Makaronikowy Klubik.


Dawno mnie tu nie było. Nie ma co rozpamiętywać. Złe było i poszło, a ja mimo jego znajduję wiele powodów do radości. Gdyż jak tu nie cieszyć się, gdy tak wiele dobrych i radosnych zdarzeń czeka nas w życiu. Może i nie zawsze potrafię w trudnej chwili cieszyć się bardziej bądź mniej mglistym przewidywaniem optymistycznej przyszłości, ale teraz już wiem, że gdy znów ciężki czas nastanie, ja ze spokojem będę czekać na …

makaroniki. Wiem, nudzę Was pewnie okrutnie, nic jednak na to nie poradzę. Uwielbiam, ubóstwiam, kocham te malutkie, smaczne i nawet jeśli odbiegające od cukierniczych standardów, dla mnie i tak piękne ciasteczka. Zabawa połączona z mistycznym wręcz skupieniem jakie panuje w kuchni w czasie ich szykowania, nie da się z niczym porównać. Może kiedyś mi przejdzie ta miłość, może … ale tymczasem bawię się w makaronikowy klubik.


Cztery kuchareczki spotkały się w moich progach – ja, Ptasia, Oczko i oczywiście nasza Mistrzyni, Fellunia. Zaczęło się od liczenia, odmierzania, blach wyciągania i niezwykłego kremu podjadania. Oczko nam pilnie wszystko swoim szklanym oczkiem dokumentowała, dlatego też teraz mogę podzielić się z Wami tym niezwykłym dniem. Dzięki Kochana :*


Potem znana już metoda. Najpierw wstępne miksowanie migdałów z cukrem pudrem, potem dokładne jego rozdrobnienie w młynku do kawy, by gładziutki proszek uzyskać. Sprzątania wiele nie było nawet mimo, że powoli się kuchenne rozkręcałyśmy, pogaduszkom się oddając, wymieniając się doświadczeniami, opiniami, czasem i zabawnymi historyjkami. Tak prawie niezauważony kawowy tant-pour-tant powstał i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z pierwszego przeoczenia. Cały cukier do migdałów został wsypany, zamiast część do ubijania białek zostawić. Nie szkodzi, powiedziała Mistrzyni, cukru można dać więcej.


Pokrzepione fachową poradą, za ubijanie białek się wzięłyśmy. Tym razem to ćwiczenie wykonała nam Ptasia, co to w dniu francuskim z zajęć makaronikowych się urwała, minus u Nauczycielki zarabiając. Szybko jednak ten minus w plus się przemienił, gdy białka wspomagane suszonym białkiem, dodatkową porcją cukru pudru ubite na sztywno zostały. Rękaw z centymetrową końcówką już czekał, dając się pięknie obfotografować. Długo jednak ta foto-sesja nie trwała. Tant-pour-tant z białkami „szybko, acz skutecznie” rozmieszany został, by w rękaw zostać przełożony i czas kształtowania rozpocząć.


Końcówka tuż przy blasze, wyciskać należy od góry trzymając rękaw, nie nakładając za dużo masy, szybko podnosząc do góry lub błyskawicznie wręcz zakręcać masą, by ogonki nie powstawały … oto procedura na idealne makaroniki. Procedura procedurą, a nasze umiejętności to już inna rzeczywistość. Tym razem Mistrzyni z tyłu się trzymała, a trzy uczennice swoje kształty uskuteczniały na blachach. Były więc najróżniejsze kapelusiki, grzybki, a nawet czapka z ogonem. Trzeba było jednak widzieć nasze skupienie, gdy trzymałyśmy rękaw pochylając się nad blachą … oj, Fellunia to niezły ubaw musiała mieć patrząc tak na nas z dystansu :-)


Gdyż i my zaśmiewałyśmy się z wyniku swoich starań, gdy spojrzałyśmy na blachy, wypełnione najróżniejszymi kształtami ciasteczek. Znów jednak nieoceniona Fella uratowała część z naszych „maszkaroników”*. Stanowcze i silne o tapczan blachą uderzanie, powtarzane raz za razem i już większość ciasteczek pięknie się rozlała, okrąglutkie kształty przyjmując. Czy znów masa była zbyt gęsta, czy to może nasze niewprawne jej wyciskanie to sprawiły? Trudno powiedzieć. Zresztą nie ma to większego znaczenia, gdyż patrząc potem na tą zapowiedź smakołyków, uśmiech malował się nam na twarzach.


Pokrzepione azjatycką zupką, jaką naprędce zrobiłam (o niej postaram się już wkrótce napisać), po oczekiwaniu na podeschnięcie, a potem po upieczeniu, za zmiksowanie kremu i odrywanie ciasteczek się wzięłyśmy. I tutaj kolejna nauka nam przyszła. By zbyt dużo miękkiego ciasta nie zostawiać na folii, ciasteczko wraz z folią unieść należy do pionu, a potem folię pod znacznym kątem odrywać. Odchodzi pięknie i bez pozostawiania słodkich resztek. Nam jednak takich resztek trochę powstało zanim wprawy nabrałyśmy. Nic to jednak. Smaczne to były błędy, wyjadane palcami, tuż przed szklanym oczkiem Oczka.


I tak koniec makaronikowej zabawy się zaczął zbliżać. Krem zabaglione z masłem zmiksowany i schłodzony trochę (stanowczo za mało) na ciasteczka nakładany był, a one jedno po drugim na talerzyku się sadowiły, by po chwili do pudełeczka i do chłodu zamrażalnika się przenieść. Chwile niecierpliwego oczekiwania umilała nam marsala, co to wcześniej do kremu została użyta, a tym razem do kieliszków złociście nalana została. Bursztynowy, wyrazisty nektar, słodki, ale i pełen smaków zachwycał nasze podniebienia.

Nic jednak nie przebije smaku własnoręcznie przygotowanych makaroników. Bardziej czy mniej kształtnych ciasteczek, wybornym kremem przełożonych, doskonałych słodkości jakie nasz mały makaronikowy klubik zmajstrował.

Dzięki Dziewczynki za smaczną zabawę :*

* Aniu, mam nadzieję, że nie obrazisz się za to pogwałcenie praw autorskich do tego przeuroczego nazewnictwa :-)

Smacznego.

  1. Tili,
    zazdroszczę Wam tych spotkań
    i tych makaroników
    może na niepogodę i j kiedyś takie zrobię..
    na uśmiech

  2. hehehe… czarno na bialym fotorelacja z makaronikowania i treaz juz nie mam zadnych pytan, tylko musze sie wziac do roboty! niestety w mej kuchni nie ma ostatnio miejsca na skupienie dzieki rozbrajajacemu Kruszynkowi… :-) podziwiam zatem u Ciebie! :-)

  3. Super że już jesteś :) A kysz wszystko co złe od Tili :)
    Wspaniała instrukcja robienia makaroników. Cudownych makaroników :)

  4. Tili ja też uwielbiam te maleństwa…choć teraz ich niestety nie mogę jeść…pozdrawiam i życzę zdrowia!

  5. No nic, tylko pozazdrościć takich wypieków! :) Domyślam się, jaką przednią miałyście zabawę. :)
    Tili, a gdzie (jeśli można zapytać) kupiłaś proszek z białek Oetkera?

  6. Jejku, ja też właśnie wczoraj i dzisiaj piekłam makaroniki jak oszalała! Napatrzyłam się na te cuda na kilku blogach i musiałam spróbować. Były trzy podejścia, z różnym skutkiem:)
    Twoje są naprawdę piękne!

    Pozdrawiam!

  7. Asiejko, tak zrób a uśmiech gwarantowany :)

    Wianuszku, no tak, z Kruszynkiem to pewnie trudno makaroniki robić, ale nic to, poczekają, Kruszynek podrośnie i może razem z nim je piec będziesz :)

    Kasiu24, dziękuję pięknie :)

    Gospodarna Kasiu, a maila może wyślesz, dasz znać kiedy masz czas to i spotkanie się zorganizuje :) A jak dzisiejsza impreza na oddziale? :)

    Kass, wiesz ja też nie powinnam makaroników wcinać, bo mój żołądek z wrzodami jakoś nie przepada za takimi słodkościami, ale co tam, dla nich mogę znieść bóle :)

    Chwilo, :)

    Małgoś, te białka to Fellunia z zamorskich krajów sprowadziła :D A tak na poważnie to chyba można je gdzieś w necie dostać, chyba w tortowni czy w jakimś takim sklepie. Ale nie ma potrzeby ich dodawać, jeśli białka będą leżały na blacie przez 3 dni. Same podeschną. Te tym razem leżały tylko coś ponad 24 godziny, dlatego dodałyśmy ten specyfik :)

    Bunciu, o makaroniki u Ciebie, zaraz podejrzę :) A że skutek różny to nic strasznego – zawsze są smaczne, nawet jak są płaskie jak berety :)))

  8. ha, a ja bym też z wielka radością z wami takie makaroniki napiekła i bardzo proszę nudzić dalej makaronikami , uwielbiam te twoje makaronikowe relacje na ,,żywo"

  9. to ja się z chęcią do takiego Makaronikowego Klubu zapiszę jesli można bo makaroniki to moje najulubieńsze ciasteczka ostatnio :)

    już mam w planach jakie zrobię następne, ale to dopiero za miesiąc :]

  10. Piękne są, wyobrażam sobie jak wyglądałyby moje niewprawe maszkaroniki gdyby mi przyszło wyciskać. Praca, praca i jeszcze raz praca a potem to już można cieszyć się rezultatami.
    przyjemnego weekendu!

  11. Gosia się postarała: etapy krok po kroku :) A ja zaraz się zabieram, aż się boję, co z tego wyjdzie…

  12. Tylko bakteria w szklanym oku mi padała, a wszystko przez futra ;))

    Dzięki dziewczynki, czekam na kolejną klubową maskaradę :)

    Było słodko :)))

    oczko od szklanego oczka ;)

  13. Tili,
    jaka znów nudna! Mi już się makaroniki m a r z ą! I chyba nawet zrobię je w przyszłym tygodniu:))

    Pozdrowienia ciepłe!

  14. Ale Wam zazdrosciłam :) Jako że nie jestem już maszkaronową dziewicą ;) czuję, ze mogłabym nawet zamieszać masę! Hi hi…

    PIękne Wam rzeczy wyszły, najfajniejsze jest to, ze tu tak można szaleć ze smakami!

    Uuuuściski, Tillosławo.

  15. A co do maszkaronów: jestem b. zadowolona, że Wam sięnazwa spodobała :)))

  16. Tili czyta się Ciebie i ogląda z wielką przyjemnością. Makaroniki przede mną, ale obserwując taką zabawę ochotę mam już ogromną.

    Pozdrawiam ciepło
    M.

  17. Tili, relacja przednia! Już sobie wyobrażam jak dobrze się bawiłyście przy robocie! Tyle się u Ciebie naczytałam o makaronikach, że w końcu muszę też spróbowac je zrobić!
    A Twoich szczęśliwych opowieści kuchennych nigdy nie mam dość:)

  18. Margot, no problemo, w takim razie już obmyślam kiedy kolejna tura makaronikowej zabawy :)

    Aklat, w takim razie zapraszam :)

    Viri, ja widzę, że Ty klubik jesteś sam w sobie – tyle makaroników napiekłaś i już planujesz kolejne! Bravo!

    Michu, nie wyobrażaj, tylko wyciskaj, a potem ciesz się i zjadaj :)

    Lady Aga, dziękuję pięknie :)

    Alinko, nie bój się, to nic strasznego, a za to wspaniała zabawa :) Trzeba im wprawdzie trochę czasu poświęcić, a potem posprzątać w kuchni, ale wysiłek jest tego wart :)

    Ptasiu, nie mogę doczekać się Twojej relacji :) Buziak ciepły i ściskam niedzielnie :***

    Oczko, hihihi, tak z bakterią to zabawnie było :) Ja tak miałam jak wczoraj zupkę z wontonami fotografowałam :))) To ja Ci dziękuję za przemiłą zabawę i tak piękne obfotografowanie, Pani Fotograf :***

    Goś, rób, rób, należy spełniać marzenia :)

    Aniu, hihihi maszkaronowa dziewica, hihihi to Ci się udało :DDD Truskaweczko, nazewnictwa masz urocze :DDD
    Buziaczek cieplutki :***

    Moniko, jak masz ogromną ochotę, to zapraszam na makaroniki, a nawet więcej, zapraszam na ich robienie :)
    Ściskam ciepło i buziaczki ślę :*

    Kasiu, ja powiem jedno – jak mus to mus – rób i chwal się swoimi :)
    Dzięki Kochana :*
    Ach, powiem Ci w sekrecie, że tęskno mi do Trójmiasta :)

  19. Tili – widać, że Wasze makaroniki pieczone pod okiem Mistrzyni. Moje kostropate z powodu braku odpowiedniego młynka. "I nie tak równiutkie, o nie!

  20. Anno, dzięki :) Makaroniki zawsze są piękne, choć młynek to rzeczywiście przydatne narzędzie. Po pierwszym pieczeniu makaroników od razu pojechałam do sklepu i kupiłam go sobie :)))

  21. Jednak nie wystarczy Wam jedna, dwie lekcje makaronikowe, chcecie wiecej? I wcale sie Ci/Wam Tili nie dziwie, to strasznie przyjemnie zrobic cos razem, popatrzec jak ktos sprytnie rekawem cukierniczym wywija :-) Po raz kolejny dzieki Ci za taka mozliwosc.
    I Mistrzynia, no jest wspaniala.
    Usciski wielkie!

  22. Basieńko, makaroników nigdy za dużo – wczoraj kolejne maszkaroniki popełniłyśmy z Oczko, a dziś zajadać je będziemy :) Tylko brak nam pilnej koleżanki, co to taką dobrą uczennicą była i notatki robiła :) Wpadaj więc szybciutko :*

    Ingo, dzięki :)

  23. Oj Tili, musze widze sprostowac i u Ciebie jak to jest z notatkami. W pewnym momencie przychodzi na czlowieka taki czas, ze lepiej zrobic notatke niz zastanawiac sie kilka minut (i tak nie byc pewnym) czy to bylo 100g czy moze 170? :D
    Buziaki, no chcialoby sie byc blizej…

  24. Basieńko, toć my wiemy, że to z wygody i zawodności pamięci najlepiej notatki pisać, ale wraz z Oczkiem każdej wymówki szukamy by Cię do nas znów ściągnąć, a jeśli bycie pilną uczennicą i Twoje notatki nam by to zapewnić miały, to tym lepiej :)
    Buziak cieplutki :***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *