Ale, ale … od początku. Najpierw muszę wszem i wobec oznajmić, że powstała kolejna Loża M… Loża Makaronikowa rzecz jasna :-D, a jej honorowym członkiem jest nie kto inny tylko wytrwały i zdeterminowany Mały Dżentelmen (vel Synek Lo). Było to już czas temu pewien, gdy kilka warszawskich Kuchareczek spotkało się znów w moim Szczęściu (vel kuchni), a towarzyszył nam nasz Mały Czeladnik. Kakaowe makaroniki przekładałyśmy kremem z czekolady, wymieszanym a to z drobinkami ziaren kawy a to z pomarańczową esencją. Niebo na podniebieniu!
Potem cały listopad upłyną mi pod znakiem makaronikowych szaleństw. Powoli dochodzę do wniosku, że po kilkuset makaronikach … zaczynam mieć wprawę.
Te, które tutaj widzicie to połączenie cynamonowych i pomarańczowych muszelek, przełożonych czekoladowym budyniem, aromatyzowanym wodą z kwiatów kewra. Były jednak i zielenią pyszniące się pistacjowe muszelki, kwiatowo pachnące różane piękności czy nawet bajkowo niebieskie skorupki, które różę z opowieści o Pięknej i Bestii mi przypominały. Tych nie udało mi się ładnie uwiecznić, ale zajrzyjcie do Oczka, gdyż to właśnie dla tej zwariowanej i kochanej Babeczki tort urodziny nie mógł być inny niż … makaronikowy.
A potem? Potem znów były makaroniki. Kolejne muszelki wyskakiwały z pieca, a ja notowałam spostrzeżenia. Wymyślałam połączenia smaków i kolorów, aż do przesłodzenia poznając granice makaronikowych możliwości.
Czy je poznałam? Czy one w ogóle istnieją? … Oczywiście, że nie. Wyobraźnia nie ma przecież granic :-)
Makaroniki pomarańczowo-cynamonowe
(na podstawie makaroników Felluni)
Zasada Felluni:
70 g białek – 170 g cukru pudru – 100 g migdałów
70 g białek, wysuszonych przez 3-5 dni na blacie, ubić na średnio sztywno i dodać
35 g cukru pudru i ubić na max
barwnik w proszku wmieszać (choć ja go zwykle dodaję w czasie miksowania cukru pudru z migdałami), a następnie
135 g cukru pudru, zmiksować ze 100 g migdałów blanszowanych (lub płatków migdałowych), wraz z ewentualnymi dodatkami smakowymi (w tym przypadku była to w jednej części skórka z pomarańczy, a w drugiej cynamon z kawą rozpuszczalną) najpierw w mikserze, potem w młynku do kawy, by uzyskać bardzo drobne zmielenie. Wmieszać tant-pour-tant bardzo krótko.
Przełożyć do rękawa cukierniczego, wycisnąć równe krążki na blachę wyłożoną pergaminem (lepiej matą teflonową, gdyż z niej wygodniej się odklejają makaroniki po upieczeniu). Blachą należy delikatnie, ale stanowczo uderzyć o miękką powierzchnię, najlepsze jest do tego łóżko lub tapczan, by masa równomiernie się rozłożyła, a ewentualne czubeczki pochowały. Ciasteczka można posypać czymś (np. sproszkowanymi owocami, drobno zmielonymi, lub drobno zmieloną kawą, ale nie drobinkami czekolady! ważne, by posypka w czasie pieczenia się nie roztopiła!).
Potem odkładamy blachy na ok. 30 minut, by makaroniki podeschły i utworzyła się na nich cienka skorupka (będzie można bez przyklejenia dotknąć je delikatnie palcem). Piekłam w 140 stopniach przez ok. 12-15 minut. Czas pieczenia w każdym piekarniku może być różny – nie poddawajcie się – ja dopiero po kilkunastu próbach doszłam do odpowiedniej temperatury. Nie ma to jak wytrwałość w kuchni :D
Makaroniki nie powinny się zbrązowić!
Po upieczeniu, zwykle delikatnie zdejmuję całą matę z wciąż ciepłej blachy z jeszcze przyklejonymi do niej ciasteczkami. Pozwalam im ostygnąć na macie ułożonej na kuchennej kratce i dopiero potem odklejam makaroniki w następujący sposób: unoszę delikatnie matę/pergamin i odklejam ciągnąc ją delikatnie w dół, ciasteczko trzymając w pionie. Dzięki temu nic nie zostaje przyklejone do maty.
Przestudzone makaroniki możliwie szybko należy przełożyć masą. Ja przełożyłam je czekoladowym kremem, na bazie kremu cukierniczego, czekolady i wody z kwiatów kewra. Najlepsze na drugi dzień, po kilkunastu godzinach w lodówce, szczelnie zamknięte w pudełku.
Źródło: Fellunia
Smacznego.
Niemożliwie cudowne:)
Jak smakowicie u Ciebie!
Pozdrowienia i uściski ślę!!!
Ja Ci tej pasji i uzależnienia makaronikowego bardzo zazdroszczę, Tili, wiesz? Bo ja dalej makaronikowy debiut mam przed sobą. A przecież tak wiele pyszności, tak wiele połączeń smaków mnie przez to omija… Chętnie zapisałabym się do Ciebie na warsztaty. Bo jak się uczyć, to od Mistrzów! ;)
Pozdrawiam Cię ciepło!
Ja też chcę na warsztaty, ja też!:)
Piękne są, makaroniki kocham całym sercem choć dwukrotnie się za nie zabierałam bez powodzenia. No cóż, pozostaje popatrzeć:)
Jak dobrze, że wróciłaś!!! I to jak. Z wielką pompą. Do tego mój mały-duży synek jako czeladnik. To było przemiłe i cudowne popołudnie i już się cieszę na nasze następne spotkanie. Teraz bloguj dalej i realizuj marzenia.
Jakie cudowne makaroniki – intrygujące połączenie smaków. Pyszne szaleństwo ;)
Dzięki Dziewczynki za miłe słowa :) A wszystkie, które chcą wspólnie pomakaronikować i są ze Stolicy zapraszam. Odezwijcie się na maila, a na pewno jakieś smaczne spotkanko da się zorganizować :D
No – odezwałaś się wreszcie! I to z jakim wpisem! Ja się dziś do makaroników zabieram, a tu białek brak, bo mój Małżonek szanowny wylał je przy sprzątaniu, bo mu przeszkadzały! Popatrzę tymczasem na Twoje :)
To prawda, że ćwiczenie czyni mistrza, bo Twoje makaroniki są mistrzowskie!
Wypieki makaroników jeszcze przede mną, jak na razie kupiłam sobie o nich książkę:)
Pozdrawiam!
Absolutnie wspaniałe Tili!
Smak to musiał być niebiański…Ach…
A i na warsztaty mnie zapisz koniecznie.Pod okiem Mistrzyni uczyć się to jest coś!
Tili one są idealne.
Dla mnie wzór niedościgniony.
Wspaniałości
pozdrawiam
M.
ale one piękne. idealne jak z obrazka. takie cuda to jeszcze długo przede mną;)
a spod stolicy może być? ;)
makaroniki to moja obsesja, Twoje są cudne.
Dobrze Cię znów tu zobaczyć. Pewnie, że po tylu można mieć wprawę. Ba, wydawało mi się, że już ją miałaś, jak razem robiłyśmy, a co dopiero teraz?
Nigdy nie robiłam makaroników. Ale mówię sobie, że kiedyś się zabiorę. Najbardziej fascynuje mnie możliwość kolorowania ich na przecudne kolory!
Gdyby nie to, że piszemy @ i jadamy po grecku, to pomyślałabym, że zapadłaś w sen zimowy.
A propos makaroników, ja wielbię te ala delicje – pamiętasz?
A ten tort-wielki makaron, był po prostu fantastyczny :)
buziak
Tili! Dobrze, że jesteś:) A makaroniki przepiękne – klasa najwyższa! Mam tylko jedno zastrzeżenie – czemu tylko mieszkańcy stolicy mogą się zgłaszać?! Protestuję i też chcę, choć daleko mam, że ho, ho:D Całusy serdeczne!
Cudne makaroniki !
Wyglądają bardzo profesjonalnie – jak z najlepszej cukierni :)
pozdrawiam czwartkowo
– abbra
Anno, łącę się z Tobą w bólu po stracie białek, ale nic stracone jeden czy dwa wieczory z creme brulee i zapasy już się odnawiają :)
Eweno, dzięki piękne :)
Amber, zapraszam, ale słowo daję do Mistrzyni to mi daleko – wciąż walczę z wyczuciem konsystencji ciasta, by nie było czubeczków :)
Moniś, dzięki :*
Jswm, ja zapraszam i z antypodów, tylko z dojazdem może być problem. Naprawdę goroąco zapraszam, jak będziesz miała chwilkę. Co jakiś czas spotykamy się w blogowym gronie by coś upichcić, poplotkować :) Im nas więcej tym weselej :D
Ptasiu, dzięki Kochana :) I ja się cieszę, że znów piszę :)
Atrio, w takim razie następne białka koniecznie w makaroniki przemień – to nie takie trudne, by wyszły przyzwoite, a szlifowanie tej umiejętności to smakołyk :)
Oczko, no ja wiem, ze zniknęło mi się na trochę, ale już będę tu na stałe :) Buziak :*
Anno-Mariu, w takim razie jak będziesz miała chwilkę by do Warszawy wyskoczyć, daj znać :)
Abbro, dzięki :)
Ten gęsty krem czekoladowy wygląda cudownie :) i to zestawienie makaronikowych smaków!
Wiesz, Piaseczno to znowu nie takie antypody :D
Turlaczku, muszę się przyznać, że zakochałam sie w tym kremie. Jego trochę lżejszą wersję robię też do tortów, nadziewania ptysi czy po prostu jako krem do zajadania łyżeczką :)
Jswm, odezwij się na maila, to może się uda jakoś spotkać wkrótce :)
Podziwiam Tili i Twe makaroniki i Twa pasje!
Wiesz, zaraz musze odgrzebac Twoj przepis na ziemniaczki balsamico – ostatnio sobie je przypomnialam i na nie zachorowalam :DD
Basieńko, dzięki Kochana :) A wiesz, dobrze że mi przypomniałaś tamte ziemniaczki. Dawno już ich nie jadłam :)
I zrobilam ziemniaczki – Magda, dzieki wielkie za przepis, Jamiego b. lubie ale chyba w zyciu bym nie znalazla tego przeisu, utknelam na Naked Chef 2 :))
Pozdrowienia Ci sle!
Basieńko, o tak, to płodny szef :) Ale bardzo smakowite ma przepisy :)