Już tłumaczę i bynajmniej nie chodzi mi o czytanie komiksów przy obiedzie. Znacie Asteriksa?
Jeśli tak, to pewnie pamiętacie Ahigieniksa. Sprzedawcę zawsze śmierdzących ryb, które przydawały się li tylko, aby tłuc rzymian i biednego Kakofoniksa. Niestety ta postać z komiksu towarzyszyła mi przez większość chwil, gdy wchodziłam do sklepów rybnych lub podchodziłam do takowych stoisk w marketach. Nieznośny zapach odstręczał od podejścia do nich, a jeśli nawet nie on jako pierwszy odrzucał, to był to z pewnością widok marnych ochłapów, przyozdabianych najróżniejszymi rekwizytami (jak sztuczne owoce czy atrapy sieci lub wodorostów), ułożone tylko chyba po to, by ukryć jak zły towar się sprzedaje. Nic jednak nie ukryje braków w jakości, gdy wyjmowałam najlepszy jak się wydawało kawałek łososia, a on powalał (bynamniej nie w sensie pozytywnym) swoim zapachem, gdy kładłam go na patelnię. Dwa razy dałam się tak nabrać w osiedlowym sklepie rybnym i powiedziałam „Koniec!„

Niestety to również oznaczało koniec zajadania się moimi ulubionymi przysmakami chyba, że miałam czas by jechać do dalekiego Makro lub Almy, albo jeszcze dalszego Piotra i Pawła. Myślałam, że sytuacja pozostanie już tak beznadziejna, aż niedawno, dzięki czytelniczce mojego bloga odkryłam wspaniały sklep rybny. Świeże, wręcz doskonale filety czy całe ryby, bardzo miły i co ważniejsze uczciwy sprzedawca, który nie tylko podpowie, co do danej potrawy będzie najlepsze, ale i poradzi, w jakiej temperaturze piec i po jakim czasie wyjąć, by rozkoszować się wybornym i wilgotnym mięsem ryby. Pełnię szczęścia uzupełnia jeszcze odległość. Wystarczy krótki spacerek czy to z domu czy to z pracy i z torebką pełną smakołyków wracam, obmyślając jak wyeksponować i nie zagłuszyć wybornego, naturalnego smaku morskich przysmaków.
Przy okazji festiwalu rybnego, jaki urządziłam nam w domu, jeszcze raz mogłam zobaczyć jak to moja Briczolla za rybami wariuje. Wystarczy wyjąć rybę z lodówki, a już po chwili kicia siedzi w drzwiach i PATRZY. A wzrok ma tak wymowny, że muszę się bardzo pilnować, aby nie rzucić jej kawałeczka. Jednak już przy fotografowaniu* potrawy kicia pokazuje na całego swoje zainteresowanie i przy okazji niezadowolenie z pominięcia w rozdawaniu przysmaków. Pakuje się na blat czy stołeczek i w czasie, gdy ja łapię kadry ona przymierza się do parującej rybki. Śmiechu jest przy tym co nie miara :-)

Nie tylko jednak kicia ostatnio szalała ze szczęścia. Wiadomo, że gdy kupuje się ogromne ilości ryby, a do tego są to całe filety, z czego tylko grube części obsmażane lub pieczone w piekarniku zapełniały nam brzuszki w czasie obiadów, z pozostałych części filetów trzeba przygotować jakieś smakowite potrawy, np. rybne dukaty**. Skoro więc na stole pojawiły się w sobotnie popołudnie takie rybne kotleciki nie mogło zabraknąć jeszcze jednego … tak! frytek!
A nie ma większego ich miłośnika nad mojego męża. Od czasu dostania frytkownicy broniłam się przed jej używaniem … choć sama nie wiem dlaczego. Jakoś zakodowane stereotypy nie pozwalały rozkoszować się chrupkimi z zewnątrz i mięciutkimi w środku frytkami … a tymczasem dobrze przygotowane potrawy smażone w głębokim oleju wcale ani tłuste ani nie zdrowe być nie muszą. Wiadomo, że nie jest to dieta codzienna, ale czemu od czasu do czasu nie zrobić sobie przyjemności. W końcu w jedzeniu nie tylko o zaspokojenie głodu chodzi, ale przede wszystkim o tą rozkosz, jaką czujemy, gdy na podniebieniu i języku rozlewają się najróżniejsze smaki i o to niezwykłe ciepło, gdy patrzymy jak ukochana osoba ze szczęściem wymalowanym na twarzy delektuje się posiłkiem.
I na koniec tego worka przyjemności jeszcze mały deser, który znika szybciej niż trwa pójście po aparat. Chipsy. Dwa ziemniaczki super cienko pokrojone i na chrupko usmażone …. mmmm to dopiero była przyjemność.
Dzięki Karolino za wyborną inspirację, a czytelniczkę mojego bloga, Małgosię, która była tak wspaniała i w marcu mailowo podzieliła się sekretem istnienia tego sklepu wirtualnie ściskam i wielkie całusy przesyłam :**
* dziś też na Gospodarnym Szczęściu dowód miłości mojej kici do domowego chleba. Wie zwierzak co dobre :-)
** patrz ciekawa dyskusja o kotlecie w komentarzach u Karoliny ;-)
Sklep Frutti di Mare
ul. Dereniowa 6
Warszawa
(spacerkiem 5-10 minut od Metra Imielin).
A teraz zapraszam na przekrój rybnych propozycji:
Limonkowa ryba z limonkowym ryżem
Składniki:
Filety z okonia morskiego na 4 osoby (zwykle biorę po ok. 20 dag ryby na osobę)
sok z 2 limonek (skórka z limonek użyta do doprawienia ryżu)
1 łyżeczka sosu sojowego
olej w orzeszków ziemnych
pieprz kolorowy
Przygotowanie: Rybę zamarynowałam w soku z limonek i sosie sojowym przez min. 30 minut. Przed pieczeniem nagrzałam piekarnik do 185 stopni Celsjusza i cienko posmarowałam rybę olejem. Piekłam w naczyniu do zapiekania (wysoko w piekarniku by uzyskać efekt karmelizacji na wierzchu ryby) przez ok. 10-15 minut (czas zależny od wielkości porcji, zasadniczo ryba powinna dawać łatwo się oddzielać na płatki, ale wciąż być soczysta).
Podałam z taką szybką wariacją na temat pilawu: ryż z fasolką, dymką i skórką z limonki. Ryż (odmiana ribe, która gotuje się na sypko, ale nie za bardzo ;D) ugotowałam w podwójnej ilości wody w stosunku do objętości suchego ryżu z kawałkiem trawy cytrynowej, a na ostatnie 6 minut dorzuciłam mrożoną fasolkę, by ugotowała się z ryżem. Trzeba pilnować, czy ryż nie potrzebuje więcej wody. Potem na patelni podsmażyłam szybko białe części dymki, wrzuciłam ryż z fasolką, dodałam skórkę z limonek, zielone części dymki, sól i pieprz i odrobinę oliwy.
Maślany okoń w dwóch orientalnych wariantach
Składniki:
Filety z okonia morskiego na 4 osoby
sól i pieprz
dobre, nie! najlepsze (!) masło i odrobina oliwy
Przygotowanie: Kawałki okonia z grubszej* części filetu posoliłam i popieprzyłam. Dużą patelnię porządnie rozgrzałam i dopiero wtedy wlałam na nią łyżkę oliwy i włożyłam kawałek masła. Jak masło się rozpuściło, zmniejszyłam ogień do średniego włożyłam rybę (po 2 kawałki na raz, by za bardzo nie ostudzić patelni) i smażyłam po kilka minut z każdej strony, aż ryba była usmażona, ale soczysta. Można to wyczuć pod palcem, ale jak ktoś nie ma wprawy, to można sprawdzić widelcem czy płatki się oddzielają, a mięso ryby nie jest już przezroczyste.
Na koniec zrobiłam dwa warianty dania:
Jeden: rybę zdjęłam z patelni, wlałam kieliszek wermutu i łyżkę chutney’u z mango. Wymieszałam, zredukowałam i taki sos wlałam do przygotowanego już kuskusu, wymieszałam. Rybę ułożyłam na kuskusie w towarzystwie ugotowanej fasolki posypanej sezamem.
Drugi: osobno ugotowałam makaron soba, wymieszałam go z olejem sezamowym i posiekaną dymką. Podałam ze zwykłą sałatą, choć lepsza była by pewnie chrupka pekińska, doprawiona pieprzem.
* Cieńsze kawałki filetu (te od brzuszka) upiekłam w papilotach z wermutem, sokiem z cytryny, estragonem, solą i pieprzem przez 15 minut w 180 stopniach Celsjusza i zużyłam do kotlecików rybnych (patrz niżej).
Niestety tej maślanej rybki nie udało mi się uchwycić na zdjęciach. Raz, że w tamte dni spieszyliśmy się ogromnie z mężem do innych spraw, stąd też takie szybkie dania na obiad, a dwa, że była wtedy paskudna pogoda, deszczowo i pochmurnie, a bez dobrego oświetlenia to zdjęcia wychodziły fatalne. Jednak chociaż w piśmie nie mogłam nie utrwalić sobie w pamięci tamtych wybornych obiadów :-)
Co do źródła tego przepisu to nie ma go, albo raczej jest ich zbyt wiele by wymienić. Ryba podsmażona na maśle to sztandarowe danie francuskie, ale i w polskich starych książkach kucharskich nie raz można ją spotkać. A dodatki to już czysta fantazja.
Kotlety rybne vel dukaty
Składniki:
250 g puree ziemniaczanego (bez dodatku mleka i masła)
300 g upieczonej w wermucie i estragonie ryby (tym razem okoń morski), podzielonej na płatki
200 g wędzonego pstrąga (uwaga na ości!), podzielonego na płatki
1/2 pęczka dymki, drobno posiekanej
1 jajko, rozbełtane
sól i pieprz
mąka, 2 jajka i bułka tarta na panierkę
Przygotowanie: Wymieszałam wszystkie składniki i doprawiłam solą i pieprzem. Masę odstawiłam na 1 godzinę do lodówki, by stężała. Formowałam raczej większe kotleciki (4 większe, 3 średnio-małe), obtaczałam je w mące, potem jajku, potem bułce tartej, potem znów w jajku i znów w bułce. Odkładałam na talerz, aż przygotowałam wszystkie.
Smażyłam je w głębokim oleju we frytkownicy w 180 stopniach Celsjusza przez ok. 5 minut (aż się zbrązowiły). Na drugi i trzeci dzień odgrzewałam je w piekarniku, choć można również przez 1-2 minuty we frytkownicy (180 stopni).
Podałam je z frytkami i obłędną mieszanką sałat od rewelacyjnego Pana Sałatki, ale o nim innym razem.
Źródło: Zmysły w kuchni
Frytki
Składniki:
ziemniaki
olej słonecznikowy
sól
Przygotowanie: Ziemniaki obrałam i pokroiłam (ja wolę grubsze – chrupkie z zewnątrz, w środku jeszcze miękkie, „ziemniaczane”, a mój Ukochany woli cieńsze, przez to bardziej chrupkie i wysmażone również w środku). Potem dokładnie je umyłam w zimnej wodzie, by zmyć z nich skrobię. Odcedziłam i wysuszyłam, aż były absolutnie (!) suche (inaczej nie tylko olej będzie pryskał, ale i same frytki zamiast się smażyć, uduszą się w parze wodnej, jaka wokół nich powstanie, posklejają się i nasiąkną olejem).
Sekretem frytek jest smażenie ich dwukrotne. Raz w oleju o temperaturze 160 stopni Celsjusza przez 4-5 minut (na tym etapie można sprawdzić czy wystarczy im czasu wkładając nóż we frytkę – jeśli czubek noża wchodzi bez problemu, znaczy że mają dość). Potem należy je przekładać na ręczniki papierowe by odciekły i wystudziły się. Następnie smażymy je w 180 stopniach przez ok. 5-7 minut. Wykładamy na ręcznik papierowy, żeby odsączyć je z oleju, solimy i podajemy.
Są również inne warianty temperaturowe smażenia frytek – 120-130 stopni Celsjusza przez 7-8 minut, a potem w 175 stopniach przez 2-3 minuty lub jak u Karoliny najpierw w 190 stopniach, potem w 200-210 stopniach, choć muszę przyznać, że trochę obawiam się tak wysokich temperatur tym bardziej, że moja frytkownica teoretycznie nagrzewa się tylko do 190 stopni.
Źródło: Zmysły w kuchni
Poza w/w pozycjami, delektowaliśmy się jeszcze łososiem teriyjaki lub miso albo w takiej sezamowej otoczce albo w takiej prostej formie i w wielu modyfikacjach tego pysznego smaku – ha! niech mi ktoś powie, że ja nie lubię łososia :-)
Chipsy
Składniki:
ziemniaki
olej słonecznikowy
sól
Przygotowanie: Ziemniaki kroimy na cieniutkie plasterki (można nożem, mandoliną lub mikserem), myjemy i dokładnie suszymy. Smażymy do zezłocenia w oleju nagrzanym do 180 stopni Celsjusza przez 4-5 minut. Osuszamy na ręczniku papierowym, solimy i zajadamy jak przestygną.
Smacznego.