Festiwal Pierniczków zaczął się tydzień temu, ja jednak wcześniej nie mogłam zaprezentować moich piernikowych dokonań. Dlatego teraz zbiorczo chcę podzielić się z Wami moim świątecznym nastrojem. Gdyż tym właśnie są dla mnie pierniczki. Oznaczają święta, coś wyjątkowego, przynoszące chwilę zapomnienia, wytchnienie i spokój.
A więc po kolei.
Jako pierwsze piernikowe dzieła pojawiły się u mnie … muffinki. Już od pewnego czasu chodziły za mną zarówno muffinki, jak i pierniczki. Postanowiłam więc zmodyfikować trochę przepis na moje dyniowe muffinki i zamiast dyni dodałam do ciasta świąteczne aromaty – przyprawy, espresso, alkohol i cytrusy. Jedyną modyfikacją w strukturze ciasta był dodatek sody, dzięki któremu ciastka zawierające miód nie są ciężkie i maja puchową konsystencję. Muffinki okazały się pyszne, wilgotne i jest szansa że długo by mogły leżeć. Niestety już na drugi dzień pozostało po nich tylko wspomnienie.
Piernikowe szaleństwo nie może się jednak odbyć bez pierniczków – tradycyjnych, korzennych, takich do chrupania czy na choinkę. Postanowiłam więc tym razem wypróbować nowy przepis na pepparkakory, zamieszczony przez Dziunię na forum CinCin, a oryginał możecie zobaczyć tutaj. Zmieniłam go jedynie odrobinę, stosując zamiast wymienionych przypraw gotową mieszankę do piernika firmy Kotanyi, gdyż bez niej nie ma dla mnie piernika. Upiekłam ich z połowy porcji podanej w przepisie i teraz trochę żałuję. Być może w najbliższych dniach dopiekę jeszcze drugie tyle, szczególnie, że idealnie nadają się na choinkę.
Szczerze mówiąc na tych dwóch powyższych przepisach na ciasta chciałam zakończyć moje wypieki, ale gdy u Bei zobaczyłam przepis na Basler Läckerli, przepadły moje postanowienia. Jej pierniczki z Bazylei wyglądały tak zachęcająco, że nie mogłam przejść koło nich obojętnie. Całe szczęście, gdyż okazały się warte tego małego grzeszku. Jestem nimi tak zachwycona, że tylko na tym wypieku piernikowym mogłabym poprzestać i czułabym się w pełni usatysfakcjonowana. Są miękkie, delikatnie ciągutkowe, obłędnie pomarańczowe i przede wszystkim korzenne. Nie da się ich porównać do żadnych innych pierników czy pierniczków jakie jadłam. To po prostu Basler Läckerli.
Dzięki Bei również pomyślałam o piernikowej herbacie. Już wcześniej pisałam o aromatyzowanych herbatkach. Zwykle komponowałam je ad hoc. Tym razem jednak podeszłam do zagadnienia bardziej naukowo. Przejrzałam swoje przyprawy, przepisy na pierniczki oraz na różne mieszanki herbat. Z wielką pomocą przyszła mi autorka mojej inspiracji pisząc co zawiera jej mieszanka. I tak powstała ta piernikowa herbatka. Idealna na wieczory, z pierniczkiem w ręku, czy nawet jako zastępstwo kompotu na wigilii. Choć co tradycja to tradycja.
Jakby na drugim końcu tych piernikowych dokonań jest … panna cotta. Uwielbiam ten deser. Szybki w przygotowaniu, wybitnie uniwersalny. Przyjmuje każdy smak i w delikatny sposób dzieli się nią, rozpływając się na języku i spływając do gardła. Tym razem aromatyzowałam mleko, bo to na nim szykuję panna cottę, przyprawami do piernika oraz smacznym, delikatnie gorzkawym amaretto. Wydaje się, że to byłoby idealne zwieńczenie Festiwalu Pierniczków …
… ja jednak moje piernikowe szaleństwa planowałam zakończyć moim ulubionym daniem … risottem. Jednak wyjazd do Torunia zmienił moje plany, czego absolutnie nie żałuję. Wraz z moim mężem, Oczko i Eksperymentatorką zrobiliśmy sobie blogowe spotkanie w mieście Kopernika i piernika. Przeszłyśmy się spacerkiem po rynku, obejrzeliśmy oba domy rodziny Kopernika, Kamienicę Pod Gwiazdą, kościoły, nie zapominając o piesku Filusiu, ośle czy smoku, opowiadaliśmy sobie mity i legendy związane z miastem, ale przede wszystkim odwiedziliśmy Żywe Muzeum Piernika.
Mieści się ono na ul. Rabiańskiej i już w niewielkich grupach można uczestniczyć tam w zabawie w samodzielne przygiotowanie piernika, z ciasta bez żadnych spulchniaczy, opartego jedynie na mąkach, miodzie oraz przyprawach korzennych. Samodzielnie również wciskaliśmy przygotowane już wcześniej ciasto w śliczne foremki, których niestety zakupić tam nie można było, nad czym szczególnie bolałam. Uformowane i wycięte ciasto powędrowało na pięćdziesiąt zdrowasiek do pieca, a my mieliśmy czas żeby poszaleć. Cała wizyta sprawiła, że wszyscy poczuliśmy się znów jak dzieci. Dużo śmiechu, zabawy i wygłupów, cykanie fotek, udawanie wiedźm, choć oczywiście nawet byśmy nie próbowały rywalizować z Korzenną Wiedźmą, która wraz z Mistrzem Cechu odebrała od nas cechową przysięgę i uczyła nas o piernikach.
Jednym słowem wycieczka do Torunia pozwoliła nam nie tylko zrelaksować się miłymi spacerami, smacznym obiadem w Manekinie, ale również poczuć atmosferę piernikowych wypieków. Zaopatrzeni we własnoręcznie upieczone śliczności, ruszyliśmy znów na rynek gdzie mogliśmy zakupić pamiątkowe puszeczki z kultowymi już katarzynkami. Ostatnie jeszcze spojrzenie na pięknie rozświetloną starówkę miasta, wpisaną na listę zabytków UNESCO i ruszyliśmy w drogę powrotną. Jednak jestem pewna, że nie będzie to nasza ostatnia wizyta w tym pięknym mieście, tak jak dla mnie nie była ona pierwsza … ale o tym może innym razem.
Pierniczkowe muffinki
(12 muffinek)
Składniki:
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1/4 łyżeczki soli
3 czubate łyżki przyprawy do piernika
1/2 szklanki oleju roślinnego
1/2 szklanki miodu
1/2 szklanki cukru brązowego
2 jajka
1 łyżka ekstraktu waniliowego
1/2 szklanki kawy espresso
1/4 szklanki śmietany
skórka z 1 pomarańczy
50 ml szklanki amaretto
Przygotowanie: Do dużej miski przesiałam mąkę, z proszkiem do pieczenia i sodą, dodałam przyprawy i sól. Potem wlałam olej, miód, wsypałam cukier i dodałam lekko rozkłócone jajka. Wlałam ekstrakt waniliowy wymieszany z kawą, sokiem pomarańczowym i alkoholem. Porządnie wymieszałam na jednolitą masę. Wlałam do wysmarowanej masłem formy do muffinek do 3/4 wysokości. Piekłam przez 25-30 minut w 180 stopniach Celsiusa.
Pepparkakor
(ok. 5 tuzinów pierniczków)
Składniki:
3 czubate łyżki przyprawy do piernika
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżki sody
150 g niesolonego masła
125 białego cukru (dałam drobny)
75 g brązowego cukru
1 małe jajko
skórką z 1 cytryny
150 ml miodu (w oryginale złoty syrop)
150 ml śmietany kremówki 30%
550 g mąki
Przygotowanie:
I etap: Przesiałam przyprawy do miseczki. Masło zmiksowałam z cukrami, dodałam przyprawy i jajko wraz ze skórką z cytryny, miodem i śmietaną. Na końcu dodałam mąkę. Ciasto było bardzo ciężkie więc wyrobiłam je dokłądnie rękami. Było tez bardzo kleiste, ale zawinęłam je w folię aluminiową, trochę spłaszczyłam i schowałam na noc do lodówki.
II etap: Po nocy w lodówce ciasto zrobiło się twarde i dało się w miarę łatwo wałkować na oprószonym mąką blacie. Wycięłam ciasteczka, które piekłam na blasze wyłożonej pergaminem w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celsiusa przez 7-8 minut. Trzeba ich pilnować, gdyż mają tendencję do przypalania!
Basler Läckerli
(na ok. 50 sztuk)
Składniki:
150 g zmielonych migdałów
150 g kandyzowanej skórki pomarańczowej i cytrynowej
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka przyprawy do piernika
350 g mąki
10 g sody (ok. 2 łyżeczek)
450 g miodu
130 g cukru brązowego
lukier:
cukier puder
sok z cytryny
Przygotowanie: Miód i cukier podgrzałam w rondelku, aż się całkowicie rozpuściły. Gotowałam jeszcze 2 minuty i zdjęłam do lekkiego przestudzenia. Migdały wymieszałam z drobno pokrojonymi skórkami i przyprawami, a mąkę z sodą. Do miodu dodałam migdały, wymieszałam, a potem partiami dodawałam mąkę. Po dokładnym rozmieszaniu, przelałam do formy (oryginalnie 25cm x 35cm) wyłożonej pergaminem i rozsmarowałam na ok. 1 cm wysokości. Jest to dosyć trudne zadanie, gdyż masa jest ciężka i klejąca. Dobrze jest mieć zimne ręce, zanurzane w wodzie z lodem. Przykryłam foremkę i zostawić ciasto na 1 godzinę. W tym czasie nagrzałam piekarnik do 160-170 stopni Celsiusa. Pierniczki piekłam przez 15 minut. Nie powinny być zbyt wypieczone, gdyż twardnieją stygnąc. Z cukru pudru i soku z cytryny przygotowałam gęsty lukier. Po upieczeniu, zostawiłam Läckerli na kilka minut do przestygnięcia, a nastepnie pokroiłam na kwadraty (3 cm. x 3 cm) i polukrowałam. Pozwoliłam (no prawie :) ) im wystygnąć, a następnie schowałam w szczelnych pudełkach. Najlepiej żeby skruszały kilka dni.
Piernikowa herbata
Składniki:
1 l. wody
1 czubata łyżka mieszanki suszonych owoców: owoc dzikiej róży, hibiscus, suszone jabłka, suszone wiśnie
4 cm. imbiru, świeżego, obranego, w 3 plasterkach
4 ziarna kardamonu, delikatnie roztłuczone
6 goździków
1 kora cynamonowa
kawałek kwiatu muszkatołowca
ok.8-10 nasion kolendry
4 nasiona czarnego pieprzu
1/4 łyżeczki kopru włoskiego
4 kopiaste łyżeczki czarnej liściastej herbaty
kawałek kandyzowanego imbiru
1 łyżka miodu gryczanego
2 plasterki pomarańczy
opcjonalnie: kropla alkoholu
Przygotowanie: Do garnka wlałam wodę i wrzuciłam wszystkie składniki poza herbatą, kandyzowanym imbirem, miodem i pomarańczą. Doprowadziłam do wrzenia i gotowałam przez 2-3 minut. Zdjełam z ognia, wrzuciłam herbatę i odstawiłam pod przykryciem na 10 minut.. Przecedziłam i zlałam do dzbanka. Dorzuciłam pomarańczę, kandyzowany imbir i miód. Już do kubeczka nalałam sobie kropelkę amaretto.
Piernikowa panna cotta
Składniki:
1 litr mleka
3/4 szklanki brązowego cukru
1 łyżka ekstraktu waniliowego
1 łyżka przyprawy do piernika
kieliszek amaretto
żelatyna lub agar-agar
Przygotowanie: W garnku podgrzałam mleko. W kilku łyżkach ciepłego mleka rozpuściłam żelatynę. W tym czasie pogotowałam mleko z przyprawami, wanilią i amaretto. Zdjęłam z ognia i do gorącego mleka zlałam rozpuszczoną żelatynę. Mieszałam rózgą aż do całkowitej pewności, że nie ma grudek. Przelałam do kokilek (dla pewności można najpierw przecedzić) i po przestudzeniu włożyłam do lodówki. Żeby ładnie wyjąć panna cottę na talerzyk, wystarczy zanurzyć kokilkę w ciepłej wodzie, przykryć wierz talerzykiem i odwrócić. Powinna ładnie się wyślizgnąć.
Smacznego.
Tili, świetna relacja ! :)) Piękne wypieki, aż mi zapachniało. Torun prezentuje się pięknie, czekam na kolejne opisy !:))
Pozdrówka ciepłe .:**
Ps. A panna cotta oczywiście kojarzy mi się z moją ukochaną Italią i aż mi się buzia cieszy :D
Majanko, Ty sobie koniecznie zapamiętaj to motto, które jest na samej górze mojej notki i ślij swój adres do Oczka, bo niespodzianka na Ciebie czeka :)))
A kolejny opis Torunia, uwzględniający moje wcześniejsze wizyty już niedługo :) Kocham to miasto :)))
pierniczki z Bazylei jadłam i potwierdzam bardzo smaczne, ale słodkie, że hohoho
no risotto pierniczkowe masz wytłumaczone ;)tym razem Ci się upiekło ;)
my sobie opowiadaliśmy te legendy, czy Ty nam ;)
też kocham Toruń i to całym sercem
Aga, no … ja Wam opowiadałam, ale nie chciałam Cię tak pogrążać Torunianko ;p Ale spoks, teraz Ty się odegrasz w Warszawie :)))
Było cudnie :) A te bazylejskie, mmm – w ustach się rozpływały, pycha! Też popełnię :)
A póki co – spotkanko się kroi :)
oj kroi kroi tylko muszę legend o Warszawie poszukać i zrobić z nich ściagi :)
Tilinaro, piekna relacja! :)
I nie wiesz, jak mi milo, ze Cie zainspirowalam i ze na dodatek pierniczki tak bardzo Ci posmakowaly :)
A ja Torunia niestety nie znam, ale mam nadzieje, ze zawitam tam kiedys!
Pozdrawiam serdecznie!
Aga, no ucz się ucz, by nam potem o Warszawie opowiadać ;p
Beo, Toruń jest jak Twoje pierniczki – konieczny do „spróbowania” i „ugryzienia”, a zakochasz się tak jak ja :) A herbatka jest tego idealnym uzupełnieniem :)
Ale się napracowałaś! Wszystko mi sie podoba, ale najbardziej mi się podobają muffinki, pierniczki Bei i panna cotta.
Ile mniej więcej na tą ilość mleka dałaś żelatyny?
Kasiu, dziękuję za komplementy :))
A na panna cottę zwykle daję trochę mniej żelatyny niż jest przewidziane na torebce. Tutaj było przewidziane 3-4 łyżeczki na 1/2 l. płynu, a ja dałam 6 łyżeczek. Dzięki temu nie jest mocno ścięte, tylko takie … galaretowate :)))
ta panna cotta też bardzo przypadła mi do gustu :)
Aga, to jak wpadniesz do Wawy to będzie na Ciebie czekać :)
Torunia nie znam, mam nadzieje kiedys go poznac, na razie naciesze sie Twoimi zdjeciami i pysznymi daniami. :)
Pozdrawiam cieplutko!
Tilianaro, wszystko prezentuje się pysznie. Natomiast chciałam powiedzieć, że zazdroszczę okrutnie tej wizyty w Muzeum Piernika. Byłam w Toruniu kilka razy, ale nigdy nie miałam okazji do Muzeum zajrzeć. Może kiedyś… :)
Ale smakowite zdjęcia i przepisy
Oj skorzystam z nich ,na początek
z tych Pepparkakor
Notme, częstuj się zarówno opowieścią o Toruniu jak i pysznymi słodkościami :)
Małgosiu, muzeum jeszcze szczególną gratką dla dzieci, więc jestem pewna że Twoje pociechy będą uradowane z wizyty tam :)
Margot, dzięki :) a pepparkakory i na mnie jeszcze czekają :) są tak pyszne, że pewnie nie doczekają świąt :)