To czym dzisiaj chcę się z Wami podzielić, to morskie inspiracje jakie w ten weekend przeżywałam. Wszystko zaczęło się w piątek, gdy w Makro spotkało się kilkanaście blogerek na rybnych warsztatach. Pod okiem Grzegorza Kazubskiego najpierw mogłyśmy spróbować smakołyków, jakie specjalnie dla nas przygotowała ekipa z Makro Centrum HoReCa. Przechadzając się z talerzykami w jednej ręce, w drugiej zaopatrzone w aparaty, poznawaliśmy się, rozmawiając o gotowaniu, o początkach naszych blogów, o kulinarnych atrakcjach.
Dalej było to co takie Szalone Babeczki jak my lubią najbardziej. Nauka i wspólne gotowanie. Po lekcji filetowania, wyboru świeżej ryby, stanęłyśmy na stanowiskach kuchennych dobrane w pary. Siekanie i mieszanie, a w między czasie oczywiście zdjęcia. Gdyż to od nich wszystko się zaczęło i na nich skończyło, a i każda z nas chciała uchwycić te radosne chwile kucharzenia pod okiem doświadczonych szefów kuchni.
A cóż takiego ugotowałyśmy, zapytacie?
Najpierw na talerzach pojawił się stek z łososia podany na jaśminowym ryżu z pomidorową salsą ukrytą w zblanszowanej osłonce fenkuła. Ciekawie cięte filety, tak by uzyskać stek o wdzięcznej nazwie „butterfly” zgrillowałyśmy na patelni, wcześniej oczywiście na 10 minut odstawiając posmarowane olejem, doprawione solą, pieprzem i brązowym cukrem, by w tym czasie ugotować na parze ryż i zrobić aromatyczny dodatek z warzyw. Potem z dumą prezentowałyśmy nasze dzieła, zajadając je i dzieląc się spostrzeżeniami.
I tak nadszedł czas na danie, które stanowczo stało się moim faworytem. Wiadomo, łosoś zawsze jest wspaniały, tym bardziej jak towarzyszą mu warzywa z egzotycznym akcentem, ale halibut to moja najbardziej ukochana ryba. Ugotowane na parze filety z halibuta z dodatkiem pietruszki, koperku i natki z kopru włoskiego oraz obowiązkowo z plasterkiem imbiru podane zostały na fantazyjnie wyciskanym puree z ziemniaków i groszku ze zblanszowanymi marchewkowymi płatkami i ostro-słonym sosem. Dodałabym jeszcze do niego papryczkę chilli, ale i bez tego dodatku wraz z Gospodarną Narzeczoną zajadałyśmy się ze smakiem naszym dziełem.
To był wspaniały czas. Aż nie chciało się nam wychodzić, rozstawać się, ale czas się kończył, a wieczór zapadł. Te rybne ekscesy jednak nie mogły się tak szybko zakończyć. Po ustaleniach z Poleczką i Oczko postanowiłyśmy sobie zrobić „wspólne” gotowanie w sobotę, by znów poczuć ten wspaniały nastrój wspólnego kucharzenia.
Po kilku mailach decyzja zapadła. Skoro Polcia w Anglii, a my w Polsce, skoro wszystkie trzy na ryby miałyśmy chętkę, a do tego zima trzyma nas w silnym uścisku, na stole musiało pojawić się kedgeree, danie angielskie o indyjskim rodowodzie.
Krewetki, wędzony łosoś i ryż basmatii kupiłyśmy z Oczko jeszcze w piątek w Makro, wychodząc z warsztatów. Zaopatrzone przez organizatorów w świeże zioła, na drugi dzień za kuchenne szaleństwa mogłyśmy się zabrać. Niestety wirus jakiś paskudny Polcię do łóżka położył, ale my z Oczkiem tak ciepło o niej myślałyśmy, że na drugi dzień i ona tym wspaniałym daniem mogła się delektować.
Oczywiście najpierw za aromatyzowanie bulionu się zabrałyśmy. Domowy bulion z kurczaka z zamrażalnika wyjęłyśmy, by po jego zawrzeniu łososia, a później doskonałe krewetki w nim ugotować, z obowiązkowym dodatkiem tymianku i szafranu. Ryż na zeszklonej szalotce i czosnku najpierw się podsmażył, by potem zalany został rybnie aromatyzowanym płynem. Zostało jeszcze tylko jajeczka przepiórcze ugotować na półmiękko, cytrynę w cząstki pokroić i tylko czekać, by wszystko połączyć.
Jak na moje i Oczka gotowanie przystało, najpierw musiałyśmy nosy i palce niemalże odmrozić, w czasie sesji foto na zmrożonym balkonie, gdzie światło tak pięknie nam grało. I nawet pomimo przejmującego chłodu, w najróżniejsze kadry się bawiłyśmy, fotografując jedzenie, siebie nawzajem i wszystko dookoła. Zima jednak nie była nam straszna, skoro wiedziałyśmy, że zaraz usiądziemy do stołu, zjemy aromatyczny ryż, delikatne płatki łososia, mięsiste krewetki i zaokrąglające wszystko przepiórcze jajeczka, wszystko skropione sokiem z cytryny. Deser już nasz poznaliście, a naleweczka agrestowa wygnała z naszych ciał resztki chłodu.
I tak blogowe gotowanie przedłużyło się smakowicie. Ale gwarantuję, że to nie koniec najprzyjemniejszych z możliwych spotkań i relacji z nich. W końcu życie jest zbyt krótkie, by odmawiać sobie przyjemności … oczywiście z zachowanie odrobiny rozsądku w tle :-D
Inne relacje z warsztatów znajdziecie u Oczka, Krokodyla, Hani-Kasi, Grace, Kolcia oraz Shinju.
* o których możecie poczytaj tutaj i kolejne spotkania na trasie Warszawa–Toruń–Warszawa, i oczywiście jeszcze tu, tu też, tam i tutaj, oraz wielu, wielu innych :-)
Szykowne kedgeree Gordona
Składniki (dla 4-6 osób):
700 ml bulionu z kurczaka lub rybnego
kilka gałązek tymianku
szczypta szafranu
250 g lekko wędzonych filetów z łososia bez skóry
200 g surowych krewetek tygrysich, obranych i oczyszczonych
2 łyżki oliwy z oliwek
2 szalotki, drobno posiekane
kilka kawałków masła
1 łyżeczka łagodnego curry
350 g ryżu basmati
12 jaj przepiórczych o temperaturze pokojowej
garść posiekanej pietruszki
cząstki cytryny do dekoracji
Przygotowanie: Wlej do rondla bulion, dodaj tymianek, szafran oraz po szczypcie soli i pieprzu. Zagotuj i powoli zanurz w wywarze filety z łososia. Gotuj je 4 minuty, a następnie wyjmij delikatnie łyżką durszlakową. Włóż do wywaru krewetki i gotuj przez 2 minut, aż stwardnieją i przestaną być błyszczące. Wyłów krewetki i połóż obok łososia. Przykryj folią aluminiową, by nie wystygły.
Przecedź wywar i wyrzuć gałązki tymianku. Wstaw rondel na ogień, wlej oliwę. Zeszklij szalotki, doprawiając je solą i pieprzem. Dodaj masło i curry. Mieszaj 2 minuty, potem wsyp ryż i smaż kilka minut. Wlej bulion, zamieszaj i zagotuj. Przykryj rondel i gotuj na małym ogniu przez 10 minut. Po tym czasie wyłącz ogień i zostaw nie odkrywając na 5 minut.
W tym czasie ugotuj jaja w małym rondlu przez 3 minuty. Odcedź i przepłucz zimną wodą. Obierz jajka i przekrój na pół. Spulchnij ryż widelcem i sprawdź jego doprawienie. Można też dodać łyżkę
masła. Podziel filety łososia na duże kawałki i dodaj do ryżu wraz z krewetkami oraz większością posiekanej pietruszki. Delikatnie wymieszaj. Rozłóż na płaskie talerze, udekoruj połówkami jajek, pozostałą pietruszką i połówkami jajek. Podawaj od razu.
Źródło: Gordon Ramsay „Szef kuchni po godzinach”
Moje poprzednie kedgeree w wersji warstwowej znajdziecie tutaj.
Smacznego.
Uff udało się! Prawie na czas :))
Bardzo Panienkom dziękuję za wspólne gotowanie i odwiedziny w Londynie :*
Oby częściej!
:)))))
A warsztaty pierwsza klasa! :)
Poluś, ja bym z chęcią się wybrała do Ciebie i gotowała tak jeszcze wiele razy, ale póki portfel nie stanie się szerszy, pozostaje nam wirtualne gotowanie. Za to efekty wspaniałe :)
Dzięki Babeczko :*
Dziewczyny, ja także dostałam zaproszenie ale nie mogłam pojawić się we Warszawie i co raz bardziej żałuję! Zwłaszcza, żę z filetowaniem ryb jestem na bakier a bardzo chętnie zobaczyłabym co i jak:)
Niestety, raz miałam obowiązki okołouczelniane a dwa,próbuję sobie wyobrazić kilku godzinną podróż do Warszawy i z powrotem (nocą) w jeden dzień.. i mam lekkie obawy co do takiej przyjemności W PKP zimą. Pozderawiam!
O, kolejna relacja:) Dla mnie zdecydowanie grillowany łosoś był faworytem, lubię halibuta, ale niekoniecznie na parze, siakieś to drugie danie było za mdłe.
Fajnie było się spotkać, a gotowanie w takich profesjonalnych warunkach to czysta przyjemność (i na dodatek posprzątali po nas:D), pozdrawiam i – mam nadzieję – do zobaczenia.
Tili, Ty to masz szczęście do takich spotkań:)
Rybne warsztaty i mnie by się przydały :)
Halibuta również uwielbiam, ale chyba moja najukochańsza ryba to sandacz:)
Danko piękne! Wędzony łosoś z krewetkami musi być pyszny! Na patelni wygląda jak paella:)
P.S. Tili, dostałam @ i odpisałam Ci. Mam nadzieję, że doszło …
Uściski!
Też byłam zaproszona, ale nie dałam rady jeszcze (w sumie w domu gotuję z niemowlęciem przy piersi to i wyjściowe gotowanie może by się udało…:)). Super, że świetnie się bawiłyście!
Bardzo się cieszę, że miałam okazję Cię poznać. Mam nadzieję, że przy następnym razie będzie okazja do zamienienia ze sobą kilku zdań więcej. Pozdrawiam.
Podoba mi sie wpis biało-czarno kolorowy. Wszystko w nim pyszne. :-) Ciekawa byłam, jak będzie wyglądać Twoja relacja. :-) Nie zawiodłam się. :-))Fajna :-)))
Nie ma to jak takie gotowanie wspólne i to wirtualne wspólne też.
fajne danko, fajna przygoda kulinarna
Tili, całkiem piękne danie z tych warsztatów wynikło.Kadgree wygląda jak paella.Ja uwielbiam oba.
Pozdrawiam Cię!
cudownie pyszny to czas.
Fajnie! Następnym razem idę z Tobą na szkolenie :)
Wiesz Ty co? Jednak dobrze, że się zdecydowałam, choć w tajemnicy przyznam, że w piątek miałam nieco obiekcji z wyściubianem nosa z domu, bo zimno było i o mało bym nie zrezygnowała…
Ależ cudownie i aromatycznie się Wam razem ugotowało! Szykowne to kedgeree jak mało co.
A warsztatów w Makro zazdroszczę. I bardzo, bardzo żałuję, że Warszawa tak daleko…
Uściski!
Jak już u Sisi pisałam .. ;)) Kolorki jedzonka śliczne, ale ja to bym tak bez krewetek jednak ;))
Pozdrawiam.
Fajnie poczytać o Twoich wrażeniach z warsztatów. Danie nr 2 też było moim faworytem – uwielbiam halibuta, a puree groszkowe rewelacyjnym odkryciem. Pozdrawiam!
a ja już dzisiaj tu byłam :) ale czyżbym komentarza nie zostawiła??? ech, gdzie ta moja głowa :) pewnie tam, gdzie moje zaproszenie na warsztaty…
kedgeree wygląda obłędnie! a skoro w takim towarzystwie przygotowywane to po prostu musiało smakowac genialnie, jak spod ręki samego mistrza :)
pozdrawiam ciepło!
W zasadzie tez miałam być na tych warsztatach, ale nie dałam rady. Fajna sprawa! NIe mniej fajne wspólne gotowanko :)
Nie ma jak wspolne gotowanie Tili, jest sie wtedy do kogo odezwac :DD
Az szkoda mi, ze Praga nei lezy blizej Warszawy i morza, ech pociesze sie krewetka ze zdjecia :) Pozdrowienia!
Nie jadłam jeszcze kedgeree, ale przepisy Grangera uwielbiam :-) Jetem szczególnie zakochana w jednym cieście czekoladowym, które samo pokrywa się lukrem :) Jak Wam zazdroszczę tych warsztatów! Na następne, bardzo chcę się udać. Mam nadzieję, że nic w tym nie przeszkodzi i nie wypadnie :-)
Uściski!
I ja miałam tam być. Bardzo podobał mi się pomysł, ale w tym czasie byłam daleko. Dobrze, że chociaż mogłam przeczytać relację z nich u Ciebie.
To takie pyszności bym zjadła, gdybym dłużej została? Fiu fiu… Kradnę krewetkę :)
Atrio, trzeba więc to nadrobić i spotkać się przy innej okazji :)
Lady Aga, a dodałaś do tego halibuta plasterek imbiru na niego, w czasie gdy się parował. Mmmmm cudo, wierz mi :) I ja się cieszę z poznania i czekam na więcej :)
Kasiu, a wiesz, sandacz to moja ulubiona rybka a z tych jeziornych, za to morskich halibut króluje :) @ doszła, zaraz będę pisać :*
Aniu, pewnie, że by się udało :)
Shinju, o tak, czekam już na następną okazję :)
Krokodylku, czarno-białe zdjecia z Makro były dlatego, że mi nie zbyt podobały się kolory moich zdjęć, za to uwiecznić chciałam tą wspaniałą zabawę :)
Kabamaigo, otóż to! :)
Jswm, dzięki wielkie :)
Amber, paella to jeszcze chrupki spód powinna mieć z zapieczonego ryżu mmmm zainspirowałaś mnie :)
Asiejko, o tak, o tak :)
Olu, trzymam Cię za słowo :)
Oczko, ze wspólnego gotowania rezygnować nie można, prawda Mała? :) Buziak :*
Oliwko, o tak, szykowne i dobre na uczczenie takiej zabawy :) Buziak :*
Majanko, wierz mi, że dobrze przygotowane krewetki raj na Twym podniebieniu by sprowadziły. Przyjadę kiedyś do Gdańska i Ci festiwal krewetek zrobię, gwarantuję, że zakochasz się w nich :*
Haniu, o tak, aromatyzowane puree to jest to :) Cudownie, że się poznałyśmy i liczę, że poznamy się bardziej podczas kolejnych okazji :)
Eve, to prawda, że najwspanialsze jedzenie w dobrym towarzystwie smakuje jeszcze lepiej :)
Truskaweczko, może następnym razem się uda :)
Basieńko, o tak, pogadać, pośmiać się, plasterki na paluszki przyklejać :D To prawda, szkoda, żeś tak daleko, ale może jak nie teraz, to później się uda :)
Kasiu, To przepis Gordona, nie Grangera, a tego ciasta nie kojarzę. Podesłałabyś mi linka, bo bardzo ciekawie brzmi :)
Lo, będziemy nadrabiać, będziemy :*
Ptasiu, no widzisz, stanowczo musisz na trochę do Stolicy się wyrwać :)
Plasterki na paluszki Tili? Czyzby tarka do warzyw Was zaatakowala :) Kiedys zdecydowanie tak! pOzdrawiam Cie/Was :)
Basiu, Oczko poniosła krwawą ofiarę na ołtarzu wspaniałego smaku … ale bez obaw, wszystko skończyło się i dobrze i smacznie :)
zazdroszczę Wam tego wspólnego gotowania, może kiedyś i mnie przygarniecie :)
A myślałam,że to celowy zabieg, bo to bybłby moim zdaniem fajny pomysł. Los świetnie to skomponował, tak uważam. :-) zamierzam się na Twoje ciasteczka, które próbowalam na warsztatach. Chcę je zrobić z dzieciakami. Pozdrawiam :-)
Aga, no to może dzisiaj coś upichcimy :)
Krokodylu, widziałam już ciasteczkową produkcję u Ciebie – wybornie mieliście :) Cieszę się, że posmakowała Ci moje ciasteczka i tak przyjemnie zainspirowały :) Uściski :*
"Nasz" przepis był z ostatniej "Kuchni". Twoje smakowały zupełnie inaczej, choć tak zbliżona receptura. Nasze biszkoptowe w smaku, ale niezbyt puszyste, zbite. Twoje są kruche, słodsze, ciekawsze. Tak wiec nastepnym razem robimy z Twojego przepisu. Nie mam tonki, niestety, ale może dostanę. Pozdrawiam :-))