Jesień to piękna pora roku, ale prawdziwie doceniłam ją w tym roku. Przygotowanie ogrodu do zimy ma w sobie coś oczyszczającego duszę. Sprząta się przecież ogród, ale i przy okazji ma się czas na najróżniejsze rozmyślania, plany, wspomnienia i postanowienia. To również czas oczekiwania na nowe …
Po powrocie z MasterChefowych szaleństw i wykurowaniu się po koszmarnym zapaleniu gardła obraz jaki ukazał mi się na mojej działeczce w pierwszej chwili zmroził mi serce. Mój wymarzony szpaler z piennych krzewów porzeczek padł od choroby – zamierania pędów, a i niezliczone ilości kopców i korytarzy nornic też mu nie pomogły. Po pierwszej chwili smutku, ba! nawet kilku łez, zabrałam się jednak do pracy, mocno postanawiając sobie, że żadnych nowych krzewów i drzew póki działka nie będzie zdrowa. Niestety lata zapomnienia sprawiły, że najróżniejsze choroby grzybowe rozwinęły się na drzewach i krzewach w najlepsze. Starym drzewom w większości nie grozi to tak bardzo jak młodym, więc by nie narażać się na takie smutne niespodzianki, za wsadzanie czosnku się wzięłam. W każde wolne miejsce wsadzam ząbki czosnku, a od wiosny wywary i gnojówki z czosnku będą zraszać moje drzewa i krzewy, każdy najmniejszy nawet skrawek ziemi, by ją uleczyć i dać jej siły do rodzenia zdrowych plonów.
Nie było jednak tak źle z moimi plonami. Wprawdzie fasolki i groszek przerosły i zwiędły w czasie mojej nieobecności, ale jarmużu, rukoli, natki pietruszki, a nawet mini marcheweczek było co niemiara. Zabrałam się więc za zbieranie plonów, pielenie, wyrywanie i odchwaszczanie. Oczyszczanie krzaczków truskawek, by w przyszłym roku dały znów tak smakowity plon jak tej wiosny i lata, było jedną z pierwszych, bo i trochę spóźnionych, prac. Zaraz za nią przyszło wyrywanie aksamitek, by je na susz przeznaczyć, który na wiosnę w wywary się zmieni, aby zabezpieczał moje siewki, zwalczał mszyce i kilka glebowych szkodników.
Dyń zebrałam aż pięć z mojej malutkiej grządki, a i nawet dwie cukinie się uchowały. Cukinie szybko w sosie pomidorowym z ostatnią bazylią z grządki zatonęły, by nam szybki obiadek na rozgrzanie stworzyć. Posypane owczym serem były dokładnie tym czego tamtego dnia pragnęliśmy. Prostym obiadem, pełnym smaku końca lata, pożywnym dzięki dodatkowi czerwonej soczewicy. Po prostu pycha!
Kiedy na grządkach znów porządek zawitał, a wszystkie chwasty zostały wyrwane, pozostały tak jeszcze nieliczne, późnojesienne, a nawet wczesno zimowe warzywa – skorzonera i salsefia – moje dwa eksperymenty, wciąż rosną w ziemi, a ja pierwszych przymrozków nie mogę się doczekać. Właśnie wtedy najlepiej zbierać te zapomniane warzywa. Już szukam pomysłów na ich przygotowanie, gdy zziębnięta wrócę z ostatnimi plonami tego roku.
Choć napisałam Wam wcześniej, że choroby tak szybko nie grożą starszym drzewom, niestety zbyt długo chorujące drzewa nie zawsze dadzą się uratować. Piękna śliwka węgierka, którą przez ostatni rok starałam się wyleczyć, musiała w tym roku pójść pod nóż. Rak drzewny w głównym pniu, zgnilizna drzew pestkowych nie dały mi wyboru. Po podłączeniu więc prądu przez mojego Ukochanego do naszego do tej pory nie zelektryfikowanego Elysium, za piłę łańcuchową się złapaliśmy i śliwa oraz równie chora grusza w opał się zmieniły, którym naszych drogich sąsiadów obdarowaliśmy. Nic nie może się zmarnować i choć teraz puściej zrobiło się na naszej działeczce, za rok czy dwa, gdy choroby przegonię, znów posadzę drzewa owocowe, by za kilka lat cieszyć się ich owocami. A tymczasem pielęgnuję, chucham i dmucham na pozostałe drzewa – śliwę, morelę, czereśnię, jabłoń i młodziutkie wiśnie, by pięknie się rozwijały i cieszyły nas swoimi owocami. Nie ma nic piękniejszego niż przyjechać na działkę z samego rana, pracować przez kilka godzin, a potem posilić się własnymi czereśniami czy śliwkami, zerwać jabłko czy zajadać morele. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy na takie myśli :)
W czasie zbierania plonów czy prac wszelakich, często nie tylko towarzyszy mi Ukochany, sąsiedzi czy przyjaciele, ale również zwierzaki. Ptaki trudniejsze są do uchwycenia w kadrze, ale uwielbiam patrzeć na małe sikoreczki, ba! nawet szpaki mi nie przeszkadzają – z chęcią podzielę się z nimi odrobiną owoców. Najciekawiej jednak jest, gdy działkowa kotka (tak naprawdę, to nie wiem czy to kot czy kotka, ale jest tak podobna do mojej zmarłej Briczolli, że w duchu nazywam ją Briczką) siedzi w pobliżu i obserwuje moje działania. Pewnie wie, że za chwilę odłożę grabki, zdejmę rękawice i z przywiezionej kanapki wyciągnę plasterek wędliny lub sera :) Łasuch :)
Nie jest to jednak jedyny łasuch. Rudi, psiak naszych sąsiadów wie, że gdy rozpalamy grilla należy się pojawić, bo z pewnością jakaś kiełbaska, albo kawałek steku poleci w jego stronę. Ostatnio tak był zafascynowany, gdy zbierałam nasiona czarnuszki, że aż jeden kwiatek zjadł. Czemu się jednak dziwić, skoro Rudi nawet kromkę chleba zjada z zadowoleniem, a ja podczas ostatniego zbierania plonów na ciekawy dodatek do chleba wpadłam … czarnuszka z tymiankiem. Zawsze uważałam, że najlepiej na talerzu i w garnku łączyć to co się razem zbiera, a skoro tego samego dnia tymianek ogołociłam do zasuszenia i czarnuszki nasionek całkiem przyzwoitą ilość zebrałam, to trzeba i taki aromatyczny związek wypróbować.
Kiedy już plony zostały zebrane, prace zakończone, a niezwykle aktywny, pełen szaleńczej pracy wrzesień skończony … czas na radowanie się zasłużonym odpoczynkiem, smakowitymi darami ziemi i oczekiwanie na nowe … pory roku, a może i inne zmiany, ale o tym cicho sza, by nie zapeszać :)
Podzielę się więc z Wami tym pięknym widokiem, moich jarmuży, późnej botwino-szpinaku (która okazała się jednak kiepskim smakowo eksperymentem), pietruszki, marchewek i porów.
Dla rozgrzania ciała i duszy taka oto pożywna jesienna zupka dla początkującej rolniczki powstała. Wyrazistość wędzonki wraz z ciecierzycą i soczewicą potrzebowały jeszcze dwóch odmian jarmużu dla koloru i kapuścianego smaku, słodyczy ostatnich marcheweczek, ostrości porów (tak, tak, też mini – ale przecież moja działeczka mała jest, więc i małe odmiany wybieram). Jeszcze tylko potrzeba było szałwii i cząbru, jako podstawy aromatu, garści natki pietruszki na koniec i co ważniejsze, fundamentu – domowego, pełnego esencjonalnego smaku drobiowego bulionu. Tak powstała pełna jesiennego smaku, niemalże całkowicie z moich własnych plonów ugotowana, zupa dla rozgrzania ciała i duszy :)
Na zupełny koniec chcę podziękować mojej kochanej Duchowej Siostrzyce, Kini i zwariowanej Basi za wyróżnienie Versatile Blogger. Bardzo Wam dziękuję i cieplutkie uściski ślę :)
Niestety ja nie bawię się w łańcuszki. Zbyt wiele jest blogów, które lubię, blogerek i blogerów, których potrawy i słowa zapadają mi w pamięć, by wyróżnić tylko garstkę z nich. A co do 7 faktów, to wystarczy poczytać kilka moich wpisów, by dowiedzieć się znacznie więcej :)
Jesienna zupa z jarmużem i ciecierzycą
Składniki:
30 dag wędzonki lub wędzonego boczku
1 szklanka namoczonej ciecierzycy
1/3 szklanki czerwonej soczewicy
1 1/2 litra domowego bulionu drobiowego
1 duża gałązka liści szałwii, liście oberwane i pokrojone w paseczki
1 łyżeczka suszonego cząbru
3 mini pory, pokrojone w paseczki (lub 1 średni)
1 szklanka mini marchewek (lub 2 średnie, pokrojone w kostkę)
3 szklanki jarmużu (u mnie zielony i bordowy), porwany w niewielkie kawałki, takie na kęs
garść natki pietruszki, posiekanej
sól, pieprz
Przygotowanie: Wędzonkę pokroiłam w kostkę, przesmażyłam. Ponieważ wędzonka ma niewiele tłuszczu nie musiałam go odlewać, ale gdyby użyć boczku, lepiej odlać część tłuszczu. Można go przechować w lodówce i użyć np. do pieczenia ziemniaków. Dodałam marchewki i pora. Przesmażyłam kilka minut. Wlałam ciepły bulion i wrzuciłam namoczoną przez noc ciecierzycę. Gotowałam do miękkości ciecierzycy, zdejmując szumowiny. Jak szumowiny przestały się pojawiać, wsypałam suszony cząber i posiekane liście szałwii. Gdy ciecierzyca była prawie miękka, wsypałam soczewicę, gotowałam ok. 10 minut. Na koniec wrzuciłam jarmuż i gotowałam kilka minut, tylko by zmiękł, ale nie stracił za nadto koloru. Doprawiłam solą i pieprzem do smaku. Do przybrania posypałam zupę w miseczkach natką pietruszki.
Smacznego.
Wspaniałe plony. Szkoda chorych drzew, ale czasem niestety nie jesteśmy w stanie nic poradzić na te choroby. U mnie w tym roku obrodziła cukinia, a i dyń miałam kilka. Trafiło się nawet kilka zielonych papryk :) Za rok poza dyniami i cukinią planuję postarać się o młode pory i dymkę.
Tak mi się podobają te dynie u Ciebie, że chyba rzeczywiście też zagoszczą i u mnie w przyszłym roku na tym skrawku :) Tak przy okazji nieśmiało przypominam się z rolniczym @ ;)
buziak