Zaczyna się blogowa akcja kulinarna „Kuchnia Świąteczna i Noworoczna”, ale gotowanie świąteczno-noworoczne zaczęło się już dłuższy czas temu od pieczenia pierniczków, które doskonale kruszeją i kuszą ze spiżarki. Początkiem jednak wigilijnej wieczerzy nie są słodkości, których wszyscy wypatrują na równi z prezentami, ale ciepła zupa. Pytanie czy barszcz czy grzybowa, a może migdałowa lub w ogóle rybna jest stałym pytaniem gospodyń, szczególnie tych które muszą łączyć tradycje różnych rodzin lub tworzyć własne zwyczaje na przyszłość.
W moim rodzinnym domu Wigilię, oczywiście zaraz po opłatku, zaczynaliśmy od grzybowej z pysznymi pierogami z grzybami. Za te smaki dałabym się posiekać, jak i za karpia w galarecie mojej Babci, bez którego nie wyobrażam sobie Świąt. W tym roku jednak zamierzam tylko częściowo pilnować tradycji i na Święta przygotowałam swój pierwszy zakwas na barszcz, grzybową pozostawiając strażniczce naszych domowych tradycji, mojej Babuni.
Szukanie przepisu na idealny zakwas, zastanawianie się nad nim, rozkładanie smaków na części pierwsze by uzyskać najlepszy, trwały już od końca listopada. Czy mi się udało? Dowiem się już niedługo, ale śpię spokojnie, gdyż zarówno książce zatytułowanej „W staropolskiej kuchni” Marii Lemnis i Henryka Vitry jak i niezliczonym przepisom na moich ulubionych blogach ufam i wiem, że mój pierwszy zakwas będzie doskonały. A przede wszystkim ufam swojemu podniebieniu i mojej kulinarnej intuicji, które prowadzą moją rękę przez wszystkie moje kuchenne eksperymenty.
W końcu to czas cudów. Mój zakwas pewnie tego cudu nie potrzebuje, ale moje Święta tak, więc tymi kolorami Świąt zaczynam mój wigilijny nastrój w mojej wirtualnej kuchni. Cieszę się, że w niej jestem i mogę pokazać wam choćby to małe okienko do mojej prawdziwej, pełnej czasem szaleństw, a czasem i łez kuchni. Niezależnie jednak od tego, czy waracam do domu zmęczona i smutna, po przykrych rozmowach i lecząca rany zadane przez tych najbliższych czy wracam spokojna i radosna po spotkaniu z odzyskaną rodziną, to gdy w kuchni zaczynam tworzyć coś nowego, wpływa we mnie moc sił i nadziei. W końcu gdy dzięki pracy moich rąk powstaje coś z niczego, jak mam nie wierzyć w cuda, które wcale nie wymagają Świąt by się dziać.
Wszystkim Wam życzę miłych przygotowań do świąt, spokoju i pogody ducha, bliskości z rodziną i zachowania też trochę czasu dla siebie, by móc się wyciszyć i pozwolić sobie wsłuchać sie w siebie i śpiewane w tle kolędy.
Zakwas na barszcz
Składniki:
1 1/2 kg buraków ćwikłowych
3 ząbki czosnku
1 kromka chleba razowego
2-3 listki laurowe
4-6 ziaren ziela angielskiego
8 ziaren pieprzu
10 ziaren kolendry
1 płaska łyżeczka soli
1/2 łyżeczka cukru
letnia, przegotowana woda (ok. 0,9 l)
Przygotowanie: Buraki obrałam i pokroiłam w plastry. Ułożyłam je w 2-litrowym słoju, wrzuciłam czosnek i przyprawy, poza solą i cukrem które rozmieszałam w wodzie. Wodą zalałam buraki, położyłam na wierzchu kromkę chleba i zakryłam słój gazą. Ustawiłam w ciepłym miejscu kuchni na 4-5 dni. Potem ostrożnie zdejmę pianę i zleję czysty płyn do butelki.
Smacznego.
A ja dzisiaj zrobiłam swój zakwas :) Oczywiście inny niż Twój ale to sztuka której uczymy się zawsze ;)
A święta tego roku są dla mnie również magiczne.
Pozdrawiam
Kasia
Tili, piekny wpis. Święta Bożego Narodzenia to czas cudów. Zdarzają się one albo same, niezapowiedziane, albo musimy im troszeczkę pomóc. I dlatego tak jak napisałaś, potrzeba trochę czasu dla siebie, aby się wyciszyć i w pełni cieszyć się nie tylko oprawą świąt, ale tym konkretnym cudem, któru wydarzył się w wigilijną noc.
A z bardziej przyziemnych spraw – to na moim zakwasie buraczanym wyrosła sierść;) niestety, barszczyk będzie bez zakwasu włsnej produkcji
Znając Cię będzie u Ciebie pysznie na święta. Zazdraszczam Pseudo -Hirkowi ;))
Tylko się nie przemęczaj Moja Droga.
buziaki
a u mnie zawsze był barszczyk :)
Słonko nie płakusiaj, nie warto, płacz, ale ze szczęścia, odrzucaj przykre rozmowy, skup się na tych szczęśliwych chwilach :)
p.s.Oczko dobrze prawi
Tili kochana, piękne są już Twoje święta, cudownie i ciepło o nich piszesz. Cudowne wspomnienia i piękne oczekiwanie…
Pozdrawiam i sciskam ciepło.
Majana
A pewnie, że dobrze! ;))
Kachna, to nie mogę się doczekać jak zobaczę Twój :) Uwielbiam się tak kulinarnie uczyć :)
Pozdrówka magiczno-świąteczne :*
Kasiu, u mnie niestety te świąteczne cuda wymagały dużo pomocy z mojej strony i nadal nie wiem czy się wydarzą w Wigilię :( A co do zakwasu to strasznie współczuję, ale wiem że następnym razem będzie lepiej :) W końcu jak Ania z Zielonego Wzgórza nie popełniamy dwa razy tego samego błędu :)))) Buźka poranne :*
Oczko, dzięki :) Szkoda że wyjeżdżasz bo bym Cię z Twoim Osobistym z chęcią ugościła świątecznie :)))) Duży buziak :***
Aga, dzięki za miłe słowo :* Nie płaczę, choć czasem jest mi smutno ile własna rodzina potrafi zrobić przykrości :( Wciąż jeszcze nie wiem jak będzie wyglądała Wigilia, a dokładnie kto na niej będzie i przykro mi z tym :( Ale cóż. Nie ma co ronić łez nad czymś na co już więcej wpływu nie mam, więc cieszę się z tych dni teraz gdy z moim S. szykujemy święta :))) Moc całusków i ciepłych fluidów w Twoich zmaganiach przedświątecznych :*
Majanko, moje Święta są dla mnie ogromnie ważne, choć niestety nie zawsze są cudowne. Zawsze jednak i niezmiennie czekam na nie i mam nadzieję, że będą cudowne :))) W końcu to czas cudów :)))
Ściskam Cię mocno :)
Tili, bedę o Tobie myśleć przy łamaniu się opłatkiem!
Kasiu, aż nie wiem co powiedzieć tak mi miło się na serduszku zrobiło :* Strasznie się cieszę, bo z Twojego bloga tyle według mnie rodzinnych nastrojów płynie i jeśli ja nawet przez chwilę będę w Twoim domu w Twoich myślach to jestem Ci strasznie za to wdzięczna :***
Buuu, no i tak za niego trzymałam kciuki i tak w niego wierzyłam, a tutaj klops :((( Pojawiła się na nim pleśń :(((
No trudno, przyjdzie mi radzić sobie z kupnym zakwasem z produktów benedyktyńskich. Ale i tak się z nim nie poddam. W nowym roku próbuję znów :) Jeszcze dokładniej wczytam się w przepisy :)
Uuuu, szkoda :( Nic to- w nowym roku grupowo blogowo będziemy kisić ;))
Nawet nie wiesz, jak żałuję, że wyjeżdżam, zwłaszcza, że z mojego domu (wszędzie dobrze… ;)) nie chce mi się ruszać, a i w domu rodzinnym nieciekawie jest.
Buziaki piątkowe. Ja od jutra już nie pichcę u siebie, skoro świt wyruszamy – trzymaj kciuki za ręce na kierownicy Osobistego ;))
Zakwas extra, ale ja nie moge przestac myslec o tych buleczkach ponizej. Dzis wlasnie dostalam kalendarz, w ktorym byl poodbny przepis, ale z innym farszem. To juz na pewno przeznaczenenie. :))
Oczko, trzymam Cię za słowo i jak wrócisz to zabieramy się razem za zakwas na barszcz i nie tylko, pieczenie chlebków i inne wspólne gotowania :) Mam nadzieję, że podróż upłynęła dobrze :))) Ściskam i całuski :*
Notme, te paszteciki to po prostu bajka. Polecam je w 100% i jestem pewna że nie będziesz żałować :))) Buźka :*
Piekne zdjecie! Ja jeszcze takiego zakwasu nigdy nie robilam…
Beo, dzięki :) Tak zaczarowałaś nas swoim śniegiem że i ja chciałam trochę bieli, nawet jeśli nie śnieżnej :)))
Tak jest Pani Kuchareczko! ;)))