Dziś stanęłam. Gorzej! Od połowy dnia położyłam się obłożona książkami i leżałam na wpół martwa, a nie zdarza mi się to nawet w czasie większości chorób i przeziębień. Pasztet sojowy wprawdzie zrobiony, picadillo stygło w garnku, ja jednak czułam się zmasakrowana, z płucami zwiniętymi w rulonik. Gdyby nie fakt, że namoczona soja i kupiona wołowina czekały na mnie w kuchni, wyszłabym z domu i niczym się nie przejmowała. Musiałam jednak dzisiaj zostać, a pył ze zdzieranego tynku na klatce dostawał się do moich alergicznie reagujących na niego płuc.
I tak wczesnym popołudniem zamieniliśmy się rolami. Mój Ukochany po powrocie z pracy, posilony meksykańskim obiadkiem i kawą, zabrał się za odkurzanie i wycieranie kurzu z półek i szafek, a ja leżałam na łóżku, czytając i starając się nie zastanawiać czy bardziej dolega mi ból głowy czy duszność w płucach. Za to z dużą przyjemnością myślałam o moim zreanimowanym zakwasie, Matuszce.
Gdyż nic nie przebije smaku chleba na zakwasie.
Jego kwaskowaty posmak, wilgotność i swoista ziemistość zachwyca mnie z każdym kęsem, z każdym oddechem i wchłanianym w płuca zapachem. Ostatnio jednak jeszcze jeden smak i zapach podbił moje serce. Owsianka! Chrupkie płatki owsiane po ugotowaniu nabierają smaku przypraw – u mnie najczęściej z przewagą kardamonu lub świeżego imbiru, miękną, choć pozostają lekko twardawe, takie na ząb. I pachną. Pachną inaczej niż w ciasteczkach owsianych. Pachną bardziej dojrzale, trochę wilgotniej … sama nie wiem jak to określić.
To samo dzieje się, gdy dodamy je do ciasta na chleb. Miękną, ale zachowują część swojej chrupkości, dodając smaku i ciekawej konsystencji miąższowi chleba. Dlatego kiedy kilka tygodni temu w Weekendowej Piekarni pojawił się kolejny przepis na chleb z dodatkiem płatków owsianych wiedziałam, że muszę go upiec. I upiekłam. Minimalnie za suchy, choć na szczęście nie kruszący, owalny bochenek powstał bez większych problemów. Za to kromka tego chleba z dowolną konfiturą, z pokruszonym białym serem była czymś czego długo nie zapomnę.
Podobnie jak i kolejnego w naszym Weekendowym Pieczeniu chleba nie zapomnę. Ten już nie był na zakwasie, za to miał w sobie inny wabik. Nową technikę. Pisałam już, ze uwielbiam się uczyć. Wiele nie wiem jeszcze zarówno o pieczeniu jak i o gotowaniu, ale nigdy … no dobrze, prawie nigdy, nie przepuszczam okazji do nauki. Starter Tang Zhang, czyli paćka z gotowanej mąki – już od jakiegoś czasu czekała na swoją kolej. Ucieszyłam się więc niezmiernie, że Aklat zachęciła nas do niego w czasie wspólnej, weekendowej zabawy.
Chleb wyszedł w smaku lekko słodkawy i delikatny, powiedziałabym nawet że troszkę mdławy. Może za mało było w nim soli, a może taki już jego urok. Następnym razem dodałabym do niego trochę przypraw, choćby czarnuszki, choć i za pierwszym razem dosypałam mu trochę siemienia lnianego. Za to jego konsystencja była rewelacyjna. Miąższ był puszysty i mięciutki, lekko ciągnący, o delikatnej skórce. Wybornie nadawał się do kanapek z dżemem czy na tosty z miodem, popijane sokiem z pomarańczy lub grapefruita.
Siedzę teraz pisząc te wspominki o chlebach, o posiłkach z ich udziałem, a przywoływane z pamięci obrazki sprawiają, że się uśmiecham, gdy widzę uradowanego Męża krojącego jeszcze ciepły bochenek, oblizuję ze smakiem na widok opieczonych kromek oblanych leśnym miodem … a przede wszystkim czuję się coraz lepiej. Dlatego właśnie kocham Piec.
Chleb na zakwasie z płatkami owsianymi
Składniki:
300 g mleka
150 g wody
200 g zakwasu
600 g mąki T 80 (mąka pół razowa – ale można dać mieszankę razowej i chlebowej czy jasnej, ja dałam pełnoziarnistą Lubelli)
50 g mąki żytniej jasnej
100 g płatków owsianych
15 g soli
3 łyżki cukru (miodu, melasy, itp)
Przygotowanie: Ciasto można wyrobić ręcznie lub w maszynie, mieszając i wyrabiając wszystkie składniki. Ciasto powinno być gładkie i nieklejące. Zostawiłam ciasto do wyrośnięcia na 4 godziny. PO tym czasie odgazowałam, uformowałam bochenek i w koszyku odłożyłam na kolejne 4 godziny. Piekłam w 210 stopniach Celsjusza z parą przez ok. 40 minut (przed pieczeniem nacięłam i posmarowałam mlekiem). Studziłam na kratce.
Źródło: Zapbook
Razowy chleb ze starterem TangZhong
TangZhong (Water Roux) starter:
50 g mąki
250 g wody
Przygotowanie: Mąkę i wodę wymieszać dokładnie w garnuszku i postawić na niewielkim ogniu. Podgrzewać cały czas mieszając, aż osiągnie temperaturę 65 stopni (lub aż masa stanie się szklista i będzie zostawiała wyraźne smugi na mieszadle). Starter przełożyć do miseczki i przykryć szczelnie folią spożywczą, tak żeby dotykała masy. Można go przechowywać w lodówce przez 3 dni. Przed kolejnym użyciem należy poczekać, aż starter nabierze temperatury pokojowej.
Składniki (na dwa 20 cm bochenki):
(A)
280 g mąki chlebowej,
200 g mąki razowej,
10 g drożdży instant,
50 g cukru,
7 g soli
(B)
60 g jajek (mniej więcej 1 duże jajko),
140 ml mleka w temperaturze pokojowej,
120 g tang zhong w temperaturze pokojowej
50 g miękkiego masła
Przygotowanie: W jednej misce wymieszać wszystkie składniki A, w drugiej składniki B. Przelać mokre składniki do suchych i dokładnie wymieszać. Przełożyć ciasto na blat i wyrabiać, aż będzie gładkie i elastyczne. Dodać masło i dalej wyrabiać. Ciasto będzie gotowe, gdy będzie można je rozciągnąć w dłoniach, aż utworzy się cienka membrana. Uformować kulę, przełożyć ją do miski i odstawić pod przykryciem do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość. Ciasto podzielić na dwie części, każdą z nich podzielić na kolejne 4 części. Każdy kawałek rozwałkować, brzegi złożyć do środka, tak żeby powstał wałek o szerokości foremki, który następnie należy zwinąć (powinno to wyglądać jak tutaj). Zrolowane ciasto układać w foremkach (po cztery w każdej), następnie przykryć i odstawić do wyrośnięcia, aż wypełni foremkę w 80%. Piec w 180 stopniach ok. 30 minut. Wystudzić na kratce.
Uwaga! Bochenki szybko się rumienią.
Źródło: Ucztując u Aklat
Smacznego.
Kocham Żyć. Mogłabym powiedzieć dokładnie to samo. Chociaż tak właściwie nie jestem typem osoby wiecznie w ruchu, wiecznie biegającej. Ani też kanapowcem. Moje "życie" znajduje się gdzieś pośrodku, szuka równowagi.
Kocham Piec. Kocham nowe doświadczenia. I to się zgadza. Uwielbiam, kiedy w oczach rodziny zapala się iskierka podziwu, kiedy próbują moich dzieł. Bo chleb to coś magicznego. Ma w sobie nieuchwytną moc, swoisty urok. I nigdy nie wychodzi taki sam. Każdy jest inny.
A takie eksperymenty jak TangZhong dodają mu tylko kolejne ziarnko tajemniczości i indywidualnego charakteru…
Pozdrawiam! :)
Tili piękne chlebki upiekłaś! ten z płatkami owsianymi też jeszcze przede mną, zachęciłaś mnie więc chyba też zrobię…drugi też bardzo smakowicie wygląda!
Pozdrawiam i życzę pełniejszego oddechu (moja córka ma też alergię…wiem co to za choróbsko)…
Przede wszystkim widać, że kochasz żyć. A pieczesz jak żyjesz, z sercem i całą sobą:)
Razowy z Tang Zhong robiłąm rok temu ponad i jestem tą metodą zachwycona:)
A ten z płatkami wygląda pysznie!
Pozdrawiam:)
Zmartwiłaś mnie! Zdrówka życzę Tili!
A o tych wszystkich smakowitościach nic nie napiszę bo wiesz jak Cię podziwiam!
Serdeczności!
Skoro pieczenie wprawia Cię w formę – piecz, piecz! Wtorek już nie tak daleko! ;))))*
Piękne chlebki, jak zawsze!Chciałoby się schrupać teraz, tutaj i w tej chwili, mniam:)
Pozdrawiam!:))
Tili, lubię tu do Ciebie zaglądać, bo właśnie widać, że kochasz żyć i piec, a w dodatku jesteś tak szczera!:) A to się ceni..
Napiekłaś się, nie dziwię się, że w pewnym momencie poległaś:)
U mnie pieczenie pieczywa zacznie się w sobotę, ale ograniczam się tylko do bułek :))
Miłej nocy!
Pozdrawiam:)
Tili , ho ho przepiękne chleby , oczywiście zaraz dopisze
Ja też lubię żyć przez duże Ż, ale czasami lubię tez zwolnic , nie gonić , czyli i bezruch czasami się przydaje
Tili kochana, zdrowia zycze! Piszesz: "Aktywność to moja druga natura", nikt Cie piekniej nie opisze, a z tymi rekinami tez idealne. Wiesz od razu przypomnialam sobie Olge Tokarczuk i Biegunow "Jednym sposobem ratunku przed zlem jest podroz, ruch" – to tez by pasowalo do Ciebie troszke, nieprawdaz?
Matuszka widze wreszcie w formie – skorka na chlebie, no no moja ulubiona, dobrze przypieczona :-)
:* duze
Pięknie żyjesz.
Z sercem i duszą.
Zdrowiej szybciutko. Wspaniale pieczesz.
cieplutko pozdrawiam
M.
Zaytoon, prawda, że to wspaniałe gdy bliscy z radością reagują na nasze starania i troskę o nich :) Miło mi Cię gościć u siebie :)
Kass, oo, te życzenia mi się przydadzą, bo poza alergią na pył i kurz, mam też alergię na kocią sierść, co przy posiadaniu bardzo przytulaśnej kotki jest niejakim problemem – no cóż, kotka była pierwsza, więc alergia musi się z nią pogodzić :D
Trufelko, dziękuję pięknie :) I ja pozdrawiam Cię cieplutko na nadchodzący weekend :)
Jagódko, dziękuję Kochana :) Ściskam Cię cieplutko i tęskno mi za Wami, za tym spokojem dni i czarną próżnią nocy :*
Oczko, wiem, liczę dni, liczę :)
Majanko, dziękuję Słońce :* A ja bym z chęcią wysłała je do Ciebie :)
Goś, u mnie e ten weekend też będą bułeczki – pierwsze już dziś popołudniu :) Miłego pieczenia życzę :)
Alciu, ja wiem, że się przydaje, tylko że u mnie to nie zawsze wychodzi :)
Basieńko, o tak, pasowałaby. Jak potrzebuję naprawdę odpocząć wsiadamy z S w samochód i jedziemy – gdziekolwiek, byle gdzie indziej, nawet dzień czy dwa, popatrzeć na nowe i inne, a potem wrócić do domu. Można go wtedy wspaniale docenić :) Duża buźka :*
Moniko, dziękuję pięknie :) Już w coraz lepszej formie jestem, zresztą jak tu nie być, jak jeszcze tyle chlebów do upieczenia :)
Mogę zaświadczyć, że picadillo było przepyszne, mam nadzieję, że się szybko uwiną z tym remontem i nie będziesz już cierpieć.
A ja w nocy upiekłam speculaaski wg przepisu Basi, strasznie Ci, kochana dziękuję za te foremki, ciasteczka wyszły śliczne i bardzo smaczne!
Tili zdrowiej kochana! A chlebki takie piękne u Ciebie, aż mi się ich smak przypomniał, jak tak sobie o nich poczytałam :)
Współczuję męczarni, TIli, wrażliwcu! Trzymaj się cieplutko i… zawsze chciałam to napisać: do zobaczenia!!!
:)))
Tili, jakbym siebie widziała. :) Mówię o aktywności. :) Kropka w kropkę. :D Mnie też ciągle gdzieś nosi, ciągle mam coś do zrobienia, położenie się choćby na chwilę w ciągu dnia – to dla mnie jak kara. :D Więc rozumiem, co znaczy przymusowe STOP… Mam nadzieję, że "zmasakrowanie" o którym piszesz już minęło…? W każdym razie trzymam za to kciuki.
A chleby… no cóż… piękne. Jak zwykle piękne. Osobiście zazdroszczę wypieków, bo moja wznowiona aktywność zawodowa jest na tyle wyczerpująca, że na kuchnię jakoś tak mniej czasu pozostaje. :(
Pozdrowienia! :)
Felluniu, widziałam już Twojego Dziada z Babą – super są :) Ogromnie się cieszę, że prezent tak szybko się przydał :)
Atinko, dziękuję pięknie :*
Aniu, tak, do zobaczenia, jeszcze tylko kilka dni i Wielki Zlot się zaczyna :) Ależ się cieszę :*
Małgoś, tak, zmasakrowanie minęło. Tak to już jest z alergią – raz jest, raz nie ma – no, ale piec i gotować trzeba, bo ręce same się rwą :)
Ooooo, tulę Cię, Tili.
I dołączam do drużyny uzależnionych.
:)
Śliczne chleby:) Współczuję niedogodności remontowych i podziwiam ogromną pasję pieczenia i gotowania:)
Lisko, dziękuję :* Ale to nie Ty dołączasz do uzależnionych, Ty tym zarażasz – bo mnie właśnie Twoje łatwe bułeczki zaraziły miłością do pieczenia :)
Szarlotku, dziękuję :)
Różowe maluchy śliczne. Ja do makaroników jeszcze nie dorosłam… Wolę je pooglądać lub podjeść u kogoś :)
A, nie rozumiem 1 zdania (panna cotta):
"żelatyna – zawsze daję 2 łyżeczki na 1/2 litra i czasem ciut na całość"
Czy mogłabyś wyjaśnić końcówkę, od "i czasem"?
Ptasiu, odpisałam już tutaj: http://kuchniaszczescia.blogspot.com/2010/02/sodkie-i-procentowe-czary.html