 1/4-1/3)
30 g migdałów blanszowanych, posiekanych
30 g niesolonych pistacji, posiekanych + kilkanaście do dekoracji
20 g złotych rodzynek

Przygotowanie: Mleko podgrzałam, w części rozpuściłam szafran. W garnku podgrzałam masło. Dodałam ryż i podsmażałam, aż stał się lekko przezroczysty (podobnie jak w risotto). Dodałam nasiona kardamonu, lekko ubite w moździerzu, laskę cynamonu i podsmażałam ok. 1 minuty. Połowę mleka wlałam do ryżu i zagotowałam. Zmniejszyłam ogień i gotowałam aż część mleka została wchłonięta przez ryż, mieszając od czasu do czasu. Potem dodałam mleko z szafranem i wymieszałam. Na koniec dodałam cukier, rodzynki, migdały i pistacje. Dolałam resztę mleka i gotowałam na malutkim ogniu, aż ryż był ugotowany (nie rozgotowany), a mleko wyparowało. Mieszałam od czasu do czasu. Podałam ciepłe, udekorowane pistacjami.

Źródło: What's for Lunch Honey

Smacznego.

Inspiracja i smakowity bodziec.

 

Lubię książki kucharskie. Nigdy nie mam ich za wiele. Wszystko jedno jakie by nie były, z obrazkami czy bez, dobre i złe, zawsze stanowią dla mnie inspirację. Czasem po prostu patrzę na ich grzbiety, a w mojej głowie tworzy się przepis, pomysł, czy tylko idea. Tak powstała myśl o indyjskim gotowaniu. Siedziałam na podłodze, z podwiniętymi nogami i wpatrywałam się w książki. Kilka wyjęłam, kilka przełożyłam z miejsca na miejsce, niektóre pogłaskałam opuszkami palców, z pamięci wyciągając ich strony, aż w moich rękach została jedna.

 


"Kuchnia Żydowska. (…)" Clarissy Hyman, to zgodnie z jej tytułem nie tylko przepisy, ale i opowieści. Nie, wcale nie z tych zapierających dech w piersiach, wcale nie z tych, co to urzekają swoim językiem, za to z tych, które brzmią autentycznie i prawdziwie, jakby autorka siedziała tuż za moimi plecami i opowiadała mi je swoim spokojnym, rzeczowym głosem, w tym samym czasie obierając ziemniaki lub w moździerzu trąc przyprawy.

W kuchni mam jedną półkę, gdzie trzymam obowiązkowe, choć nie stricte kulinarne niezbędniki. Jest tam malutka mp4'ka, do której za szafkami ciągną się kabelki od głośniczków, by umilać mi czas w kuchni muzyką bardziej lub mniej ambitną. Jest tam też pudełko z uroczymi obrazkami szczurka z kreskówki "Ratatuj". Utalentowany szczurek pilnuje moich przepisów, które czekają w kolejce na wypróbowanie. Tam też sięgam, gdy potrzebuję przypomnienia sobie jakiś wiadomości, które zgromadziłam ucząc się o pieczeniu chlebów, bułeczek i wszelkiej maści pieczywa. Na półce zaraz obok pudełka są zwykle trzy koszulki, w których trzymam przepisy do szybkiego wypróbowania – jedna z daniami obiadowymi, druga z deserami i trzecia z chlebami. Czasem dochodzi do nich czwarta, tematyczna, jak ostatnio z kuchnią indyjską. Niepozorny, choć najważniejszy z tego wszystkiego jest mój "kuchcik", mały zeszyt w kratkę w którym zapisuję najważniejsze rzeczy, czasem przepis, czasem różne informacje, czasem myśli i pomysły mniej lub bardziej kulinarne. O nim jednak może kiedy indziej.

Dziś jest o ostatniej pozycji na mojej podręcznej półeczce. Zawsze, a raczej prawie zawsze jest tam też jakaś książka, czasem gazeta, która szczególnie mnie w danym momencie inspiruje. Od tych kilku miesięcy, gdy mieszkamy w nowym domku plejada najróżniejszych książek zmieniała się tam jak w kalejdoskopie. Jednak ta jedna, szczególna książka ma tam swoje niemalże stałe miejsce. Sięgam po nią tak często, choćby tylko po to, aby była w pobliżu, że zwykle odkładam ją w najbliższym moim otoczeniu. Lubię jej zdjęcia, oblizuję się ze smakiem, gdy w wyobraźni powstają dania w niej przedstawione. I do tego te opowieści … no, po prostu je lubię.


Gdy przeczytałam opowiastkę o Żydach w Indiach, poprzedzającą przepis na curry z zieloną masalą, zapragnęłam poznać te mało mi znane smaki kuchni dalekich Indii. Zapragnęłam też spróbować dania, którego autorka musi robić je wciąż i wciąż, gdy przyjeżdża do swoich synów. Dania, którego smaki mnie uwiodły zanim jeszcze skończyłam pierwszą miseczkę. Korzenne zapachy roznosiły się w kuchni w czasie gotowania. Nie był to jednak koniec. Długo jeszcze moja skóra i włosy pachniały niezwykłą mieszanką cynamonu, kardamonu i goździków, najsilniej wybijających się aromatów dania. Posmak kurkumy, pieprzu i ziemistego kopru oraz obowiązkowej kolendry i imbiru niezwykle wzmagał apetyt, a z każdym widelcem zmierzającym do ust, dostawałam kolejną porcję wybornych smaków. Ostro i korzennie, z łagodzącym mleczkiem kokosowym zaczęłam poznawanie indyjskich smaków.

A książka … znów jest na półeczce i pewnie nie raz jeszcze będzie moją inspiracją i smakowitym bodźcem.

Curry z kurczaka z zieloną masalą

Składniki:
3 łyżki oleju (ja dałam 2 łyżki oliwy)
1 duża cebula, drobno pokrojona
1 duży pomidor
500 g kurczaka bez skóry i kości
sól
mała puszka mleka kokosowego (ok. 140 ml)

Masala:
25 g liści kolendry
2 1/2 cm kawałek imbiru, starty
5 ząbków czosnku
6-8 małych zielonych papryczek chilli (ja dałam 1 dużą)
1 łyżeczka nasion kopru włoskiego
2,5 cm kawałek kory cynamonu
nasiona z 1 strączka kardamonu
2 goździki
8 ziaren pieprzu
1/2 łyżeczki kurkumy

Przygotowanie: Cebulę przesmażyłam na oliwie na złoty kolor. Dodałam pomidora i podsmażałam do odparowania płynu i utworzenia swoistego rodzaju pasty. Składniki masali zmiksowałam w blenderze, najpierw miksując na proszek wszystkie suche składniki, a potem dodając kolendrę, czosnek, imbir oraz papryczkę chilli. Masalę dodałam do pasty cebulowo-pomidorowej i gotowałam, aż kolor zmienił się z jasnego na ciemnozielony, a olej zaczął się oddzielać. Dodałam pokrojonego kurczaka, posoliłam do smaku i gotowałam na średnim ogniu przez 20 minut, mieszając od czasu do czasu. Gdy kurczak się ugotował, wlałam mleko kokosowe i po 1 minucie zdjęłam z ognia. Podałam z białym ryżem.

Ważne: Danie można odgrzewać, ale należy uważać by mleko się nie zwarzyło.

Źródło: Clarissa Hyman "Kuchnia Żydowska. Przepisy i opowieści z całego świata"

Smacznego.

Urodzinowa słodycz w promieniach słońca.


Rankiem czarne chmury zebrały się na niebie, deszcz kapał od niechcenia, dzień zapowiadał się smutny i ponury, gdy nagle … wczesnym przedpołudniem wyszło słońce.


Jakże mogłoby być inaczej, skoro nasza słodka Truskawkowa Ania obchodzi dziś swoje urodziny. Więc my we trójkę – mój Ukochany, ja i Oczko – rękawy podkasaliśmy i prezencik dla naszej Jubilatki zmontowaliśmy. Ja za przepis się zabrałam, chwila szukania, chwila modyfikacji i już bakalie kroiłam, jako że tym razem jedynie pomocnikiem kuchennym byłam. Szefem kuchni mój Mąż został, topiąc masło, składniki odmierzając, głowiąc się jak tutaj szczyptę odmierzyć, by na koniec śliczne kuleczki toczyć, a z nich słodkie placuszki robić. Oczko piękne kadry ujęła, z poświęceniem zdrowia na zimnym balkonie, podśpiewując radośnie pod noskiem, z aparatem wyginała się nad smakołykami.


Aż przyszła chwila, gdy za zdrowie Aneczki wznieśliśmy toast świeżym mlekiem. Sto lat Nasza Miła, szczęśliwa bądź i jaśniej nam w tym blogowym świecie jak to słoneczko co wyszło zza chmur – życzy Ci cała nasza Trójka :***

Ciasteczka Truskawkowej Ani

Składniki:
1 1/2 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki płatków owsianych
1/2 szklanki cukru (daliśmy 2/3 i to było za dużo)
1/2 łyżeczki cynamonu
szczypta goździków mielonych (lub 3 utłuczone)
szczypta kardamonu
(ode mnie szczypta soli)

3/4 szklanki stopionego masła, przestudzonego (to wychodzi niecała 200 g. kostka)
1 jajko

1 1/2 szklanki bakalii – truskawki kandyzowane, migdały, słonecznik, żurawina

Przygotowanie: Wszystkie składniki zostały wymieszane w misce, aż do uzyskania gładkiej masy. Z ciasta mój Ukochany najpierw lepił kuleczki, a potem je spłaszczał i układał na blasze wyłożonej pergaminem (wyszły 2 blachy ciasteczek). Piekliśmy* je w 170 stopniach Celsjusza przez ok. 15 minut. Studziliśmy na blasze, dając im ok. 1 godziny by stały się bardziej zwarte, gdyż od razu po wyjęciu z piekarnika są miękkie i delikatne.

Źródło inspiracji: Truskawkowa Ania

* napisałam „piekliśmy”, gdyż wszyscy kibicowaliśmy ciasteczkom, podpatrując przez szybkę i wdychając korzenne aromaty :)

Smacznego.

Grzanka i jajko na miękko … zapraszam na śniadanie.


I znów byłam elastyczna … to mało powiedziane. Dusza eksperymentatora objawiła się we mnie pełną parą. Francuski chleb wiejski jaki zaproponowała nam Ptasia kusił mnie ogromnie swoim pięknym miąższem. Uwielbiam dziurzaste chleby, lekkie i puszyste, najlepsze do jajka na miękko lub grzanek z serem grubo posmarowanych słodko-kwaśnym chutney’em. Takie właśnie śniadanko zafundowałam sobie dzisiejszego zimnego poranka. W towarzystwie kubka kawy i smakowitych zdjęć z Waszych blogów przyjemnie zaczynałam dzień.


Nie miałam jednak tak lekkiego jak większość z piekących chlebka. Ponieważ od dni kilku choroba trzyma mnie w domku, a całkowity brak mąki pszennej chlebowej nie dawał o sobie zapomnieć, musiałam poeksperymentować. Znów zamiast mąki pszennej użyłam orkiszowej, a by choć trochę dodać mu lekkości zamiast mąki pszennej razowej, użyłam graham. Ciasto jednak najpierw było okrutnie suche, a po dodaniu odrobiny płynu i odstawieniu do autolizy zrobiło się wręcz płynne, zupełnie nie nadające się do formowania. Nawet składanie ciasta mu nie pomogło. Takie jednak potknięcia nie przerażają mnie już zupełnie. Od czego w końcu są foremki. Z grubsza uformowane bochenki wylądowały w keksówkach, by po błyskawicznym wyrastaniu i pieczeniu nęcić nas swoim aromatem.

A było czym się zachwycać. Nie tak mocno dziurzaste, ale wciąż puszyste ciasto miało dzięki mieszance mąk niezwykle ciekawy smak, z pewnością jeszcze do powtórzenia. Miękka skórka, mleczna dzięki glazurze i krótkiemu pieczeniu ogromnie mi posmakowała. I tak jeden bochenek pojechał do chorej Babci, a drugi znika po kromeczce tu i tam. A jajko na miękko … jutro na śniadanie.

Francuski chleb wiejski po mojemu

Zaczyn:
40 g aktywnego płynnego zakwasu żytniego
80 g wody
80 g mąki pszennej chlebowej (ja dałam orkiszową typ 750)

Przygotowanie zaczynu: Wszystkie składniki wymieszałam, przykryłam folią i odstawiłam na 12 godzin.

Ciasto właściwe:
cały zaczyn
300 g letniej wody (ja dałam więcej o ok. 30-50 ml)
312 g mąki pszennej chlebowej (ja dałam orkiszową)
80 g mąki żytniej chlebowej
58 g mąki pszennej razowej (ja dałam graham)
1/4 – 1/8 łyżeczki drożdży instant
1 1/2 łyżeczki soli

Przygotowanie: Zaczyn zmieszałam z wodą. Mąki wymieszałam z drożdżami i oprószyłam nimi zaczyn. Wymieszałam do połączenia i odstawiłam pod przykryciem na 20 minut. Dodałam sól i wyrobiłam ciasto ręcznie. Było bardzo lejące ze względu na moje modyfikacje, powinno być bardzo lepkie, choć elastyczne. Przełożyłam do naoliwionej miski i odstawiłam przykryte folią na 1 1/2 – 2 godziny ( w między czasie 1 raz złożyłam). Gdy urosło, oprószyłam ścianki miski delikatnie mąką i złożyłam ciasto, formując bochenek (ale wciąż w misce, gdyż było zbyt lepkie i luźne). Przykryłam i odstawiłam na 1 godzinę. Po tym czasie wyłożyłam ciasto na mocno omączony blat, podzieliłam na 2 części (nie wyszły mi równe) i uformowałam owalne bochenki, które włożyłam złączeniem w dół do naoliwionych keksówek (małej i średniej). Lepiej by było jakbym włożyła je do jednej średniej keksówki, nie dzieląc na bochenki. Odstawiłam do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę. Po tym czasie posmarowałam je mlekiem i włożyłam do nagrzanego do 245 stopni Celsjusza piekarnika (hydropieczenie) i piekłam ok. 5 minut. Po tym czasie zmniejszyłam temperaturę do 230 stopni Celsjusza i piekłam ok. 20-25 minut. Wystudziłam na kratce.

Źródło: Coś niecoś u Ptasi

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia