Nie lubię bananów. Jadem je rzadko, głównie w lato, jako zagęstnik mlecznych koktajli, które robię sobie na drugie śniadanie. Mój mąż za to wprost przeciwnie. Banany to w praktyce jedyny owoc, do którego jedzenia nie trzeba go namawiać. Jak tutaj pogodzić dwie takie przeciwności? Chodziłam po bazarze łącząc w głowie smaki, zastanawiając się nad tym jak wykorzystać smak i konsystencję tych owoców, a jednocześnie zjeść obiad z przyjemnością.
Oczywiście mogłam w ramach „Bananowej kuchni” upiec muffinki lub inne ciasto, w którym smak i przede wszystkim konsystencja bananów nie będzie mi przeszkadzać. Na fali jednak moich piernikowych wypieków, przesłodziłam swoje kubki smakowe na tyle, że pierwszy raz od dawna poczułam potrzebę odwyku od słodyczy. Koniecznie więc chciałam wymyślić jakiś obiad z udziałem tego kontrowersyjnego owocu.
Przechodząc koło straganu z rybami dojrzałam piękne filety z łososia. Pomyślałam „banany czy nie, ale tego łososia muszę zjeść”. Po drodze w siatce wylądowały jeszcze limonki, dymka i oczywiście persymona, gdyż tak pięknie wdzięczyła się do mnie ze straganu. I wtedy przyszło olśnienie. Dlaczego nie zrobić sosu do ryby zagęszczonego właśnie bananem. Skoro sprawdza się w koktajlach, to czemu nie tutaj. Do torby więc wskoczyło jeszcze czerwone chilli, by dodać ostrości i przełamać trochę mdławy smak banana.
Wracając do domu w mojej głowie już powstawał obiad. Marynata i trochę czasu dla siebie. Akurat mogłam poczytać ulubione blogi i już po pół godzinie zaczęłam szykować sos i karmelizowane owoce na sałatkę. Kiedy łosoś oświadczył, że ma dosyć smażenia go na patelni grillowej, sos czekał już w sosjerce, a degustatorzy mojego eksperymentu siedzieli przy stole.
Zarówno mojemu mężowi jak i mojej mamie, która wpadła na ten nowy obiadek bardzo zasmakowało, a mi … zjadłam później jeszcze ten sos, rozsmarowując go na kromce chleba, tak bardzo mi zasmakował. Jak widać czasem warto przełamać swoje przekonania i spróbować przekonać się do smaków uważanych za nie do zniesienia.
Łosoś w bananowym sosie
(3 porcje)
Składniki:
3 porcje filetu z łososia (ja miałam 60 dag)
sok z 2 limonek (bez 1 łyżeczki, patrz niżej)
1 łyżeczka sosu rybnego
1 łyżeczka przyprawy „pięć smaków”
2 łyżki oliwy
1 chilli
1 żabek czosnku
sos bananowy:
1 łyżka oliwy
1 czerwone chilli
3 cm. kłącza imbiru
3 dymki
1,5 banany
1/4 persymony
1 łyżeczka brązowego cukru
50-80 ml. śmietany
karmelizowana sałatka:
reszta banana
reszta persymony
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżka wody
1 łyżeczka soku z limonki
Przygotowanie: Łososia najpierw zamarynowałam w soku z limonek, sosie rybnym (on soli rybę, więc ani soli ani sosu sojowego nie potrzeba) oraz w przyprawie „pięć smaków” przez 30 minut. W tym czasie zaromatyzowałam oliwę chilli i czosnkiem. Na małym ogniu podgrzewałam oliwę w rondelku z chilli i ząbkiem czosnku, a potem odstawiłam do przegryzienia (uwaga by nie przypalić czosnku, gdyż wtedy gorzknieje). Kiedy minął czas marynowania, na rozgrzaną patelnię grillową, wlałam zaromatyzowaną oliwę i na niej usmażyłam łososia, odsączonego z marynaty. W tym czasie w rondelku podsmażyłam, lekko rumieniąc dymki z chilli i imbirem. Dorzuciłam pokrojony banan i persymonę wraz z cukrem i odrobinę skarmelizowałam wszystko (tak by nabrało jasno brązowych akcentów, które przyciemniły sos). Na koniec wlałam śmietanę, podgrzałam i – jakby to powiedziała pewna Oczko – wyżyrafinowałam, czyli zmiksowałam blenderem na gładko. Powinien mieć konsystencję luźnej pasty. W tym czasie na suchej patelni podgrzałam pokrojony w talarki banan i na plasterki persymonę, lekko posypane cukrem brązowym i skropione 1 łyżką wody i skropione sokiem z limonki. Takie skarmelizowane owoce, były doskonałą dekoracją i stanowiły również rodzaj sałatki. Następnym razem dodam jeszcze do nich jakieś cytrusy.
Uwaga: Ten sos stworzyłam pierwszy raz i pewnie jeszcze nad nim trochę poeksperymentuję, ale już w tej prostej wersji jest bardzo smaczny i godny polecenia. Jak napisałam powyżej sosik ten nadaje się również jako pasta na kanapki.
Smacznego.
No i teraz muszę coś innego wymyslić! ;))
Wyprzedziłaś mnie Kochana :)
Mmm uwielbiam łososia,choć w tak podanego jeszcze nigdy nie jadłam. Pozdrawiam i zapraszam
http://wwwpysznejedzonko.blox.pl/html
oczko Ty masz coś pecha ;)
ale wiesz, możesz mi takie danko upichcić jak wpadnę do Ciebie :)
bo łosoś i banan to moje smaki :)
zazdroszczę Ci Tilia obiadku
Łazi mi po głowie cały czas ten łosoś sojowy i znowu go popełnię, bo co otworzę zamrażalnik, to tylko on mi się tak bezczelnie rzuca w oczko ;)
Oczko, zamiast sosu sojowego, wypróbuj sos rybny, też zasala rybkę, a daje rybie zupełnie inny smaczek. I dobrze jest dodać jeszcze jakiś kwasek – sok z cytrusów, ew. ocet ryżowy lub wino ryżowe+szczypta cukru brązowego. Zobaczysz że warto tak poekserymentiwać :) A ten sos dziś w głowie stworzyłam. Mówisz że chciałaś coś takiego zrobić, a z jakiego przepisu? Ciekawa jestem :)
Aga, jak przyjedziesz do nas to pewnie łosoś będzie non stop, aż go dość będziesz miała ;p
Andziu, naprawdę wart wypróbowania :) A na blogu bywam, bardzo smaczna kawka :)
Muszę zanabyć najpierw ten rybny. A ocet razem z sosem jako marynatę, czy skropić już w naczyniu?
W miarę możliwości oglądamy na BBC Lifestyle taki program „Mistrz Kuchni – wielki konkurs”. Jak przeczytałem dziś ten wpis to moim pierwszym skojarzeniem było: „Tak, Tilia by się do tego programu nadawała”;-) Pozdrawiam;-)
Oczko, ocet ma podobne właściwości jeśli chodzi o marynatę co sok z cytrusów, więc po prostu może być jako zamiennik. Choć przyznam że wolę stosować sok z cytrusów niż ocet. Ma delikatniejszy smak :)
Grumko, bardzo dziękuję :) Kocham gotowanie i to samo jakoś tak wychodzi, że wciąż w mojej głowie są jakieś pomysły :)
Tiliuś naprawdę? już jadę ;)
ojejej jak ja się odwdzięczę? będe wam sprzątać ;)
p.s. pamiętaj o kciukach od 13 do 14
Aga, uważaj bo przyjmę propozycję sprzątania, a ja okna mam wciąż nie umyte ;p hihihi
Nie no, taka straszna nie będę, a kciuki już trzymam :) Powodzenia i daj koniecznie znać jak Ci poszło :)
Bardzo zaskoczyłaś mnie tym przepisem – takim połączeniem – ale oczywiście bardzo pozytywnie :) Na pewno kiedyś wypróbuję :)
No faktycznie bananowe odkrycie ;)
Wow, jaki swietny przepis! Łosoś w bananowym sosie musi być pycha. Ciekawa jestem tak niecodziennego połączenia smaków…mmmm..aż mi tu pachnie :) Pozdrówka dla Ciebie i ptaszynek :*
Niebanalne danie ;) naprawdę bardzo ciekawe.
Casiu, muszę przyznać, że sama byłam zaskoczona i w czasie gotowania podchodziłam do tego sosu z pewnym niedowierzaniem, ale na talerzu wyszło rewelacyjnie :)
Kachna, nie ma to jak poznawanie czegoś nowego :)
Majanko, dzięki i już przesyłam Ci te aromaty :) U mnie dziś znów będą rybki i nawet nie mogę zdecydować się która, bo i miętusa i karmazyna kupiłam na bazarze :)
Nina, bardzo dziękuję :) Fajnie jest stworzyć coś nowego :)
o znowu rybki? a no tak mówiłaś, że przesadziłaś w manekinie z jedzeniem i ostra rybkowa dieta w tym tygodniu będzie ;)
No właśnie ja za bananami też nie przepadam. Tzn. lubię je świeże i najchętniej solo albo w towarzystwie innych owoców, ale przetworzone nie bardzo… I tak sobie myślę, że i łososia i karmelizowaną sałatkę bardzo chętnie, ale z sosem byłoby już ciężko…
Aga, to już pewnie będzie jednak koniec mojej rybkowej diety na ten tydzień :)
Małgosiu, rozumiem Cię, bo sama też tak myślałam, ale w tym sosie smak banana jest bardzo korzystnie przełamany przez ostrość chilli i wytrawną słodycz dymki. Naprawdę spróbuj, a być może zdziwisz się tak jak i ja :)