Kolejna edycja Weekendowej Piekarni i kolejna smaczna propozycja, przedstawiona nam przez aktualną Gospodynię, Zawszepolkę. Jako pierwsze na tapetę, a raczej do piekarnika powędrowały słodkie bułeczki z brandy, których przygotowanie okazało się bardzo proste, a do tego przyjemne, głównie dzięki unoszącym się aromatom masła i brandy, które towarzyszyły mi przez cały czas zarówno wyrabiania ciasta, jego wyrastania, ale już najbardziej pieczenia.
To właśnie ten ostatni moment, tak długo wyczekany, gdyż muszę przyznać trzeba było wykazać się cierpliwością, oczekując na te słodkie małe cudeńka, sprawił, że mój mąż nagle podniósł głowę znad komputera, pytając się głosem małego urwisa „A co tak pięknie pachnie?”. Rzeczywiście w całym mieszkaniu rozchodził się przenikający aromat zarówno brandy jak i masła w połączeniu z cukrem, uzupełniony zapachem kokosa. Aż trudno było wyczekać chwili wyjęcia bułeczek z pieca.
Jednak to dopiero konsumpcja tych pyszności przeniosła nas do siódmego nieba. Wilgotne, słodkie i aromatyczne, o chrupkiej skórce, okazały się doskonałe lekko ciepłe z masłem czy jogurtem, ale również zupełnie solo. Nawet nie obejrzałam się, gdy kilka zniknęło z koszyka zanim zdąrzyłam wrócić do pokoju. Świergotki błyskawicznie przysiadły się do okruszków, a ja … do mnie przyszedł mój mąż niosąc mi w ręce słodką bułeczkę i słodkiego buziaka w podzięce … i jak tu nie lubić tych bułeczek :-)
125 g pełnotłustego mleka (83%) [ja dałam chude 0,5%]
1 1/2 lyżeczki pokruszonych świeżych drożdży (2%)
50 g drobnego cukru do wypieków (33%)
150 g maki pszennej chlebowej (100%) [ja dałam Manitoba]
50 g śmietany „double cream” o zawartości tłuszczu 48% (33%) [ja dałam 22%] Ciasto właściwe:
350 g maki j/w (100%) [ja dałam pół na pół Manitoba i pszenna chlebowa typ 750]
1 1/2 łyżeczki soli (3%)
100 g miękkiego masła (28%)
1 jajko (14%)
50 g brandy (14%)
cały zaczyn (110%)
trochę brandy i cukru brązowego [oraz wiórek kokosowych] do posmarowania bułeczek Przygotowanie zaczynu: Składniki zaczynu mieszamy w dużej misce, przykrywamy i zostawiamy w ciepłym miejscu na 30 minut. Przygotowanie bułeczek: W osobnej, dużej misce wymieszałam mąkę i sól, dodałam miękkie masło i połączyłam, aż masło zaczęło łączyć się z mąką w grudki. Do zaczynu dodałam jajko i brandy, wymieszałam i całość przelałam do mąki z masłem i solą. Wymieszałam do połączenia składników i odłożyłam na 10 minut. Potem wyrabiałam ciasto, aż do uzyskania gładkiego i elastycznego ciasta (ok. 10-15 minut). Jednak oryginalny przepis podaje, by po połaczeniu skłądników odłożyć na te 10 minut, potem ciasto wyjąć na lekko naoliwiony blat i wyrobić przez 10-15 sekund, włożyć znów do miski, zostawić na kolejne 10 minut, a potem powtórzyć takie wyrabianie co 10 minut trzy razy.
Zostawiłam do wyrośnięcia na 1 1/2 godziny. Po tym czasie wyjęłam ciasto z miski, leko rozciągnęłam i podzieliłam na 11 części (powinno być 12, ale mnie jakoś matematyka zawiodła). Uformowałam 12 bułeczek (o różnych kształtach) układając je na blasze, wyłożonej pergaminem, złączeniem do dołu. Bułeczki lekko spryskałam wodą ze zraszacza, przykryłam folią i ściereczką i odłożyłam w chłodne miejsce (temperatura 15-18 stopni Celsiusa) do wyrastania na 1 1/2 – 2 godziny. Przed końcem tego czasu nagrzałam piekarnik do 200 stopni Celsiusa. Bułeczki posmarowałam brandy i posypałam brązowym cukrem lub wiórkami kokosowymi. Piekłam na środkowej półce przez 15 minut, po czym zmniejszyłam temperaturę do 180 stopni Celsiusa i piekłam 10-15 minut. Ja musiałam swoje bułeczki przykryć folią na ostatnie 10 minut, gdyż za szybko brązowiały. Powinny mieć złoto-brązowy kolor. Bułeczki wystudziłam na kratce. Oryginalny przepis radzi by po ostudzeniu schować je do papierowej torby. Bułeczki można zamrozić.
Smacznego.
Tili, tak pieknie o nich piszesz! a ja zapomnialam kupic drozdzy :( czy wyjda mi na suchych? w razie czego upieke je w pozniejszym terminie…
Piekne!
jakie urodziwe ,z przedziałkami
Ja też twierdzę ,że pyszne ,a zapach przypieczeniu był zniewalający wręcz
Tili, bułeczki są prześliczne! Na pewno pięknie pachną, wyglądają cudownie po prostu! Ja ciągle nie mogę wyjść z podziwu. Jesteś chora a tak pieczesz pięknie. Nie dziwie sie,ze Twoja kuchnia zwie się Kuchnią Szczęścia, przecież to szczęście wychodzi z każdego Twojego wypieku :)
Pozdrawiam i ślę uścisków moc.
Majana
Beo, myślę że wyjdą na suchych czy na instant, a są tak pyszne że na prawdę warto je upiec i piec piec i piec bez końca :)
Margot, to prawda ten zapach nas uwiódł :)
Majanko, ściskam Cię mocno za tak miłe słowa :*** To prawda, dzięki kuchni od razu więcej szczęścia w życiu i nawet łatwiej znosić chorobę i antybiotyki, a uwierz mi nie cierpię chorować i strasznie źle to znoszę, a dzięki kulinarnym zajęciom – pieczeniu, gotowaniu od razu jaśniej na świecie :)
Tili….. cuda jak zwykle u Ciebie :) Musisz cichutko pracować skoro ślubny dopiero po zapachu wiedział co się dzieje w kuchni;)
Pozdrawiam
Kasia
a ja się jakoś z suchymi drożdżami nie polubiłam… ;/
Tili, prawda, że przecudnie pachną, i obłędnie smakują… :) u nas ten wypiek będzie powtarzany jeszcze nieraz, bo choć samo wyczekiwanie dość długie, to bułeczki bardzo przyjazne we współpracy :)
Tili bułeczki przecudnej urody:) bardzo mi sie podobają te zawijane:)
A jak ladnie ponacinane! :)
Tak sobie przegladam buleczki juz upieczone i niby ten sam przepis, a kazde wygladaja inaczej :)))
Zapach jest niesamowity prawda??:))))
Przecudne bułeczki! I piękne zdjęcia :). No ale czego ja się dziwię, w końcu u Ciebie tak zawsze ;)!
Wyglądają cudnie :)))
Kasiu, hihihi Ślubny oglądałam w pobliżu filmik na laptopie, a ja sobie krzątałam się w kuchni i nagle widzę główkę mojego S. znad monitora, prawie jak u surykatki i słyszę „Co tak pachnie?” – myślałam że padnę ze śmiechu :))) hihihi uwielbiam takie zdarzenia :)))
Agatko, oj pachną i smakują wspaniale :) Właśnie do kawki zjadam te bułeczki na śniadanie z powidłami mmmm cudo :)
Atinko, te piękne zawijaski powstały dzięki Twoim nocnym bułeczkom :) Buziak Ci za to :*
Polko, lubię różne kształty bułeczek, a przy tych piękny wygląd dopełnia cudowne zapachy :) Dzięki za wspaniały przepis i choć dzisiaj robię sobie trochę odpoczynku od pieczenia, to w niedziele piekę chlebek piwny i już nie mogę się doczekać :)
Olalala, dziękuję bardzo :)))
Aniu, i smakują równie cudnie :)))
I u Ciebie te smaczne bułeczki, :) cudnie wyglądają. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Tiluś no piękne one są! :)Z słodkiej zadrości sama upiekę, o! ;)P
Nie dawaj się już chorobie! No ile będziesz chorować? ;))
Ale szalejesz w tej chorobie! Znów wypiek do pozazdroszczenia ;)
Notme, cudnie wyglądają i smakują i pachną … same cuda :) Buziaczki sobotnie :*
Oczko, no ja myślę że upieczesz :) A kiedy wreszcie upieczesz coś na Bliźniaku? A moja choróbka powoli coraz słabiej mnie trzyma. Do przyszłego piątku mam antybiole brać i starać się nie wychodzić z domku, ale pewnie już i tak wyjdę, bo rehabilitacji nie chcę zaniedbywać :) Za to po 9 lutego liczę na jakieś spotkanie piekarniczo-pogaduszkowe – trzeba znów straszne plany na przyjazd naszej Princess obmyślić :)))) Buziaczki gorące :****
An-na, bo ja tak nie umiem chorować ;p biorę lekarstwa, leżę w łóżku, ale i tak goni mnie do kuchni, by sobie humorek poprawiać w chorobowej chandrze :))) I od razu szczęśliwa jestem :)
Są przepiękne! I te idealne krzyżyki na wierzchu :) Masz taki specjalny przyrząd, czy nożem stworzyłaś takie cudeńka?
Tylko trzeba pamiętać, zeby po takich brendy-bułeczkach nie prowadzić auta ;)
no patrzaj jak ładnie odchudziłaś te bułeczki
naucz mnie tak pięknie nacinać pieczywo, bo naprawdę wyszło przepięknie
Casiu, nacinam zwykle nożem lub żyletką :) A po tych brandy bułeczkach można wsiąść do autka, bo w piecu procenty uciekają :)))
Aga, nauczę nauczę, to nic trudnego, a odchudzanie potraw to moja specjalność, szczególnie od czasu odchudzania po pooperacyjnym przytyciu ;p Zwykle nie traci się nic jeśli użyjemy czegoś mniej kalorycznego, a za to mniejsze wyrzuty sumienia i mniejsze wałeczki na brzuszku ;pppp
no ja też mogę się poszczycić niezłym (czasem aż przesadnym) odchudzaniem potraw, ale w przypadku pieczywa jeszcze bym sie nie odważyła ;)
No to jeszcze większe ukłony dla Ciebie :)
No jakoś nie mogę się odważyć z Bliźniakiem, zwłaszcza, że nie bardzo jeszcze opracowałam jak jego samego…odważyć ;))
Odliczam dni zatem! ;)))
Aga, no wiem :) ale też bez przesady, czasem i czekoladkę i tłustą śmietankę też można, byle wszystko z umiarem :)
Casiu, kłaniam się wzajemnie i dziękuję ślicznie :*
Oczko, ale w chlebku piwnym masz podaną ilość łyżeczek zakwasu, więc już bez wykrętów – po piwo marsz i chlebek piec! :))) Akurat na nocne pieczenie w sam raz będziesz miała, jeśli niedługo nastawisz zaczyn piwny ;ppp