Mam w domu paluszkowego miłośnika. Mój mąż mógłby zjeść dowolną ilość paczek paluszków i wciąż by mu one smakowały i nie miałby ich dość. Kiedy więc zobaczyłam, że Atinka, gospodarująca nam w tym tygodniu Weekendową Piekarnią, przypomniała doskonały przepis Tatter na grissini nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Są doskonałe i o ile nie trzymamy ich zbyt długo w piekarniku (jak ja za pierwszy razem) są chrupkie, choć miękkie. Najbardziej pasują mi w wersji sezamowej lub naturalne, posypane jedynie solą. Piekąc je przyszedł mi też pomysł do głowy, że można by zrobić z nich apetyczne obwarzanki, może wtedy moje Świergotki nie musiały by tak pracowicie budować sobie gniazdka z tych włoskich paluszków.
Składniki:
475 g białej pszennej maki chlebowej
1 1/2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
1 1/4 łyżeczki drożdży instant
3 łyżki oliwy z oliwek
275 g wody
3 łyżki ziaren sezamu (u mnie podwójnie)
1 łyżka nasion kopru włoskiego (pominęłam)
2 łyżki płatków cebulowych (pominęłam)
1 łyżka soli w płatkach lub grubych kryształkach
Przygotowanie: Do miski wsypała mąkę, cukier, sól i drożdże, a następnie dodałam oliwę i wodę. Wymieszałam i wyrobiłam gładkie, elastyczne i miękkie, choć zwarte ciasto. Zostawiłam do wyrośnięcia na 1 godzinę. Następnie ciasto podzielić na 2 równe części. Pierwszą pozostawiłam zwykłą, drugą połączyłam z nasionami sezamu. Można też ciasto podzielić na 4 części i jedną pozostawić zwykłą, drugą połączyć z sezamem, trzecią z koprem, a czwartą z płatkami cebulowymi.
Zostawiłam ciasto na 10 minut pod przykryciem. Podzieliłam obie części ciasta na kulki o wadze ok. 25 g i z każdego formowałam cienkie wałeczki (ok. 25 cm długości). Ułożyłam je na naoliwionym papierze do pieczenia i zostawiłam do ponownego wyrośnięcia na 30-45 minut. Paluszki posmarowałam mlekiem, a te bez dodatków posypałam gruboziarnistą solą morską. Piekłam w nagrzanym do 200 stopni Celsiusa piekarniku przez ok. 20-25 minut, aż paluszki były złote, a ich wnętrze suche.
Smacznego.
Takie grissini to bym chyba potrafił sam upiec;-) Apropo paluszkożerców to miałem w pracy koleżankę, która zajadała się nimi codziennie, Śmiała się zawsze, że to bardziej zdrowy nałóg niż moje papierochy;-) Pozdrawiam sobotnio!
Tili, grissini wyszły Ci świetnie! Ja też lubię te sezamowe najbardziej!:)
Co do kształtów, to w naszej książce wloskiej widziałam je także w kształcie gniazdeczek – obwarzanek :)
Pozdrawiam sobotnio!:)
Kiedyś się przymierzałam do upieczenia takich właśnie-ale chyba lenistwo dało o sobie znak..
hehe
ale twoje oczywiście zachwycające!:)
Pozdrówka
Wyszły wzorcowo!
Moje rosną na razie
Wyglądają idealnie. Ja kilka razy kupowałam gotowce… Ale Twoje z pewnością się do nich nie umywają :)
No to będę miała piekarską noc :)
Tiluś, fajne wyszły, a tamte wcześniejsze były naprawdę dobre :)
Jak samopoczucie?
pozdrówka!
Tiliuś wyobrażam sobie jakie musza być pyszne, skoro jadłam i te poprzednie ;)
a chlebka nie pieczesz?
o! to je ono!
W Czechach takie do piwa się podaje, mój faworyt – naturalne, solone. Jest to zarazem najlepsza przekąska jaką kiedykolwiek podano mi do piwa. I pozwala normalnie prowadzić konwersację, nie absorbuje zanadto. No bo w końcu po to się idzie z przyjaciółmi do Czech na piwo, żeby porządnie sobie pogadać.
sliczne Tili! Moje wyrastaja przed pieczeniem. Zdrowiej szybko!
Grumko, zgadzam się z Twoją koleżanką w całej rozciągłości :))) A jak rzucanie palenia? Te grissini są łatwe i byłyby idealną przekąską na rzucanie palenia :)
Majanko, no widzisz i Świergotki od razu gniazdka by miały :) Buziaczki :) @ wyślę Ci za dzień czy dwa bo teraz mi się trochę zwariowanie zrobiło :)
Olciaky, dzięki :)
Margot, dzięki :) Już widziałam u Ciebie, są śliczne :)
Kasiu24, te są lepsze niż gotowce, zapewniam :)
Oczko, hihihi, no trochę to będzie trwało :) Grissini już na stałe do repertuaru weszły :))) A zdrówko lepiej, ale wolałabym żeby już było zupełnie dobrze :)
Aga, chlebek piekę jutro, bo dziś już ani sił ani czasu mi nie starczy :)
Mico, i co ja mogę na takie dictum powiedzieć – tylko .. No ba! :)))
Olasz, dzięki :)))
Tlii, ja widzę, że Twoje kształtne Ci wyszły bardzo. :) Cieniutkie i równiutkie, że pozazdrościć. :)
Tili cudowne Ci wyszły:) Moje ciasto dopiero rośnie:) Cieszę się, ze po mino chorobowego osłabienia byłaś z nami również w ten weekend:) Pozdrawiam serdecznie:)
Małgosiu, dziękuję :) I u Ciebie były one cudowne :)
Atinko, bakcyl pieczeniowy jest silniejszy od wirusów i gryp :))) Ja już bez skrzywienia nie potrafię zjeść kupnego pieczywa, mam nadzieję, że za jakiś czas już nie będzie potrzeby w ogóle kupnego, zresztą coraz mniej się ono pojawia :)))
Sliczne!