Tak więc znów spóźniona, ale syta i pełna smakowitych wrażeń dołączam do wspólnego pieczenia. Jak mogłabym tego nie zrobić? Małgosia zaproponowała nam wspaniałe, zdrowe i bardzo ciekawe pieczywo, które z pewnością nie raz jeszcze będzie pojawiać się w mojej kuchni.
Zaczęło się od bułeczek, na blogach uroczo nazwanymi „gordonkami”. Z dodatkiem ziaren, pełnoziarnistej maki pszennej, choć u mnie również z domieszką mąki orkiszowej, dzięki której wypiek stał się bardziej wytrawny, a jednocześnie jeszcze zdrowszy. Zajadaliśmy się nimi z grubo pokrojonymi plasterkami koziego sera kupionego na Jarmarku Produktów Regionalnych, ze wspaniałymi chutney’ami, jakie dostałam czy sama zrobiłam, rozkoszując się ich miękkim miąższem, z chrupiącymi gdzieniegdzie ziarnami czy to dyni, czy słonecznika, czy to sezamu. Najlepsze oczywiście tego samego dnia, jak to zwykle bywa z wypiekami drożdżowymi, ale również na drugi dzień były smakowite i wciąż świeże, choć już nie tak chrupkie jak prosto z pieca.
Kto wyjmował kiedykolwiek chlebek czy bułeczki prosto z własnego piekarnika, wie jakie uczucie rodzi się we wszystkich domownikach i gościach. Uśmiechy od razu pojawiają się na ustach, niecierpliwość każe nam co i rusz podchodzić do stygnących bochenków i dotykać delikatnie opuszkami palców, czując ciepło i chropowatość skórki, w nozdrza wdychać ten boski aromat i już już chwytać za nóż, by odkroić pierwszą smakowitą kromkę.
Tak to było z tym chlebem właśnie … o wytrawnym orkiszowo-pszennym smaku pełnym orzechowych nut, o pomarańczowym kolorze miąższu, jaki zyskał dzięki zamianie ziemniaka na dynię, o ogromnym rozmiarze, każącym myśleć o nim w wielkim formacie … CHLEB. Wielki bochen, jaki upiekłam w mojej nowiutkiej formie chlebowej nie doczekał w całości, aż mój Ukochany wrócił z pracy. Razem z Oczkiem a to podchodziłyśmy, a to zachwycałyśmy się zapachami, a burczące brzuchy, prawie jak wąż Ewę, wodziły nas na pokuszenie …
I uwiodły. Pierwsza kromka zjedzona jeszcze lekko ciepła, chrupka i wilgotna dała nam niezwykłe wrażenia. Bogactwo smaków zamknięte w tym chlebie, tak wybornie ze sobą współgrających zachwyca mnie wciąż i wciąż, wraz z każdą kromką czy to na śniadanie czy to na obiad czy na kolację. I wiem już, że podobnie jak u Małgosi, chleb ten jeszcze nie raz pojawi się u mnie w ciągu najbliższego miesiąca i kolejnego i wielu następnych.
Gordonki i orzechowy chleb przyszły na świat bez żadnych problemów, za to mleczne bułeczki z żurawiną sprawiły nam – i mi i Oczku – sporo kłopotów. Dość powiedzieć, że pierwsza partia zupełnie nie wyrosła, na koniec lądując w śmietniku. Nad drugą więc chuchałam i dmuchałam, obłożyłam miskę ściereczką, postawiłam jak najbliżej grzejnika, dodałam więcej płynu i … zostaliśmy obdarzeni cudownym i rumianym potomstwem, że pozwolę sobie na dalsze dziecięco-porodowe metafory. Obłędnie mleczne, mięciutkie i lekko słodkie bułeczki, w których z każdym kęsem na języku pojawiały się słodziutkie żurawiny, zniknęły niemożebnie szybko. Zajadane same w towarzystwie jedynie herbaty na późną przekąskę w czasie oglądania komedii, co to okazałą się być wyciskającym łzy dramatem czy to z dżemem na niespieszne śniadanie pełne ploteczek i planów.
Jak widać namieszałam nie tylko z czasem przygotowania tych wybornych wypieków, ale i z ich składnikami czy sposobem wykonania, ale to właśnie jest najpiękniejsze w tej pełnej radości i nauki zabawie, jaką jest Weekendowa Piekarnia. Pieczcie, wyrabiajcie i mieszajcie, formujcie chleby i bułeczki, chałki i rogale, a gdy czegoś brakuje w szafkach lub gdy czas nie pozwala bądźcie elastyczni, a pomysły same będą przychodzić, radując i Was i Waszych bliskich. Tego właśnie nauczyła mnie zabawa we wspólne pieczenie i tego wszystkim życzę.
Alu i Małgosiu, dziękuję cieplutko za wspólne pieczenie.
Bułki z ziarnami na miodzie
(inspirowane przepisem Gordona Ramsay’a „Zdrowa Kuchnia”)
Składniki:
7 g drożdży instant (lub 15 g świeżych)
275 ml letniej wody
225 g mąki pszennej razowej (dałam pełnoziarnistą Lubelli)
225 g mąki pszennej białej (dałam orkiszową chlebową)
1 ? łyżeczki soli morskiej
50 g dowolnej mieszanki ziaren (np. sezamu, dyni, słonecznika, siemienia, maku – dałam sezam biały, dynię i słonecznik – następnym razem uprażyłabym te nasiona)
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki płynnego miodu
Przygotowanie: Mąkę, sól, drożdże i ziarna wymieszałam. Wodę, miód i oliwę wymieszałam i wlałam do mąki. Wymieszałam aż połączyło się w ciasto. Potem wyrabiałam kilka minut. Odstawiłam do miski na 1 godzinę, do podwojenia objętości. Po tym czasie podzieliłam ciasto na 9 części, uformowałam bułeczki i odstawiłam na ok. 1 godzinę, do podwojenia objętości. Przed pieczeniem nacięłam i posmarowałam mlekiem. Piekłam w 200 stopniach Celsjusza przez ok. 20 minut. Studziłam na kratce.
Chleb na zakwasie z ziemniakami/dynią i orzechami
(1 spory bochenek)
Składniki:
270 g aktywnego zakwasu (zrobiłam dzień wcześniej zaczyn ze 100 g zakwasu żytniego, 80 g mąki pszennej graham i 90 g wody)
7 g świeżych drożdży (ja dałam 1 łyżeczkę instant)
1 ugotowany ziemniak (+/- 200g), dobrze rozgnieciony (ja dałam puree z dyni)
450 g białej mąki pszennej (dałam orkiszowej chlebowej)
150 g mąki pszennej razowej (dałam pszenną pełnoziarnistą Lubelli)
ok. 330 g wody
14 g soli (rozpuszczonej w części w/w wody)
75 g orzechów włoskich, grubo pokrojonych
75 g orzechów laskowych, grubo pokrojonych
Przygotowanie: Wszystkie składniki, poza solą rozpuszczoną w kilku łyżkach wody wymieszałam rękami. Dodałam wodę z solą i wyrobiłam ciasto przez kilka minut (ok. 6-8). Ciasto było lekko lepiące, ale zwarte. Odłożyłam do miski, przykryłam folią i zostawiłam na ok. 1 1/2 godziny. Powinnam była co 30 minut składać ciasto. Po tym czasie na mocno oprószonym mąką blacie uformowałam bochenek, włożyłam go do bardzo dużej keksówki (takiej chlebowej), przykryłam naoliwioną folią i odstawiłam do rośnięcia na ok. 1 godzinę.
Piekłam w piekarniku nagrzanym do 240 stopni Celsjusza (hydropieczenie) przez 10 minut, potem w 220 stopniach przez 10 minut, a potem w 200 stopniach przez ok. 20 minut. Ostatnie 10 minut piekłam bez formy. Bochenek przed pieczeniem posmarowałam glazurą z mleka. Studziłam na kratce.
Mleczne bułeczki z żurawiną
Składniki:
250 g białej mąki pszennej
1 łyżeczka drożdży instant
1 łyżka cukru
1/2 łyżeczki soli (przepis jej nie przewiduje, ale bez niej bułeczki wychodzą mdłe)
1 jajko
ok. 75 g letniego mleka
50 g rozpuszczonego masła
chlust ekstraktu waniliowego
30 g suszonej żurawiny (dałam znacznie więcej – ok. 80-90 g)
Przygotowanie: Mleko zagrzałam, wrzuciłam masło, by się rozpuściło. Odstawiłam do ostygnięcia. Gdy było już chłodne, wbiłam jajko i wymieszałam. Mąkę, sól i drożdże instant wymieszałam. Dodałam płynne składniki, wymieszałam do połączenia, a następnie wyrabiałam. Ciasto było dosyć suche, więc dodałam ekstraktu waniliowego. Gdy ciasto było jż gładkie, ale jeszcze nie wyrobione dodałam żurawin i wyrabiałam przez kilka minut. Ciasto odłożyłam na 2 1/2 godziny do wyrośnięcia. Po tym czasie podzieliłam je na 8 części, uformowałam okrągłe bułeczki, odłożyłam do wyrośnięcia na ok. 1 1/2 godziny. Przed pieczeniem posmarowałam mlekiem. Piekłam w 210 stopniach Celsjusza przez ok. 15 minut. Studziłam na kratce.
Źródło wszystkich trzech przepisów: Pieprz czy wanilia Małgosi.
Smacznego.
Mniam, mniam, laez pięknie Wam się upiekło!
Widze, ze połączone siły w kuchni szczęścia :) I jakie piekne wypieki:)
Uwielbiam WP, mam nadzieje,ze bede miała na nią niedługo więcej czasu, a teraz pooglądam sobie u Ciebie i powzdycham do chlebka i bułeczek:))
Pozdrówki ciepłe!:))
Bardzo ładne Twoje wypieki. Bułki z żurawiną miałem zaplanowane na ostatni weekend ale przez obsunięcie planów nie było na nie czasu, koniecznie muszę nadrobić zaległości uważając żeby wyrosły:)
Tili, ach ty to masz we krwi tą sama miłość do pieczywa własnej roboty co ja….
Ale wszystko(no wiem z małymi przebojami ale tu tego nie widać) widzę pierwszy sort i bułki w dwóch wersjach i chleb uśmiecha się do mnie-mniam mniam
Tili piekne wypieki. Nie wiem jak smakowal chlebek, ale buleczki byly pyszne :)
A ja Tili dodam za Ala, ze masz ta milosc do pieczywa i sile do pieczenie ktorej Ci zazdrosze strasznie! Pikene wypieki, naciecia na buleczkach obledne :-)
usciski :*
A ja właśnie się zastanawiałam, jakie bułeczki upiekę jutro na śniadanie. Wizyta u Ciebie i juz wiem. Teraz wracam do mojego ciasta.
a ja moge tylko powzdychac jakie pieknosci napieklas, bo ja z drozdzami i zakwasem na tych ssmych falach nie nadaje! ;-))
Śliczne Ci wychodzą te bułeczki i bochenki, dziewczyny mają rację, widać Twoją miłość do pieczywa, chleb też czuje i rośnie przecudnie.
A ta foremka to jakaś specjalna do pieczywa czy taka normalna tylko z przeznaczeniem na duży chleb?
No pychotki same. Ja tu sobie popatruje czasem zza wod.
Wspaniale wypieki Tili! Widze, ze i Wam posmakowaly :) U nas 'gordonki', ale chleb rowniez – zagoszcza praktycznie na stale :)
Pozdrawiam serdecznie!
Dzielnaś, że zrobiłaś wszystko. Choć chyba miałaś pomocnika, z tego, co wczoraj mówiłaś…?
PS. Doszedł mój @?
Majanko, tak połączone i syte :))) A to jeszcze nie koniec dobroci :)
Buziaczki cieplutkie :***
Mich, dzięki :) A bułeczki piecz, niezwykle smakowite są :)
Alciu, tak, oj tak, kocham to :)))
Karolciu, w takim razie upiecz i chlebek – zakochasz się w nim :)
Basieńko, każdy ma swojego bzika – moim jest kuchnia :)))
Lo, w takim razie z chęcią wpadłabym do Ciebie na śniadanie :)
Cudawianku, jestem pewna że w końcu się polubicie, a tymczasem częstuję Cię wirtualnie :)
Felu, dzięki :) A foremka taka ogromna, jak keksówka, ale nie wyobrażam sobie by w niej keks piec, no chyba że jakiś mega wielki :)))
Narzeczono, cieszę się że podpatrujesz, choć widzę, że i dobrze się tam bawisz :)
Beatko, tak, Małgosia wspaniale wybrała :)
Ptasiu, oj tak, miałam :) Jak pisałam, to była wspólna robota :) Doszła @ i pierwsza i druga :)
Buziak :***
Tili, z przygodami, czy bez – napiekłaś cudnie (a właściwie chyba napiekłyście? :)) I nawet ta dynia zamiast ziemniaka jakoś tak fajnie się chyba wpasowała. :) Czytając o bułeczkach żurawinowych, aż oddech wstrzymałam, no bo co one takie niemrawe były, że aż do śmieci wylądowac musiały…Kamień z serca, że druga partia wystartowała. :)
Pozdrawiam. :) I wybacz, że dopiero teraz zaglądam, ale podjęta praca dość mocno mnie od kompa domowego trzyma. :(
Małgosiu, dziękuję :) A ta dynia to bardzo fajna rzecz, spróbuj – śliczny był miąższ dzięki niej :) Za to bułeczkami mlecznymi się nie martw – poradziłyśmy sobie z nim wraz z Oczkiem – twarde z nas Babeczki :)))
A wybaczać nie mam czego, sama dopiero jak się teraz rozchorowałam zaczęłam mieć ciut więcej czasu na bloga :)))
Zrobiłam, zrobiłam! Były pyszne,z kozim serkiem i karmelizowaną cebulką z figami oraz z łososiem i koperkowo – cytrynową creme fraiche. Dlaczego nie słyszałam Twojego dzwonka do furtki?
Lo, może masz dzwonek zepsuty, dzwonię i dzwonie :)))
Te Małgosine to uparciuchy! ;)