Na pomoc kotom!


Tym razem zupełnie nie kulinarnie.
Tym razem krótko i zwięźle.
Tym razem to prośba o pomoc …

… dla kotków bez domu, bez jedzenia i ciepła, pozostawionych samych sobie.

Przeczytajcie u Ori, przeczytajcie petycję (http://pkdt.wordpress.com/koty-ze-stoczni/) zastanówcie się w głębi swych serc co możecie zrobić i pomóżcie. By i dla tamtych bezdomnych istotek, znalazło się choć trochę szczęścia jakie mają nasi koci domownicy.


Piszę tego posta z moją Briczollą śpiącą na krzesełku obok, z tysiącem wspaniałych wspomnień w głowie, jakie dzięki niej mam …

gdy broiła zrzucając kwiatki czy zwijając sushi ze stołu
gdy grzała mnie w czasie choroby
gdy przychodziła otrzeć moje łzy, gdy było mi smutno
gdy budziła się z donośnym miaukiem domagając się pieszczoty za uszkiem
gdy była zdrowa i chora

ale zawsze kochająca, mała istotka wzięta z dworu, kuleczka pełna puchu, nie większa niż ludzka dłoń, dziś duża i kochana. I nie wyobrażam sobie życia bez niej, nawet mimo alergii na jej sierść. Pomóżcie innym takim znajdkom, a odpłacą Wam miłością i ciepłem, nawet jeśli stłuką nie jeden wazon przy tym :-)

A za poinformowanie o problemie, dziękuję Wspaniałej Kobiecie, Jagódce :*

Na drugi dzień poszłam po papryki …


Niby znane, niby stare, niby nic nowego nie można już wymyślić, a jednak … o czym mowa? O nadziewanych paprykach, jakimi Poleczka uraczyła nas czas temu jakiś. Zwykle piekłam je przykryte folią, z sosem pomidorowym i niewielką ilością bulionu, dokładnie tak jak moja babcia je robi. Zresztą jest to już chyba danie tak wpisane w polską kuchnię, że niemalże można powiedzieć, że jest nasze, znane i oczywiste. A tutaj widzę skąpane je w bulionie, duszone do miękkości, polane prostym pomidorowym sosem. Niby to samo, a jednak zupełnie inaczej.


Musiałam wypróbować tą recepturę. To był początek września, słoneczko jeszcze ładnie grzało, na straganach mieniły się najróżniejsze warzywa, a oboje z moim mężem potrzebowaliśmy czegoś kolorowego na talerzu by osłodzić smutne myśli związane z chorym kocim domownikiem.


Najpierw był zapach. W ciszy przerywanej tylko szatkowaniem natki i brzdękiem wyjmowanych z szuflady talerzy rozniósł się słodkawy aromat papryk. Kiedy porcje ułożone zostały na talerzach, mogliśmy rozkoszować się ich smakiem. A ów smak był niezwykły. Nigdy jeszcze nadziewane papryki nie smakowały tak … paprykowo. Dzięki duszeniu w lekkim i dość neutralnym bulionie, a nie w pomidorach, zachowały, a nawet skoncentrowały swój smak, oddając go do nadzienia, w którym zdecydowanym hitem był czarny ryż, chrupki i wyrazisty. Prostota smaków współgrająca ze sobą w tym daniu była zachwycająca.

Na drugi dzień poszłam po papryki …

Papryki nadziewane

Składniki:
4 czerwone papryki
1 łyżka oliwy
1 duża biała cebula
250 g mielonego mięsa (ja dałam z indyka)
1/2 szklanki czarnego ryżu ugotowanego na pół twardo
1 pęczek dymki, posiekany
1 jajko
świeżo mielony pieprz
sól
suszony tymianek
odrobina płatków chilli

lekki bulion warzywny lub mięsno-warzywny

Przygotowanie: Papryki umyłam, odkroiłam im „kapelusiki”, oczyściłam w środku. Osuszyłam. Cebulę drobno posiekałam i podsmażyłam na oliwie. Mięso zmieliłam, wymieszałam z jajkiem, dymką, ostudzonym ryżem i cebulką. Doprawiłam solą, pieprzem, tymiankiem i odrobiną płatków chili. Gotowym farszem napełniłam papryki. Papryki ułożyłam w garnku, przykryłam je ich „kapelusikami” i zalałam bulionem, tak by sięgał do 2/3 ich wysokości. Garnek przykryłam i dusiłam na wolnym ogniu ok. 25-30 minut. Podałam z sosem pomidorowym, posypane natką.

Sos pomidorowy

Składniki:
oliwa z oliwek
4 duże ząbki czosnku
6 – 8 dużych mięsistych pomidorów (ja dałam puszkę pomidorów krojonych)
garść liści bazylii
sól morska
świeżo mielony czarny pieprz
ewentualnie kwaśna śmietana

Przygotowanie: Na patelni rozgrzałam oliwę. Przez 1 minutę podsmażyłam czosnek. Wrzuciłam pomidory i gotowałam aż zmiękły. Doprawiłam bazylią, solą i pieprzem. Zmiksowałam. Odparowałam do pożądanej konsystencji.

Źródło: Stolik Poleczki

Smacznego.

Zupiarze w darze … cztery pory roku.


Mamy dzisiaj szczególne święto. Mianowicie nasza eks-Zupiara obchodzi dziś swoje urodziny*, a ja na tę okazję kolekcję zup przechowałam i teraz w darze owej Zupiarze wysyłam wraz z życzeniami smakowitego szczęścia i tego w głębi porcelany i tego w głębi własnej duszy :*

No to lu, Panienki**


Na początek lekka zupka, o pięknym kolorze, korzennych aromatach, wciąż jednak letnich, niemalże ulotnych. Połączenie słodyczy nektarynek i śliwek z kwaskowatością wiśni, dało nie tylko niezwykły śliwkowy kolor, złamany burgundem, ale przede wszystkim kompilację smaków lata … pełni lata, po brzegi wypełnionego słońcem, zapachem kwiatów, sokiem owoców spływających po brodach, zapachem ziół z zielonych łąk, czasem radosnego, niemalże dziecięcego szczęścia.


Zajadana z pierogami, po brzegi wypełnionymi jagodami, okraszona kluseczkami z jogurtu, udekorowana zielonym listkiem mięty, z ciepłem słonecznych promieni na twarzy jest płynną kwintesencją lata.


Zielonym, wiosennym akcentem na dzisiejszym zupowym przedstawieniu jest danie jakie najwspanialej szykuje się właśnie w tym radosnym okresie powstawania życia z okowów bieli zimy. Trochę tego, ciut tamtego, szczypta tu, garstka tam … taka jest ta zielona zupa. Weźcie co Wam smakuje, a co zielony kolor ma, doprawcie pozostawioną w zamrażalniku piętką z parmezanu i otrzymacie …


… zieloną zupkę pełną wiosny, niezależnie od pory roku jaka towarzyszy nam za oknem. Był więc bób, był i seler naciowy, był szczypior, było i bazyliowe pesto. Wszystko razem gotowało się do miękkości, by potem w krem się przeobrazić. Lekko igrająca na języku ostrość szczypioru z łagodzącym, choć słonym i wyrazistym parmezanem, a wszystko to chojnie okraszone bazyliowym pesto, zaokrąglającym, łączącym w całość wszystkie smaki.


Sery w zupach mają istotną rolę. Dodają kremowej konsystencji, podkręcają smak, czasem łagodzą, czasem wyostrzają doznania. W kolejnej zupie, z lata przechodzącej w jesień, ser ma zasadniczą rolę. Ziemisty brokuł pozostawiony sam na sam z bulionem stanowiłby nudne towarzystwo w talerzu. Jednak kiedy dodamy wyrazistego sera pleśniowego, uzyskamy ciekawe towarzystwo, w sam raz nawet dla wyrafinowanych kubków smakowych.


Jeszcze nie? Dobrze więc. Już biorę gruszki. Chwila z nożykiem, dłuższa chwila z masłem, aż karmelizowany cukier w owocach zacznie pięknie zmieniać kolor jasnego miąższu. Niemalże jak jesienny liść stając się złota, nasza gruszka zatopi się w głębi zieleni. Proste, a jakże piękne. Podajmy jeszcze w małych miseczkach, udekorowane bladymi płatkami migdałów, a na stole przed olśnionymi biesiadnikami pojawi się smakowita przekąska.


Ale, ale. Smakowite przekąski, wiosenne zupki na oko, letnie owocowe chłodniki … na dzisiaj to przeszłość już. Chociaż smakowite to wspomnienia, to na progu zimy wracamy do domu zziębnięci, wiatr hula a opadłe liście wirują wokół nóg, stanowiąc niemą zapowiedź zbliżającej się zimy. I gdy biały puch pokryje ziemię, my w cieple babcinej kuchni ogrzewamy dłonie na miseczkach pełnych parującej zupy. Dmuchając na gorący płyn, wdychamy ciepło dania i domowej atmosfery.


Taka jest właśnie moja Babcina Pieczarkowa. Dar serca dla serca, ciepło wlane tam gdzie tego potrzeba. Pełne smaku, i choć ciężkie od śmietany i niemożebnie wręcz okraszone pietruszką, to najwspanialsze, najsmaczniejsze, naj … no, po prostu naj. Ta zupka jest tym bardziej szczególna, że powstała dzięki darowi naszych przyjaciół A i E*** jakim była torba maluteńkich pieczarek, przywiezionych prosto z pieczarkarni. Kiedy kilka dni temu w zimnych dłoniach trzymałam miseczkę, łokcie opierałam o serwetkę od Babci, a w talerzu widziałam pływające malutkie pieczarki, w duszy i sercu miałam tak wiele ciepła, że żadna zima, żadna chmurna myśl nie była mi groźna.

Teraz dzielę się tym ciepłem, a w głębię porcelany wlewam zupkę … którą sobie życzycie? Przed Wami Lato, Wiosna, Jesień i Zima, niezmienna zmienność.

* kolejne osiemnaste, jak by się kto pytał ;p
** tekst z filmu Disney’a „Herkules”
*** Dziękuję Wam Kochani :*

Barszczyk z owoców letnich

Składniki:
500 g śliwek, przepołowionych i wydrylowanych
300 g wydrylowanych wiśni
300 g nektarynek, przepołowionych i wydrylowanych
1 łyżka cukru (ilość zależna od słodkości owoców)
2 łyżki soku z cytryny (ilość zależna od słodkości owoców)
skórka z cytryny, obrana obieraczką do warzyw, by łatwo można było ją wyłowić
szczypta soli
1 laska cynamonu
4 całe goździki
300 ml. czerwonego wina
300 ml. wody
1 łyżeczka mąki kukurydzianej
śmietana do dekoracji (ja dałam jogurt bałkański)
plasterki cytryny lub listki mięty do dekoracji

Przygotowanie: Wszystkie składniki włożyłam do garnka i zalałam płynami. Zagotowałam na dużym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Zmniejszyłam ogień, przykryłam garnek pokrywką i gotowałam przez ok. 10 minut (do czasu miękkości owoców). Wyjęłam skórkę, laskę cynamonu i goździki, a zupę przetarłam przez sito. Przecier wlałam z powrotem do garnka. Mąkę kukurydzianą rozprowadziłam dwiema łyżkami zupy, a następnie powoli domieszałam do całości. Zagotowałam na dużym ogniu, stale mieszając. Zmniejszyłam gaz i gotowałam aż zgęstniało. Spróbowałam czy nie trzeba było doprawić cukrem lub sokiem z cytryny. Wlałam do salaterki, przestudziłam i schłodziłam w lodówce (min. przez 2-3 godziny). Podałam udekorowane jogurtem i listkami mięty.

Źródło: Clarissa Hyman „Kuchnia Żydowska. Przepisy i opowieści z całego świata”

Zielona zupa (na oko)

Składniki:
Dobry bulion – tyle by była to zupa a nie papka
Kapka wermutu
Świeży bób – mniej więcej jedna torebka
Seler naciowy – ile kto lubi, ja lubię, więc dałam dużo
Cebulka ze szczypiorem
Pesto z bazylii (takie jak tutaj)
Kawałek piętki z parmezanu

Przygotowanie: Bób zblanszowałam we wrzątku, obrałam. Większość wrzuciłam do garnka z bulionem, garść odłożyłam do dekoracji. Szczypior odłożyłam do dekoracji, a cebulkę posiekałam. Tak samo posiekałam seler. Cebulkę i seler wrzuciłam do garnka wraz z piętką parmezanu. Gdy wszystko było już miękkie, zmiksowałam, doprawiłam pesto, solą i pieprzem oraz wermutem, dla lekkości (można też sokiem z cytryny). W miseczkach udekorowałam odłożonym bobem i posiekanym szczypiorem.

Zupa brokułowa z pleśniowym serem i karmelizowanymi gruszkami

Składniki:
2 duże główki brokułów (ok. 1 kg)
800 ml. bulionu (ja musiałam dać dużo więcej, bo zupa była jak papka)
100 g sera stilton, pokruszonego (ja dałam gorgonzolę)
2 twarde, dojrzałe gruszki (u mnie było więcej, bo wyszło więcej porcji)
25 g masła (u mnie po 1 łyżeczce na gruszkę)
płatki migdałowe do przybrania
(sól i pieprz)

Przygotowanie: Brokuły podzieliłam na różyczki. Końcówki tez obrałam i pokroiłam. W dużym garnku zagotowałam bulion. Wrzuciłam brokuły, przykryłam i gotowałam ok. 4 minut, aż stały się miękke, ale nie straciły koloru. Zmiksowałam po dodaniu ok. 2/3 sera. Na tym etapie musiałam podgrzać drugie tyle bulionu i dodać go, bo zupa mi wyszła gęsta jak papka. Doprawiłam solą i pieprzem.
Na patelni rozgrzałam masło. Obrane i oczyszczone z gniazd nasiennych gruszki, przekrojone na pół usmażyłam na maśle, aż się lekko zrumieniły. Potem osączyłam z nadmiaru masła. Podałam z zupą, pokruszonym serem i posypane płatkami migdałowymi.

Źródło: „Szef kuchni po godzinach” Gordona Ramsay’a

Pieczarkowa Babci

Składniki:
Pieczarki (u mnie było ich ok. 1 kg), pokrojone w plasterki, przyrumienione na maśle razem z cebulką
dobry bulion lub włoszczyzna, listek laurowy, ziele i pieprz ziarnisty
jeśli na bulionie czystym to dodatkowo 1 duża marchewka i 1 duża pietruszka, obie pokrojone w kostkę
ziemniaki, pokrojone w kostkę (u mnie było ich ok. 5 większych sztuk)
sól, pieprz
koniecznie (!) śmietana 30%

Przygotowanie: W bulionie gotuję do miękkości marchewkę i pietruszkę, lub w świeżo ugotowanym bulionie właśnie te warzywa (lub wszystkie, ale raczej bez pora) zostawiam, kroję je tylko w kostkę. Ziemniaki gotuję do miękkości w bulionie. Podsmażone na maśle (!) pieczarki wrzucam do zupy. Wszystko razem gotuję przez … tyle ile potrzeba, by smaki się przegryzły. 30 minut wystarczy, ale lepsza jest godzina. Na koniec doprawiam solą, pieprzem i śmietaną.

Smacznego.

Pomarańczowe kromeczki z niezwykłymi powidłami.



Przetworowe szaleństwo jakie dotknęło mnie przed tygodniem, akurat na początku Festiwalu Dyni zakończyło się niezwykle smakowitymi słoiczkami zgromadzonymi w szafkach i lodówce. Nie jestem wielką fanką jesieni, czasu zadumy i szarości. To czego jednak od pewnego czasu nie może mi zabraknąć w październiku, a czasem i w listopadzie to przetwory. Kolorowe słoiczki poustawiane w szafkach, wyjmowane czy to do posiłków, czy na prezenty … no właśnie, na prezenty. Uwielbiam innych obdarowywać tym co ugotuję, co upiekę … jednym słowem dziełem moich rąk.


Uwielbiam również, gdy smaruję kromki z domowego pieczywa takimi właśnie przetworami. Pomarańczowo-brązowy dżem … nie, nie dżem, powidła raczej, jeśli brać pod uwagę długość ich smażenia jest słodkim hitem tej jesieni. Dynia o karmelowym posmaku, jaki uzyskałam dzięki brązowemu cukrowi, pachnie i smakuje imbirem, a gdzieniegdzie pod zębem chrupie orzeszek. Sama przyjemność zamknięta na czas słoty i deszczy, na czas zimna, na czas, gdy smutek wprasza się nieproszony.


Na taki czas uwielbiam jeszcze jedno. Piec … a jeśli chodzi o szczerość, to nie tylko piec, ale i wyrabiać drożdżowe ciasta. Czy na słodko czy wytrawnie, czy w kształcie bułeczek, warkoczy, bochenków, rogalików … bez znaczenia … proces zagniatania ciasta tak ogromnie mnie relaksuje, że mogłabym robić to całymi dniami. Szczególnie, gdy w moje łapki wpada tak przyjemna i łatwa receptura, jak na sefardyjski chleb dyniowy, jaki zaproponowała nam w ostatniej Weekendowe Piekarni Narzeczona.

Lekko słodkie, krągłe bułeczki zniknęły jeszcze przed wieczorem, gdy mój domowy Miłośnik Bułeczek dorwał się do wciąż jeszcze ciepłych wypieków. Również prawie cała chałka zajadana z kozim serkiem wyparowała stanowczo za szybko. Rankiem już sama końcóweczka pozostała mi na śniadanie. Te wypieki były tak dobre, że z samego rana mąż zamówił sobie kolejną porcję na dzisiejsze popołudnie … więc piekę, wyrabiam i piekę … a potem zajadam te pomarańczowe kromeczki z niezwykłymi powidłami.

Powidła dyniowe z orzechami

Składniki:
2 1/2 kg obranej dyni, startej na grubych oczkach (w mikserze)
30 dag cukru (następnym razem dam mniej)
2 opakowania naturalnej pektyny
świeży imbir (ilość do smaku)
3 duże garście orzechów włoskich, z grubsza posiekanych

Przygotowanie: Dynię gotowałam na małym ogniu. Należy jej pilnować, aż nie puści soku, żeby się nie przypaliła. Gdy puściła soki, wsypałam cukier. Pod koniec należy dodać pektynę i ciągle mieszając gotować ok. 10-15 minut. Na koniec dodałam imbir (starty na tarce) oraz orzechy.
Dynię gotowałam długo – przez trzy dni ją odparowywałam po kilka godzin smażenia. Czas jednak zależy od pożądanej konsystencji i wodnistości dyni. Mi trafiła się szczególnie wodnista (polska odmiana bambino). Dynię można miksować, zostawić w takich miękkich wiórkach, a nawet przecierać. Ja ją lekko tylko zmiksowałam i nawet pomimo długiego gotowania pozostały kawałeczki „nazębne”.

Źródło: Starcie dyni na tarce przed jej smażeniem poradziła mi Jagódka (Chata Magoda), ale ze względu na wodnistość dyni zupełnie zmieniłam recepturę. Jagoda radziła, by smażyć dynię króciutko, tylko do czasu zagotowania.

Pan de Calabaza (Sefardyjski chleb z dynią)
(2 półkilogramowe bochenki lub 16 bułeczek)

Składniki:
115 g dyniowego pure
21 g świeżych
po 1/2 łyżeczki mielonych kardamonu i imbiru
500 g mąki chlebowej pszennej
140 g ciepłej wody
70 g cukru
1 1/2 łyżeczki soli
55 g oleju
1 jajko

mleko na glazurę
ziarna sezamu po posypania

Przygotowanie: Drożdże, kardamon, imbir i 90 g mąki, zalałam ciepłą wodą i wymieszałam. Odstawiłam na ok. 20 minut, aż zaczyn ruszył. Potem dodałam resztę składników, ale mąkę dosypywałam w czasie mieszania/wyrabiania. Ciasto powinno być twarde i nie lepiące, ale elastyczne. Wyrobione ciasto przełożyłam do naoliwionej miski, przykryłam folią i odstawiłam na 2-3 godziny (powinno potroić objętość). Po tym czasie lekko odgazowałam, podzieliłam na dwie części. Z jednej zaplotłam chałkę z 4 sznurków, a z drugiej części uformowałam 8 bułeczek. Odstawiłam na blasze do wyrośnięcia na ok. 1 – 1 1/2 godziny. Piekłam w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celsjusza. Chałkę piekłam ok. 40-45 minut, a bułeczki ok. 25 minut. Przed pieczeniem posmarowałam mlekiem i posypałam sezamem (białym i czarnym), a bułeczki jeszcze nacięłam. Studziłam na kratce.

Źródło: Na kruchym Spodzie Narzeczonej

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia