Tęskno mi do Weekendowej Piekarni. I choć zupełnie nie wiedziałabym w co już ręce włożyć w przedświątecznym szaleństwie, miło wspominam sobie poprzednie edycje i te w których brałam udział i te które tylko podglądałam. To wspaniała zabawa i okazja do nauki, jakiej nie dostałabym prawie nigdzie. Z uśmiechem patrzę na te dni kilka miesięcy temu, kiedy pierwszy raz zaczęłam piec pieczywo. Najpierw nieśmiało powstawały bułeczki i pierwszy oliwkowy chlebek na drożdżach. Wciąż jeszcze kupowałam sklepowe pieczywo, choć już coraz bardziej oboje z mężem kręciliśmy na nie nosem.
A teraz po bez mała kilkudziesięciu już upieczonych chlebach, zaczynam powracać do pierwszych przepisów zaproponowanych w tej wspaniałej zabawie, jaką jest Weekendowa Piekarnia. Coraz odważniej już zabieram się za receptury, które na początku powodowały powstanie gęsiej skórki ze strachu, że wypiek się nie uda. Nigdy jednak nie lubiłam poddawać się takim strachom i tak też wzięłam się za rogi z przepisem, który wydawał mi się ogromnie trudny … ciabattą.
Nie zwykła to jednak była ciabatta, ale ciabatta wg Bertineta. Wymagająca karkołomnej dla mojego kręgosłupa pracy, uderzania o blat bądź co bądź nie tak lekkim ciastem, co w moim przypadku nigdy nie zajmowało 6 do 10 minut, a zwykle przynajmniej kwadrans, by uzyskać gładkie ciasto. Za to przysięgam, że warto było męczyć swoje i przy okazji ofiarnego męża plecki.
Ciabatta była lekka i puszysta, o miękkiej, choć wciąż chrupkiej skórce. Jak przystało na ten chlebek dosyć szybko utraciła świeżość, jednak w czasie swojej świetności ofiarowywała niesamowity wręcz smak – lekko słodki, ale i o wyczuwalnej soli, o miąższu wyraźnie zdominowanym przez smak i zapach oliwy z oliwek. Charakterystyczny włoski akcent.
Chlebek powstał już pewien czas temu, do tej pory czekając cierpliwie na opublikowanie, a ja przy jego okazji chciałam jeszcze raz i pewnie będę robić to w nieskończoność, podziękować Ali vel Margot za cudowną zabawę i pasję, którą tak skutecznie zaraża coraz większe koło Piekarek. Nie tylko jednak Margot należą się słowa wdzięczności. Ale również wszystkim tym, którzy wspólnie bawią się i pieką pieczywo, dumnie prezentując swoje chleby, bułki i bułeczki, dając innym okazję do nauki i radości.
Dzięki :-)
Ciabatta wg Bertineta
Biga:
350 g mąki ciabatta (pół na pół tortowej typ 450 i chlebową typ 650) \
180 g wody
2 g świeżych drożdży
Przygotowanie bigi: Drożdże rozpuściłam w wodzie, dodałam mąkę, dokładnie wymieszałam. Zostawiłam pod przykryciem na 17-24 godziny w ciepłym miejscu.
Ciasto właściwe:
450 g maki ciabatta (lub proporcje jak wyżej)
10 g świeżych drożdży
Cała biga
360 g wody
15 g soli
50g oliwy z oliwek
Przygotowanie: Do dużej miski wsypałam mąkę, zanurzyłam w niej ręce i omączonymi placami rozkruszyłam w niej drożdże, wymieszałam je z mąką. Dodałam całą bigę, wodę, oliwę i sól. Dokładnie wymieszałam. Ciasto wyrabiałam metodą Bertineta (u mnie ok. 15-20 minut, ale dokładnie jak należy to robić znajdziecie u Tatter, a tutaj znajdziecie filmik). Miskę wysmarowałam oliwą i umieściłam w niej wyrośnięte ciasto na 1 1/2 godziny (w temperaturze 24 stopni Celsjusza, np. w piekarniku z włączoną żarówką). Na omączony blat wyjęłam wyrośnięte ciasto, posypałam jego wierzch mąką i delikatnie uciskając palcami nadałam mu kształt prostokąta. Pocięłam go ostrym nożem na 5 pasków. Każdy z pasków złożyłam na 3, dociskając każdą fałdę i złączeniem w dół ułożyłam na blacie, potem delikatnie zrolowałam w przód i tył. Uformowane ciabatty kładłam na omączonym płótnie (na blachach) złączeniem w dół do wyrośnięcia na 40-60 minut. Na blachach wyłożonych pergaminem (lepiej na kamieniu jeśli ktoś ma) kładłam bochenki (złączeniem w dół), lekko je ciągnąć wzdłuż. Piekłam w naparowanym piekarniku (w czasie rozgrzewania piekarnika włożyłam do niego naczynie z wodą, którą uzupełniałam) w temperaturze początkowej 250 stopni, ale po włożeniu ciabatt zmniejszyłam ją do 220 stopni. Piekłam przez 20 minut. Piekłam po 2-3 ciabatty na raz.
Źródło: Kuchnia Alicji
Smacznego.
Tili pięknie napisałaś o Weekendowej Piekarni :)) Ja także uważam,ze nasze wspólne pieczenie jest super sprawą,szkołą,ale także wielka przyjemnością :) Bo przecież z jaką radością kroi się upieczony przez siebie pierwszy chlebek na zakwasie, który się udał:) Z wielka przyjemnością biorę udział w WP jak tylko pozwoli czas i moje umiejętności.
Zrobiłam zakwas, który pielęgnuję, mam nadzieję,ze będzie dobry nadal i upiekę z niego jakiś chlebek po świętach :))
Twoja ciabatta podoba mi się baaardzo :) Nie wiedziałam, ze ją trzeba tak tłuc, oj to dla plecków niezbyt dobre. No,ale ciabatta wygląda pysznie i oczywiście włosko !:))
Pozdrawiam ciepło :)
Ależ się rozgadałam… hy hy ;)
Tiluś, ja tu przez Ciebie mam łzy w oczach i jeszcze chcę za to dziękować……
AS ciabatta cudnie wygląda !
Tili no i widzisz co narobilas? :) Ala nam sie wzruszyla! Ja tez sie ciesze, ze Ala jest taka dzielna Gospodynia i ze jest nas tak duzo i coraz wiecej do wspolnego pieczenia. I chociaz wiekszosc z nas zna sie tylko w formacie jpg. albo html. to jest to przyjemnosc ogromna :)
Tym samym przypomnialas mi, ze ja mam ten odcinek do nadrobienia… :P
mam kolejny argument, żeby jednak wziąć się za pieczenie chleba – to lepsza gimnastyka niz na siłowni ;)
Tili, jedno sprostowanie: Wy wszystkie skupione w WP nie jesteście żadnymi tam Piekarenkami, ale Zawodowymi Piekarzowymi. :)) O! :)
Popieram to, Co pisze Małgosia :)
A ciabatta z oliwą… I swieżym, dojrzałym pomidorem. Tak ją widzę :)
Przesyłam Ci Tili moc świątecznych całusów, bo juz nie uda mi się tego chyba potem zrobić. Niezapomnianych chwil i mnóstwa radosci, TIli!
Pięknie wyglądają! A mnie się ten przepis wydał bardzo trudny, więc zrezygnowałam z pieczenia. Piekę inne, te na które przepis podała Liska.
Pozdrawiam przedświątecznie :)
I pomysleć, że ja kiedyś marszczyłam tylko czoło na myśl o własno- zimno-łapnie upieczonym chlebie. Wspólne gotowanie i pieczenie uzależnia ;)
Ale fajowsko dziurawa ta ciabatta! :)
Do odważnych świat należy a Twoja przygoda z chlebem jest tego najlepszym przykładem. Pozostało mi podziwiać z zachwytem i pogratulować nowych osiągnięć !!
mi się marzy własnoręcznie upieczona ciabatta, ale jeszcze chyba się nie odważę, zwłaszcza, ze metoda Bertineta u mnie raczkuje
Początki są zawsze najtrudniejsze, ale później, gdy już się wkręci, można zostać zawodowcem :). Tak jak Wy!
A ciabatta piękna :).
Majanko, cieszę się, ze podobnie patrzymy na WP :) I dziękuję za miłe słowa :)
Margot, buziaki i uściski Ci przesyłam :* I kłaniam się nisko za komplement od Mistrzyni :)
Polko, przybij piątkę w takim razie :) I czekam na Twoją ciabatkę :)
Casiu, ooo, to prawda, gimnastyka że ha! :)))
Małgosiu, kłaniam się nisko za miłe słowa :)
Aniu, dziękuję :) Tak ciabattę właśnie z oliwą i mozzarellą zjadaliśmy – pyyyycha :)))) Dzięki za życzenia i wzajemnie smacznego jajka i mokrego dyngusa :)))
An-na, i mnie czekają jeszcze inne receptury, ale i tą musiałam wypróbować :)
Oczko, oj tak, jestem piekarkomanką czy też chleboholiczką hihihi :DDD
Ninko, ale nie tylko podziwiać, ale i piec – to naprawdę łatwe … w większości :)
Aga, ćwiczenie czyni mistrza, więc ćwicz :)
Olalala, dziękuję ślicznie :)