Mój Mąż z wielką radością oświadczył mi ostatnio, że oto znalazłam doskonałe zastępstwo jego ulubionych paluszków. Razowe grissini Eli, u mnie w wersji żytniej, są mięciutkie w środku, o chrupkiej skórce i tak proste w przygotowaniu, że powstają trochę mimochodem, w czasie oczekiwania na inny chleb czy oglądania filmu. Powstają też znacznie szybciej niż wypróbowane i również ogromnie smakowite grissini rubata.
Według mnie mają odrobinę za dużo soli, ale to właśnie ten poziom soli, jest w nich tak przypominający kupne paluszki, jakich do tej pory bezskutecznie próbowałam się pozbyć z listy ulubionych przekąsek mojego Męża. Więc skoro wystarczy dodać pół łyżeczki soli więcej i już nigdy nie widzieć tych paczkowanych podróbek pieczywa, to dodam ją z wielką radością.
Dla mnie ogromnie ciekawym elementem ich robienia było podwójne smarowanie białkiem, które odpowiada za tą niesamowicie chrupką i błyszczącą skórkę oraz utrzymanie wilgoci w środku. Gdyż po przegryzieniu lub przełamaniu paluszka, ukazuje się nam mięciutki i smakowity miąższ.
Gorąco więc polecam te smakowite paluszki, doskonałe solo czy w towarzystwie dojrzewającej szynki, albo jako dodatek do zup czy sosów.
Grissini razowe/żytnie
Składniki:
1 szklanka ciepłej wody
4 łyżki oliwy (w tym 1 łyżka roztopionego masła)
1 i 3/4 szklanki mąki razowej (ja dałam mąkę żytnią chlebową)
1 łyżeczka cukru
2 łyżki soli (niepełne)
20 g. drożdży świeżych
2/3 – 1 szklanka semoliny (dosypywać w miarę wyrabiania, tylko tyle ile zabierze, tak żeby odklejało się od ręki, ale żeby zostało miękkie)
Przygotowanie: Wszystkie składniki wymieszałam (ja najpierw rozpuściłam drożdże w wodzie, a potem dodałam resztę składników. Zagniotłam ciasto dosypując po trochu semoliny (wyszło mi ok. 2/3 szklanki). Odstawiłam do wyrośnięcia, co zajęło ok. 1 godziny. Następnie delikatnie wyjęłam z miski, lekko odgazowałam zwijając w rulon i nożem odcinałam kawałki ciasta. Formowałam grissini – ja robiłam je najpierw tradycyjnie długie, ale potem przecinałam je na pół. Uformowane grissini ułożyłam na blasze wyłożonej pergaminem. Posmarowałam lekko roztrzepanym białkiem, posypałam sezamem i makiem. Odstawiłam na 10 minut do podrośnięcia. W tym czasie rozgrzałam piekarnik do 220 stopni Celsjusza. Wstawiłam grissini na 10 minut, po tym czasie wyjęłam, posmarowałam jeszcze raz białkiem i wstawiłam na 5 minut, by całkowicie wyschły. Studziłam na kratce.
Źródło: Blog Eli „My best food”
Smacznego.
Tili, cudowne te paluszki! :)) Twój Mąż powinien Cię nosić na rękach! :))
Całuski na piekny dzionek :***
CUDOWNIE! właśnie chciałam spróbować zrobić razowe grissini, ale nigdzie nie mogłam trafić na jakiś sensowny przepis, a bałam się sama wymyślać ;-) dlatego dzięki Ci wielkie! jeszcze dzisiaj się zabiorę za pieczenie.
Majanko, dziękuję ślicznie :) Nosi, nosi, jest cudowny :)))
Buziaczki na dobry dzionek :***
La falena bianca, dziękuję :) I w takim razie smacznego życzę :) Pochwal się jak już zrobisz :)
Oooo lubie takie zdrowsze przekaski :) Do tego kufel ciemnego piwa albo cidera i jestem w siodmym niebie. Albo nie w
8-ym :))))
Uwielbiam takie przekąski! Koniecznie muszę wypróbować ten przepis!
Ale piękne paluchy! Faktycznie bardziej męskie niż takie małe, cienkie lajkoniki ;)
Razowe wypieki są wspaniałe, paluchów jeszcze nie robiłam, ale Twój mąż wie co dobre. ;)))
Pozdrawiam!
Oooo widzę je oczkiem wyobraźni przegryzane podczas wiosłowania łyżką w zupie ;))
Polko, hihihi to się dobrze rozumiemy widzę :)
Agato, naprawdę warto je upiec :)
Casiu, hihihi, no jestem ciekawa miny mojego Męża jak przeczyta ten komentarz hihihi już mi się podoba samo wyobrażenie jego minki :))))
Notme, ja też lubię razowe wypieki, zdrowsze i jakoś też bardziej mi smakują :) Choć ja to w ogóle dużo lubię różnych smaków :)
Oczko, ja też o zupce pomyślałam i dlatego jutro piekę je znów, do zielonej zupki :)
jeszcze nie probowalam, ale chyba najwyzsza pora… super zachecasz!
bardzo apetycznie wyglądają i zapewne świetnie też smakują, zresztą wiadomo, skoro Ty je piekłaś to muszą być boskie, coś o tym wiem, juz trochę Twoich dań jadłam :)
ale paluszków sklepowych proszę i tka nie obrażać, bo ja też je bardzo lubię ;) :*
Sklepowe paluszki jadam bardzo rzadko, inne słone przekąski w zasadzie też, ale jak by mi ktoś takie cudne razowe czy żytnie paluszki upiekł, to bym na pewno nie odmówiła ;-)
O tak, grissini zawsze sa kulinarnym przebojem, razowe czy tez nie:) Ja takze za nim przepadam…
Tili jesteś niesamowita! Paluszki pierwsza klasa!!!
Cudawianki, witam u mnie :) Cieszę się, że udaje mi się zachęcić do tych pychotek :)
Aga, hihihi, no jakże bym mogła zapomnieć i o Twojej paluszkowej manii :))) Ale gwarantuję, że jak upieczesz te grissini, to już na paluszki nie będziesz wydawać :) Tylko upiecz z połowy porcji, albo zaproś sąsiadów :)))
Karolcia, w takim razie podaję kilka i smacznego życzę :)
Konsti, dzięki i cieszę się :)
Kass, kłaniam się nisko :)
Tili, one są fantastyczne ;)! Wyglądają świetnie i są super alternatywą dla tych sztucznych z paczki :). Mniam!
Obiecujące! Wpisuję na listę przegryzek :)
ach ,jakie piękne wyszły paluszki
Hm ,aż pachną przez monitor i chrupią mi ….
przepiekne! i wcale mężowi się nie dziwie, bo mój też powiedział mi, że te moje warkocze z ciasta francuskiego spokojnie mogą mu zastąpić paluczki :)
Olalala, właśnie dlatego tak je polubiłam :)
An-na, cieszę się :)
Margot, hihihi może pachną i chrupią, bo właśnie kolejną partię ich wyjęłam z piekarnika :)))
Kuchnia Monsai, prawda jak fajnie jest zrobić coś domkowego w zastępstwie jakiś sztucznych przekąsek :)
I znowu kusisz.. ja już z kuchni nie wychodzę!! ;)
Piękne!
Tilia – ale piękne :) Tylko patrząc czuję jak będą chrupały w ustach. Och jej poezja!!! Bardzo ale to bardzo mi się podobają!
Pozdrawiam serdecznie
Olga Smile
Aga z Zapiecka, a czy to źle? :DDD
Olgo, chrup chrup chrup, zrób bo warto :) Dzięki :)
Ciekawy wpis
Dzięki, będę odwiedzać:)