Blogowy urlop.

Choć karuzela przygotowań do chrzcin mojej cudownej bratanicy się skończyła, a skończyła się wspaniałym przyjęciem, teraz rozpętała się burza pudeł i toreb … przeprowadzka. Wstaję rano, szybkie śniadanie, prysznic, na ręce rękawiczki „wampirki” i już chwilę później słychać tylko skłony i szuranie pudeł, gazet i zawijanych w nie delikatnych przedmiotów.
Kiedy kończę ostatnie pudło danego dnia, za oknami już ciemno, a przed oczami już tylko upragnione łóżko. W końcu pakowanie na raz dwóch mieszkań to całkiem męczące zajęcie, więc gdy przychodzi wieczór razem z mężem nim się obejrzymy wpadamy w objęcia Morfeusza.
A kiedy przeprowadzka się skończy, zacznie się remont … remont generalny … ściany i sufity zostaną przyobleczone w nowe tynki, umalowane w nowe kolory, podłogi uzyskają nowy blask, a co najważniwejsze … nowa, zupełnie nowa, w pełni wymyślona przeze mnie kuchnia.

Doczekać się już nie mogę, ale z ledwością znajduję teraz czas na pisanie. Gotowanie czy pieczenie zostało ograniczone do najważniejszych posiłków, kilku blach ciasteczek upieczonych z kochaną siostrzenicą męża i szybkich chlebów, gdyż na te sklepowe patrzeć już nie potrafimy.

Wrócę … obiecuję, że postaram się by powrót był smaczny i ładnie prezentujący się, jednak tymczasem wybieram się na blogowy urlop, by w realu zabrać się za ciężkie, choć upragnione prace.

Do zobaczenia.

Nalewek czar.


Domowy chleb, domowe ciasta, domowe obiady … czar własnoręcznie przygotowanych potraw jest nieograniczony. Zapach i smak uwodzi z każdą chwilą i już nigdzie nie smakuje nam tak wybornie, już nigdzie nie jest tak dobrze jak w domu. A może by tak rozszerzyć te dobroci? Może do domowych ciast dodać samodzielnie aromatyzowanych nalewek, może do kawy dodać kropelkę likieru, którego powstanie odbywało się na naszych oczach?


Jedno z pierwszych ciast jakie piekłam po operacji miało na celu zaspokoić moją ochotę na słodycze, ale jednak nie przesycić i nie dodać zbyt dużo kalorii. Kto miał kiedyś operację, kto leżał przez kilka miesięcy w łóżku, wie jak szybko polepszacze nastroju w postaci czekoladek czy batoników stają się ciężarem zupełnie zbytecznym. Co ma jednak zrobić taki łasuch jak ja?


Oczywiście ciasto z dodatkiem płatków owsianych. Chrupkie i lekko tylko słodkawe, jest dosyć kruche i nie tak piękne w prezencji jak smakuje, a wierzcie mi, smakuje niebiańsko. Szczególnie, gdy dodamy niezwykły dodatek w postaci owoców przez kilka miesięcy nasączanych alkoholem, swoimi smakami i aromatami przypraw, owoców z nalewki bożonarodzeniowej. W sam raz na posiedzenie przy kominku z rodziną i przyjaciółmi – czy to od święta czy to w dzień powszedni.


Za to nalewka bożonarodzeniowa to dopiero mały mój cud świąteczny. Pełna smaku, mocna, ale i to można przełamać przez picie jej z herbatą lub kawą, jak również nasączenie nią deserów. Słodka, ale bez przesady, ma bożonarodzeniowy aromat, pełen bakalii, cynamonu i goździków, a gdy dodamy jeszcze kandyzowanego imbiru, trudno będzie się oprzeć jej herbacianej barwie. Jednak dla tych co to woleliby łagodniejszy trunek, nie tak pełen procentów jak bożonarodzeniowa nalewka, dodatkowo smaki dzieciństwa przypominający sięgnąć powinni po likier kukułką zwany.


Dlaczego kukułka? Gdyż alkohol ten to połączenie wódki i mleka z cukierkami o tej nazwie właśnie. Karmelowe, w tle lekko czekoladowe, prawie niewinne jak cukiereczki, a jednak szumek lekki w głowie powstaje. Doskonale z lodami czy kawą, zimne popijane wraz z przyjaciółmi po sutym obiadku, kieliszek czy dwa doskonale zastępuje ciężkie czy wymyślne desery.


Właśnie tego dnia, gdy popijaliśmy kukułeczkę po sytym obiadku z przyjaciółmi, przypomniał mi się mój pierwszy alkoholowy trunek samodzielnie wykonany. Już kilka lat od tamtego czasu minęło, ale recepturę właśnie od tych przyjaciół dostałam. Mój pierwszy likier, słodka acz mocna porterówka, w książeczce o likierach nazwana "babskimi łzami". Coś w tej nazwie musi być, gdyż niezmiennie z kwiatami kojarzy mi się ten napitek. A przecież dostawanie kwiatów zawsze choć kropelkę łez wzruszenia wyciśnie.


A kiedy o słodyczy i o kwiatach mowa, nie można zapomnieć o lasce wanilii, właśnie z kwiatów pochodzącym pręciku i kawie, tak smakowicie aromatyzowanej przez to słodkie połączenie, tym ciekawsze, gdy dochodzi jeszcze gęsty karmel i procentów szum. Likier ten, potocznie krówką jest zwany, lub znacznie mniej ładnie podróbką baileys'a, doskonale nadaje się zarówno do picia nawet zupełnie solo, gdyż jego moc nie jest zbyt uderzająca, ale również jako dodatek do serników, brownie czy kremów wszelkiej maści również doskonale się nadaje.


Słodko Wam? Chyba usłyszałabym "niemożliwie słodko!". Nic to. Dla tych co po tylu trunkach jeszcze pod stoły nie pospadali, na ochłodę i przełamanie słodyczy jeszcze inny wyskokowy trunek proponuję.
Crema di limoncello nie tylko daje odrobinę wytchnienia od słodkości świątecznych, kawowych czy piwnych, ale i na chwilkę do Włoch nas przeniesie, gdzie posiedzieć pod drzewkami cytrynowymi możemy, poleżeć chwilkę na miękkiej trawie i delektować się kwaskowatym, kremowym likierem, mocnym ale i dającym się łatwo oswoić, gdy pity jest wraz z mlekiem lub kawą.


"
Co jednak z taką ilością soku z cytryny mam uczynić?" zadawałam sobie pytanie, gdy na podwójną ilość likieru dziesięć cytryn ze skórek obierałam. Tarta cytrynowa Ani musiała być, ale wciąż jeszcze wiele soku pozostało. Co zrobić jednak, by było lekkie, prawie jak zapowiedź lata? Oczywiście lody. Ale nie zwyczajne lody, nie sorbet nawet, a szerbet. Słodko-kwaśny syrop, przestudzony i połączony z mascarpone doskonale pasował jako uzupełnienie słodkiego i mocnego crema di limoncello. Czy to oddzielnie czy to zmiksowane razem na wyborny drink były lekkim, słodko-kwaśnym deserem.


I kolejny roczek już zaraz … za cztery godziny… od 12.05 będę na świecie od trzydziestu lat …

Jak się z tym czuję? … Uskrzydlona :-)

P.S. Majanko, dzięki za życzenia :) Jesteś drugą osobą, która złożyła mi dziś życzenia. Buziaczki gorące :***

Ciasto owsiane z owocami

Składniki:
500 g bakalii z nalewki bożonarodzeniowej, odsączonych przez noc (można użyć świeżych owoców lub namoczonych w herbacie i odsączonych suszonych)
250 g mąki pełnoziarnistej (lub zwykłej)

150 g płatków owsianych

100 g brązowego cukru
1 łyżka cynamonu (ja dałam przyprawy do piernika)
1/2 łyżeczki soli

200 g. roztopionego masła

2 jajka

Przygotowanie: Piekarnik nagrzałam do 180 stopni Celsjusza. Tortownicę (o średnicy 26 cm) nasmarowałam margaryną, wyłożyłam spód pergaminem i od zewnątrz zabezpieczyłam folią aluminiową, gdyż owoce w czasie pieczenia lubią puszczać soki. W misce wymieszałam mąkę, płatki, cukier, cynamon, sól, masło i na koniec jajka. Połowę masy wyłożyłam w tortownicy, na nią ułożyłam równomiernie bakalie, a na wierz resztę ciasta. Nie należy ugniatać ciasta zbyt mocno, gdyż wyjdzie bardzo zwarte. Piekłam przez 45 minut. Można podać z kremem angielskim lub owocowym, ale ja zwykle podaję samo, z herbatą, kawą lub – jak w tym przypadku – z nalewką bożonarodzeniową.

Źródło: Program na kuchni.tv "Julie gotuje"

Nalewka bożonarodzeniowa

Składniki:
100 g daktyli

100 g suszonych moreli

100 g suszonych śliwek

100 g wyłuskanych orzechów włoskich
100 g suszonej żurawiny

100 g rodzynek

100 g fig

50 g kandyzowanego imbiru

1 pomarańcza, sparzona i pokrojona w plastry

200 g cukru (ja dałam mniej, ok. ? szklanki brązowego)
1 l. wódki

2 laski cynamonu

4 – 5 sztuk goździków

Przygotowanie: Cukier podgrzałam z odrobiną wody (2-3 łyżki) i ok. 100 g wódki, aż trochę się rozpuścił (nie doprowadziłam do zagotowania). Po ostudzeniu dolałam resztę wódki i dokładnie rozmieszałam, by jak najwięcej rozpuścić cukru. Bakalie układałam w dużym słoju (2,2 l.) naprzemiennie w podanej powyżej kolejności, przekładając je plastrami pomarańczy. Na wierzch ułożyłam kandyzowany imbir, delikatnie w bakalie wsunęłam goździki i korę cynamonu. Zalałam wszystko osłodzoną wódką, wraz z całym również nierozpuszczonym cukrem. Odstawiłam na min. 4-6 tygodni. Po tym czasie przecedziłam nalewkę i klarowny alkohol przelałam do butelki. Owoce odcedziłam porządnie i użyłam do ciasta poniżej, a część zmiksowanych owoców użyłam do nadzienia muffinek.

Źródło: Blog Atinki "Tak sobie pichcę"

Likier kukułka

Składniki:
500 ml. mleka skondensowanego niesłodzonego

ok. 300 g cukierków kukułek

1/4 – 1/2 l. wódki (ilość zależna od gustu)

Przygotowanie: Cukierki rozpuściłam w mleku. Odstawiłam do ostudzenia. Do zupełnie zimnego mleka wlałam wódkę, wymieszałam, przelałam do butelki i schłodziłam przynajmniej przez 1 dzień. Przed podaniem wstrząsnąć.

Źródło: Blog Majanki "Majanowe pieczenie"

Porterówka vel babskie łzy

Składniki:
2 butelki portera żywiec po 0,33 l.
1 szklanka cukru (lepiej dać trochę mniej)

2-3 łyżki cukru waniliowego (ewentualnie laska wanilii)

200 ml spirytusu

Przygotowanie: Cukier, cukier waniliowy i piwo delikatnie podgrzać (nie gotować), do rozpuszczenia cukru. Należy uważać, gdyż piwo się pieni przy łączeniu z cukrem. Odstawić do ostygnięcia. Połączyć ze spirytusem, przelać do butelki, schłodzić i podawać nie wcześniej niż na drugi dzień, a lepiej po tygodniu.

Źródło: Nasi przyjaciele A i E – dzięki :-), a w książce "Nalewki, likiery i wina domowe" Małgorzaty Caprari jako Babskie łzy (które powinno leżeć ok. 6 – 12 miesięcy);

Likier krówka, czyli domowy baileys

Składniki:
1 puszka mleka skondensowanego słodzonego

4-5 łyżeczek kawy rozpuszczalnej

1 łyżka esencji waniliowej
1/2 szklanki mleka skondensowanego 4%

2 szklanki wódki (ja dałam 1 1/2 szklanki)

Przygotowanie: Puszkę z mlekiem gotowałam w garnku z wodą przez ok. 3 godziny. Odstawiłam do całkowitego (!) ostudzenia. Zimny karmel przełożyłam do miski, dodałam kawę, esencję, mleko i zmiksowałam, na koniec dodałam alkohol, zmiksowałam, przelałam do butelki. Schłodziłam porządnie przed podaniem (przynajmniej 1 dzień). Przed podaniem należy wstrząsnąć.

Likier ten można też przyrządzić gotując mleko niesłodzone skondensowane z cukrem i cukrem waniliowym (ilość do smaku), do czasu zgęstnienia. Na koniec gotowania dodaje się kawę (już bez mleka), studzi całkowicie i miesza z alkoholem (można użyć np. 200 ml. spirytusu). Schładza przez min. 1 dzień i wstrząsa przed podaniem.

Źródło: Druga wersja przygotowania likieru od A i E, a pierwsza to moja, pewnie i tak nie bardzo oryginalna intepretacja

Crema di limoncello

Składniki:
5 cytryn eko (lub sparzonych i porządnie wyszorowanych)
1/2 l. spirytusu

1 l. mleka

40-60 dag cukru (ja dałam 50 dag)

150 ml. śmietanki 36%

Przygotowanie: Cytryny obrałam obieraczką do warzyw (same żółte skórki, bez białej albedo) i wrzuciłam do słoja. Zalałam spirytusem i odstawiłam na słoneczny parapet na ok. 1 tydzień. W tym czasie codziennie wstrząsałam słojem. Po tym czasie mleko podgrzałam na małym ogniu z cukrem do całkowitego rozpuszczenia cukru. Odstawiłam do całkowitego ostudzenia. Spirytus przecedziłam, skórki wyrzuciłam. Aromatyzowany alkohol wlałam do mleka, zamieszałam, dodałam śmietankę. Przecedziłam do butelek, schłodziłam przez min. 1 dzień. Przed podaniem wstrząsnęłam.

Ważne: Jak dla mnie jest trochę za mocne do picia samo, ale z mlekiem jest doskonałe. Następnym razem zrobię z mniejszej ilości spirytusu (ok. 0,7-0,8 l. – bo ja oczywiście robiłam z podwójnej porcji ;D).

Źródło: Forum CinCin

Szerbet cytrynowy

Składniki:
200 g cukru

200 g wody

200 g soku z cytryny

skórka z 1 cytryny (pominęłam)

1 czubata łyżka serka mascarpone

Przygotowanie: W garnku zagotowałam wodę z cukrem. Zmniejszyłam ogień i gotowałam jeszcze ok. 5 minut, a kiedy płyn miał konsystencję gęstego syropu, zdjęłam garnek z ognia i odstawiłam na 15 minut. Po tym czasie dolałam sok z cytryny (i ewentualnie skórkę). Po wymieszaniu dodałam serek i dokładnie rozmieszałam. Ostrożnie (żeby się nie oparzyć) spróbowałam, czy nie jest za kwaśne. Ważne by smak był kwaskowaty, ale nie na tyle by powodował od razu skrzywienie. Przelałam płyn do naczynia (wcześniej schłodzonego już w zamrażalniku), zamknęłam i schowałam do zamrażalki. Po godzinie wyjęłam i wymieszałam widelcem, potem jeszcze dwa razy co godzinę wyjmowałam i mieszałam widelcem. Po ok. 3-4 godzinach szerbet już jest gotowy do spożycia (ewentualnie dłużej lub krócej, w zależności od temperatury zamrażalki). Można jeść sam lub podać polane sosem owocowym lub sosem na bazie crema di limone i ubitej śmietanki, z dodatkiem zmiksowanego banana.

Źródło: Jamie Oliver "Włoska wyprawa Jamiego"

Smacznego.

Weekendowa Piekarnia i pierwszy chleb.



Ostatnia Weekendowa Piekarnia prowadzona przez Margot nie mogła mi zupełnie przejść koło nosa. I nie przeszła. Jednak by znaleźć czas na wpisanie notki czy obróbkę zdjęć znacznie bardziej musiałam się już postarać w ciągu dni tak pracowicie zajętych przez rehabilitację i nagromadzenie różnych zajęć. Ale teraz z wielką radością prezentuję nie tylko wyborne wypieki, jakie zaproponowała nasza Mistrzyni, ale i pierwsze pieczywo jakie zjadła moja cudowna bratanica, Zosia.


Na kolanach u Prababci, malutki skrzat karmiony przez mamusię z wielkim entuzjazmem pałaszował kawałki skórki z weekendowej bagietki. Serce i dusza śmiały się i radowały, gdy obserwowaliśmy jak malutka dziewczynka domaga się kolejnego kawałka. Nie tylko jednak jej smakowała ta aromatyczna bułka. Pozostałym biesiadnikom również przypadł do gustu ten ciekawy wypiek. Miękki i wilgotny, choć niezbyt napuszony miąższ łączył w sobie smaki chrupkiego maku i miękkiej, słodkawej skórki pomarańczowej.


Z sałatką grecką, a raczej sałatką alla grecką, przywołującą w pamięci dni podróży poślubnej bagietka, co to bagietką nie była, gdyż upieczona w formie bułeczki została, smakowała wybornie. Świeże warzywa, coraz bardziej pełne smaków, złączone lekkim, letnim dressingiem, dopełnione słonością mięsistych oliwek i kruchej fety potrzebowały już tylko jednego … zielonej, soczystej bazylii. A gdy rozrywałam ją palcami w kuchni rozniósł się piękny zapach … lata, wakacji, spokoju i relaksu.


Pieczenia również drugiej propozycji Margot się podjęłam. Jednak tutaj mały eksperyment zastosowałam z podmianą mąk. Zamiast mąki pszennej razowej, dałam mąkę orkiszową chlebową. Uzyskałam chlebek niezwykle oryginalny w smaku i zapachu, o ciekawej glazurze, do tej pory jeszcze nie wypróbowanej, a ogromnie smacznej. Miąższ chlebka choć zwarty, ma tą zaletę, iż długo pozostaje wilgotny, trochę swoją strukturą pumpernikiel przypominający.

Oba wypieki były wyborne, oba bardzo ciekawe zarówno w smaku jak i strukturze, a jaka to przyjemność patrzeć na bliskich jak cieszą się z jedzenia domowego pieczywa, jak proszą o dokładkę.

Bagietki na zakwasie z makiem i skórką pomarańczową

Składniki:
400 g mąki pszennej białej (użyłam pół na pół Manitoby i pszennej typ. 650)
250 g mąki pszennej razowej
1 łyżka soli morskiej
1 łyżka brązowego cukru trzcinowego
350 g wody
350 g zakwasu żytniego lub pszennego

3 łyżki ziaren maku
otarta skórka z 1 pomarańczy

Przygotowanie: Wszystkie składniki połączyłam, a potem wyrabiałam ciasto ręcznie (ok. 15-20 minut), pod koniec dodając mak i skórkę pomarańczową. Ciasto włożyłam do naoliwionej miski na 3 godziny rośnięcia, składając je dwa razy (co 1 godzinę). Po tym czasie ciasto odgazowałam i podzieliłam na 2 części. Złożyłam w kształt owalnych bochenków i włożyłam do omączonych koszyków do wyrastania. Gdybym miała piec w formie bagietek, należałoby ciasto podzielić na trzy i odłożyć do rośnięcia między serwetkami lub na specjalnej formie do bagietek. Odłożyłam bochenki do rośnięcia na ok. 2 godziny (u mnie zajęło to dłużej – ok. 3 godziny). Piekarnik nagrzałam do 230 stopni Celsjusza i piekłam przez ok. 25 minut (na początku kilka razy spryskałam ścianki piekarnika wodą ze zraszacza). Studziłam na kratce.

Źródło: Kuchnia Alicji

Sałatka grecka
(wielka miska)

Składniki:
4-5 pomidorów
2 ogórki
2 papryki
1 bardzo duża czerwona cebula (lub 2 średnie)
1 sałata lodowa
1 szklanka oliwek czarnych i zielonych
1 opakowanie fety
1 doniczka bazylii

sok z 1 cytryny
dwa razy tyle oliwy co soku z cytryny
sól i pieprz cytrynowy

Przygotowanie: Warzywa pokroiłam „jak wyszło”. W misce wymieszałam z oliwkami i fetą, zrobiłam dressing energicznie mieszając w słoiku sok z cytryny i oliwę, z solą i pieprzem cytrynowym. Tuż przed dodaniem dressingu porwałam liście bazylii, polałam wszystko dressingiem (trochę zostało mi na później – ilość dostosować do gustu) i wszystko wymieszałam. Odstawiłam na kilka minut dla przegryzienia. Podałam z bagietką.

Fiński chleb JOULULEIPPA
(tradycyjny fiński chleb bożonarodzeniowy)

Ważne: ilości podane w ml!!!

Zaczyn:
1 łyżeczka 9 procentowego octu (można dać 10 % pół na pół z winnym co ma 6%, ja dałam tylko balsamiczny)
350 ml gorącej wody
400 ml mąki żytniej

Przygotowanie: Wodę zagotowałam. Odstawiłam na 5-7 minut i wlałam ocet. Wymieszałam i dodałam mąkę, dokładnie mieszając. Mieszaninę przełożyłam do miski, przykryłam folią i odstawiłam w ciepłym miejscu na 12 godzin (u mnie ok. 13 1/2 godziny).

Ciasto chlebowe:
25 ml wody
20 g świeżych drożdży
3 łyżki miodu (można mniej) (ja dałam gryczany)
1 łyżka oleju
1 łyżeczka mielonego (startego) kardamonu
1 / 2 łyżeczki cynamonu
szczypta startej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka soli
300 ml mąki żytniej razowej
300 ml mąki pszennej razowej (ostatecznie można i białej) (ja dałam orkiszową chlebową typ 1100)

Glazura:
1 łyżka wody
1 / 2 łyżki miodu
1 łyżeczka soli morskiej (grubej)

Przygotowanie: Drożdże rozczyniłam w wodzie z dodatkiem miodu i poczekałam aż się spieniły. Następnie wymieszałam wszystkie składniki i zagniotłam spoiste, choć lekko lepkie ciasto. Zostawiłam w naoliwionej misce do rośnięcia na ok. 1 godzinę. Wyjęłam i uformowałam 2 bochenki, które włożyłam do omączonych koszy na wyrastanie (co zajęło ok. 30-40 minut). Po tym czasie wyłożyłam bochenki na blachę wyłożoną pergaminem do pieczenia, posmarowałam glazurą z wody i miodu i posypałam gruboziarnista solą morską. Piekłam w temperaturze 200 stopni Celsjusza przez 45-50 minut. Studziłam na kratce.

Źródło: Kuchnia Alicji

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

Wspomnienie majówkowego pikniku.



Słońce zrobiło nam wspaniały prezent na Majówkę. A co może być lepszego dla młodych i starych niż piknik. Trzeba jednak pomyśleć nad doborem potraw, by były wygodne, smaczne również na zimno, a przede wszystkim by mała niejadka w postaci uroczej siostrzenicy mojego męża chętnie spałaszowała obiadek.

Zaczęłam jednak od … deseru. Łasuch ze mnie ogromny i wciąż wiele z dziecka we mnie siedzi, a wiem że nic tak dobrze nie przekonuje do zjedzenia obiadu, jak smakowite co nieco na podwieczorek i na deser. Głowiłam się nad pomysłami, a to zbyt słodkimi, a to zbyt sycącymi, a to zbyt brudzącymi jak na deser pałaszowany na świeżym powietrzu.


Z pomocą przyszła mi
Aga z Zapiecka i jej maślane rogale, których podobną wersję widziałam już kiedyś u Izy w jej smakowitej piekarni. Wybrałam więc mniej słodki przepis, i tak w piękny piątkowy dzień mogliśmy cieszyć brzuszki i podniebienia wybornymi, maślanymi rogalikami. Że zacytuję za Agą – „Dla mnie są absolutnie idealne. Koniec, kropka”

Deser już był, ale „Co ma być właściwym posiłkiem?” zastanawiałam się. Wiedziałam już, że najlepsza będzie powtórka ze smakowitych bułeczek, jakie dawno temu wypatrzyłam u Małgosi, a i sama piekłam je już kiedyś. Farsz jednak musiał być zupełnie inny. Proste smaki, trochę słodyczy, trochę warzyw, wszystko razem ukryte w miękkiej bułeczce o chrupkiej skórce. Jak jednak to osiągnąć?


Myślałam, że przyjdzie nam testować różne mięsne wariacje. Wydrukowałam moc przepisów, w myślach tworzyłam własne rozwiązania, a tutaj już pierwszy wybór okazał się tak doskonale trafiony. Od początku stawiałam na ulubione przez dzieci udka z kurczaka, mięso delikatne, ale i zwykle nie przesuszone. Jakie jednak dodać mu przymioty?

Trochę słoności z pewnością, odrobina kwaskowatości, zagubiona być musiała w słodyczy. I tutaj idealna okazała się nieoczekiwana para – miód akacjowy wraz z zalewą z ananasa. Imbir prawie niezauważalny przycupnął w oddali, bardziej dla dorosłych podniebień wyczuwalny, niż dziecięcego języczka.


Pozostał jeszcze wybór sposobu pieczenia. Jako farsz mięso powinno być możliwie wilgotne, by nie przesuszyło się dodatkowo w czasie pieczenia samych bułeczek. Gdybym miała podać same udka, pewnie postawiłabym na pieczone pod grillem piekarnika, o chrupkiej skórce, dodatkowo jeszcze skarmelizowanej. Ja jednak upiekłam je w torebce foliowej wraz z całą marynatą, dzięki czemu mięso było doskonale delikatne i kruche, a jednocześnie zachowało całą potrzebną wilgoć. Nawet w takiej postaci, choć może nie tak ładnie się prezentujące z pierwszymi szparagami z wody były doskonałym obiadem.

A dziś, gdy za oknem pada deszcz, ja wspominam miło piknik, piękne słońce i radosne zabawy i czekam na kolejne takie pełne słońca i śmiechu dni.

Rogale maślane

Składniki:
1/2 szklanki mleka
60 g masła

3 łyżki cukru (następnym razem dam 4-5)

2 1/4 szklanki mąki (dałam typ. 550)

2 jajka

10 g świeżych drożdży

1/4 łyżeczki soli

dżem jagodowy (lub inne nadzienia, choć może też być bez)

Przygotowanie: Zagrzałam mleko do temperatury 40-50 stopni. Odjęłam 2 łyżki do miseczki, gdzie rozkruszyłam drożdże, dodałam trochę cukru i mąki z puli. Zaczyn rozmieszałam i pod przykryciem odstawiłam. W tym czasie mleko się zagotowało. wyłączyłam je, dodałam masło i cukier i dokładnie rozpuściłam. Odstawiłam do ostygnięcia. Mąkę przesiałam do miski, dodałam przestudzone mleko z masłem i cukrem, zaczyn, jajka i sól. Wymieszałam do uzyskania miękkiego i jednorodnego ciasta. Zostawiłam na blacie na 5 minut. Po tym czasie wyrobiłam do uzyskania gładkiej i lśniącej kuli ciasta (ok. 5 minut). Ciasto włożyłam do naoliwionej miski i zostawiłam do rośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie rozwałkowałam je na koło o średnicy 32 cm, a resztę ciasta rozwałkowałam na mniejsze koło (ok. 18 cm średnicy). Podzieliłam duże koło na 8 trójkątów, a mniejsze na 6. Kładłam po łyżeczce dżemu jagodowego (należy dawać bardzo płaską łyżeczkę – ja dałam za dużo i mi wykipiało z ciasta). Przed zawinięciem posmarowałam brzegi trójkątów roztrzepanym białkiem. Zawinięte rogaliki kładłam na blachy wyłożone pergaminem i smarowałam żółtkiem roztrzepanym z mlekiem. Odstawiłam na ok. 20-30 minut do rośnięcia, przykryte ściereczką. W tym czasie nagrzałam piekarnik do 200 stopni Celsjusza. Piekłam przez 8-10 minut. Studziłam na kratce.

Źródło: Zapiecek Agi

Pieczone udka w marynacie miodowo-sojowej

Składniki:
1 1/2 kg. udek z kurczaka (wraz z biodrem, u mnie było 5 szt.)

(z ekologicznej hodowli)

50 ml. sosu sojowego
3 łyżki miodu akacjowego

sok z 1 cytryny (ok. 3 łyżki)
1 łyżeczka świeżo startego imbiru

ok. 5 łyżek zalewy z ananasa z puszki

Przygotowanie: Udka kurczaka umyłam i oczyściłam. Przekroiłam w stawie, by rozdzielić pałki i biodro. Składniki marynaty połączyłam w miseczce. Mięso włożyłam do torebek do pieczenia i wlałam marynatę. Odłożyłam mięso na ok. 1 godzinę. Po tym czasie rozgrzałam piekarnik do 200 stopni Celsjusza i piekłam udka w torbach wraz z marynatą przez ok. 40-60 minut. 1 1/2 udka podałam jako obiad dla 2 osób ze szparagami z wody, polane sosem z pieczenia kurczaka i chlebem, a resztę zużyłam na farsz do bułeczek.

Bułeczki piknikowe dla niejadka

Składniki:
ciasto jak w przepisie tutaj (ale z podwójnej porcji)

Farsz:
mięso z kurczaka jak wyżej (bez 1 1/2 udka)
kilka krążków ananasa z puszki, pokrojone w kosteczkę
papryka czerwona, pokrojona w kosteczkę

Przygotowanie: Mięso pokroiłam na małe kawałeczki, połączyłam z ananasem i papryką. Tym nadzieniem nafaszerowałam bułeczki. Przed pieczeniem posmarowałam roztrzepanym z mlekiem żółtkiem i posypałam sezamem.

Smacznego.

"Jaka ryba na obiad?"



Dawno już wpadła mi w łapki pewna broszurka, ale niestety wtedy o niej zapomniałam. Ostatnio jednak Bea przypomniała mi o niej i zainspirowała do odszukania jej w jednym z pudeł z ciekawostkami. O czym mowa? O ekologicznym poradniku WWF „Jaka ryba na obiad?”. Poza uświadamiającym wstępem, pełnym w gruncie rzeczy oczywistych, ale tak często zapominanych ostrzeżeń, dowiedziałam się z niej wiele o rybach … zagrożonych i tych którym przepołowienie nie grozi, o ich rozmiarach i występowaniu.

Książeczka dzieli sie również z czytelnikiem kilkoma ciekawostkami o niektórych wymienionych w niej rybach. I tak dowiedziałam się o zadziwiającym cyklu życiowym węgorzy, o sposobie wyczuwania ofiar przez sole, czy o łowieniu okoni „na wszystko”. Ale co ważniejsze w broszurce podane są informacje o stopniu zagrożenia przepołowieniem poszczególnych gatunków ryb. W najgorszej sytuacji są takie gatunki jak dorsz, halibut atlantycki, łosoś bałtycki niehodowlany, sola, tuńczyk błękitnopłetwy, węgorz czy krewetki tropikalne, ale również mniej mi znane gładzice, rekiny i płaszczki.

Nie o wszystkich gatunkach jednak można z całą pewnością powiedzieć o ich liczebności, a z kolei połowy jeszcze innych są bardzo szkodliwe dla środowiska (o połowie tuńczyków i zagrożeniu delfinów możecie poczytać u Bei). Do takich gatunków należą: homar norweski, krewetka z Morza Północnego, makrela, panga, plamiak, pstrąg potokowy, sieja, sielawa, tuńczyki (poza tuńczykiem błękitnopłetwym) oraz turbot. Te gatunki czasem są zagrożone tylko w niektórych akwenach (jak homar norweski, sieja czy sielawa), a czasem jak w przypadku tuńczyków ich połów zagraża nie tylko ich liczebności, ale i stanowi środowiska czy innym gatunkom, jak delfiny.

Na szczęście dla smakoszy ryb wiele gatunków jest bezpiecznych od przepołowienia, a kupowanie ich nie wiąże się z wyrzutami sumiania, że być może zjadamy ostatniego rekina czy halibuta. Gatunki nie zgarożone przepołowieniem to: czarniak, flądra, karp, łosoś hodowlany (norweski) i pacyficzny, mintaj, okoń, omułek jadalny (hodowlany), pstrąg tęczowy, sandacz z wód słodkich, szczupak, szprot czy śledź.


Nie znalazałam jednak żadnych informacji o jeszcze jednej rybie – morszczuku. A taki to właśnie obiad czas temu niedługi jedliśmy. Pełen aromatów przybliżajacych nam orientalne klimaty sos, spowijał cytrusową rybkę i chrupkie marchewki. Najbardziej jednak zachwyciło mnie połączenie kolendry i kokosa, słodyczy i ostrości, tak smacznie dopełnione przez limonkę.

Teraz kiedy zastanawiam się nad rybą na obiad, zaglądam do ściągawki i wiem już, że soli nie kupię, o sieję poproszę tylko z lokalnych łowisk, a łososia hodowlanego, szczupaka czy śledzia jeść będę z pełną przyjemnością, wypływającą nie tylko z ich wybornego smaku ale i z przekonania, że moje dzieci i wnuki też będą mogły cieszyć się ich smakiem. Dlatego gdy będziecie w sklepie czy na targu, zajrzyjcie do broszurki i zapytajcie się siebie „Jaka ryba na obiad?

Biała ryba w aromatycznym sosie

Składniki:
60 dag filetu z białej ryby (użyłam morszczuka)
1 łyżka sosu sojowego
2 limonki, sok i skórka drobno starta (skórka do sosu)
1/2 łyżeczki nasion kuminu, ugniecionych w moździerzu

1 łyżka oliwy z oliwek
1 duża cebula, drobno posiekana
3 ząbki czosnku
1/2 łyżeczki nasion kolendry, świeżo ugniecionych w moździerzu
1 duża marchewka, pokrojona w słupki
1 pomarańczowa papryka pokrojona w kostkę
1 puszkę krojonych pomidorów (400 g.)
150ml mleczka kokosowego
1 limonka, sok i skórka drobno starta
szczypta cukru brązowego
garść natki kolendry, posiekanej

sól i pieprz do smaku
natka kolendry do dekoracji

Przygotowanie: Rybę zamarynowałam w sosie sojowym i soku z limonki przez min. 1 godzinę. Po tym czasie upiekłam w specjalnej torebce foliowej przez ok. 15 minut. Można też ugotować na parze.
Cebulę zeszkliłam na oliwie. Dodałam czosnek i kolendrę wraz ze skórką z limonek (zarówno tych z marynowania ryby, jak i trzeciej, z której sok, później dodałam do sosu) i smażyłam ok. 2 minut do uwolnienia aromatów. Po tym czasie dodałam paprykę i marchewkę i przesmażyłam je przez kilka minut, aż puściły soki. Cały czas mieszałam, by nie przypalić czosnku i przypraw. Dodałam pomidory i dusiłam ok. 10 minut na wolnym ogniu. Dodałam mleko kokosowe, sok z limonki, szczyptę cukru brązowego i poddusiłam przez kilka minut. Już po wyłączeniu ognia dodałam natkę kolendry. Podałam z upieczoną w folii rybą, a na drugi dzień upieczoną rybę pokroiłam w kawałki wielkości sporego kęsa i wrzuciłam do sosu, podgrzewając całe danie. Podałam udekorowane natką kolendry ze świeżo upieczonym chlebem.

Źródło inspiracji: Blog Małgosi „Pieprz i Wanilia”

Smacznego.