O przyczynie i skutku … o pożegnaniu i powitaniu.


Dziś jest ostatni dzień lata, przed nami jesienna równonoc. Żegnam ten słoneczny i ciepły dzień próbując walczyć z łapiącym mnie przeziębieniem, a cóż jest lepszego na chorobę, jak słodycz. Nie mam jednak sił, by zwlec się z łóżka do kuchni i wyrobić te bajeczne drożdżówki, to przynajmniej powspominam ostatnie jagody tego lata.


Tarta jagodowa na pożegnanie lata była już blisko miesiąc temu, gdy kończyły się dni prawdziwie ciepłe, upalne wręcz. Siadałam wtedy na balkonie, z bliskimi mi ludźmi, popijaliśmy popołudniową kawę i rozmawialiśmy, a kawałek tarty umilał nam czas. Oczy cieszył widok słonecznych promieni wśród zieleni ziół i drzew, ciało jeszcze nie owijane kocami, a w szklance często jeszcze gościła cytrynowo-miętowa lemoniada.

Nie! Bynajmniej nie rozpaczam za latem. Lubię je, uwielbiam wręcz, ale ubóstwiam też rozkoszować się jesienią. Kasztanem w kieszeni, soczystym jabłkiem, czy miękkością swetra na ramieniu. Zaczyna się czas szarlotek, nastawiania ciasta na piernik, powideł z węgierek i dyniowe szaleństwa. U mnie to też czas tortów, gdyż duża część rodziny obchodzi w tym czasie swoje święta. Będą więc niedługo karmelowe torty, kawowe musy, ciężkie serniki i oczywiście gruszki w grzanym winie. Już rozglądam się za bakaliami i do jesiennego ciasta z migdałami i śliwkami i do zimowych pierniczków …

… lubię to przemijanie. Choć nie przepadam za pożegnaniami, z jagodami także, to lubię powitania, również jesieni.

Żegnaj więc Lato, witaj nam Jesieni!

Tarta z białym kremem i jagodami

Ciasto:
1,3 szklanki mąki
1/4 szklanki cukru (lepiej dać duuużo mniej, 2-3 łyżki wystarczą)
1/4 łyżeczki soli (lepiej dać szczyptę)
10 dag zimnego masła pokrojonego na kawałeczki
1 żółtko
ode mnie jeszcze 1 łyżeczka kardamonu

Masa:
1 szklanka maślanki
3 duże żółtka
1/2 szklanki cukru (dałam 1/2 szklanki miodu, ale to było za dużo, lepiej dać 1/4-1/3)
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka drobno startej skórki cytrynowej
5 dag stopionego i ostudzonego masła
kilka kropli ekstraktu waniliowego
1/2 łyżeczki soli (lepiej dać szczyptę)
4 łyżki mąki (dałam skrobię kukurydzianą)
ode mnie jeszcze 1 łyżeczka kardamonu i 1 łyżka wody z kwiatów kewra

2 szklanki czarnych jagód

Przygotowanie: Mąkę z cukrem, solą i kardamonem mieszam w misie miksera. Dodaję masło pokrojone na kawałeczki i 1 żółtko. Mieszam chwilkę, do uzyskania kruszonki (jeśli trzeba dolewam odrobinę – ok. 1-2 łyżki – zimnej wody lub innego zimnego płynu). Szybko zagniatam placek z ciasta i wkładam do lodówki na kilka godzin (ewentualnie jak się spieszę to do zamrażalnika na 30 minut). Potem rozwałkowuję ciasto lub – jak w tym przypadku – ścieram je na tarce o grubych oczkach, wysypuję do foremki i uklepuję na dnie i bokach. Widelcem robię malutkie dziurki w wielu miejscach, by ciasto nie wybrzuszyło się podczas pieczenia.
Wstawiam foremkę do lodówki na 30 minut i w tym czasie rozgrzewam piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Na ciasto układam pergamin, a na niego wysypuję obciążniki do pieczenia (u mnie wielokrotnie wykorzystywany do tego ryż – tylko trzeba pamiętać, by go potem ostudzić, nim się go zapakuje do pojemniczka). Piekę spód ok. 20 minut, potem zdejmuję pergamin z ryżem i dopiekam jeszcze przez 5-10 minut. Odkładam by przestudzić.
A w tym czasie robię krem. Miksuję wszystkie składniki (bez jagód) i wlewam na lekko przestudzony spód. Wrzucam opłukane i przesuszone jagody, tak by rozłożyły się równomiernie. wstawiam tartę do piekarnika (na jakiejś większej blasze, gdyby postanowiła wykipieć) na ok. 30-35 minut. Studzę w foremce i podaję z kawą. Dekoracje z cukru pudru całkowicie zbędne :-D

Źródło: Magazyn „Kuchnia”

Smacznego.

Ciasteczko na dobry dzień.

Kupiłam sobie książkę … książkę kucharską, ale jednocześnie maszynę do podróży w czasie. Pisana językiem, jaki nasi przodkowie za codzienny uważali, dziś jest fascynująca zarówno w warstwie przepisów jak i samego języka. Urzekła mnie niezwykle, a ponieważ ogromną radość znajduję w takich słownych zabawach, pomyślałam ?Czemu samej nie spróbować na trochę przenieść się w inny czas??

Tak oto powstał Kącik Kulinarny na intranetowym forum w pracy, gdzie dzielę się przepisami na Ciasteczko na Dobry Dzień. Malutkie te rarytasy zwykle w puszce czekają w biurowej szafce, by degustować je i częstować, aby uśmiech gościł nie tylko na moich ustach, ale i osób wokoło. Dziś dzielę się tymi wpisami również z Wami. Choć nie zajrzę do Was do pokoju, częstując ciasteczkiem ze świątecznej puszki, to może radości trochę Wam sprawię tym dawnym językiem. Zaczynajmy więc.

 

SONY DSC
Na czekoladowe biscotti trzy jajca ubić trza Ci z połową szklanicy miodu na jasny i puszysty krem. Do mieszaniny tej przesiej dwie takież same szklanice mąki uniwersalnej, ale dla zdrowia część zastąp pełnoziarnistą lub orkiszową, cztery niezbyt kopiaste łyżki kakao (ważne by gorzkie było, inaczej ulepek, a nie ciastka powstaną) i jedną łyżeczkę proszku do ciast wszelakich pieczenia oraz malutką szczyptą soli. A łyżką drewnianą mieszaj, bo masa raczej z tych gęstych będzie i sypnij bakalii znaczną ilość. Odważ 100 gram posiekanych orzechów np. włoskich (lub innych ulubionych), 100 gram rodzynek lub żurawin (czy innych suszonych owoców, pokrojonych na niewielkie kawałki, dobre były by tez śliwki lub morele) oraz 100 gram gorzkiej czekolady, też obowiązkowo na malutkie kawałeczki posiekanej.

SONY DSC
Mieszaj całe towarzystwo razem do zjednoczenia, a gdy to nastąpi wiesz, że czas by ręce ubrudzić. Masę czystymi dłońmi, lekko zwilżonymi dla łatwości działania, w dwa płaskie bochenki uformuj, koniecznie nie dłuższe niż stopa (ok. 25-30 cm) i nie szersze niż długość palca (ok. 4-5 cm). Na blachę pergaminem przykrytą kładź je i do pieca nagrzanego do 180 stopni wsuń. W żarze tym ma się ciasto opalać przez najmniej pół godziny. Następnie bochenki na deskę kładź i oddechu im daj z kwadrans, tymczasem żar w piecu do 160 stopni zmniejsz. Bochenki jak ciut przestygną krój ukośnie bardzo ostrym nożem (!) na ciastka o grubości malutkiego paluszka (ok. 1-1,5 cm). Ułóż je jeden obok drugiego na blasze i piecz osiem minut. Potem obróć i powtórnie na osiem minut do pieca wstawiaj.

Studź ciastka na kratce kuchennej, a wystudzonymi ciesz się przy kawie czy to w czas pracy czy w czas wolny, w towarzystwie najlepiej, ale i bez niego też wybornie smakują. W czasie, gdy po ciasteczko nikt ręki nie wyciąga, do puszki je kładź, z dala od wilgoci.

Miodowe biscotti z pieprznym pazurem czynisz podobnie jako i te czekoladowe, choć ciasto pewnikiem bardziej mokre będzie, toteż mąki więcej podczas formowania podsypiesz. Ale, ale po kolei.

SONY DSC
Najsampierw trzy duże jajca od szczęśliwych kur ubij pięknie do białości, najlepiej takim elektrycznym ustrojstwem, co to się blender nazywa chyba, że mięśnie ćwiczyć chcemy, tedy za ręczną trzepaczkę się chwytamy. Tych ćwiczeń jednak nie trza nam uskuteczniać, bo ciasteczka wielce dietetyczne są. Zatem kiedy już te jajca porządnej puszystości nabiorą (po ok. 5-7 minutach ubijania) wlewać trza nam 3/4 szklanicy miodu i słuszny chlust ekstraktu wanilii, o ubijaniu nie zapominając. Potem jeszcze minutę lub dwie całe towarzystwo zespalać, by puszystość odzyskało i już za suche ingrediencje możemy się brać.

Od przesiania zacząć trzeba dwóch i ćwierci szklanicy mąki, najlepiej uniwersalnej, ale w gruncie rzeczy każda się nada. Przeto jeśli chcemy, co by zdrowiej było, to po orkiszową można sięgnąć lub chociażby po pełnoziarnistą. Z mąką tą pytlujemy* 1 łyżeczkę proszku do pieczenia i 1/2 łyżeczkę sody. A teraz najważniejsze. Do tego przesiewania dodajemy 1, a jeszcze lepiej to 2 łyżeczki przypraw zmielonych wszelakich ? cynamonu, kardamonu. anyżku, imbiru, goździków(lub jak kto ma dużo, albo nie chce mu się mieszać samemu to przyprawy piernikowej może sypnąć) i obowiązkowo niepełną łyżeczkę świeżo zmielonego pieprzu kolorowego. Tylko niech zbyt popędliwych ręka dowolna broni by sypać kupny zmielony pieprz, bo samą gorycz dostaniemy, a pazur pożądany zniknie bezpowrotnie. Szczyptę soli też sypnąć trza dla podkreślenia słodyczy.

SONY DSC
Kiedyś już te suche materie z mokrymi połączył przy pomocy drewnianej łyżki, posiekanych moreli szklanicę i takoż posiekanych orzechów dowolnych pół szklanicy sypnąć nam trza. Bardzo akuratnie sprawdzi się tu mieszanka włoskich i migdałów, ale fantazję popuśćcie i dodajcie co Wam w duszy zagra. Tymczasem oko musimy wprawiać, bo jeśli materia naszego ciastowego ciała wciąż bardzo mokra to na stolnice sypiemy znaczną garść mąki i omączonymi palcami całe ciasto w dwa bochenki formujemy. Dobrze by przypilnować by ciasto miało płaski kształt, nie szerszy niż długość palca (ok. 5 cm), a nie dłuższy niż stopa (ok. 30 cm). Natenczas dwa te bochenki na wyłożoną pergaminem blachę kładziemy, zwilżonymi dłońmi równamy ich fakturę i do pieca w żar 180 stopni wsuwamy, na pół godziny o nim zapominając.

Gdy czas już ich minie blachę z pieca bierzemy, a w nim samym temperaturę obniżamy ku 165 stopniom zacnego pana Celsjusza, by naszym ciasteczkom miłe dla suchości, a nie spalenia warunki stworzyć. Bochenki kładziemy na deskę i ostygnąć pozwalamy im z kwadrans, ażeby potem ostrym nożem ukośnie ciąć w ciasteczka o grubości nie większej niż grubość palca nadobnej panny (1-1 1/2 cm). Ciasteczka układamy na blasze jedno obok drugiego i znowuż do pieca na chwil kilka (5-7 minut), aby potem obrócić je na drugi boczek i ponownie na chwil kilka (5-7 minut) ostawić. Dalej już tylko wystudzić na kratce je trzeba, a gdy zimne już zupełnie w słoje lub puszki pakować i trzymać … nie! Częstować i degustacji się oddawać, bynajmniej nie grzesznej, wszak to owoc naszych rąk konsumujemy ;-)

* pytlować = przesiewać

SONY DSC 
Na zakończenie tych włoskich klimatów szybkie cantucci pomarańczowe przygotujemy. Odważ do miski 400 gram mąki i 150 gram migdałów na mąkę zmiksowanych. Drugie 150 gram migdałów sypnij do miski w całości i jeszcze cukru między 130 a 200 gram odważ, zależnie jak słodkie lubisz ciasteczka. W miejsce cukru miodu pół szklanicy można wlać, ale podówczas uważać trzeba, bo ciasto może być bardziej lepkie i trochę więcej mąki wymagać. Smaku jednak lepszego zyskuje i zdrowsze będzie, więc polecam taki sposób. Teraz już tylko 1 łyżeczka proszku do ciast pieczenia, garści dwie rodzynek drobnych i 4 jajca lekko rozbite potrzebne i najważniejsze – skórka pomarańczowa z najmniej dwóch pomarańczy, a lepiej jeszcze z trzech do miski winna być dorzucona. Jeśli jeszcze pomarańczowy aromat chcemy zwiększyć, likieru pomarańczowego lub ekstraktu takowego chlust wlać.

Ciasto łyżką drewnianą wymieszać i wałek podobnie jak w biscotti uformować. pięknie Piec jednak krócej, albowiem 25 minut jedynie w 150 stopniach tylko im potrzeba, a potem na deskę wyjąć i przestudzić z kwadrans. Później w ciasteczka grubości paluszka (ok. 1 cm) ciąć nożem ostrym jak brzytwa i układać jeden obok drugiego na blasze. Wierzchy ciasteczek pędzelkiem możemy mlekiem smarować, a potem znów do 150 stopni na blisko kwadrans pieczenia. Po tym czasie obrócić ciasteczka i znowuż posmarować mlekiem. Piec jeszcze kilka minut (7-8 minut) do kwadransa i na kratce studzić. Ostudzone do słoja lub puszki wkładać i delektować się w wolnej chwili z kubkiem herbaty czy kawy. Delicje normalnie!

Dosyć o włoskich klimatach. Teraz bliższe nam, kruche ciasteczka upieczemy. Nie jedne, a dwa smaki wypróbujemy, a do tego dwie receptury na warsztat weźmiemy, by ocenić, która lepsze, smaczniejsze ciastka nam gwarantuje.

SONY DSC

Z pierwszej kruche o anyżkowo-kardamonowym aromacie, z mocnym cytrynowym akcentem smakołyki otrzymamy. Najsamprzód mąki ćwierć kilo odważ wraz z 75 gramami cukru, szczyptą soli, skórką drobno startą z cytryny i 1 łyżeczką proszku, co to ciasta piecze. Pół kostki takiej co to drzewniej była (125 gram) masła, zimnego jak lód pokrój na kawałki i z tą mączną mieszaniną na kruszonkę pięknie wyrób*. Sypnij zmielonego anyżu i kardamonu po łyżeczce, albo i więcej, jeśli chęć Cię najdzie. Jedno jajco wbij i kilka chlustów soku z cytryny dodaj, a ciasto wymieszaj li tylko, nie wyrabiaj** zanadto, bo twarde niczym skała będzie.

Potem w kształt rulonu cienkiego uformuj i w folię zawiń, by w lodówce przez najmniej godzinę (a lepiej i noc całą) odpoczęło i stężało. Kiedy twardości nabierze, wyjm je, krój cienkie (ok. 0,5 cm) krążki i na blachę wyłożoną pergaminem wykładaj. Wzorki fantazyjne można im nadać widelcem czy to innym szpikulcem, a potem w żar piekielny wstawić do 180 stopni Celsjusza, aż się lekko przyzłocą na brzegach, co pewnie od 8 do 13 minut im zajmie, zależnie jak duże ciasteczka wykroisz.

Po upieczeniu ciasteczka od razu z blachy zdejm i na kratkę kuchenną kładź by stygły, a jeśli wola Twoja i ochota taka to i lukru ukręć z soku cytrynowego i cukru w puder zmielonego, by ciasteczkom urody i smaku dodać. Zajadaj te maślane smakołyki z herbatą i dobry dzień miej.

*wyrobienie na kruszonkę to najlepiej szybkie wymieszanie mieszaniny w mikserze, zaopatrzonym w ostrza, tak by okruszki z mąki i masła otrzymać. Ten efekt można uzyskać też krojąc nożem masło na mące położone lub rozcierając szybko kawałki masła w rękach. Najważniejsze to robić to szybko, by masła nie roztopić.

** dopiero, gdy mamy już okruszki dodajemy jajko i ewentualne płynu, którym w tym przypadku jest sok z cytryny. Po dodaniu płynnych/mokrych składników i jeszcze raz szybko ciasto rozcieramy, tak by uzyskać już łączącą się masę. Masy tej nie należy wyrabiać dłużej niż 2-3 minuty, by nie roztopić masła i by nie uwalniać glutenu z mąki, bo to spowoduje, że ciasteczka zamiast kruche wyjdą twarde.

Te anyżkowo-kardamonowe specjały cytrynowe bardzo posmakowały wszystkim i nawet receptury na nie rozdawałam wszędzie wokoło. Przyznam Wam jednak, że wyborniejszy smak jednak to drugie kruche talarki miały. Tym razem były one lawendowo-rozmarynowe, akurat na koniec lata.

SONY DSC

A jak je czynić? Nic prostszego. W takiż sam sposób jak w przypadku poprzednich, mąki jedną i trzy czwarte szklanicy z blisko dwoma trzecimi szklanicy cukru pudru zmieszać trzeba i potem 140 g masła zimnego jak lód w kawałki pokrojonego dodać. Szczypta soli i po łyżeczce utartego w moździerzu rozmarynu i lawendy suszonych obojga sypnąć. Gdy kruszonkę z tych suchych materii i masła otrzymamy, klucz sukcesu tych ciasteczek dodać nam trza. Trzy żółtka z pięknych jajec i całość wymieszać, znowuż by kształtny rulon otrzymać.

Kiedy ciasto już stężeje od zimna chłodnicy przez najmniej godzinę, a lepiej jeszcze przez noc całą aplikowanego, kroić ciasto szybko, ostrym nożem trzeba i piec w 180 stopniach przez 8 do 13 minut, by lekko się tylko na brzegach zezłociło.

Potem z filiżanką herbaty, pod czujnym okiem pracowej maskotki zajadać, albo i przemiłe towarzystwo częstować w czasie chwili odpoczynku. A jeśli jeszcze w czasie pieczenia szablonu z literkami użyjemy, tedy zaglądając do puszki uśmiech na ustach pojawiać się będzie, gdy po ciasteczko z Krainy Czarów sięgniemy.

Inspiracje do ciasteczek czerpałam stąd:
Biscotti
Cantucci
Kruche zwykłe
Kruche niezwykłe

Smacznego.

Hej ho! Hej ho! Do pracy by się szło!


Praca, praca, praca … pojawiła się ostatnio i sporo czasu oraz myśli zajmuje. Nie o niej jednak pisać tutaj chciałam, a o tym, co z mego ukochanego dębowego blatu na sosnowe* biurko zanoszę. A to pudełko**, a to torebka, a to puszka … jednym słowem lunch.


Tak też teraz konstruuję nasze menu, by wciąż było smacznie, zdrowo i ładnie, ale również ?wyjściowo?. Bo praktyczność to przydatna cecha, gdy czas się skraca, a tak wiele przyjemności lub obowiązków czeka. Doskonale jest, więc gdy można lunch z obiadem połączyć, albo i jako przekąskę na spacer po pracy zabrać.


Nie zapominam także o weekendach, a wtedy o zakupach na targu, gdyż to właśnie tam najwięcej inspiracji powstaje. A to ratatuja z makaronem, a to pesto dopełnione strączkami, a to zadziwiające sałatki czy przepękla. Co? zapytacie. Tak, przepękla. Zadziwiające warzywo, w środku wypełnione błoniastą strukturą i pestkami, o miąższu miękkim i soczystym, a do tego niezwykle gorzkim. Nie udało się nam kulinarnie zaprzyjaźnić z tym wynalazkiem, choć wygląd ogromnie nam do gustu przypadł.

Takie i jeszcze wiele innych zadziwiających warzyw można kupić u mojego Pana Sałatki czy też Pana Ziółko na sobotnio-niedzielnych targach na tzw. Dołku**. Rewelacyjny zestaw sałatek, jakim ostatnio delektowaliśmy się z rybnymi dukatami i frytkami właśnie od niego pochodził ? liście chryzantemy (smakujące jak marchewka!), rzeżuchowej pietruszki, musztardowca i rukoli oraz jeszcze inne, których już nie spamiętam, wymieszane po prostu z odrobiną oliwy i octu balsamicznego stanowiły smakołyk sam w sobie.


A kiedy jeszcze doda się takiej sałatki do pudełka z wytrawnym keksem, doprawionym na indyjską modłę, zagwarantowaną mamy chwilę rozkoszy w czasie przerwy w pracy. Sam keks też najróżniejsze ingrediencje może w sobie skrywać. A to kurczak tikka masala, upieczony dzień wcześniej dopełniony strączkowymi warzywami i drobną kosteczką marchewki, aromatyzowany kolendrą, gorczycą, kurkumą i sezamem, albo i ser kozi z podduszoną na maśle cukinią, hojną garścią koperku i miękkich, słodziutkich pinioli.

Nie wystarczy tego? Dobrze, a co powiedzie na włoskie smaki ? pomidorki suszone, mozzarella i parmezan, a do tego oregano i bazylia. Jeszcze więcej potrzeba? Proszę bardzo, oto prowansalska wersja z serem brie, oliwkami i ziołami prowansalskimi, czyli tymiankiem, cząbrem, bazylią, szałwią, oregano, rozmarynem i majerankiem.

Możliwości jest wiele i wiele więcej jeszcze zapewne poznam w czasie kolejnych dni i lunchy przed ekranem monitora, a tymczasem zapraszam na kolejny smakowity pomysł na Gospodarnym Szczęściu ? rolowane kanapki, bułeczki z nadzieniem, chleby o wyrazistym smaku.

* nie, nie mam tyle szczęścia, by mieć sosnowe biurko, ale kolor właśnie takie drewno ma przypominać :-)
** o makaronach zamkniętych w pudełku napiszę jeszcze w przyszłości
*** potoczna nazwa dla bazarku ?Na Dołku? na rogu Al. KEN i ul. Płaskowickiej, który początkowo mieścił się w zagłębieniu placu. Teraz w tym zagłębieniu stoi wieżowiec, a bazarek jest tuż obok. Nazwa jednak pozostała :-)

Kurczak Tikka Masala II

Składniki:
2 piersi kurczaka

olej z canoli, tylko odrobina do posmarowania naczynia do zapiekania

sól

Marynata:
150 ml greckiego jogurtu
1 łyżka oleju z canoli
2,5 cm korzenia świeżego imbiru, drobno startego
1 ząbek czosnku, posiekany
1 łyżeczka garam masala
szczypta płatków chilli

1 łyżeczka utartych ziaren zielonego i czarnego kardamonu

1 1/2 łyżki soku z cytryny

Przygotowanie: Wszystkie składniki marynaty wymieszałam w misce. Piersi kurczaka po umyciu i oczyszczeniu, dokładnie osuszyłam i włożyłam do marynaty. Odstawiłam do lodówki na noc (lub min. 1-2 godziny). Przed pieczeniem nagrzałam piekarnik do 230 stopni Celsjusza. Naczynie do zapiekania wysmarowałam cienko olejem. Piersi z kurczaka wyjęłam z marynaty i z grubsza je z niej oczyściłam. Posoliłam z obu stron, ułożyłam w naczyniu do zapiekania i wbiłam termometr w najgrubsze miejsce. Wstawiłam do piekarnika na 10 minut, po tym czasie zmniejszyłam temperaturę do 180 stopni Celsjusza i piekłam do uzyskania ok. 77-78 stopni.
Po tym czasie wyjęłam, odstawiłam na 5 minut, pokroiłam w plastry. Podałam z ryżem, sosem pomidorowo-śmietanowym i sałatką. Resztki użyłam do wytrawnego keksu.

Inny lunchowy pomysł, z oryginalnego przepisu, to zawinięcie takiego kurczaka pokrojonego na paski w tortille razem z zielonym chutney’em i warzywami.

Źródło: Łatwa kuchnia indyjska

Wytrawny keks

Składniki:
200-250 g niesurowego mięsa lub sera (może być każdy od pleśniowych, przez żółte, od miękkich po twarde)

100-150 g suszonych pomidorów i oliwek lub pokrojonych w małe kawałeczki twardych warzyw (jak marchewka, fasolka, groszek ? ten ostatni nie jest krojony)

4 jajka
100 ml wermutu
100 ml oliwy

250 g mąki (zwykle daję mieszankę jasnej lub chlebowej z pełnoziarnistą lub orkiszową)
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
ziół i przypraw ile dusza zapragnie i jak nam podniebienie podpowie lub innych przypraw w zależności, jakie daję dodatki (orientalnie lub prowansalsko, albo tak swojsko po prostu z koperkiem)

nasiona do posypania po wierzchu (u mnie zwykle sezam jasny lub czarny albo słonecznik)

Przygotowanie: W jednej misce mieszam jajka, wermut i oliwę. W drugiej mąki z proszkiem do pieczenia, solą i przyprawami. Do sypkich dodaję dodatki jak ser/mięso, warzywa/oliwki czy pomidory suszone i mieszam. Suche dodaję do mokrych. Krótko mieszam i wlewam do wyłożonej pergaminem średniej keksówki. Piekę przez 15 minut w 220 stopniach Celsjusza, a potem przez 20-30 minut w 160 stopniach Celsjusza (do suchego patyczka). Z keksówki wyjmuję po jakiś 10 minutach. Studzę na kratce, choć zdarza mi się go podawać jeszcze ciepłego.

Wypróbowane połączenia:
– kurczak tikka masala z marchewką, zieloną fasolką i groszkiem, doprawiony kolendrą, gorczycą, sezamem i kurkumą;
– ser brie z oliwkami i ziołami prowansalskimi;
– mozzarella i parmezan z suszonymi pomidorami doprawione suszoną bazylią i oregano;

– ser kozi z podduszoną cukinią, koperkiem i piniolami

Źródło: For the body and soul

Na wyjściowy lunchyk doskonałe są także kromeczki z tego keksu, czy takie burgery (tylko sałatka osobno, bo wszystko rozmaże) :-)

Smacznego.

Co ma komiks do obiadu?

Już tłumaczę i bynajmniej nie chodzi mi o czytanie komiksów przy obiedzie. Znacie Asteriksa?

Jeśli tak, to pewnie pamiętacie Ahigieniksa. Sprzedawcę zawsze śmierdzących ryb, które przydawały się li tylko, aby tłuc rzymian i biednego Kakofoniksa. Niestety ta postać z komiksu towarzyszyła mi przez większość chwil, gdy wchodziłam do sklepów rybnych lub podchodziłam do takowych stoisk w marketach. Nieznośny zapach odstręczał od podejścia do nich, a jeśli nawet nie on jako pierwszy odrzucał, to był to z pewnością widok marnych ochłapów, przyozdabianych najróżniejszymi rekwizytami (jak sztuczne owoce czy atrapy sieci lub wodorostów), ułożone tylko chyba po to, by ukryć jak zły towar się sprzedaje. Nic jednak nie ukryje braków w jakości, gdy wyjmowałam najlepszy jak się wydawało kawałek łososia, a on powalał (bynamniej nie w sensie pozytywnym) swoim zapachem, gdy kładłam go na patelnię. Dwa razy dałam się tak nabrać w osiedlowym sklepie rybnym i powiedziałam „Koniec!


Niestety to również oznaczało koniec zajadania się moimi ulubionymi przysmakami chyba, że miałam czas by jechać do dalekiego Makro lub Almy, albo jeszcze dalszego Piotra i Pawła. Myślałam, że sytuacja pozostanie już tak beznadziejna, aż niedawno, dzięki czytelniczce mojego bloga odkryłam wspaniały sklep rybny. Świeże, wręcz doskonale filety czy całe ryby, bardzo miły i co ważniejsze uczciwy sprzedawca, który nie tylko podpowie, co do danej potrawy będzie najlepsze, ale i poradzi, w jakiej temperaturze piec i po jakim czasie wyjąć, by rozkoszować się wybornym i wilgotnym mięsem ryby. Pełnię szczęścia uzupełnia jeszcze odległość. Wystarczy krótki spacerek czy to z domu czy to z pracy i z torebką pełną smakołyków wracam, obmyślając jak wyeksponować i nie zagłuszyć wybornego, naturalnego smaku morskich przysmaków.

Przy okazji festiwalu rybnego, jaki urządziłam nam w domu, jeszcze raz mogłam zobaczyć jak to moja Briczolla za rybami wariuje. Wystarczy wyjąć rybę z lodówki, a już po chwili kicia siedzi w drzwiach i PATRZY. A wzrok ma tak wymowny, że muszę się bardzo pilnować, aby nie rzucić jej kawałeczka. Jednak już przy fotografowaniu* potrawy kicia pokazuje na całego swoje zainteresowanie i przy okazji niezadowolenie z pominięcia w rozdawaniu przysmaków. Pakuje się na blat czy stołeczek i w czasie, gdy ja łapię kadry ona przymierza się do parującej rybki. Śmiechu jest przy tym co nie miara :-)


Nie tylko jednak kicia ostatnio szalała ze szczęścia. Wiadomo, że gdy kupuje się ogromne ilości ryby, a do tego są to całe filety, z czego tylko grube części obsmażane lub pieczone w piekarniku zapełniały nam brzuszki w czasie obiadów, z pozostałych części filetów trzeba przygotować jakieś smakowite potrawy, np. rybne dukaty**. Skoro więc na stole pojawiły się w sobotnie popołudnie takie rybne kotleciki nie mogło zabraknąć jeszcze jednego … tak! frytek!

A nie ma większego ich miłośnika nad mojego męża. Od czasu dostania frytkownicy broniłam się przed jej używaniem … choć sama nie wiem dlaczego. Jakoś zakodowane stereotypy nie pozwalały rozkoszować się chrupkimi z zewnątrz i mięciutkimi w środku frytkami … a tymczasem dobrze przygotowane potrawy smażone w głębokim oleju wcale ani tłuste ani nie zdrowe być nie muszą. Wiadomo, że nie jest to dieta codzienna, ale czemu od czasu do czasu nie zrobić sobie przyjemności. W końcu w jedzeniu nie tylko o zaspokojenie głodu chodzi, ale przede wszystkim o tą rozkosz, jaką czujemy, gdy na podniebieniu i języku rozlewają się najróżniejsze smaki i o to niezwykłe ciepło, gdy patrzymy jak ukochana osoba ze szczęściem wymalowanym na twarzy delektuje się posiłkiem.

I na koniec tego worka przyjemności jeszcze mały deser, który znika szybciej niż trwa pójście po aparat. Chipsy. Dwa ziemniaczki super cienko pokrojone i na chrupko usmażone …. mmmm to dopiero była przyjemność.

Dzięki Karolino za wyborną inspirację, a czytelniczkę mojego bloga, Małgosię, która była tak wspaniała i w marcu mailowo podzieliła się sekretem istnienia tego sklepu wirtualnie ściskam i wielkie całusy przesyłam :**

* dziś też na Gospodarnym Szczęściu dowód miłości mojej kici do domowego chleba. Wie zwierzak co dobre :-)
** patrz ciekawa dyskusja o kotlecie w komentarzach u Karoliny ;-)

Sklep Frutti di Mare
ul. Dereniowa 6
Warszawa
(spacerkiem 5-10 minut od Metra Imielin).

A teraz zapraszam na przekrój rybnych propozycji:

Limonkowa ryba z limonkowym ryżem

Składniki:
Filety z okonia morskiego na 4 osoby (zwykle biorę po ok. 20 dag ryby na osobę)
sok z 2 limonek (skórka z limonek użyta do doprawienia ryżu)
1 łyżeczka sosu sojowego
olej w orzeszków ziemnych
pieprz kolorowy

Przygotowanie: Rybę zamarynowałam w soku z limonek i sosie sojowym przez min. 30 minut. Przed pieczeniem nagrzałam piekarnik do 185 stopni Celsjusza i cienko posmarowałam rybę olejem. Piekłam w naczyniu do zapiekania (wysoko w piekarniku by uzyskać efekt karmelizacji na wierzchu ryby) przez ok. 10-15 minut (czas zależny od wielkości porcji, zasadniczo ryba powinna dawać łatwo się oddzielać na płatki, ale wciąż być soczysta).

Podałam z taką szybką wariacją na temat pilawu: ryż z fasolką, dymką i skórką z limonki. Ryż (odmiana ribe, która gotuje się na sypko, ale nie za bardzo ;D) ugotowałam w podwójnej ilości wody w stosunku do objętości suchego ryżu z kawałkiem trawy cytrynowej, a na ostatnie 6 minut dorzuciłam mrożoną fasolkę, by ugotowała się z ryżem. Trzeba pilnować, czy ryż nie potrzebuje więcej wody. Potem na patelni podsmażyłam szybko białe części dymki, wrzuciłam ryż z fasolką, dodałam skórkę z limonek, zielone części dymki, sól i pieprz i odrobinę oliwy.

Maślany okoń w dwóch orientalnych wariantach

Składniki:
Filety z okonia morskiego na 4 osoby
sól i pieprz
dobre, nie! najlepsze (!) masło i odrobina oliwy

Przygotowanie: Kawałki okonia z grubszej* części filetu posoliłam i popieprzyłam. Dużą patelnię porządnie rozgrzałam i dopiero wtedy wlałam na nią łyżkę oliwy i włożyłam kawałek masła. Jak masło się rozpuściło, zmniejszyłam ogień do średniego włożyłam rybę (po 2 kawałki na raz, by za bardzo nie ostudzić patelni) i smażyłam po kilka minut z każdej strony, aż ryba była usmażona, ale soczysta. Można to wyczuć pod palcem, ale jak ktoś nie ma wprawy, to można sprawdzić widelcem czy płatki się oddzielają, a mięso ryby nie jest już przezroczyste.

Na koniec zrobiłam dwa warianty dania:
Jeden: rybę zdjęłam z patelni, wlałam kieliszek wermutu i łyżkę chutney’u z mango. Wymieszałam, zredukowałam i taki sos wlałam do przygotowanego już kuskusu, wymieszałam. Rybę ułożyłam na kuskusie w towarzystwie ugotowanej fasolki posypanej sezamem.
Drugi: osobno ugotowałam makaron soba, wymieszałam go z olejem sezamowym i posiekaną dymką. Podałam ze zwykłą sałatą, choć lepsza była by pewnie chrupka pekińska, doprawiona pieprzem.

* Cieńsze kawałki filetu (te od brzuszka) upiekłam w papilotach z wermutem, sokiem z cytryny, estragonem, solą i pieprzem przez 15 minut w 180 stopniach Celsjusza i zużyłam do kotlecików rybnych (patrz niżej).

Niestety tej maślanej rybki nie udało mi się uchwycić na zdjęciach. Raz, że w tamte dni spieszyliśmy się ogromnie z mężem do innych spraw, stąd też takie szybkie dania na obiad, a dwa, że była wtedy paskudna pogoda, deszczowo i pochmurnie, a bez dobrego oświetlenia to zdjęcia wychodziły fatalne. Jednak chociaż w piśmie nie mogłam nie utrwalić sobie w pamięci tamtych wybornych obiadów :-)

Co do źródła tego przepisu to nie ma go, albo raczej jest ich zbyt wiele by wymienić. Ryba podsmażona na maśle to sztandarowe danie francuskie, ale i w polskich starych książkach kucharskich nie raz można ją spotkać. A dodatki to już czysta fantazja.

Kotlety rybne vel dukaty

Składniki:
250 g puree ziemniaczanego (bez dodatku mleka i masła)
300 g upieczonej w wermucie i estragonie ryby (tym razem okoń morski), podzielonej na płatki
200 g wędzonego pstrąga (uwaga na ości!), podzielonego na płatki
1/2 pęczka dymki, drobno posiekanej
1 jajko, rozbełtane
sól i pieprz
mąka, 2 jajka i bułka tarta na panierkę

Przygotowanie: Wymieszałam wszystkie składniki i doprawiłam solą i pieprzem. Masę odstawiłam na 1 godzinę do lodówki, by stężała. Formowałam raczej większe kotleciki (4 większe, 3 średnio-małe), obtaczałam je w mące, potem jajku, potem bułce tartej, potem znów w jajku i znów w bułce. Odkładałam na talerz, aż przygotowałam wszystkie.
Smażyłam je w głębokim oleju we frytkownicy w 180 stopniach Celsjusza przez ok. 5 minut (aż się zbrązowiły). Na drugi i trzeci dzień odgrzewałam je w piekarniku, choć można również przez 1-2 minuty we frytkownicy (180 stopni).

Podałam je z frytkami i obłędną mieszanką sałat od rewelacyjnego Pana Sałatki, ale o nim innym razem.

Źródło: Zmysły w kuchni

Frytki

Składniki:
ziemniaki
olej słonecznikowy
sól

Przygotowanie: Ziemniaki obrałam i pokroiłam (ja wolę grubsze – chrupkie z zewnątrz, w środku jeszcze miękkie, „ziemniaczane”, a mój Ukochany woli cieńsze, przez to bardziej chrupkie i wysmażone również w środku). Potem dokładnie je umyłam w zimnej wodzie, by zmyć z nich skrobię. Odcedziłam i wysuszyłam, aż były absolutnie (!) suche (inaczej nie tylko olej będzie pryskał, ale i same frytki zamiast się smażyć, uduszą się w parze wodnej, jaka wokół nich powstanie, posklejają się i nasiąkną olejem).
Sekretem frytek jest smażenie ich dwukrotne. Raz w oleju o temperaturze 160 stopni Celsjusza przez 4-5 minut (na tym etapie można sprawdzić czy wystarczy im czasu wkładając nóż we frytkę – jeśli czubek noża wchodzi bez problemu, znaczy że mają dość). Potem należy je przekładać na ręczniki papierowe by odciekły i wystudziły się. Następnie smażymy je w 180 stopniach przez ok. 5-7 minut. Wykładamy na ręcznik papierowy, żeby odsączyć je z oleju, solimy i podajemy.

Są również inne warianty temperaturowe smażenia frytek – 120-130 stopni Celsjusza przez 7-8 minut, a potem w 175 stopniach przez 2-3 minuty lub jak u Karoliny najpierw w 190 stopniach, potem w 200-210 stopniach, choć muszę przyznać, że trochę obawiam się tak wysokich temperatur tym bardziej, że moja frytkownica teoretycznie nagrzewa się tylko do 190 stopni.

Źródło: Zmysły w kuchni

Poza w/w pozycjami, delektowaliśmy się jeszcze łososiem teriyjaki lub miso albo w takiej sezamowej otoczce albo w takiej prostej formie i w wielu modyfikacjach tego pysznego smaku – ha! niech mi ktoś powie, że ja nie lubię łososia :-)

Chipsy

Składniki:
ziemniaki
olej słonecznikowy
sól

Przygotowanie: Ziemniaki kroimy na cieniutkie plasterki (można nożem, mandoliną lub mikserem), myjemy i dokładnie suszymy. Smażymy do zezłocenia w oleju nagrzanym do 180 stopni Celsjusza przez 4-5 minut. Osuszamy na ręczniku papierowym, solimy i zajadamy jak przestygną.

Smacznego.