Ściany otynkowane i pomalowane, podłogi ułożone, kartony prawie rozpakowane, choć na podłogach zalegają jeszcze pudła i pudełeczka z rozmaitymi drobiazgami i bibelotami. Przede mną jeszcze wiele drobniejszych i bardziej złożonych prac, ale to już jest DOM.
Pierwsze zapachy wanilii i pomarańczy zadomowiły się na dobre. A ciepło i miłe wrażenia jakie stworzyły, sprawiły że zapragnęłam ich więcej i więcej. Dlatego kiedy kilka dni temu zajrzałam do Majanki, a z ekranu monitora niemalże wyskoczyły do mnie apetyczne jagodzianki, nie mogłam się powstrzymać. Jakże mogłabym przejść obojętnie obok tych puchatych bułeczek, napełnionych jagodową dobrocią, gdy w czasie najcięższych prac sił dodawały mi właśnie jagodzianki z kruszonką z pobliskiej cukierni?
Pisałam już wiele razy, że nie lubię pieczywa kupnego, a ciasta i ciasteczka ze sklepów napawają mnie przerażeniem, gdy widzę na nich jaskrawe kolory ozdób, a na języku czuję tony cukru i przedziwnych, nie do wymówienia sztucznych składników. Z tymi jagodziankami jednak, popijanymi kefirem zaprzyjaźniłam się gorąco. W piekarni-cukierni „Czubak” jagodzianki były prawie tak doskonałe jak domowe, a przemiłe panie dodawały mi otuchy, gdy z wymęczoną miną przychodziłam po porcję jagodzianek na drugie śniadanie.
Prawie nie oznacza jednak, że zamierzałam zrezygnować z domowego wypieku. Więc kiedy tylko mogłam zorganizować sobie trochę czasu i sił, w moim domu znów pachniało wanilią. Chciałam by zapach ten na dobre zadomowił się w naszych ścianach, meblach, obrusach i kapach, więc wszędzie gdzie można było dodawałam waniliowe aromaty. Jeśli trzeba było dać cukier, ja dałam domowy cukier waniliowy, jeśli trzeba było dać pół łyżeczki ekstraktu, ja dałam dwie łyżki nastawionego kilka miesięcy temu ekstraktu na laskach wanilii. Cukier do jagód, oczywiście waniliowy, cukier do kruszonki, jakżeby inaczej, nie wspominając już o posłodzeniu samego ciasta drożdżowego.
Kiedy z piekarnika zaczął wydobywać się zapach, nie było miejsca w domu gdzie nie czuć by było tej egzotycznej przyprawy, a ja z niecierpliwością wpatrywałam się z brązowiejące śliczne bułeczki, ciesząc się jak dziecko nie tylko z nowego sprzętu i wreszcie porządnego piekarnika, ale i z zapowiedzi wspaniałej uczty, gdy do zapachu wanilii doszedł jeszcze aromat dobrej kawy, z której mój Ukochany wyczarował wspaniałe latte.
Na drugi dzień, zajadając jagodziankę (a raczej dwie) na śniadanie, popijając poranną inką uśmiechałam się na myśl o przyszłych – waniliowych i nie tylko – wypiekach. Dlatego teraz zapraszam na moje waniliowe szaleństwo.
Megawaniliowe jagodzianki z kruszonką
Składniki:
250 ml mleka
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii lub cukier waniliowy (ja dałam 2 łyżki domowego ekstraktu)
40 g masła
40 g drobnego cukru (ja dałam domowego cukru waniliowego)
20 g świeżych drożdży lub 7 g drożdży instant
1 jajko
450 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
margaryna bez tłuszczów trans
Nadzienie:
250 g jagód
cukier do smaku (ja dałam 2 łyżki domowego cukru waniliowego)
1 łyżka tartej bułki
Kruszonka:
50 g mąki (można dać odrobinę mniej, tak ok. 40 g)
25 g cukru (ja dałam domowy cukier waniliowy)
25 g zimnego masła
szczypta soli
Przygotowanie: Składniki kruszonki utarłam w misce, rozcierając palcami. Lekko uklepałam i włożyłam do lodówki. Drożdże zasypałam cukrem i zalałam 2-3 łyżkami ciepłego mleka. Roztarłam i odstawiłam na ok. 20 minut. W tym czasie podgrzałam resztę mleka, masło i waniliowy aromat, do czasu aż masło się roztopiło. Ostudziłam do temperatury ok. 50 stopni Celsjusza. Do mąki wsypałam sól i wymieszałam. Dodałam mleko z masłem i wanilią, wyrośnięte drożdże i jajko. Wymieszałam do uzyskania gładkiej masy i wyrobiłam ciasto, co zajęło kilka minut. Włożyłam do miski na wyrośnięcie (na ok. 1 godzinę). Blachę do pieczenia wyłożyłam papierem. Wyrośnięte ciasto wyrobiłam przez chwilę, rozwałkowałam na kształt prostokąta i pokroiłam w szerokie pasy, a następnie w mniejsze prostokąty. Miękką margaryną bez tłuszczów trans smarowałam ciasto, układałam jagody wymieszane z bułką tartą i cukrem waniliowym. Po zawinięciu w podłużne paczuszki (wyszło mi 10 o cienkim cieście i 4 o grubym), przykryłam ściereczką i odłożyłam do wyrośnięcia na ok. 30 minut. Przed pieczeniem posmarowałam jeszcze raz margaryną i posypałam wyjętą z lodówki kruszonką. Piekarnik nagrzałam do 195 stopni Celsjusza na hydropieczenie (ewentualnie 200 stopni przy zwykłym pieczeniu lub 180 stopni przy termoobiegu). Piekłam ok. 20 minut.
Źródło: Blog Majanki i Blog Liski
Smacznego.
Tili fantastyczne jagodzianki! :)) I z kruszoneczką i pełne wanilii! Super :)
Widzę,że pełnia szczęścia u Was – pięknie!:))
Sciskam:***
Życzę codziennie takich waniliowych aromatów!
Pyszne jagodzianki ,mniam mniam, aż mi się zachciało choć ja ich w tym roku kilka upiekła
Fajnie ,że już jesteś
Cóż za powrót ;)
Czy piekarnik też był objęty remontem, tzn. czy nowy? Bo ma takie lampki jak statek kosmiczny (jestem ciekawa, bo pewnie za rok będę szukała…)
Tili mega śliczne! Pięne upiekłaś jagodzianki :)) Zgadzam się z Ptasią – powrót jak ta lala :)))
I też pytam o piekarnik :) Wyglada na taki wiesz brand new :DD
Wow! Nie wiem co mnie bardziej zafascynowalo : same jagodzianki czy ten czadowy piekarnik! Chyba i jedno i drugie ;)
Majanko, ja nie mogłam zapomnieć o Twoich jagodziankach, a jak później jeszcze zrobiłam sobie blogowy rajd po jagodziankowych wpisach, to wpadłam po same uszy :)
Agato, dziękuję pięknie :)
Margot i ja się cieszę, że wróciłam :) A na jagodzianki zapraszam – z chęcią całą blachę dla Ciebie upiekę :)
Ptasiu, dzięki :) A piekarnik nowy, jak zresztą wszystko, bo i mieszkanko nowe, a raczej odnowione :) A jeśli chodzi o piekarniki i różne sprzęty agd to na razie jestem chwilową ekspertką – oczywiście póki nowe rozwiązania nie wejdą na rynek. Ja piekarnik wybierałam głównie pod kątem hydropieczenia (pieczenia z parą), do pieczenia chlebów, bułeczek i wszelkich drożdżowych wypieków. Jeśli chcesz to wyślę Ci @ z jakimś info :)
widze nowy sprzęcior ;) sesese :)
Polko, dzięki :* A co do piekarnika to muszę się przyznać, że to moje największe szaleństwo. Ogólnie staraliśmy się oszczędzać, by zbytnio nie zbankrutować, ale piekarnik musiał być tip top i mieć hydropieczenie :)
Beo, uwierz mi te jagodzianki i ich nieziemski zapach wywiałyby z głowy myśli o czymkolwiek innym :) Polecam :)
Aga, :)
nareszcie Cię tu widzę!
zmęczoną,
ale słodko waniliową :-)
jagodzianki
lubię je bardzo
Wow, jakie piękne jagodzianki z pięknego piekarnika :) Fajnie, że przeprowadzka dobiegła końca i będziesz z Nami częściej :)
Tili, jagodzianki cudne. Czytając Twoje słowa od razu widać jak wielką radość sprawił Ci powrót do kuchni. :)
A ja dopraszam się (i nie odmawiaj!) zdjęć z Twojej nowej kuchni. :) Interesuje mnie wszystko: i dębowe blaty i ujęcia całościowe, i drobiazgi też. :) Proszę! :)
Tili, ja chętnie tego @ z piekarnikiem, bo na tym przy zmianie też nie będę oszczędzać :), więc musi być przemyślany. M mnie namawiał na ten hydro, a ja nie byłam pewna…
Asiejko, witaj i Ty :) Cieszę się, że Cię widzę :)
Kasiu, oj tak, mam nadzieję, że będę się nim często cieszyć :) Dziś mi kolanko odmówiło współpracy i boli niemiłosiernie, więc chodzę po blogach i wyszukuję różne cuda do upieczenia :)))
Małgosiu, obiecuję że będą i migawki z kuchni, ale muszę usiąść nad tymi zdjęciami, żeby je jakoś sensownie wybrać, a jak pewnie wiesz wybór i oprawa zdjęć trwa dłużej niż byśmy chciały :) No przynajmniej u mnie – jakoś nigdy nie mogę zdecydować się na odpowiednie zdjęcie :)))
Ptasiu, @ już poszła. Ja też namawiam Cię na to hydropieczenie. Jak na razie sprawdza się rewelacyjnie. Jagodzianki wyszły tak puchate i wilgotne jak powinny być. I jeszcze na trzeci dzień też były świeże. Dłuzej nie wiem, bo zjedliśmy :)))
Planowałam na dziś sprawdzić jak się upieką bułeczki, ale z powodu kontuzji kolana pewnie wezmę się za nie dopiero jutro. Obiecuję zdać relacje z pieczenia bułeczek z hydropieczeniem :)
Tili, suuuuuper! :))) Ze już jesteś w nowym gniazdku, że znów pieczesz cudeńka…
I to hydropieczenie. Istna hydrozagadka! ;)
Tili, cudownie się czyta o tym całym malowaniu, odkurzaniu, meblowaniu. Aż sama miałabym ochotę na małą przeprowadzkę.
Tili fajnie że jesteś! a jagodzianki pierwsza klasa…kuchenka też:)))
Cieszę się, że już po przeprowadzce. To zawsze ekscytujące, nowe mieszkanie, nowa kuchenka hoho
Och jak pysznie, cieszę się że w końcu wróciłaś :) A takich jagodzianek z kruszonką jeszcze nie jadłam, może sie skuszę póki jagody są? ;-)
Aniu, tak, to wspaniałe móc znów oddać się swojej pasji :)
Lisko, bo przeprowadzka to wbrew pozorom wspaniała rzecz – można tak wspaniale oczyścić i przebudować swoje życie. U mnie właśnie się to tak odbyło :)
Kass, dzięki :) Już niedługo będę piec nie tylko jagodzianki, ale i chlebki :) A może będziesz znów kupować koszyki do wyrastania bochenków? :)
Gospodarna narzeczono, oj ekscytujące i to bardzo :)
Aklat, skuś się koniecznie, a ta kruszonka na jagodziankach to prawdziwy hit :) Jak pierwszy raz kupiłam taką jagodziankę to zakochałam się w nich – cienkie ciasto, dużo jagód i ta nieziemska kruszonka – im jej więcej tym lepiej :)))
tez mialam na nie ochote:)) tylko ze borowki sie juz u nas skonczyly… bu… sproboje za rok albo zima z mrozonymi:))
ps. bardzo się ciesze ze juz prwie po remoncie i ze wrocilas:)) zaglądalam często;)
Po pierwsze: strasznie podoba mi się Twój nowy piekarnik, te niebieskie światełka przypominające neony zawsze mi się podobały ;).
Po drugie: chyba kupię laski wanilii, żeby u mnie w domu też było tak ciepło i smakowicie…
Po trzecie: boskie są te jagodzianki! Perfekcyjne :)! Takie, że po 10-daniowej uczcie miałabym na nie ochotę.
Pzdr :)
Witaj, Tili! Aż żałuję, że kupiłam sobie niedawno piekarnik, Twój byłby pewnie dużo lepszy…
Liczę na fajne wypieki i zdjęcia nowej kuchni ;)
O! wróciłas nareszcie! :)))
Fajne buły :)
Nowy piekarnik widzę :))))))))))
Śliczne !
I ta kusząca kruszonka … oj zjadłoby się ! :)
Śliczne !
I ta kusząca kruszonka … oj zjadłoby się ! :)
Viridianko, jestem pewna, że i z innymi owocami doskonale smakowałyby te bułeczki :) I ja cieszę się, że już wróciłam i ogromnie cieszę się, że do mnie zaglądasz :)
Olalala, hihihi, podobają mi się Twoje punkty :) szczególnie trzeci :)
Anno, zdjęcia obiecuję jak tylko znajdę chwilkę :) Wciąż zabiegana dość jestem, ale już przynajmniej zaczęłam powoli moje kuchenne szaleństwa :)
Oczko, dzięki :) Fanie być znowu "tutaj" :)
Abbro, tak i mnie kusi jak przypominam sobie te jagodzianki :)
Tili, opuscilam sie ostatnio blogowo (glownie w czytaniu) zerkam, a Ty jestes!
Duzow wanilii w nowej kuchni Ci zycze – niech sie u Ciebie na dobre zadomowi :-)
Chcialam Ci zapytac tym samym jak robisz "dmowy ekstrakt waniliowy", cukier to robie, ale ekstrakt?
Pozdrawiam!
Witaj Basiu :))) Hihihi i ja opuściłam się ostatnio w blogowym życiu, ale powoli, powoli powracam :) Ja z remontu, a Ty z tego co się zorientowałam z wojaży wakacyjnych :) Tylko pozazdrościć :) Dzięki za życzenia :)
Ekstrakt robię w ten sposób, że 5-6 lasek wanilii (przekrojonych na pół wzdłuż) zalewam ok. 1/2 litra wódki/brandy/rumu w słoiku ze szczelnym zamknięciem. Odstawiam na minimalnie miesiąc, a najlepiej na dwa. Dobrze jest też wstrząsać nim co jakiś czas. Ogólnie technika tak jak przy nalewkach :) I waniliowe aromaty nie opuszczą Cię już nigdy :)))
Pozdrawiam.