Lubię gotować, piec, dusić, smażyć … lubię być w kuchni i tworzyć coś nowego, coś starego, coś dobrego i … coś niedobrego też, bo wtedy się uczę, jak następnym razem stworzyć lepszy smak, lepszą konsystencję, lepszy wygląd moich dań. Już kilka razy w życiu zdarzyło mi się kupić jakieś składniki w ilościach półhurtowych i eksperymentować z nimi, piec, gotować … tworzyć. Tak też na początku tego roku uczyniłam z makiem. Nigdy specjalnie nie lubiłam makowców, tortów makowych i innych temu podobnych przekładańców, ale gdy w wigilię zjadłam wyborny tort makowy mojej „nowej” siostry zakochałam się w nim i już wiedziałam, że czeka mnie Makowa Szkoła Pieczeniowa.
Na pierwszy ogień poszły oczywiście wigilijne specjały. Makowiec zawijany z ciastem drożdżowym i keks makowy. Oba już kusiły mnie przed Świętami, ale zarówno nawał prac, ciągła przecież rehabilitacja, jak i wątpliwości spowodowały, że odłożyłam na wieczne później te wspaniałe wypieki. Dopiero tort siostry mojej bratowej znów przypomniał mi o moich niedokończonych planach. I całe szczęście.
Makowiec zawijany, najbardziej chyba tradycyjne polskie, świąteczne ciasto okazał się wyborny. O wilgotnej jeszcze długo po upieczeniu masie makowej, nie za słodkiej, pełnej bakalii i aromatów i puszystym, choć zwartym cieście. Na przykładnie tego przepisu, posługując się doskonałą instrukcją Dorotus postanowiłam jednak troszkę poeksperymentować ze szczelnością zawinięcia ciasta. Choć wszystkie wersje bardzo mi smakowały, jednak jak zwykle w moich oczach zwyciężył złoty środek. Najlepsze, najdłużej świeże, najbardziej puszyste było ciasto zawinięte niezbyt ciasno, ale i nie zupełnie luźno. Wszystkie jednak były doskonałe i wiem już, że na następne Boże Narodzenie ten tradycyjny zawijany makowiec pojawi się na naszym wigilijnym i świątecznym stole.
Drugim Bożonarodzeniowym wypiekiem, pozostawionym na inny czas był keks makowy. I ponownie jak w przypadku zawijanego makowca, ucieszyłam się ogromnie z tego wypieku. Muszę nawet się przyznać, że to właśnie ten keks podbił moje serce, tak jak makowa strucla podbiła serce mojego męża. Wilgotny, delikatny, ogromnie aromatyczny, do tego przeze mnie napakowany wręcz bakaliami … musiałam się bardzo pilnować, by nie sięgać co i rusz po kolejny kawałek. Ten doskonały przepis jaki wynalazła Liska jest do tego tak banalnie prosty i pomijając czas na zmielenie maku, szybki, że zaczął gościć w naszym domku częściej, kiedy tylko mamy ochotę na pyszny makowiec.
Troszkę później powstały dwa kolejne wypieki. Jeden z okazji urodzin mojej mamy, drugi z okazji imienin mojego męża. Ale po kolei.
Tort … hmmmm … nie upiekłam jeszcze nigdy tradycyjnego tortu, po prawdzie to nie upiekłam jeszcze nigdy żadnego prawdziwego tortu, a jedynie najróżniejsze ciasta przyozdabiałam tak by pasowały do okazji. Jakoś torty kojarzyły mi się z pracowitym kręceniem, chuchaniem i dmuchaniem i … klapą spowodowaną kaprysem losu. Sama nie wiem czemu się tak obawiałam tortów. Nigdy przecież żadnego nie piekłam, więc nie miałam żadnych złych doświadczeń, a jednak pokonanie obaw i wątpliwości przy pierwszym w życiu torcie sprawiło mi ogromnie dużo radości.
Tort makowy wynaleziony u Dorotus powstał jako prezent dla mojej mamy, ale i dla mnie był doskonałym prezentem. Lekkie makowe blaty, nasączone ponczem z amaretto, miękkie i wilgotne przełożone zostały kremem z białej czekolady, tak uwielbianą przeze mnie i męża, że do tej pory za każdym razem gdy kupuję tabliczkę by zrobić wreszcie panna cottę z białą czekoladą, zanim się orientuję kostka po kostkce znika w naszych brzuszkach.
Tort był moim chrztem bojowym i muszę nieskromnie powiedzieć, że udał się doskonale. Wilgotny i nie za słodki blat makowy, uzupełniony przez delikatny i słodki krem … nie, muszę uspokoić wszystkie obawy – krem nie jest za słodki, choć czytałam że niektórzy polecali zmniejszenie ilości czekolady … hmmmm
de gustibus non est disputandum jak mówią. Ja z pewnością ten luksusowy, śnieżno biały tort będę robić właśnie taki, gdy tylko wspomnę rozanielone minki mojej rodziny pałaszującej kolejne kawałki.
Na ostatni ogień poszedł seromakowiec. Niemalże jako zapowiedź kolejnego mojego domowego kursu pieczenia serników – połaczenie serka z masą makową i chrupkim kruchym ciastem. Był to zdecydowanie najmniej słodki ze wszystkich wypieków, choć ja też w nim znacznie zmniejszyłam ilości cukru. I niestety mimo iż wszyscy konsumujący się nim zachwycali, ja znów, jak przy każdym moim i nie tylko moim serniku, nie mogłam poczuć pełni szczęścia.
Masa makowa wyszła doskonała – wilgotna, zwarta wprawdzie, ale nie twarda. To właśnie masa serowa znów nie była taka jak powinna dla mojego wymagajacego podniebienia. Była zbyt zbita i choć kremowa, bez grudek, to ja wciąż poszukuję tego ideału puszystego serka. Muszę się jednak przyznać, że ja ten seromakowiec upiekłam w mniejszej niż przewidziana blasze i to z pewnością wpłynęło na puszystość jego masy serowej. Zamiast użyć formy o wymiarach 40 cm x 45 cm, użyłam takiej o wymiarach 40 cm x 25 cm. Pozostaje mi więc upiec jeszcze raz to ciasto, tak kuszące mego męża, miłośnika maku i sera, tylko tym razem w dostosowanej do przepisu foremce.
I tak zakończył się ten odcinek Makowej Szkoły Pieczeniowej. Dlaczego odcinek? Czyż nie uczymy się przez całe życie … do zobaczenia więc w kolejnych szkołach i kursach, esperymentach i tradycyjnych procedurach, sukcesach i porażkach :-)
Makowiec zawijany(3 makowce po 35 cm każdy) Ciasto drożdżowe:
3 szklanki mąki pszennej (typ 550) + do podsypywania (nie potrzebowałam, ale może być potrzebne do 1/2 szklanki)
180 ml letniego mleka
150 g margaryny, roztopionej, ochłodzonej
6 żółtek (białka odłożyć do masy)
45 g świeżych drożdży
6 łyżek cukru
1,5 łyżki oleju
pół łyżeczki soli
1,5 łyżki spirytusu (ja dałam amaretto)
1 duże opakowanie cukru waniliowego Masa makowa:
500 g maku
250 g cukru
100 g rodzynków
50 g orzechów włoskich, posiekanych
1 łyżka miodu
olejek migdałowy do smaku (dałam amaretto)
cynamon do smaku (dałam 1 łyżeczkę)
1 łyżka miękkiej margaryny
skórka pomarańczowa, wedle uznania (dałam skórkę startą z 1 dużej pomarańczy) Lukier:
Cukier puder
Amaretto
Mak do dekoracji
Przygotowanie: Drożdże rozpuściłam z cukrem oraz mlekiem i odstawiłam na około 15 minut. Dodałam pozostałe składniki i wyrobiłam ciasto, dodając na koniec rozpuszczony tłuszcz. Odstawiłam do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. Rankiem jeszcze zaparzyłam mak w 500 ml wrzątku, odstawiłam do ostygnięcia i dwukrotnie zmieliłam. Gdy ciasto było już gotowe, dodałam pozostałe składniki, a na końcu ubite na sztywno białka, które pozostały z robienia ciasta.Ciasto podzieliłam na 3 części, rozwałkowałam na prostokątne placki. Robiłam to na pergaminie. Gdy uzyskałam odpowiednią grubość (placki powinny być cienkie) kładłam na nich posmarowany olejem pergamin i odwracałam, tak aby ciasto leżało na posmarowanym pergaminie (dobrze jest pomóc sobie deską do krojenia). Układałam masę makową na cieście, pozostawiając ok. 2-3 cm odstępów do końca ciasta. Zawinęłam ciasto w rulon i podwinęłam boki. Rulony zawinęłam w pergamin (bez podwijania boków pergaminu, tak by powstała tuba). Trzy makowce ułożyłam na blasze i piekłam w piekarniku nagrzanym do 180-190 stopni Celsiusa przez 30-40 minut. Po upieczeniu ciasto polukrowałam i posypałam makiem dla dekoracji.
Źródło: Blog Dorotus „Moje wypieki”, gdzie też znajdziecie instrukcję zawijania ciasta. Keks makowy (makowiec bez ciasta) Składniki:250 g maku
200 g cukru
6 jaj
1 opakowanie cukru waniliowego (pominęłam, dałam 1 łyżkę esencji waniliowej)
2 łyżki bułki tartej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
po 5 dag migdałów, rodzynków, orzechów, suszonych moreli i daktyli
1 łyżka amaretto
Lukier:
Cukier puder
Amaretto
5 jajek
15 dag cukru pudru
2 łyżki mielonych migdałów
12 dag mąki pszennej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 płaska łyżka proszku do pieczenia
20 dag maku (suchego, nie trzeba mielić) Składniki na poncz:
pół szklanki wody
3 łyżki rumu (ja dałam amaretto) Składniki na masę z białej czekolady:
30 dag białej czekolady
400 ml śmietany kremówki Przygotowanie: Białka oddzieliłam od żółtek. Białka ubiłam na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodawałam stopniowo cukier puder, następnie żółtka. Migdały wymieszałam z mąkami, proszkiem do pieczenia i makiem. Powoli połączyłam z masą jajeczną, wymieszałam delikatnie. Tortownicę o średnicy 23 cm wysmarowałam masłem, wysypałam bułką tartą, wlałam do niej ciasto. Piekłam w temperaturze 180?C przez około 45 minut, do tzw. suchego patyczka. Wystudzić, przekroić wzdłuż dwa razy. Zrobić poncz: zimną, przegotowaną wodę wymieszałam z rumem/amaretto, odstawiłam.
Czekoladę przeznaczoną na krem rozpuściłam w kąpieli wodnej, wystudziłam. Śmietanę kremówkę ubiłam na sztywno. Powoli wlewałam ochłodzoną białą czekoladę, dalej ubijałam. Na tortownicy ułożyłam pierwszy blat, nasączyłam ponczem. Na blacie rozsmarowałam 1/3 kremu. Przykryłam drugim blatem, nasączyłam ponczem, posmarowałam kolejną 1/3 kremu. Przykryłam ostatnim blatem, nasączyłam ponczem, udekorowałam kremem boki i wierzch tortu. Schłodziłam. Dowolnie udekorować.
Tort można, a nawet należy przygotować dzień wcześniej.Tort można również posmarować warstwą dżemu (pod kremem).
Źródło: Blog Dorotus „Moje wypieki” Seromak Składniki na spód:1 1/2 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru pudru
125 g masła
1 żółtko Przygotowanie: Wszystkie składniki szybko zagniotłam, owinęłam folią i włożyłam do lodówki na godzinę. Po tym czasie rękoma oprószonymi mąką wyłożyłam do formy o wymiarach 45 x 40 cm (największa blacha*). Ponakłuwałam, podpiekłam w temperaturze 190?C przez 15 – 20 minut. Nie zapominać o fasolkach lub innych obciążnikach na cieście.
* ja niestety użyłam blachy mniejszej, o wymiarach 40 cm x 25 cm
Składniki na masę makową:4 2/3 szklanki maku
1 ? szklanki cukru pudru (ja dałam ok. 1 szklanki)
100 g rodzynek
100 g posiekanych orzechów włoskich
4 jajka (osobno białka i żółtka)
2 łyżki bułki tartej
olejek migdałowy do smaku (dałam amaretto) Przygotowanie: Mak sparzyła, osączyłam, ostudziłam i dwukrotnie zmieliłam. Uarłam z cukrem i żółtkami. Dodałam bakalie, amaretto, bułkę tartą, wymieszałam. Białka ubiłam na sztywno i wymieszałam z masą makową. Składniki na masę serową:
1,2 kg twarogu tłustego lub półtłustego zmielonego dwukrotnie (nie może być kwaśny, ja dałam marki President)
1,5 szklanki cukru pudru (dałam mniej, ok. 1 szklanki)
150 g miękkiego masła
5 jajek (osobno białka i żółtka)
2 łyżki mąki ziemniaczanej
skórka pomarańczowa – ile lubicie Przygotowanie: Miękkie masło utarłam z cukrem i żółtkami, dodając po łyżce ser, i dalej ucierając. Wmieszałam mąkę, skórkę. Białka ubiłam na sztywno i na koniec wmieszałam do masy serowej. Na podpieczony spód wyłożyłam masę makową. Na nią wyłożyłam masę serową. Piekłam około 60 minut w temperaturze 175?C (można od góry przykryć folią aluminiową, by sernik się nie spiekł i pozostał biały). Wystudziłam, schłodzić przez kilka godzin w lodówce. Można polać polewą, lukrem, posypać czym dusza zapragnie. Źródło: Blog Majanki „Majanowe pieczenie”
Smacznego.
Och Tili… Na początek -nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś piekąc seromak !:)) Bardzo ,bardzo mnie uradowałaś !:))
Druga sprawa – podoba mi się niezmiernie Twoja Makowa Szkoła i powiem Ci, ze ciasta, które wyszły spod Twoich rąk wyglądają przepysznie. Musiały smakować wybornie. A tort – pierwsza klasa po prostu! Własnie sobie drukuję przepis do wykorzystania przy najbliższej imieninowej czy urodzinowej okazji.
Trzecia sprawa – Tili, ja już to mówiłam, ale powtórzę raz jeszcze – świetnie piszesz! :)))
Pozdrawiam ciepło.
Ps. Jak się czujesz ?
Majanko, to Ty mi sprawiłaś przyjemność, gdy u Ciebie ten seromakowiec zobaczyłam, bo wiedziałam że mój mąż ucieszy się na niego ogromnie i pewnie dlatego trochę przesadziłam z ilością do za małej blaszki hihihi co za dużo to nie zdrowo :)))
Cieszę się że podobają Ci się moje wypieki i dziękuję za miłe słowa :) Lubię i kucharzyć i pisać o tym :) hihihi może książkę kucharską kiedyś wydam :)))
A zdrówko już znacznie lepiej :) Wracam do normalności, z większą tylko intensywnością rehabilitacji :)
Buziaczki Majanko :***
Jaki pyszny wpis;-) Ten tort do mnie najbardziej przemawia. Z maku jeszcze nic nie robiliśmy, a w kwietniu mam urodziny więc kto wie;-)Pozdrówka!
Uwielbiam wszelkie makowce (choć dopiero od kilku lat, bo wcześniej ich nie tkałam) i Twój wpis przyprawił mnie o słodki dreszczyk tęsknoty ;) Wszystkie ciasta sa piękne i apetyczne, ale ten tort z białą czekoladą to istny obłęd! Raj a ziemi, można by rzecz :) Nie zostało tam coś dla mnie?
wszystkie ciasta wyglądają niesamowicie !!! nie piekłam jeszcze nic z makiem ale teraz na pewno się skuszę:) pozdrawiam
no ja już od grudnia czekam na ten Twój dzień z sernikami ;)
pyszne rzeczy przygotowałaś, mnie najbardziej kusi ten seromakowiec, mimo Twoich „ale” wygląda bosko
hmmm nie chce nic mówic ale ja chcę panna cottę z białą czekoladą!!! następnym razem zrobimy, prawda? proszęęęęęe ;)
ale makowe cuda, a ten torcik to bym chyba cały wszamała :P
Pysznie !! :)
Zaszalałaś :-D Czuję powiew inspiracji.. ;-)
Tiliuś już wiem, ze dzis robisz panna cottę z białą czekoladą@ wyślij mi proszę ;)
Ja i mak chodzimy osobnymi ścieżkami, ale przyznam, że ten Twój makowiec wtedy był bardzo dobry.
To następny odcinek o czym? O nemezis? ;))
Grumko, ten tort to i do mnie przemawia :) A urodziny w kwietniu ma też mój brat to pewnie jakiś inny tort też będzie :)
Casiu, widzę, że tort bije furorę i nic dziwnego, jest rewelacyjny :)
Blue_megi, cieszę się że udało mi się Cię skusić :) Witaj u mnie :)
Aga, no ja jakoś do tych serników nie mogę się zabrać ;p A panna cottę z białą czekoladą właśnie zrobiłam i stygnie, tylko jakoś do maila nie chce się załączyć :))) Ale robić mogę ją non stop, o ile tylko udaje mi się zachować choć jedna tabliczkę czekolady, więc zrobi się następnym razem :)
Kuchnia_Monsai, hihihi ja też :)
Poswix, w takim razie niech wieje i wieje ten powiew :)))
Oczko, no pewnie o nemezis, ale jakoś się nie mogę do niego zabrać ;p Ale kto wie, jeśli rwa pójdzie na dobre, to może w przyszłym tygodniu będzie tydzień serników :)))
Tili bardzo mi sie podoba Twoj kunszt pisarski. Zdecydowanie ksiazke powinnas wydac, a jak do tego jeszcze beda fajne fotki to juz w ogole miodzio. Chetnie taka zakupie :)
Co do makowych wypiekow to sa rewelacyjne. Ja bardzo lubie mak, szczegolnie gdy jest go duzo. Jedyny minus takich wypiekow makowych to to, ze wchodzi w zeby i potem trudno sie usmiechac ;)
pozdrawiam
ps duzo zdrowia zycze na teraz i na przyszlosc
Cuda, cudenka… slow brakuje:) po prostu piekne!
Muszę przyznać, że im więcej sama pichcę, im więcej czytam takich wspisów jak ten Twój to tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że świat kulinariów to coś absolutnie niezwykłego, coś co wciąga jak narkotyk i pochłania bez reszty!
ślicznie wyglądają Twoje dzisiejsze wypieki z serii za pan brat z makiem :) i z pewnością w przyszłości z nich skorzystam :) pozdrawiam serdecznie!
oh Tiliuś ni jak to sie nie chce załączyć? to choć załącz ją tu do tego posta, niech pocieszy moje zaspane oczka
ja właśnie podgryzam białą czekopodoną czekoladę Terravity z morelami… smakuje jak Vibovit!
Karolko i ja polubiłam mak po moich eksperymentach i z pewnością nie raz jeszcze będę z nim eksperymentować :) Ale do tej pory nie miałam z nim problemów by się po nim uśmiechać :)))
Dzięki za życzenia zdrówka :)
Konsti, kłaniam się ślicznie :)
Kuchasiu, ja też jeszcze kiedyś nie spodziewałam się jak gotowanie zmieni moje życie :) Kiedyś były tylko kodeksy i ustawy, glosy i opinie, a teraz choć życie straciło tamto tempo to zyskało tyle barw i smaków, że już nie chcę nigdy wracać do takiego szalonego tempa, no chyba że kulinarnie :)))
Aga, pozostaje mi tylko powiedzieć – marsz po moją ukochaną Milkę do sklepu – białą czekoladę najbardziej lubię właśnie Milki, choć nie przepadam za pozostałymi czekoladami z tej firmy, to biała moim zdaniem najlepsza jest właśnie ta :)
strasznie fajna ta szkoła
i jaka pyszna
aż sama nie wiem,
który z tych makowych specjałów bym wybrała,
bo mak uwielbiam we wszelkich wypieków
począwszy od zwykłych drożdżówek z makiem z czasów podstawówki kupowanych w szkolnym sklepiku, skończywszy na makowcu robionym przez mamę, który jest absolutnie najlepszy na świecie:-)
niedawno taką miałam ochotę na coś makowego, że kupiłam paczuszkę tych czarnych ziarenek i chciałam zrobic coś ala kutia z bakaliami, tylko jakoś mi zapału do pracy zabrakło i teraz paczuszka leży i czeka:-)
No niech ta rwa juz sobie pójdzie – powiedziało oczko podjadając kawową czekoladę z terravity ;)
Seromak jest to ciast z którym i ja zamierzam się zmierzyć. Napracowałaś się kochana, zapewne temat maku od tej pory nie będzie Ci obcy :)
TIli, jakie super, super ciasta wyszły spod Twych rąk :)! Mniam, ile tu pyszności :). I mam wielką ochotę spróbować każdego po trochu, bo wszystkie wyglądają tak, tak cudownie :). A ten seromak już dawno mnie kusił i planuję kiedyś go zrobić, zwłaszcza że Twoje cudowne zdjęcia i opisy mnie strasznie zachęcają :). Keks makowy bez ciasta już piekłam i był pyszny :)!
Chętnie sobie popatrzę na dalsze Twoje losy w szkółce makowej :).
Pozdrówka :)
a mi smakuje! lubię vibovit ;p
Oczko daj trochę, u nas nie mogę nigdzie dostać tej czekolady ;)
A bierz Princess ile chcesz – na osłodę :*
Asieja i ja chciałam ostatnio kutię zrobić, ale już czasu zabrakło i poczeka na następny raz :)
Oczko, ból już poszedł, a teraz dalej musze rehabilitować kręgosłupik, by rwa nie wróciła :)
Nina, obcy już nie, ale jeszcze zamierzam się z nim bliżej zapoznawać :)
Olalala, dziękuję ślicznie :) a seromak to wbrew pozorom całkiem proste ciasto, tylko trochę przy nim brudzenia misek :))) No i jest moje serowe nemezis, ale w końcu ćwiczenie czyni mistrza więc ćwiczę się z tym serem :)
Aga, no bo najważniejsze żeby smakowało :)
Oczko, ale dobra duszyczka z Ciebie, a co zrobiłaś z Wiedźmą Małgorzatą? ;p
Tili, toż to prawdziwe makowe szaleństwo! :D Wszystko wspaniałe i muszę powiedzieć, że ostatnio też mnie jakaś ochota na coś makowego dopadła. I nawet pomysł na wypiek chodzi mi po głowie… :)
Tilia, nie masz litości, wiesz wczoraj do Ciebie wpadłam na momencik, zoabczyłam te wszystkie cuda z makiem i biłam się sama ze sobą ;) Byłam naprawdę bliska upieczenia czegoś z makiem. A jak się napalę to potrafię. Wciąż jestem.. ale już ewidentnie czas na zmianę diety, na „wiosenną”
Pozdrawiam
Aga
Komarko, już się nie mogę doczekać Twojego makowego wypieku i boskich zdjęć jego :)
Aga z Zapiecka, bo taka bezlitosna bestyjka ze mnie :))) a na mak zawsze jest czas, w szczególności przed Wielkanocą mmm pascha z makiem mmm mniam :)
Wedźma Małgorzta ma ferie zimowo – wiosenne – takie wczesne przedwiośnie ;))
Tili, na tegoroczne Boże Narodzenie będę wiedziała gdzie zajrzeć po inspiracje. Wszystkie trzy wypieki są super, ale ja najbardziej liczę na Twój makowiec zawijany, bo nigdy mi jeszcze nie wyszedł tak jakbym chciała. Pozdrawiam!
Tili, jak Twoje zdrowie? Już dobrze?
Oczko, ja też potrzebuję wakacji i nawet już je planujemy z S :)
Kasiu, cieszę się bardzo, że inspirująco Ci u mnie :) A zdrówko już lepiej, tylko że muszę cały czas na nie uważać, bo jak się ma problemy pooperacyjne i do tego jeszcze kręgosłup w nie najlepszym stanie to różne paskudztwa się czepiają :( No ale żeby nie było, że ja taka pesymistka jestem, to powiem że cały czas idzie do przodu i jest coraz lepiej :))) Buziaczki i dzięki za troskę Kochana :*
Widzę, że w kuchni Tili, ostatnio sporo się dzieje ;-). Trzeba sobie dogadzać, a co?! :) nareszcie mam chwilkę spokoju po bierzmowaniu, szkole i mam zamiar trochę zaszaleć, dzisiaj o 1 nad ranem robiłam granolę i zajadałam się sufletem czekoladowym z przepisu Nigelli, wspólnie z Ciocią, obżarstwu nie było końca (hihi..) uwielbiam pichcić nocą, ma to swój urok. Od dawna kusi mnie seromak. pzdr cieplutko ;)
Bellaaa i ja lubię pichcenie nocą, ale ostatnimi czasy nocki wolę przesypiać :) Za to pichcić lubię o każdej porze dnia i nocy :)
Cudowne ciasta i torty makowe, ojej jakie one muszą być pyszne, bardzo lubię mak, ciasta i desery z niego, pychotka. :) Niestety ja na makowe pyszności mogę sobie rzadko pozwolić, bo maczek bardzo ciężki jest i jak zjem więcej kawałeczków niż powinnam to później długo to odchorowuję, a nie mogę się zatrzymać tylko na jednym czy dwóch kawałeczkach, nie da rady. ;))
Pozdrawiam!
Notme, skąd ja to znam „… jeszcze kawałeczek … ten będzie ostatni … no, ale ten wygląda tak apetycznie … ooo, nikt nie widzi to wcinam jeszcze jeden … itd” hihihi i znika deser z talerzyka :)))
hej! pierwsze słysze o keksie makowym ;) dla mnie keks to hmm keks ale zaintrygowałas mnie, bo w domu robimy tylko strucle makowe, a z drożdzowym ciastem sporo zachodu, taki keks ułatwiłby mi sprawę :) chyba zrobię próbe w weekend :) dziekuję za inspirację i pozdrawiam!