Słodko-kwaśny posmak życia.

Nie robię noworocznych postanowień ani też zeszłorocznych podsumowań. Zgodnie z założeniem, jakie podjęłam dobrych już kilka lat temu, gdy po stracie pamięci, a potem po nieudanej operacji kolana życie wydawało mi się beznadziejne, nie tworzę planów, a z tego co życie mi daje staram się wycisnąć jak najwięcej dobrego. Jeszcze daleko mi do perfekcji w takim podejściu i jeszcze nie raz będę zawiedziona, zasmucona, zraniona i oszukana. Ostatni rok dowiódł tego aż nadto, obfitując w rozmaite rozczarowania. A jednak nawet rozczarowania są ważnym składnikiem życia i bez ich kwaśnego czy gorzkiego smaku, jak bez cytryny czy … szczawiu, nie można wyobrazić sobie pełnej, smakowitej kuchni. Zawsze twierdziłam i twierdzę nadal, ba! zamierzam uparcie twierdzić wciąż, że kuchnia potrafi być doskonałym obrazem życia. Dlatego czerpiąc z tych prostszych, kulinarnych, bardziej widocznych schematów, staram się odnaleźć prawidłowości i receptury znacznie bardziej uniwersalne.
 
SONY DSC
 
Chyba właśnie z powodu tej straty pamięci tak korcą mnie różnorakie przetwory. Zamykanie przeszłych już elementów pór roku i wyciąganie ich dla przyjemności i radości w innych czasach stało się dla mnie prawdziwym hobby. Moje szafki i półki zawsze pełne są przeróżnych dżemów, konfitur, nalewek, marynat, chutney'ów, kiełbas w słoikach, smarowideł i wszelkich innych wynalazków. Jednak dopiero rok temu zaopatrzyłam swoją spiżarkę w pierwsze słoiki z pasteryzowanym szczawiem.
 
SONY DSC
 
Na działce mam go zwykle zatrzęsienie. Posadziłam go niedaleko krzaków róży pomarszczonej, gdyż dobrze działa na zdrowie ich korzeni, a rozrasta się tak radośnie, że gdyby zostawić moją działeczkę na czas pewien samopas, to topinambur i szczaw rosłyby tam jak szalone. Dlatego też postanowiłam połączyć ze sobą wiosenną zieleninę z jesienno-zimową bulwą w słodkawo (od topinamburu), kwaśną (od szczawiu) zupę. Szczawiowa zupa z ziemniakami i śmietaną to klasyka, ale ta topinamburowa to zupełnie inna gama doznań. Uprzedzam! Tylko dla miłośników "szczególnych" smaków! Topinambur i szczaw to smaki kontrowersyjne. Spotkałam albo ich miłośników, albo zaciętych przeciwników. Koniec i kropka! Szczaw jest aż do przesady wyrazisty, topinambur wyrazisto-delikatny (tak, choć brzmi to jak oksymoron, to właśnie tak smakuje topinambur), ale połączenie ich jest po prostu wspaniałe. Nie tylko dlatego, że tak ciekawie zaskakujące, ale też dlatego, że delikatna słodycz i orzechowa nuta topinamburu, wzmocniona przez śmietanę doskonale równoważy się z kwaśnością i ziemistością szczawiu, pozostawiają jednak swój specyficzny smak wyraźnie na podniebieniu.
 
SONY DSC
 
Ja lubię oba te smaki, ale jeśli to połączenie jest dla Was nieznośne, zamknijcie kwaskowaty smak wiosny i cieszcie się nim zimą w zupie z pieczonymi ziemniakami, ugotowanej na pełnym smaku bulionie z kaczki. Bo czy kwaśne czy słodkie, czy ziemiste czy orzechowe … szczaw lubi naturalne smaki, a to co naturalne, szczere i prawdziwe sprawdza się i nie rozczarowuje. Nie tylko w kuchni, ale i w życiu. Taka moja oczywista oczywistość odnaleziona w kuchennych zmaganiach :)
 
 
Szczaw pasteryzowany
 
Słoiki, najlepiej około 300-500 ml umyć i wysterylizować w piekarniku (piec ok 1 godzinę w 100 stopniach Celsjusza do zimnego piekarnika. Nakrętki wygotować w garnku z wrzątkiem, nie piec ich!).
Szczawiu narwać/kupić miskę/kilka pęczków. Umyć, myjąc oderwać lub odciąć łodyżki. Podsuszyć w suszarce do sałaty. Posiekać szczaw tak drobno jak chcemy mieć go w zupie. Przekładać do dużej miski. Posolić – ilość soli jest tutaj nie do podania. Trzeba to trochę zrobić na oko i na rozum. Tak, jakby soliło się sałatę do obiadu. Wymieszać dokładnie szczaw z solą i przekładać w miarę ciasno do słoików. Posolić szczyptą po wierzchu. Zakręcić. Pasteryzować 15 minut. Ja pasteryzuję w piekarniku (od zimnego piekarnika do 100 stopni, i od momentu uzyskania 100 stopni liczę 15 minut).
 
Zupa topinamburowo-szczawiowa
 
Bulionu – u mnie to był bulion z kurczaka (ok. 1,5 litra) zagotować i ugotować w nim topinambur (ok 600-750 g) pokrojony w kawałki. Dodać słoik szczawiu (jak wyżej). Śmietany mały kubeczek (ok. 150 ml) zahartować gorącą zupą. Można też wymieszać śmietanę z 3-4 żółtkami, zahartować i dopiero wtedy wlać do zupy, gotując do lekkiego zgęstnienia. Zupy z żółtkami nie należy doprowadzić do wrzenia. Zresztą takiej ze śmietaną też lepiej nie zagotować. Doprawić pieprzem do smaku. Podawać samą lub z jajkami na twardo lub półtwardo.
 
Zupa szczawiowo-ziemniaczana
 
Gotuje się tą zupkę identycznie jak ta powyżej, tylko zamiast topinamburu dajemy ziemniaki. Ziemniaki można albo ugotować w bulionie – doskonale sprawdza się też bulion z kaczki, albo podpiec je w piekarniku i potem dopiero dogotować je w zupie. Reszta bez zmian. Zajadać ze smakiem :)
 
Smacznego.

Niech będzie też trochę hipstersko!

Kto by pomyślał, że coś co prawie zasługuje na miano chwastu będzie takie modne! Tak po prawdzie to ja się kiepsko znam na modzie. Nie, nie ma w tym żadnej fałszywej skromności. Po prostu nie mam czasu, aby za nią nadążać i by chcieć się nią frasować. Nie ten typ osobowości ;) Jeszcze niedawno więc patrzyłam na topinambur jak na zwykłe warzywo, niezwykłe tylko dlatego, że cieżko dostępne. A tu teraz z każdego menu restauracji, każdego programu kulinarnego topinambur wyskakuje jak pospolita pyrka. No cóż! Dla mnie to on pospolity nigdy nie będzie, bo co ja z nim przeżyłam, to moje. Ale w końcu nawet jeśli za modą nie podążam, to jeśli idzie o dobre jedzenie, to jestem gotowa na wiele.
 
20131120_topinambur_zbior
 
Dlatego też by zdobyć sadzonki topinamburu do mojego Elysium dzwoniłam i pisałam maile gdzie się da. Wcale to łatwe nie było. Wystarczyło się jednak uprzeć i 5 ślicznych doniczek przywiózł mi kurier z Pomorza. Dopiero później poskarżyłam się babeczce na bazarze ile to kosztowało mnie kupienie sadzonek, a ona na to: "pani, przecie to można takie wsadzić jak te (mówiąc to wskazała na bulwy na swoim staraganie). To na gwoździu pani wyrośnie". Kupiłam od niej doniczkę tymianku, który miał ponoć przetrwać zimę. Nie przetrwał, więc nie wiem czy rzeczywiście można wsadzić taką kupioną gdzie bądź bulwę topinamburu, ale na pewno sadzonka jednoroczna, już w drugim roku zapewni Wam wręcz klęskę urodzaju.
 
I to jaką? Tych pierwszych pięć topinamburów wsadzonych blisko domku na małej działeczce pracowniczej rozpleniło się do 12 kg cubbotto, w którym przyjeżdżają do mnie cytrusy z Sycylii. Wsadziłam więc ok 14 sztuk na grządce na obrzeżu działki o 9 metrowej długości, tworząc dodatkowo z ich wysokich kwiatów ogrodzenie od wścibskiej sąsiadki i teraz – rok w rok – muszę pilnować ich ogromnie, gdyż wyrastają i przerastają gdzie chcą, a odbijają w pierwotnym miejscu nawet po 3 latach. Taki to uparty kwiat o smakowitych bulwach.
 
No, ale o ogrodniczych zmaganiach nie będę się rozwodzić. Dość powiedzieć, że teraz radziłabym Wam znaleźć jakieś ustronne miejsce pod lasem, wsadzić tam topinambur i przychodzić z widłami wedle potrzeby, a nie martwić się, że pozarasta malutką działkę pracowniczą. I dziki się dokarmi i niebezpieczeństwo zarośnięcia niewielkiej przestrzeni odpada. Pamiętajcie tylko, że topinambur chowa swoje bulwy zazdrośnie nawet do ponad metra poniżej gruntu, więc widłami kopcie wytrwale ;)
 
SONY DSC
 
Nie ma jednak problemu, bo topinambur może być wykopywany od jesieni do wiosny, a najlepiej z pierwszym zbiorem poczekać na przymrozki, gdyż jak wiele jesienno-zimowych warzyw zyskuje wtedy na smaku. Smaku tak doskonale pasującym do innych ziemistych i słodkich połączeń. Jak w tej zapiekance, al'a gratin, z boczkiem, śmietaną i tymiankiem, chojnie posypaną po wierzchu parmezanem. Taka zapiekanka może być samodzielnym daniem albo też doskonałym dodatkiem do steku, choć w tym przypadku, ze wględu na delikatny, słodkawo-orzechowy posmak topinamburu, radziłabym raczej delikatne mięso z polędwicy. Ale jak kto woli :)
 
SONY DSC
 
Wbrew pozorom bulwa ta pasuje też doskonale do ryb. Jest doskonała jako puree, ale o wiele lepsza, gdy przywdzieje szaty placka, a rybę, w tym przypadku łososia przyobleczemy w ziemisto-korzenne smaki. Można podać ją jako elegancką przystawkę, albo po prostu na drugi dzień wyjeść resztki jakie zostaną, ciesząc się ich smakiem w czasie kreowania kolejnych dań ;)
 
Zapraszam więc na hipstersko-nie-hipsterki obiad i przystawkę, a już niedługo jeszcze jedno danie i jego wersja z udziałem topinamburu … zupka oczywiście, w końcu to zima, a zima lubi zupy ;)
 
 
Zapiekanka z topinamburu
 
Zapiekankę tą robiłam na oko, więc wybaczcie ale i takie na oko proporcje podam. Jednak bez obaw, to danie z typu wiejsko-swojsko-domowych, więc nie bójcie się w niej niczego ;)
Najpierw uśmażyłam cienko pokrojonego boczku wędzonego (ok. 8 plasterków), tak by wytopić z niego tłuszcz. Tłuszcz odlałam. Przestudziłam.
Topinamburu nakroiłam w cienkie plasterki (idealnie jest użyć do tego mandolinę, ale ja jej nie mam … jeszcze :D), układając go w naczyniu do zapiekania (moje naczynie było małe, owalne, o długości 24 cm), wypełnionym wodą z cytryną (topinambur lubi ciemnieć, więc dobrze jest trzymać go w wodzie z cytryną). Gdy miałam pewność, że wypełni naczynie jakie miałam, odlałam wodę i pozwoliłam topinamburowi odcieć. Przełożyłam go do miski, doprawiłam solą, pieprzem i polałam odrobiną tłuszczu ze smażenia boczku i dodałam boczek i ok pół szklanki śmietany, wymieszaną z dokładnie posiekanym 1 dużym ząbkiem czosnku. Wsypałam ok. łyżeczkę suszonego tymianku. W między czasie, gdzieś tak pod koniec krojenia topinamburu zaczęłam nagrzewać piekarnik do 200 stopni.
Gdy topinambur był już wymieszany z tłuszczem, śmietaną, boczkiem i przyprawami, układałam go z tym wszystkim warstwami w posmarownym masłem naczyniu do zapiekania. Zalałam resztą śmietany z miski, dociskając delikatnie dłońmi, by śmietana spłynęła między warstwy. Na wierzchu posypałam szczodrze parmezanem. Naczynie przykryłam folią aluminiową i wstawiłam do piekarnika na 30 minut. Po tym czasie topinambur był miękki (sprawdziłam nakłuwając nożem). Zdjęłam folię i włączyłam w piekarniku opcję grill. Trzymałam tak pilnując cały czas, aż się lekko zrumienił.
 
Placki topinamburowe
 
Topinamburu (ok. 1 kg) ugotowałam, przetarłam przez praskę i ostudziłam. Dodałam 4 żółtka, mąki (ok. 100 g), śmietany (ok 100 ml), sól, pieprz i dowolne przyprawy. Ja tym razem dałam, tak jak i do łososia kardamon i kolendrę zmielone na proszek. 
Smażyłam na oleju na złoto, po ok. 2-3 minuty z każdej strony.
 
Źródło inspiracji to bliny warzywne u Bei
 
Łosoś kardamonowo-kolendrowy
 
Łososia, dwie porcje po ok. 180-200 g posmarowałam oliwą, odrobiną miodu (ok. 1 łyżeczki) i sokiem z cytrynyposoliłam, doprawiłam zmielonym kardamonem i kolendą. Piekarnik nagrzałam do 210 stopni Celsjusza. Piekałam ok. 12-15 minut (czas zależy od grubości ryby). Podałam na plackach, rozdrobnione na płatki, udekorowane natką pietruszki, choć bardziej pasowałaby tu natka kolendry.
Na drugi dzień taką samą porcję łososia upiekłam i jadłam z odgrzanymi plackami na szybki lunch. Smakowało doskonale.
 
Smacznego.