Lubię to …
(oj, chyba nie zmieszczę się w dziesięciu punktach, ale co szkodzi spróbować … zaczynajmy więc:)
Lubię te momenty, gdy wszystko jest w ruchu, gdy czas skraca się do minuty w czasie, a ja muszę zrobić wielogodzinną pracę.
Lubię te momenty, gdy czas się zatrzymuje, gdy leżę z muzyką w tle, wsłuchana w stukot palców na klawiaturze.
Lubię te momenty, gdy czas płynie swoim tempem, a ja mogę go obserwować, patrząc na obsychające guziczki z ciasta.
Lubię słodkie … lubię kwaśne … lubię gorzkie … lubię słone … lubię śmiech … lubię łzy … lubię każdy życia smak.
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tym, czego od życia chcę, jak chcę by wyglądało na kolejnym zakręcie, gdy zatrzymam się, żeby popatrzeć za siebie. Nie mam jeszcze odpowiedzi, ale wiem, że chcę wtedy uśmiechnąć się i powiedzieć sobie "lubię to".
Nie mogę niestety powiedzieć tak o każdym etapie mojego życia, ba! niektórych nawet nie pamiętam, ale gdy rankiem wstaję, to od pierwszego świadomego oddechu chcę przeżyć dzień tak, by go lubić nie tylko tu i teraz, ale i w mojej głowie, tak na przyszłość.
Są takie wspomnienia, które szczególnie lubię. Jak właśnie te, gdy wraz z kilkoma podobnie jak ja zakręconymi Babeczkami odmierzam i mieszam, siedzę na blacie lub krześle, popijam kawę lub nalewkę, zajadam zupkę lub ciacho, mówię lub słucham, by na koniec mieć nie tylko wyborne ciasteczka, ale również takie ciepłe przeżycia.
Tamtego dnia (oj, kiedy to było? Wydaje się, że te makaroniki, co to na Dzień Matki miały być, wieki całe temu piekłyśmy) nie tylko malinowe pyszności poczyniłyśmy. Ale również nalewkę pomarańczowo-kawową rozpijałyśmy, co to leżakowała sobie, czekając przez blisko pół roku, aż jej smakiem się zachwycimy.
A było się czym zachwycać! Pomarańczowy aromat i pełnia niezwykłego smaku kawy mokka, której ziarna oddały swój smak trunkowi razem współgrały tworząc prawie idealną nalewkę. Gdyż, choć muszę się przyznać, że Basinej porzeczkówki (o jej produkcji możecie poczytać tutaj) nic nie przebije, to jednak ten napitek wart jest postawienia go blisko porzeczkowej poprzeczki. Następnym razem jednak postaram się jeszcze uczynić ją bardziej klarowną, ale przecież to tylko szczegół.
Tamtego dnia rozmową i nalewką umilałyśmy sobie czas oczekiwania na …
… no wiadomo, że makaroniki. Pierwsze były malinowe, dopiero na drugi dzień wraz z Oczkiem za kawowe, anyżkowe i pomarańczowe się wzięłyśmy. Malinowe wyszły popękane, ale tak pyszne, że nic a nic nie przeszkadzało nam je kremem przekładać i częstować zachwycone Mamy (i Teściowe). A dziś wspominając tamte makaroniki, nowe smaki już obmyślam, idąc do kuchni gdzie białka na blacie czekają. Lubię to :-)
***
Tymczasem jeszcze raz dziękując Lo za inspirującą zabawę w ?lubienie?, swoje zaproszenie wysyłam do:
Oczko, co smacznie bełkocze, wymowne kadry łapie i niezwykle miłą jest mi towarzyszką kuchennych zabaw :*
Narzeczonej, co już narzeczoną nie jest, pedałuje po niemieckich drogach i chleby piękne piecze.
Felluni, co na tak długo nam zniknęła, a ja tęsknię za jej pięknymi słodkościami i za wspólnym słodkości tworzeniem.
Basieńki, co tak daleko mieszka, a jeszcze dalsze i egzotyczne inspiracje przynosi.
Polci, co szalona i rozważna jest, w Londynie mieszka i choć powoli go chyba lubi, to mam nadzieję, że już wkrótce, już za momencik będzie bliżej, duuużo bliżej.
Truskaweczki, co receptury w poezję zmienia, a zdjęcia w obrazy mistrzów.
Asiejki, co pięknie koloruje swój świat i nam uchyla drzwi do niego.
Majanki, co to słodkości poprawiające nastrój czyni.
Kasi, co nie tylko pokroić i doprawić umie, ale jeszcze uprawy piękne na swym balkonie posiada.
Małgoś, co to rozbawi mnie albo i wzruszy do łez.
Narzeczonej, co już narzeczoną nie jest, pedałuje po niemieckich drogach i chleby piękne piecze.
Felluni, co na tak długo nam zniknęła, a ja tęsknię za jej pięknymi słodkościami i za wspólnym słodkości tworzeniem.
Basieńki, co tak daleko mieszka, a jeszcze dalsze i egzotyczne inspiracje przynosi.
Polci, co szalona i rozważna jest, w Londynie mieszka i choć powoli go chyba lubi, to mam nadzieję, że już wkrótce, już za momencik będzie bliżej, duuużo bliżej.
Truskaweczki, co receptury w poezję zmienia, a zdjęcia w obrazy mistrzów.
Asiejki, co pięknie koloruje swój świat i nam uchyla drzwi do niego.
Majanki, co to słodkości poprawiające nastrój czyni.
Kasi, co nie tylko pokroić i doprawić umie, ale jeszcze uprawy piękne na swym balkonie posiada.
Małgoś, co to rozbawi mnie albo i wzruszy do łez.
Zasady proste – 10 lubień, 10 zaproszeń i wszystko jasne :-)
***
Nalewka pomarańczowo-kawowa
Składniki:
1 duża pomarańcza, sparzona i osuszona
4 dag kawy w ziarnach (ja dałam mokkę)
35 dag cukru (dałam brązowy)
250 ml. wody
500 ml spirytusu*
1 duża pomarańcza, sparzona i osuszona
4 dag kawy w ziarnach (ja dałam mokkę)
35 dag cukru (dałam brązowy)
250 ml. wody
500 ml spirytusu*
Przygotowanie: Pomarańczę ponakłuwać nożem i w zagłębienia wcisnąć ziarna kawy. Te które się nie zmieszczą wrzucić później luzem do słoja. Wodę zagotować z cukrem aż do rozpuszczenia (nie mieszać łyżką, bo się skrystalizuje). Przestudzić syrop i do lekko ciepłego wlać spirytus. Wymieszać. Do słoja włożyć pomarańczę i ewentualnie resztę kawy jaka została, zalać spirytusem z syropem. Odstawić na 6 tygodni (w tym czasie kilkakrotnie wstrząsnąć). Po tym czasie zlać płyn (można przez bibułę lub gazę, by go przefiltrować) do butelek i odstawić na minimum 3 miesiące. Potem degustować :-)
* w planach mam już wersję z metaxą i większą, tj. podwojoną ilością pomarańczy – taka grecka wersja ;-) Tylko tego alkoholu należałoby dać więcej, bo jest słabszy niż spirytus – stawiam na ok. 750 ml. Zobaczymy co wyjdzie :-)
Źródło: Kucharzenie u Abbry
Smacznego.
Ojej ja tam nawet chyba byłam! Lubię tam bywać ;-)
Narzeczono, to już masz pierwszy punkt do zabawy :) A wiesz, ja też lubię jak tu bywasz :) i mam nadzieję, że wkrótce się nadarzy okazja :)
Buziak :*
A ja lubię to co napisałaś. I też tam byłam i też lubię tam bywać i… czekam na następne spotkanie.
:))))) i ja lubię jak razem pichcimy w większym gronie :))
Lubię… a! napiszę u siebie ;)
pees. tę naleweczkę też lubię, poczynię produkcję, tylko się w spiryt i słój zaopatrzę :)
cmokam
Miło sobie poczytać o Twoich lubieniach – które i mnie są bliskie. Szczególnie cisza, muzyka i stukot klawiatury. I smaki. I guziki ciasta… Tak właściwie, to wszystko jest mi bliskie. I łapanie chwil, coby na przyszłość było co wspominać i można powiedzieć: dobrze postąpiłam. Przeżyłam życie tak, jak tego chciałam. Ale to za wiele lat…
Nalewka bez wątpienia świetna. Ale jako że ja z powszechnie panującej zasady niepijąca jeszcze (;)), to sobie na nią tylko popatrzę póki co.
Pozdrawiam!
a ja lubię czytać o tym Waszym pichceniu :)
Kochana! Z chęcią, dziękuję :*
Jak tylko wrócę z urlopu, jak już nacieszę się Bliskimi z chęcią opowiem o sobie i o moich lubieniach i tych nie :)
Cieszę się że jesteś, że więcej Ciebie!
Całusy,
e.
Dziękuję Madziu, bardzo, bardzo mi miło :**
makaroniki! ile ich tu (: ale z Oczkiem naprodukowałyście (:
cała fabryka makaroników!
i jakich! uroczych, pięknych cudeniek. mmm ;]
Ślicznie wyglądają te makaroniki ułożone koło siebie ;) A nalewka ma kolor jaki lubię: ciepło złoty.
alez cudowne te makaroniki,a wiesz,ze mam w planach na 100% jeszcze jesienia jakowes upiec i na pewno przedtem zajrze do Ciebie i Felluni(ktora nam gdzies zniknela :()po cenne rady i porady w sprawie udanych makaronikow…
Pozdrawiam cieplutko :)
Lo, oj i ja czekam – już wkrótce mam nadzieję :)
Oczko, naleweczkę czyń, a potem wpadnij na degustację :D
Zaytoon, skoro naleweczka na razie jeszcze nie to polecam pomarańczową kawkę, akurat do makaroników :)
Myniolinko, a ja lubię o tym pisać :)
Poluś, ciesz się Bliskimi i wypoczywaj, a jeśli wracając będziesz miała z godzinkę na lotnisku wolnego, dzwoń, przyjedziemy Cię wyściskać :*
Majanko, ciepły buziak :*
Viri, ale wiesz, ile by się ich nie naprodukowało, to i tak zawsze mało :)
Karmelitko, a tak, zastanawiam się nad jakąś fabryką tych małych szczęść :)
Ptasiu, otóż to, kolor jej był cudny – takie płynne złoto :)
Gosiu, to zajrzyj i potem, z chęcią się poczęstuję :DDD
Widze, ze popijajac taka naleweczke mozna upiec naprawde piekne makaroniki :) Nie wiem tylko czy to wplyw tej naleweczki czy Waszych niesamowitych umiejetnosci :) Tak czy siak makaroniki pierwsza klasa a naleweczka kuszaca :)
Dzięki Madziu, strasznie mi się miło zrobiło :)
Ja ostatnio najbardziej lubię spać :)
Ściskam :*
makaroniki mi sie przejadly, ale ta naleweczka… hmmm… musi byc pyszna! piekne wspomnienia z kuchni szczescia plyna, oj piekne!
wspaniale sie prezentują
mniam
Makaroniki przepiękne, aż chce się sięgnąć i skubnąć co nieco ! :)
Tilio , cieszę się , że przepis się przydał :)
Wywołuję do tablicy
http://www.ewelosa.pl/?plotki,0,w,000022
serdecznie pozdrawiam
Miło się czyta kogoś kto lubi każdy oddech swojego życia, żyjąc pełnią szczęścia :) A makaronikami narobiłas mi smaka…mrrrrrr…
niezwykłe są Twoje lubienia. takie niedopowiedziane..
dziękuję Ci. za zaproszenie, za te słowa, które dopisałaś obok.
za to, że jesteś gdzieś tam.
Tili, lubie te Twoje makaronki:) wrecz podziwiam.
Powiem Ci, ze nalewka wyglada na niczego sobie! Mozliwe ze nie jest tak do konca klarowna bo uzylas brazowego cukru, on sie ciezko klaruje, ale IMO smak ma duzo ciekawszy :)
Usciski, dziekuje bardzo za lubienie :D
I znów podziwiam Twoje piękne makarony!:)
Buziaczki
Ps: jestem podobna do Ciebie, prawie takie same rzeczy lubimy:)
nalewka fajna ,ale makaroniki to przepiękne
Nalewka musi być rewelacyjna – chętnie bym spróbował. A do makaroników ciągle się przymierza, ale zawsze coś…. Pozdrawiam!
a ja lubie lzy, ale szczescia.
te lzy zle, wcale tez nie sa takie zle, bo po nich jest lzej :)
Majko, wpływ naleweczki był z pewnością, a czy na makaroniki to już nie wiem :D
Felluniu, mój Ty niedźwiadku, uważaj bo zima się zbliża i w sen zimowy jeszcze zapadniesz :)
Wianuszku, jak makaroniki mogły się przejeść! :)
Doroto, dzięki piękne :)
Abbro, oj przydał i to bardzo i pewnie jeszcze nie raz będzie wykorzystywany :)
Eweloso, a dziękuję pięknie :)
Szarlotku, w takim razie już podsyłam makaronik – u mnie dziś w lodówce cynamonowe i pomarańczowe makaroniki połączone czekoladowym budyniem bajka! Pewnie niedługo o nich skrobnę :)
Basieńko, wiesz, tak sobie myślę o tej klarowności i przyszła mi taka myśl – w końcu jak się pije naleweczki to wzrok się może trochę zmącić, więc po co się przejmować ich przejrzystością :DDD No, ale tak na serio to właśnie robię agrestówkę wedle Twojej receptury i o klarowność się staram, choć znów może to właśnie brązowy cukier zawarzył, że nie jest idealna w tym względzie. A smak … zobaczymy za rok :)
Olciaky, cieszę się i z tego, że podobają Ci się makaroniki i z podobieństwa :)
Alciu, to wpadnij i na jedno i na drugie :)
Kuba, no, nalewki już nie ma, ale jak będzie kolejna to zapraszam, za to na makaronikowe szaleństwo to się można kiedyś umówić – w końcu Makaronikowy klubik działa i zapisy mile widziane :)
Kuchareczko, nie ma szczęścia bez nieszczęścia i szczęśliwy kto umie to akceptować … ach, ale mi się maksyma powiedziała :) No, ale to prawda, łzy i szczęścia i smutku są potrzebne w swoim czasie :)
Tili, IMHO to wlasnie brazowy cukier nie pozwala sie nalewace klarowac, ja go nie dodaje bo wole nalewki klarowne, dobrze z wyjatkiem ajerkoniaku, to inna bajka :DD Sciskam!
Basieńko, dzięki, będę o tym pamiętać, choć pewnie w takim razie zaprzyjaźnię się z nieklarownymi nalewkami, bo lubię ten karmelowy posmak brązowego cukru :)