Kolorowy obiad z niczego.

Czasem, jak każdy z nas, nie mam czasu na żadne dłuższe, spokojne, bardziej wyszukane gotowanie. Wpadam do domu jak po ogień, zaraz wypadam, miotam się to tu, to tam, by wyrobić się ze wszystkim co istotne … i gdy przychodzi popołudnie nagle orientuję się, że nie mam obiadu. Na szczęście w nieszczęściu prawie nigdy nie mam pustej lodówki, a to oznacza, że obiad – najprostszy z prostych – zaraz się pojawi.
 
gryczana_marchew_pietruszka_jarmuz_czerwceb_tofu_soja
 
W takie zabiegane dni lubię odpocząć choćby poprzez koloroterapię i dokładnie tym był ten jesienny, choć i doskonale pasujący do zimy czy przedwiośnia, obiad. Kaszę gryczaną wstawiłam najpierw, potem wystarczyło wyjąć z lodówki marchewki, pietrzuszki i łodygę selera naciowego. Pokrojone z grubsza w słupki szybko wylądowały w garnku wraz z sokiem z jednej wyciśniętej pomarańczy, szczyptą harisy i soli oraz odrobiną cynamonu. Korzenny, aromatyczny warzywny gulasz dusił się, kasza gryczana dogotowywała, pozostało tylko dodać jakiejś substancji temu obiadowi. Mięsa ani ryby w domu nie było, ale kostka tofu znalazła się gdzieś w tyle lodówki. Podsmażona z porwanymi listkami jarmużu, potem chwilę podduszona w korzennym, lekko orientalnym sosie i obiad gotowy. Mniej więcej w tym samym czasie co zamówienie obiadu, składu którego i tak nie poznamy.
 
pomarancz_potrawka
 
Zainspirowana tym kolorowym gotowaniem postanowiłam znów pobawić się w kolory. Kilka dni później kawałek dyni i kilka marchewek, pokrojonych w kostkę, zamieniło się w gulasz, znów o pomarańczowo-korzennym aromacie. By jeszcze bardziej pomarańczowo pokolorować talerz, wyciągnęłam z szafki soczewicę czerwoną, a substancji daniu dodał łosoś przez chwilkę zamarynowany w soku i skórce z pomarańczy, a następnie upieczony i podzielony na płatki. Całość dania dostała pazura dzięki suszonej papryczce chilli oraz świeżemu, tartemu imbirowi, a listki natki dodały smaku i przełamały kolor.
 
Jak widać, czasem można namalować obraz i zjeść obiad jednocześnie :)
 
 
Pomarańczowy gulasz korzeniowy
 
Składniki:
Kaszę gryczaną ugotowałam tak jak tutaj. Można też podać to danie z ryżem lub inną kaszą.
 
2-3 marchewki, 2-3 pietruszki obrane i pokrojone w słupki
1 łodyga selera, pokrojona w paski
1 pomarańcza, sok i skórka
harisa do smaku (u nas ok. 1/4 łyżeczki)
cynamon ok. 1/2 łyżeczki
sól
 
1 kostka tofu w całości
2 liście jarmużu, podarte na małe kawałki
olej arachidowy
 
Sos:
1 łyżka sosu sojowego
1/2 łyżeczki sosu ostrygowego
1 łyżeczka octu ryżowego
1/2 łyżeczki oleju sezamowego
1/4 łyżeczki przyprawy pięciu smaków
 
Przygotowanie: Marchewki, pietruszki i seler naciowy wrzucić do garnka wraz z sokiem i skórką z pomarańczy, harissą, cynamonem i solą. Przykryć i dusić ok. 15 minut.
Tofu w całości i jarmuż podarty na małe kawałki wrzucić na rozgrzany olej arachidowy i podsmażyć przez 2-3 minuty z każdej strony. Polać sosem po całości, jak potrzeba dodać odrobinę wody i przykryć na 5-7 minut, aż jarmuż lekko zmięknie. Podać na kaszy gryczanej i gulaszu z warzyw, tofu pokrojone w plastry, posypane jarmużem i polane sosem. Mniam!
 
Pomarańczowa potrawka
 
Składniki:
300 dag łososia
1 pomarańcza, sok i skórka
przyprawa pięć smaków
 
Kawałek dyni hokkaido (mniej więcej połowa)
2 duże marchewki
1 pomarańcza, sok i skórka
szczypta suszonego chilli
kawałek imbiru, starty na tarce
przyprawa pięć smaków
 
1 szklanka soczewicy czerwoną
 
Przygotowanie: Łososia zamarynowałam w soku i skórce z pomarańczy, opruszyłam przyprawą pięć smaków i solą. W tym czasie włączyłam piekarnik na 200 stopni. Włączyłam wodę w czajniku.
Dynię i marchewki pokroiłam w dużą kostkę i wraz z sokiem z pomarańczy, jej skórką, chilli, imbirem i przyprawą pięć smaków (do smaku, u mnie to było ok. 1/2 łyżeczki) zaczęłam dusić (łącznie ok. 30 minut). W tym momencie wypłukaną soczewicę wrzuciłam do garnka z rozgrzanym olejem, chwilę przemieszałam i zalałam ok. 1 1/2 szklanki wody. Zmniejszam gaz do średniego i po ok. 10 minutach soczewica powinna wchłonąć wodę. Solę ją, zakrywam i zdejmuję z ognia, by doszła przez ok. 10-15 minut.
W tym momencie wkładam łososia do piekarnika i piekę ok. 12-15 minut, zależnie od jego grubości. Gdy łosoś jest gotowy, wyjmuję go i widelcem dzielę na płatki. Układam na talerzu soczewicę, potrawkę z dyni i marchewki, a na to łososia podzielonego widelcem na płatki. Posypuję natką pietruszki. Szybko i smacznie :)
 
Smacznego!

Niech będzie też trochę hipstersko!

Kto by pomyślał, że coś co prawie zasługuje na miano chwastu będzie takie modne! Tak po prawdzie to ja się kiepsko znam na modzie. Nie, nie ma w tym żadnej fałszywej skromności. Po prostu nie mam czasu, aby za nią nadążać i by chcieć się nią frasować. Nie ten typ osobowości ;) Jeszcze niedawno więc patrzyłam na topinambur jak na zwykłe warzywo, niezwykłe tylko dlatego, że cieżko dostępne. A tu teraz z każdego menu restauracji, każdego programu kulinarnego topinambur wyskakuje jak pospolita pyrka. No cóż! Dla mnie to on pospolity nigdy nie będzie, bo co ja z nim przeżyłam, to moje. Ale w końcu nawet jeśli za modą nie podążam, to jeśli idzie o dobre jedzenie, to jestem gotowa na wiele.
 
20131120_topinambur_zbior
 
Dlatego też by zdobyć sadzonki topinamburu do mojego Elysium dzwoniłam i pisałam maile gdzie się da. Wcale to łatwe nie było. Wystarczyło się jednak uprzeć i 5 ślicznych doniczek przywiózł mi kurier z Pomorza. Dopiero później poskarżyłam się babeczce na bazarze ile to kosztowało mnie kupienie sadzonek, a ona na to: "pani, przecie to można takie wsadzić jak te (mówiąc to wskazała na bulwy na swoim staraganie). To na gwoździu pani wyrośnie". Kupiłam od niej doniczkę tymianku, który miał ponoć przetrwać zimę. Nie przetrwał, więc nie wiem czy rzeczywiście można wsadzić taką kupioną gdzie bądź bulwę topinamburu, ale na pewno sadzonka jednoroczna, już w drugim roku zapewni Wam wręcz klęskę urodzaju.
 
I to jaką? Tych pierwszych pięć topinamburów wsadzonych blisko domku na małej działeczce pracowniczej rozpleniło się do 12 kg cubbotto, w którym przyjeżdżają do mnie cytrusy z Sycylii. Wsadziłam więc ok 14 sztuk na grządce na obrzeżu działki o 9 metrowej długości, tworząc dodatkowo z ich wysokich kwiatów ogrodzenie od wścibskiej sąsiadki i teraz – rok w rok – muszę pilnować ich ogromnie, gdyż wyrastają i przerastają gdzie chcą, a odbijają w pierwotnym miejscu nawet po 3 latach. Taki to uparty kwiat o smakowitych bulwach.
 
No, ale o ogrodniczych zmaganiach nie będę się rozwodzić. Dość powiedzieć, że teraz radziłabym Wam znaleźć jakieś ustronne miejsce pod lasem, wsadzić tam topinambur i przychodzić z widłami wedle potrzeby, a nie martwić się, że pozarasta malutką działkę pracowniczą. I dziki się dokarmi i niebezpieczeństwo zarośnięcia niewielkiej przestrzeni odpada. Pamiętajcie tylko, że topinambur chowa swoje bulwy zazdrośnie nawet do ponad metra poniżej gruntu, więc widłami kopcie wytrwale ;)
 
SONY DSC
 
Nie ma jednak problemu, bo topinambur może być wykopywany od jesieni do wiosny, a najlepiej z pierwszym zbiorem poczekać na przymrozki, gdyż jak wiele jesienno-zimowych warzyw zyskuje wtedy na smaku. Smaku tak doskonale pasującym do innych ziemistych i słodkich połączeń. Jak w tej zapiekance, al'a gratin, z boczkiem, śmietaną i tymiankiem, chojnie posypaną po wierzchu parmezanem. Taka zapiekanka może być samodzielnym daniem albo też doskonałym dodatkiem do steku, choć w tym przypadku, ze wględu na delikatny, słodkawo-orzechowy posmak topinamburu, radziłabym raczej delikatne mięso z polędwicy. Ale jak kto woli :)
 
SONY DSC
 
Wbrew pozorom bulwa ta pasuje też doskonale do ryb. Jest doskonała jako puree, ale o wiele lepsza, gdy przywdzieje szaty placka, a rybę, w tym przypadku łososia przyobleczemy w ziemisto-korzenne smaki. Można podać ją jako elegancką przystawkę, albo po prostu na drugi dzień wyjeść resztki jakie zostaną, ciesząc się ich smakiem w czasie kreowania kolejnych dań ;)
 
Zapraszam więc na hipstersko-nie-hipsterki obiad i przystawkę, a już niedługo jeszcze jedno danie i jego wersja z udziałem topinamburu … zupka oczywiście, w końcu to zima, a zima lubi zupy ;)
 
 
Zapiekanka z topinamburu
 
Zapiekankę tą robiłam na oko, więc wybaczcie ale i takie na oko proporcje podam. Jednak bez obaw, to danie z typu wiejsko-swojsko-domowych, więc nie bójcie się w niej niczego ;)
Najpierw uśmażyłam cienko pokrojonego boczku wędzonego (ok. 8 plasterków), tak by wytopić z niego tłuszcz. Tłuszcz odlałam. Przestudziłam.
Topinamburu nakroiłam w cienkie plasterki (idealnie jest użyć do tego mandolinę, ale ja jej nie mam … jeszcze :D), układając go w naczyniu do zapiekania (moje naczynie było małe, owalne, o długości 24 cm), wypełnionym wodą z cytryną (topinambur lubi ciemnieć, więc dobrze jest trzymać go w wodzie z cytryną). Gdy miałam pewność, że wypełni naczynie jakie miałam, odlałam wodę i pozwoliłam topinamburowi odcieć. Przełożyłam go do miski, doprawiłam solą, pieprzem i polałam odrobiną tłuszczu ze smażenia boczku i dodałam boczek i ok pół szklanki śmietany, wymieszaną z dokładnie posiekanym 1 dużym ząbkiem czosnku. Wsypałam ok. łyżeczkę suszonego tymianku. W między czasie, gdzieś tak pod koniec krojenia topinamburu zaczęłam nagrzewać piekarnik do 200 stopni.
Gdy topinambur był już wymieszany z tłuszczem, śmietaną, boczkiem i przyprawami, układałam go z tym wszystkim warstwami w posmarownym masłem naczyniu do zapiekania. Zalałam resztą śmietany z miski, dociskając delikatnie dłońmi, by śmietana spłynęła między warstwy. Na wierzchu posypałam szczodrze parmezanem. Naczynie przykryłam folią aluminiową i wstawiłam do piekarnika na 30 minut. Po tym czasie topinambur był miękki (sprawdziłam nakłuwając nożem). Zdjęłam folię i włączyłam w piekarniku opcję grill. Trzymałam tak pilnując cały czas, aż się lekko zrumienił.
 
Placki topinamburowe
 
Topinamburu (ok. 1 kg) ugotowałam, przetarłam przez praskę i ostudziłam. Dodałam 4 żółtka, mąki (ok. 100 g), śmietany (ok 100 ml), sól, pieprz i dowolne przyprawy. Ja tym razem dałam, tak jak i do łososia kardamon i kolendrę zmielone na proszek. 
Smażyłam na oleju na złoto, po ok. 2-3 minuty z każdej strony.
 
Źródło inspiracji to bliny warzywne u Bei
 
Łosoś kardamonowo-kolendrowy
 
Łososia, dwie porcje po ok. 180-200 g posmarowałam oliwą, odrobiną miodu (ok. 1 łyżeczki) i sokiem z cytrynyposoliłam, doprawiłam zmielonym kardamonem i kolendą. Piekarnik nagrzałam do 210 stopni Celsjusza. Piekałam ok. 12-15 minut (czas zależy od grubości ryby). Podałam na plackach, rozdrobnione na płatki, udekorowane natką pietruszki, choć bardziej pasowałaby tu natka kolendry.
Na drugi dzień taką samą porcję łososia upiekłam i jadłam z odgrzanymi plackami na szybki lunch. Smakowało doskonale.
 
Smacznego.

Uwaga paparazzi!

 

Trochę ponad tydzień temu dzień wietrzny, ale ciepły nastrajał optymizmem do odnalezienia wiosny. Wybrałyśmy się więc z Oczkiem z aparatami pod pachą tropić wiosnę. A co wytropiłyśmy?


W oczekiwaniu na przybycie Oczka, siedząc wygodnie na dębowym blacie zajadałam granolę wymieszaną z jogurtem. Pachniało mi kardamonem, cynamonem i imbirem, słodko było od lipowego miodu i żurawin, ziemiście, czasem nawet lekko gorzkawo od nasion wszelakich. Sił to śniadanie dodało mi co nie miara, ale nawet mimo sił, mimo optymizmu wielkiego wiosny tamtego dnia wiele nie wytropiłyśmy. Pączki jeszcze niemrawe, trawa też jeszcze bardziej brązowo-szara niż zielona, tylko niebo jasne i błękitne świadczyło, że Pani Wiosna otwiera już oczy. Nawet bielutki kot sąsiadów na parapecie już usiadł, ciepełko z pierwszego tchnienia wiosny czerpiąc, na nasze szklane oczka się wystawiając.


Zmęczone ogromnie po długim spacerze, odwiedzeniu orientalnych sklepów, najpierw szybki lunch, znów siedząc na kuchennym blacie, sobie zrobiłyśmy. Kilka plastrów wytrawnego keksu, w którego neutralnym cieście skryły się smakowite marchewki i groszek, by z wyrazistych przypraw czerpać dodatkowe smaki. A potem? Potem znów polowanie. Kadr tu, kadr tam, ujęcie tak, a może inaczej.


Nic nie umykało przed naszym cykaniem. Cyk, cyk, cyk i kolejne zdjęcia zapisane w pamięci. Nie znalazłyśmy tego dnia Wiosny na dworze, to prawda. Jednak w azjatyckim sklepie udało się nam jej namiastkę zakupić. Malutka kuleczka w kubku pełnym ciepłej wody w piękny kwiat się zamieniła, uwodząc nas swoim czarem niesłychanie. I znów kolejnym zdjęciom końca nie było. Nawet siebie wzajemnie uwieczniałyśmy, śmiejąc się z nas, paparazzich.


I tak popołudnie nas zastało. Szyki więc obiadek trzeba było zrobić. Krótko upieczony łosoś, w najprostszy z prostych sosów został przyobleczony, różowy od wyśmienitego, orzeźwiającego wina, na łóżeczku z aromatycznego basmati, z pięknie zieloną sałatą w iście wiosenny obiad się przemienił. Tym razem jednak ja poległam już na polu fotograficznych bitew. Na tle toskańskiej ściany czy na balkonowym parapecie to Oczko kolejne kadry łapała, ja w tym czasie na talerze kolejne porcje obiadu układałam.


I tak z tej współpracy albumik nam się stworzył. Trochę jedzenia i trochę trunków*, trochę kotów i odrobina wiosny. A moja kicia? No cóż, Briczolla na widok paparazzich wypięła się i miała wszystko w tyle … aż do kolacji :-)

* wieczorem jeszcze obalałyśmy "superrozczarowanie" (klik na Kosę) oglądając "Ucztę Babette", film trochę może zbyt powolny w wyrazie, choć obrazki z czasu szykowania uczty ogromnie mi się spodobały.

Granola I

Składniki:
350 g płatków owsianych
180 ml. soku jabłkowego
100 g miodu lipowego
3-4 łyżki oleju
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka mielonego imbiru
duuuużo kardamonu (chyba ok. 1 łyżki)
szczypta soli
1-litrowy pojemnik nasion i bakalii: pestek słonecznika, pestek dyni, migdałów w płatkach, żurawin, orzechów włoskich, siemienia lnianego, czarnego sezamu)

Przygotowanie: Wszystkie składniki wymieszać, rozłożyć na dużej blasze na pergaminie i piec w 180 stopniach przez 40 minut, 2-3 razy mieszając wszystko w między czasie.

Źródło inspiracji: do zrobienia granoli zainspirowała mnie Truskawkowa Ania, która przepis zaczerpnęła z "Nigella Feasts". Za pierwszym razem robiłam dokładnie według jej przepisu, ale trochę mi nie pasowało to zestawienie, więc potem bardzo pozmieniałam proporcje i składniki.

Wytrawny keks z semoliny

Składniki:
165 g semoliny
125 ml jogurtu naturalnego
125 ml wody
ok. 1/2 do 1 szklanki warzyw: groszek, pokrojona fasolka szparagowa, marchewka starta na grubej tarce lub marchewki baby
2,5 cm korzenia imbiru, starty na tarce
1/4 łyżeczki kurkumy
sól do smaku (ja daję ciut mniej niż 1/2 łyżeczki)
3 łyżki oleju arachidowego

szczypta płatków suszonego chili
1 łyżeczka nasion gorczycy
1/2 łyżeczki nasion kminu
1 łyżeczka ziaren sezamu do posypania
1 łyżeczka kolendry
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

Przygotowanie: Nagrzać piekarnik do 200 stopni Celsjusza i natłuścić olejem małą formę do keksu (ja wysypuję jeszcze dno i boki do 1/2 wysokości jasnym sezamem). W dużej misce wymieszać semolinę, jogurt, wodę, warzywa, imbir, kurkumę i sól. Na patelni rozgrzać olej, dodać gorczycę, kmin, sezam, płatki chilli i kolendrę. Prażyć, często mieszając, przez 20 sekund, aż gorczyca zacznie strzelać, a kmin i sezam pachnieć. Wlać olej z nasionami do ciasta, wymieszać. Jeżeli ciasto jest za gęste, dodać odrobinę wody. Dodać sodę, wymieszać i natychmiast wlać ciasto do formy. Posypać sezamem i piec 35-40 minut. Wierzch ma być złocisty, a wyjęty z ciasta patyczek suchy. Zostawić do wystygnięcia w formie. Doskonałe samo, z jogurtem lub chutney'em.

Źródło: Program na kuchni.tv "Łatwa kuchnia indyjska"

Łosoś w różowym sosie

Składniki:
oliwa
3 duże dzwonka łososia
1 łyżka soku z cytryny
1 szalotka, drobno posiekana
100 ml. różowego wina
ok. 150 ml. śmietany
sól i kolorowy pieprz

Przygotowanie: Piekarnik nagrzać do 200 stopni Celsjusza. Naczynie do zapiekania wysmarować oliwą. Łososia umyć, ew. oczyścić, skropić oliwą, cytryną, doprawić solą i pieprzem. Najlepiej jeśli by pomarynował się tak w lodówce od 30 minut do 2-3 godzin. Piec przez ok. 8 minut. W tym czasie przygotować sos. Szalotki lekko zeszklić na oliwie, dolać wino i odparować prawie całkowicie. Dodać śmietanę, zagrzać i gotować przez kilka minut, aż zgęstnieje. Doprawić solą i kolorowym pieprzem.

Smacznego.

Kuchnia Wielkanocna 2010