Zwykle leży na poduszce na parapecie lub na krzesełku pod stołem, a gdy smakowite zapachy do niej dobiegają nagle, zupełnie nie wiadomo skąd, jest przy nogach, ociera się i mruczy. Kiedy na balkonie kadry łapię, ona to podgryzie jakiś zwisający frędzel, to wespnie się powąchać co tam ciekawego jest na stołeczku i tym sposobem obok niezliczonych już zdjęć jedzenia, mam pokaźną kolekcję kocich kadrów. Taką atencję jednak do niedawna wykazywała tylko względem mnie lub jej PANA*.
Ostatnio jednak, gdy przychodzi Ciocia Oczko, Briczolla popatruje ciekawie co tym razem szalonej ciotce do głowy skoczy. Czy w paparazzi się będzie bawić, czy pomizia po futerku czy może jakimiś smakołykami nakarmi? Nie muszę mówić, że ta ostatnia opcja jest ulubiona, ale i pierwsza wywołuje coraz żywsze zainteresowanie. Początkowo kicia ignorowała całkowicie wszelkie próby zrobienia jej zdjęcia, skutkiem czego można było jej cyknąć dobrą setkę zdjęć … tej samej pozycji. Z czasem jednak zaczęła coraz bardziej interesować się co to czarne pudełko robi, tym bardziej że Kocia Ciocia najróżniejsze, czasem wręcz karkołomne pozycje przybiera, aby te fotki zrobić.
I tak kilka dni temu razem z Oczko obfotografowałyśmy nasz obiadek, a Briczka siedziała to na parapecie, to w kącie balkonu, popatrując na nas z miną pełną pobłażliwego zaciekawienia**. Aż zastanawiałam się co jej w główce siedzi. Czy myśli nad tym co te dwie szalone, dwunożne i łyse (łyse z punktu widzenia kota, of kors) baby robią nad tą miseczką smakowicie pachnącej rybki, zamiast ją zjeść? Czy też może wszystko rozumie i tylko w pełnej zwątpienia co do naszych zdrowych umysłów pozie, czeka aż wyszalejemy się cykając dziesiątki zdjęć?
Tak czy siak, potem przychodzi czas obiadu. Mój Ukochany wraca z pracy, ja nakładam ryż i rybę na talerze, wszyscy zanosimy talerze i kubki z herbatą na stół. Kilka pierwszych kęsów, kilka pierwszych słów i … i dzieje się rzecz niesłychana. Kicia, która jeszcze nigdy nikomu poza nami nie dała się wziąć na kolana, sama wskakuje na kolana Oczka. Czy to ta rybka taką ją skusiła? Być może. Niezwykle aromatyczna, lekko kwaskowata dzięki tamaryndowcowi i pomidorom, uzupełniana słodyczą zeszklonej i uduszonej cebuli oraz z wyraźnym, lekko gorzkawym smakiem kozieradki. Ryba w tym gęstym, oblepiającym sosie smakowałaby równie doskonale zawinięta w pitę, z porcją chrupkich warzyw, przegryzana na pikniku.
A Briczolla? Nie, nie dostała nic z talerza***, za to głaskaniom i mizianiom nie było końca. Tak to może zaskoczyć i wywołać wiele śmiechu koci domownik, gdy w kimś znajdzie sobie Kocią Ciocię ;-)
* Mój Ukochany jest niezaprzeczalnie najukochańszym PANEM przez same duże litery, a to dlatego że bezustannie wykazuje się niezachwianym uwielbieniem, wręcz ubóstwieniem dla kici :-) Znacie ten kawał … Myśli sobie pies „Głaszczą mnie, karmią mnie, bawią się ze mną – muszą być bogami”, myśli sobie kot „Głaszczą mnie, karmią mnie, bawią się ze mną – muszę być bogiem” :-D
** kto ma kota ten wie jak to kot potrafi patrzeć się na innych z charakterystyczną, kocią wyższością :-), a kto nie ma niech poogląda o kocie Simona.
*** poza kupowaną u weterynarza specjalną karmą niestety nie może nic innego jeść.
Łosoś ala po keralsku
Składniki:
1 łyżka oliwy
1 łyżeczka nasion gorczycy
1 łyżka drobno posiekanego imbiru
1 łyżka drobno posiekanego czosnku
2 małe cebule, posiekane w piórka
10 liści curry (suszone)
szczypta płatków chilli
szczypta kurkumy
1 strączek czarnego tamaryndowca
1 puszka pomidorów, zmiksowanych
duża szczypta mielonych nasion kozieradki
750 g dzwonków łososia (może być inna ryba, najlepiej bez skóry i ości)
sól do smaku
Przygotowanie: Na patelni rozgrzałam oliwę, dodałam gorczycę, przykryłam pokrywką i smażyłam 20-30 sekund, aż zaczęłam strzelać. Dodałam imbir, czosnek, cebulę i liście curry, i smażyłam 2-3 minuty, stale mieszając, aż czosnek i cebula się zrumieniły. Zmniejszyłam ogień, dodać chilli i kurkumę. Dokładnie wymieszałam i smażyłam, aż przyprawy zaczęły pachnieć. Wlałam zmiksowane pomidory, wsypałam kozieradkę, wrzuciłam strączek tamaryndowca, wymieszałam i włożyłam ryby, przykrywając je sosem. Patelnię przykryłam pokrywką i dusiłam na malutkim ogniu ok. 10-15 minut (zależnie od wielkości, u mnie 15 bo dzwonka były duże). Po tym czasie wyjęłam dzwonka z sosu, zdjęłam z nich skórę, wyjęłam ości i podzieliłam na duże kawałki. Łososia włożyłam do sosu, wyłączyłam gaz i zostawiłam pod przykryciem na ok. 1 godzinę (jeśli sos jest zbyt płynny, należy go odparować przed włożeniem do niego znów ryby). Po tym czasie ryba powinna przejść już mocno smakiem sosu. Można ją delikatnie podgrzewać, ale nie za gwałtownie by ryba nie stała się sucha. Podałam z ryżem basmati.
Oryginalny przepis nie zawiera pomidorów, ma inne proporcje składników i inny sposób przygotowania od momentu dodania ryby. Link poniżej.
Źródło inspiracji: Program na kuchni.tv: Łatwa kuchnia indyjska 2
Smacznego.
Witam! Świetny pomysł na rybę!Uwielbiam rybę w takiej formie. Ja ostatnio robiłam klopsiki ponoć ala po tunezyjsku :), ale muszą jeszcze poczekać na wrzucenie na bloga. Kot cudny – tęsknie za kotem w domu – kiedyś pod moim łóżkiem obserwowałam narodziny 4 cudnych kociaków. Niestety, teraz nastał czas bez kota…. Pozdrowienia dla Ciebie i drapanie a uchem dla Kici:)
O przepraszam wskoczyla mi na kolana na zjezdzie. Choc to niedomycie podyzurowe bylo. A ryba pycha.
Eeee, mi nie wskoczyła ;( A tak ładnie się z nią bawiłam. Oczko musiała chyba zaniemówić :)?
Ryba mniam, ale gorczycę miałaś żółtą czy czarną?
i Kicia i Kocia Ciocia są absolutnie urocze
a ten łosoś.. pysznie przyprawiony!
Wy to sie macie dobrze. Same pysznosi podjadacie na obiadki :)) A Kicia patrzeniem zadowolic sie musi :)
Pozdrowienia od mojego Tolstoja dla Briczolli (on niestety tez tylko karme podjada) :))
Ale fajny pomysł na tę rybę!
I fajne babskie dni z Oczkiem. ;))
Swoją drogą – straszliwie podoba mi się imię kotki. Mogę sobie zapożyczyć, kiedy będę miała swojegooo? ;))
Pozdrawiam!
Fajna jest Twoja kicia!:)))
A łosos wygląda przepysznie, uwielbiam łososia:))
Pozdrawiam ciepło:))
Klotka Oczko mówi, że to nieprawda, że Kicia wskoczyła na kolanka, bo poczuła rybkę. Kicia wskoczyła dlatego, że klotka jej rano napełniła miseczkę, bo Ktoś zapomniał ;) A poza tym… a poza tym Kicia lubi być w centrum zainteresowania, a Klotka uskutecznia jej potrzeby emocjonalne. Nawet jeśli Kicia sprawia wrażenie, że paparazzi ją nudzi – ona tak tylko udaje. W futrzastym duchu myśli sobie: "tak, tak! patrz na mnie jeszcze" ;)
Uwielbiam Kota Simona! Zrozumie to tylko właściciel kota…
Kot Simona! jeden z moich ulubionych kotów na tej planecie :)
i właśnie sobie uświadomiłam, po raz kolejny, jak za kotem tęsknię… kiedyś było ich dużo w moim życiu, teraz żadnego :) ale mam nadzieję, że jeszcze trochę i się to zmieni :)
No a taką rybkę… też pewnie bym polubiła :)
Kicia chyba wyczula, ze ciocia jest dobra :)
Rybka swietnie przyrzadzona :)
Eh te Wasze reportazyki. Fajne sa. Zaluje, ze nie moge miec tutaj kota mojego; adoptowala go moja mama, kot sie na mnie obrazil 5 lat temu i od tej pory sie do mnie nie odzywa.
Łosoś jak marzenie a kicia jak zwykle urocza. Mój hrabia w żaden sposób nie chce pozowac, udając totalny brak zainteresowania na zaczepki :)
Ja należę do frakcji psiej ale koty też bardzo lubię. A łosoś wygląda bardzo zachęcająco!
koty są najpiękniejszymi istotami na tej ziemi :)
no tak, koty są wspaniałe! zawsze twierdziłam, że psy są najlepsze i znacznie fajniejsze od kotów ale odkąd swojego miałam to zmieniłam zdanie, koty nie są wcale gorsze, są cudne.
Tak sobie czasem myślę, że blog kulinarny to bardzo ograniczająca forma, bo nie można jednak napisać o wszystkim, co się chce. Ale przynajmniej na kotkę sposób znalazłaś. Pewnie jej było żal, że łososia nie dostanie, bo brzmi i wygląda to wszystko przepysznie.
Hehe.
Nasi milusińscy są wspaniali.
Ja też jestem za pokazywaniem ich światu.
Wszak nie raz okazali się najlepszymi przyjaciółmi:)
Pozdrawiam, Olcik
Jak ja lubię koty, te ich kocie spojrzenia, mruknięcia, parsknięcia. Z rozczuleniem czytałam o ciekawej, towarzyskiej kotce,która da się sfotografować. :-))))Wiem o czym mówisz. Do dzis ze śmiechem wspominam film, którego bohaterami były nasze dwa koty. zawsze ruchliwe, swawolne, grały "nierychliwie". Głównie sfilmowaliśmy ich bezruch. parę godzin kręcenia zastygłych kotów i jeszcze nie nudziliśmy się oglądając ten film. :-))))))))) U nas w domu psisko zadziera nos. ;-)))
P.S. I ten przepis ciekawy. :-)
Anno-Mariu, kicia dziękuję za drapki, a ja za miłe słowa :)
Narzeczono, a fakt, fakt! Zapomniałam, wybacz :)
Ptasiu, hihi, wszyscy zaniemówiliśmy :D A gorczycę dałam brązową/czarną.
Asiejko, dzięki :)
Majeczko, bez obaw, kicia równie łasa na głaski co na smakołyki jest, a pieszczot to dostaje aż w nadmiarze. Rozpuszczona jest ta moja Kruszynka :)
Super imię dla kotka – Tołstoj :)
Zaytoon, pewnie. Podobno (choć pisownia pewnie jest inna) to bardzo popularne zawołanie na koty we Włoszech i oznacza Kruszynka :)
Swoją drogą nasz psiak nazywał się Natale – czyli Boże Narodzenie po włosku :) Wiadomo kiedy go dostałam :)
Majanko, bo łoś to taka dobra do uwielbiania rybka :) Ściskam cieplutko :*
Oczko, a no prawda, wydałaś mnie teraz – wyjdzie że ja taka potworna jestem i kicię głodzę :D A co do potrzeb emocjonalnych to jak najbardziej – Briczka uwielbia być uwielbianą :D
Truskaweczko, hehehe oj tak :)
Amarantka, widzę, że kolejna fanka kota Simona :) A własnego kociaka życzę, bo to wspaniały domownik :)
Magoldie, a mówią, że koty to raczej czarownice czują :D
Magdaleno, w takim razie przeproś go talerzykiem smakołyków :) A tak na poważnie to wiem, ze koty potrafią się tak obrazić na stałe – kotka mojego brata się tak na niego obraziła jak się z domu wyprowadził i została z moją Mamą :) Za to teraz – pomimo że to taki dosyć dziki kot – polubiła się z nową panią :)
Szarlotku, hihihi, hrabia, a to dobre określenie – bardzo akuratne :)
Aniu, wiesz, ja myślę, że nie ma frakcji psiej czy kociej, tylko jest raczej frakcja zwierzęca – albo ktoś uznaje zwierzaka jak domownika albo go nie ma. Ja jestem i psia i kocia – psiaki były i jeszcze będą u nas :)
Alciu, o tak, coś w tym jest :)
Viri, tak, potrafią schwytać za serduszko :)
Karolino, dlatego to taki nie bardzo stricte kulinarny wpis :) A kicia dostała swoją porcję głasków, więc o brak łososia się już nie musiała obrażać :)
Olciaky, tak, czasem jak mi smutno albo jestem chora, kicia przyjdzie, położy się koło mnie, popatrzy na mnie swoimi złotymi oczkami i od razu milej na duszy :)