Zlot Dziewięciu Smakoszek … czas pełen Smakowitego Szczęścia.


Gdzieniegdzie wyszperane lubiane i nielubiane składniki – „nie cierpię wieprzowiny”, „nie lubię pieczarek”, „a ja ananasa”, skojarzenia – „egzotyczna Basia”, „pierwszy dzień, późny przylot, zmęczenie”, „spotkanie całego babińca”, „trochę francuskiego wyszukania i makaronikowa nauka” … tak szły przez ostatnie tygodnie, ba nawet miesiące moje obmyślania nad menu na zlot Dziewięciu Smakoszek.


Zaczęło się od bOczkowych uciech. W końcu wiadomo wszem i wobec, że nie ma to jak podsmażony boczuś zimową porą, a skoro mój mąż, jako pierwszy miłośnik takowegoż oraz Oczko, co to mięsnie zdeprawowana już zupełnie została, głównymi degustatorami obiadu byli, więc risotto z nim musiało się pojawić. Dla mnie, miłośniczki na ostro podsmażonej dyni, z duża dawką kuminu i niewielką suszonej papryczki, doszedł jeszcze ten dodatek, kilka kropli soku z limonki, parmezan i obiad trudny do zapomnienia. Pozostało jeszcze tylko dopiąć na ostatni guzik przygotowane gadżety i zaczynamy zlot pełną parą.


I zaczął się dzień, gdy na stole pojawiały się dania i napitki godne swej nazwy – Comfort Food. W końcu trzeba było jakoś ten późny wieczór, mroźny i wyczekany dodatkowo podkreślić, gdy z lotniska odebraliśmy szaloną Polkę. W łapkę więc poszły lepkie pałki z kurczaka, słodko słone, z sosem który przyjemnie spływał po palcach, a na talerzach tworzył wyborne kałuże … w sam raz do wycierania ich kawałkiem chleba. Chrupka zielona fasolka i szklanka wody tworzyły przeciwwagę dla wyrazistości smaków kurczaka, przyjemnie łagodząc ostrość imbiru, słodycz i słoność, które na podniebieniu toczyły swoje boje.

Ten wieczór spędziliśmy przy stole, rozmawiając, śmiejąc się, poznając, aż nadeszła noc i czas na spanie, by nabrać sił na kolejne dni pełne uciech … kulinarnych i towarzyskich.


I tak obudziliśmy się w dniu indyjskim. Czemu indyjskim? Gdyż dla mnie Indie to piękna i smakowita egzotyka, a z tym właśnie kojarzy mi się Wędrowniczka Basia, która przed południem pojawiła się na lotnisku. A skoro egzotyka, więc i odpowiednie do tego menu. Już wcześniej wiedziałam, że przygotujemy curry z wołowiny, a do tego łagodzącą ostrość raitę, ale dzięki podarunkowi Basieńki mogliśmy również spróbować chutney’a z tamaryndy z bananami. Zdjęć, krojenia, przecierania było co nie miara. Tym razem więcej nas gotowało w moim szczęśliwym zakątku, a pogaduszkom i śmiechom nie było końca.


Jak się można domyślić, gdy tyle Babeczek gotuje razem, brudne naczynia gromadzą się w prawdziwe góry. Oczywiście zmywarka robiła swoje, każda z nas też zmywała więcej lub mniej, ale niepodważalne pierwsze miejsce i obiecany przeze mnie pomnik zdobyła Oczko. Bez tej drobniutkiej osóbki nic w czasie tego zlotu nie byłoby tak wspaniałe i tak udane. Teraz więc choć w taki drobny sposób chcę podziękować tej Kochanej Osóbce, która pomagała mi nie tylko przed, nie tylko w trakcie, ale i po całym zlocie, a wspólnie spędzony z nią czas jest dla mnie … bezcenny, nie do opisania … Dziękuję Kochana :*


Tamta indyjska uczta, blask świec, brunatno, żółte kolory na talerzach, odżywione zielenią kolendry czy kremowym kolorem raity skończyła się za szybko. Czas w tak wspaniałym towarzystwie mija wspaniale, ale też zlatuje tak szybko, że nim się obejrzeliśmy nastała sobota, powitanie Truskawki i Kolacja nad Kolacjami, z gwiazdą wieczoru, czyli Dżordżem (o nim następnym razem), a potem niedziela – dzień francuski. Nauka pieczenia makaroników pod okiem Mistrzyni, kawa w kawiarni z Weekendową Przylepą, spacer w siarczystym mrozie do sklepu po chipsy i wino, a potem znów wspólne gotowanie, krojenie, mieszanie i … fotografowanie.


Wszystko po to by w czasie wieczornej kolacji na stole pojawił się klasyk francuskiej kuchni … boeuf bourguignon i rozpływające się w ustach słodko-kwaśne ziemniaczki skarmelizowane wraz z czerwoną cebulką i całymi ząbkami czosnku. Rozpływające się ustach kawałki wołowiny uduszonej w burgundzie z mieszanką smaków, jaką opracowałam w czasie kilku lat przyrządzania tego jednego z moich ulubionych dań, uzupełniały swoją mięsność przez ziemistą słodycz marchewek, wyrazisty sos mocno zredukowany oraz balsamiczną kwaskowatość pieczarek i szalotek. Tym razem pieczarki wraz z szalotkami zamiast połączyć się z całością dania tuż przed podaniem, podane zostały osobno by basine gusta zadowolić, a ja przy okazji odkryłam niezwykle smakowity, a przy tym i elegancki sposób podania tego wydawałoby się już tak dobrze znanego dania.

Dzień BOczkowy, Dzień Comfort Food, Dzień Indyjski, Dzień Amerykański, Dzień Francuski … dni pełne smaków, po brzegi wypełnione słowami, spojrzeniami, radością. Dni, które stworzyły we mnie wspomnienia cenne i bogate, dając mi majątek doznań tak ogromy, że aż ciężko opisać to słowami przelewanymi na papier. Jedno jednak słowo wydaje się najbardziej doskonałe – zarówno przez swą prostotę jak i złożoność … Dziękuję Dziewczynki i mój Ukochany Mężu … Dziękuję Wam za Radość jaką przeżyłam, za Szczęście jakie razem stworzyliśmy :*

Risotto z dynią i boczkiem

Składniki:
1 łyżka oliwy
4 szalotki, drobno posiekane
200 g. ryżu carnaroli/arborio
75 ml. wermutu
600-750 ml bulionu warzywnego (musi być gorący w czasie dodawania go do ryżu)
250 g boczku, w plasterkach, pokrojonego w paseczki
500 g dyni, pokrojonej w kostkę
kmin rzymski
chilli w płatkach
sól i pieprz
parmezan
masło
limonka

Przygotowanie: Risotto przygotować tak jak tutaj. Boczek przesmażyć do lubianej chrupkości i odłożyć na talerz wyłożony pergaminem. Część tłuszczu odlać, a na reszcie podsmażyć kostki dyni posypane świeżo uprażonym i utartym kminem z chili, solą i pieprzem. Przed podaniem, ale już po odpoczywaniu risotto wymieszać z dynią, sprawdzić konsystencję i smak (ew. doprawić solą lub pieprzem), na talerzach posypać boczkiem i skropić limonką.

Glazurowane udka kurczaka
(3-4 porcje)

Składniki:
oliwa
6 udek z kurczaka (same pałki)
sól i pieprz (lepiej pominąć sól)

Glazura:
5 łyżek miodu
2 łyżki sosu rybnego
1 łyżka jasnego sosu sojowego
sok z 1/2 cytryny
2 łyżki octu ryżowego
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżka świeżo tartego imbiru

Przygotowanie: Piekarnik nagrzałyśmy do 200 stopni Celsjusza (termoobieg). Naczynie do zapiekania natłuściłyśmy oliwą i ułożyłyśmy w nim posmarowane oliwą, posypane solą i pieprzem pałki. Piekłyśmy przez 20 minut. W tym czasie Oczko przygotowała glazurę mieszając wszystkie składniki w miseczce. Potem wyjęłyśmy kurczaka z piekarnika, oblałyśmy go dokładnie glazurą i piekłyśmy 20-30 minut, przewracając kilka razy i podlewając. Na koniec pałki wyjęłyśmy z piekarnika, pozostałą glazurę przelałyśmy do rondelka i zredukowałyśmy na dużym ogniu. Podałyśmy z fasolką zieloną z wody i chlebem na zakwasie (jeden to litewski, drugi z rodzynkami).

Źródło inspiracji: Gordon Ramsay „Zdrowa Kuchnia”

Curry z wołowiny
(8-10 osób)

Składniki:
2 kg wołowiny, pokrojonej na kawałki wielkości kęsa
4 łyżeczki garam masali
4 łyżki jogurtu bałkańskiego

oliwa
4 duże cebule, pokrojone w paski
4 żabki czosnku, posiekane
5 cm korzeń imbiru, starty na tarce
4 łyżki przecieru pomidorowego
2 łyżki cukru pudru lub do smaku (pominęłyśmy)
800 g krojonych pomidorów z puszki
bulion wołowy (z kostki ekologiczny) – ilość na oko (w przepisie 800 ml, ale to za dużo)
gałązki z 1 krzaka kolendry (liście odłożone do dekoracji)
8 nasion kardamonu
ok. 20 liści curry (suszonych, w całości)
2 długie papryczki chilli (oryginalnie powinno być ich 6, wtedy zasługiwałby na swoje oryginalne miano jako pikantne curry)

Mieszanka przypraw:
4 łyżeczki ziaren kolendry
4 łyżeczki ziaren kminu rzymskiego
1 łyżeczka ziaren kopru włoskiego
1 łyżeczka ziaren kozieradki
4 łyżeczki łagodnego proszku curry
1 łyżeczka mielonej kurkumy

Przygotowanie: Mięso zamarynowałam w jogurcie i garam masali (oryginalnie też w soli i pieprzu, ale z zasady nie marynuję mięs w soli, chyba że w sosie sojowym lub rybnym). W tym czasie uprażyłam nasiona z mieszanki przypraw, wrzuciłam do moździerza, utarłam i dodałam curry i kurkumę. Cebule i czosnek posiekały Babeczki, starły imbir. Potem to już była chwila przy garnku. Na oliwie podsmażyłam do zeszklenia (nie zbrązowienia) cebulę, czosnek i imbir. Dusiłam ok. 10 minut aż wszystko było miękkie. Zdjęłam pokrywkę dodałam mieszankę przypraw i odrobinę oliwy by wszystko jeszcze przez chwil e podprażyć. Potem dodałam przecier pomidorowy i smażyłam kilka chwil. Na koniec wrzuciłam pomidory z puszki, gałązki kolendry, kardamon, liście curry, papryczki w całości (nakłułam je tylko by nie popękały) oraz mięso z marynatą. Dolałam bulionu tylko tyle by zakrywał wszystko. Dusiłam ok. 2 godzin (można do 3, jeśli kawałki mięsa są duże). Zajadałyśmy go z ryżem, tamaryndowym chutney’em Basi i pomidorowo-ogórkową raitą, popijając indyjskim winem od Karolci.

Źródło inspiracji: Gordon Ramsay „Zdrowa Kuchnia”

Pomidorowo-ogórkowa raita

Składniki:
1 1/2 kubeczka jogurtu bałkańskiego
1 łyżka uprażonego kminu rzymskiego, zmielonego w moździerzu
2 ogórki, obrane, bez pestek, drobno posiekane
3 kopiaste łyżki pomidorów z puszki (w sezonie lepiej dać pomidora – 1 lub 2, bez pestek, posiekanego)
natka kolendry, drobno posiekana
sól i pieprz

Przygotowanie: Wszystkie składniki delikatnie wymieszałam. Odstawiłam na kilka godzin do lodówki. Wyjęłam na ok. 20 minut przed podaniem.

Źródło: wolna inspiracja wszelkimi przepisami na lekką raitę.

Boeuf bourguignon
(8-10 porcji)

Składniki:
oliwa
25 dag boczku surowego wędzonego, pokrojonego w kostkę
1,8 kg wołowiny, pokrojonej w grubą kostkę
3-4 marchewki, pokrojone w grube słupki
2-3 duże cebule, pokrojone w paski

1 butelka Burgunda (lub Bordeaux, Merlot, Cote du Rhone, a nawet Beaujolais Nouveau)
1-2 łyżki przecieru pomidorowego (opcjonalnie)
kilka suszonych grzybów
kilka suszonych pomidorów, osączonych z oliwy, pokrojonych w paski
kilka ząbków czosnku, posiekanych
rozmaryn (ilość zależna czy świeży czy suszony – suszonego daję ok. 1 łyżki)
tymianek, ew. cząber (ilość zależna czy świeży czy suszony – suszonego daję ok. 1 łyżki)
3-4 liście laurowe
bulion wołowy (tyle by zakryć składniki (mięso i warzywa nie powinny pływać w sosie, mogą odrobinę wystawać)
sól i pieprz (odrobinę, lepiej dosolić na końcu, gdyż smaki się koncentrują)

500 g pieczarek, małych lub pokrojonych na kawałki
500 g szalotek, pokrojonych w szóstki jeśli duże
masło
sól i pieprz
czosnek
balsamico

Przygotowanie: W dużym garnku w którym później wszystko się będzie dusić obsmażam boczek (dodaję oliwę, jeśli jest mało tłusty). W tym czasie na patelni obsmażam na oliwie mięso, każdy kawałek tylko przez chwilę, by zamknąć pory w mięsie. Kawałków na patelni nie może być za dużo, gdyż obniża to temperaturę oliwy. Obsmażone mięso przekładam do garnka z obsmażonym boczkiem (ten garnek nie może póki co stać na ogniu). Po obsmażeniu całego mięsa przez chwilę obsmażam cebulkę, tylko dla lekkiego zeszklenia, deglasuję patelnię odrobiną bulionu i wlewam wszystko do garnka z mięsem. Dorzucam marchewkę, posiekany czosnek, grzyby, suszone pomidory, przecier, zioła, przyprawy i wlewam wino. Dolewam bulionu. Duszę na malutkim ogniu przez ok. 2-3 godzin lub trzymam w piekarniku w temperaturze ok. 150-160 stopni. Gdy mięso jest już gotowe, wyjmuję je łyżką cedzakową do miski (razem z warzywami) i sos redukuję (dzięki temu nie trzeba zagęszczać go mąką). W tym czasie na maśle przesmażam pieczarki i szalotki z odrobiną soli i pieprzu, na koniec deglasuję wszystko octem balsamicznym (lub esencją balsamico) i dodaję do zredukowanego sosu razem z mięsem i warzywami. Doprawiam jeśli trzeba solą lub pieprzem, ew. można dorzucić trochę masła dla ładnego, gładkiego sosu. Podaję z pieczonymi ziemniakami (tym razem z tymi).
Tym razem ponieważ jedna z gości nie przepada za pieczarkami, pieczarki z szalotkami były podane osobno, tak by każdy mógł dołożyć ich sobie zgodnie z upodobaniami.
Koniecznie podawać z czerwonym winem.
Zwykle podaję też z zielonym groszkiem … o ile o nim nie zapomnę :-)

Źródło: nie mogę powiedzieć, by boeuf bourguignon był mojego autorstwa, gdyż to klasyk francuskiej kuchni. Ta jednak metoda jego wykonania, te proporcje są w pełni moje i … zmienne jak ja :-) Czasem mam ochotę na dodatek pomidorowy, czasem na inne zioła. Jestem dosyć elastyczna w czasie gotowania tego dania, również w zakresie używanego wina – byle by było czerwone i tym razem nie może to być wermut.

Smacznego.

  1. Ja tak a propos tej kałuży w comfort food – ktoś mi podkradł talerz, kiedy randkowałam z fonem i nie dano mi w związku z tym do końca rzeczonej wymakać chlebem, no! ;)

    A! i proszę o tytuł Nadwornej Zmywarki. Nie obrażę się, jeśli laurka też będzie ;)))

    cmok, cmok!
    BOczko ;))

  2. Oczko, będzie i laurka i pomnik, ale ja i tak czekam na tą von-von :) A tytuł masz już nieodwołanie i dożywotnio :)
    No a z talerzem to była zabawna wtopa :DDD Trza było konferencyj nie odstawiać, tylko pałaszować :P

  3. Wiem, wiem – wymigałam się dzisiaj ;)PPP Ale spoczko! – jak zamieszkam na dobre w Nowalijce, to jeszcze będziesz mnie miała dosyć ;)P

    Idziemy coś zjeść? ;)

  4. Nie, ja już nie daję rady, idę robić obiad, z tego wszystkiego zgłodniałam:) Dziewczyny, gratuluję spotkania, gotowania i tej radości, która zewsząd wyziera.
    Uściski!

  5. Oczko, a i owszem, możemy … mogłyśmy i zjadłyśmy :D

    Trufelko, a dziękujemy pięknie :)

    Ptasiu, no ba! Dżordż musi być, ale że to gwiazda to konkurencji nie zniesie – jutro albo w weekend się pojawi, zależnie jak mi zdrówko pozwoli :)

    Anno, oj tak, choć jeszcze milej było to przeżywać :)

  6. Ależ klimat :) tylko brać przykład.
    Ładuje akumulatorki, prawda?
    Patrzę, głodnieję, patrzę…idę do kuchni.
    Pozdrawiam cieplutko
    zasypane śniegiem M. ;)

  7. Oj… Ileż radości bije od Was, kiedy opisujecie to niezwykłe spotkanie kulinarnych smakoszek. Musiało być cudownie. I powiem szczerze, troszeczkę (silny. bardzo silny eufemizm.) zazdroszczę klimatu i zabawy w tak doborowym towarzystwie. ;)

    I ileż tam było pyszności ze stron świata wszelakich!

  8. Następnym razem nazwę się bardziej elegancko:) Bardzo ładna relacja, wszystko na swoim miejscu. Pozdrowienia!

  9. Ale Wam było fajnie, no!
    Tyle Was było i tyle pysznego żarełka naprodukowałyście!!!
    Kuchnia pełna Szczęścia po prostu! Aż w wrażenia zapomniałam, czy poprostu jest razem czy osobno:)
    Czekam na ciąg dalszy:)))

  10. A propos miały być dla mnie odłożone ominięte desery!!!!!!????? I? Czyżby Nocny Wyżeracz Indyków?

  11. O, widzę, że nie tylko ja miałam obiecany pominięty deser czyli gruchę, Narzeczoną też tak mamiliście :D Umówimy się więc i zjawimy po swoje!
    No ale poza tymi obietnicami było wspaniale, dzięki dziewczynki (i nieliczni chłopacy)
    :*

  12. Moniko, oj tak, akumulatorki naładowane na fest :)
    Pozdrawiam :*

    Atinko, dzięki piękne :)

    Zaytoon, dziękuję pięknie w imieniu swoim i Zlotowiczek :)

    Michu, ależ to bardzo elegancka i akuratna nazwa :) Urocza :) Trafiłeś z nią w dziesiątkę :)

    Majanko, widzę że prostotę doceniasz :) Tak, fasolka była mniam mniam, choć szczególnie jako towarzystwo do udek :) Wpadnij, a fasolki ugotuję cały garnek. Kwietniowe zaproszenie wiecznie aktualne :*

    Kasiu, cieszę się ogromnie, że Ci się podoba :) Ja mam nadzieję, że podobnie jak Majanka pamiętasz moje zaproszenie z tamtego kwietniowego spotkania w Gdańsku :)

    Kasiu, Felluniu, to nie do mnie pretensje, tylko do Esa i Polci – oni odpowiadają za zniknięcie dodatkowych porcyjek :D Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – kiedy w takim razie wpadacie na grzańca z gruchami? :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *