Mój dar dla nowej siostry.


Kiedy obmyślam menu na szczególny obiad, uroczystość czy przyjęcie ogromnie ważne jest dla mnie to, by szykowanie potraw było dla mnie ciekawe, bym poznała coś nowego, nauczyła się. Uwielbiam eksperymentować w kuchni, nie boję się sięgać po zupełnie mi obce receptury, korzystać z nieznanych mi procedur, wytyczać swoje własne szlaki. Tak, to wszystko jest dla mnie szalenie istotne, a jednak …

To nie ja jestem najważniejsza, gdy podejmuję gości. To nie dla siebie urządzam urodziny czy chrzest, a dla moich najbliższych, by dać im kawałek mojego serca, mojej pasji, mojego szczęścia. Dlatego kiedy obmyślam menu na takie dni najważniejsze są dla mnie gusta czy chęci moich biesiadników.

Minęło kilka tygodni od spaceru z maleńką Zosią po uliczkach warszawskiej Pragi, kiedy to rozmawiałyśmy z moją bratową o nieznanych nam smakach, o tym czego chciałybyśmy w życiu spróbować. Królik, delikatne mięso, idealne dla karmiącej mamusi – to był właśnie typ tamtego zimowego dnia. Zapadło mi to w pamięci, gdyż w kalendarzu coraz bardziej zbliżały się urodziny młodej mamy, a dodatkowo nadchodząca Wielkanoc zachęcała do sięgania po wiosenno-świąteczne smaki. I tak wybór głównego dania był już dokonany.


Pozostało jeszcze wybrać recepturę, smaki towarzyszące, wszystko skomponować tak by każdemu przy stole smakowały potrawy. Wtedy właśnie przypomniał mi się oglądany już dawno temu program „Julie gotuje” i jej królik confit. Dzięki długiemu duszeniu w piekarniku, w niskiej stosunkowo temperaturze, w płynach, a przede wszystkim w tłuszczu (zarówno z mięsa jak i w oliwie) mięso staje się delikatne i kruche.

Co ciekawsze jest to stara francuska metoda konserwacji mięsa. Gdy szykuje się w ten sposób – zwykle – kaczkę, gotuje się ją powoli w samym kaczym tłuszczu, a następnie chłodzi i pozostawia zatopioną w tłuszczu, który konserwuje mięso. Najczęściej wcześniej zamarynowane w ziołach mięso, przygotowane w ten sposób może leżeć w takiej zalewie przez długie miesiące i nie ulec zepsusiu.

Tym razem jednak królik był przygotowany w lżejszej wersji. Część jego własnego tłuszczu została z niego oczyszczona, a do zalewy dołączyło jeszcze australijskie chardonnay i balsamiczny smak octu, dzięki którym danie było lekkie i wbrew pozorom oraz wcześniejszym obawom w ogóle nie tłuste. Do tego ogromnie kruche, prawie jak puch odchodzące od kości, pełne było aromatu rozmarynu i słodyczy długo pieczonego czosnku. Wraz z chrupkimi sałatami, polane sosem z pieczenia, z pełnymi smaku szalotkami oraz świeżym chlebem było wybornym urodzinowym obiadem, moim darem dla nowej siostry.

Królik confit

Składniki:
2 kg. combra z królika
3 łyżeczki soli morskiej
4-5 ząbków czosnku, drobno posiekane
1 doniczka rozmarynu, same listki, drobno posiekane
1 butelka białego wina
100 ml. oliwy
100 ml. octu balsamicznego
12 dużych szalotek

bukiet sałat
kromki chleba
pomidorki confit

Przygotowanie: Czosnek i rozmaryn razem drobno posiekałam, wymieszałam z solą. Mięso królika (po rozmrożeniu) oczyściłam częściowo z tłuszczu (można tego nie robić i zlać tłuszcz po pieczeniu z wierzchu sosu przed podaniem). Porządnie natarłam mieszanką czosnkowo-rozmarynową mięso i ułożyłam je w naczyniu zdatnym do piekarnika (z pokrywką) na ok. 1-2 godziny (można też na noc). Po tym czasie zalałam wszystko winem, oliwą i octem. Piekarnik nagrzałam do 150-160 stopni Celsjusza (bez termoobiegu). Garnek przykryłam pokrywką i piekłam królika przez ok. 2 godziny (jeśli by piec bez pokrywki, należy mięso obracać regularnie co 15-20 minut i podlewać sosem z pieczenia. Nawet jednak gdy piecze sie z pokrywką, należy sprawdzać, czy mięso które ewentualnie jest ponad powierzchnią płynów się nie wysusza). Po tym czasie dorzuciłam posiekane w talarki szalotki i piekłam jeszcze przez 1 godzinę. Po łącznie 3 godzinach pieczenia, przestudziłam królika i zostawiłam w sosie z pieczenia na drugi dzień w chłodnym miejscu (lodówka, piwnica). Jeśli tłuszczu byłoby za dużo, można go zlać przed podaniem. Mięso można podawać na zimno lub ciepło, z sosem lub bez. Ja podałam je wraz z sosem z szalotkami po uprzednim lekkim podgrzaniu, z bukietem sałat, kromkami świeżego, ciemnego pieczywa do wyjadania sosu i pomidorkami confit (czyli posmarowane oliwą, z solą i pieprzem, lekko obsypane brązowym cukrem małe pomidorki wraz z gałązkami, upieczone w 150 stopniach przez ok. 35-45 minut).

Ważne: jeśli chcemy w ten sposób zakonserwować mięso na dłużej, nie należy oczyszczać królika z tłuszczu, ani zlewać wytopionego po pieczeniu tłuszczu.

Źródło: Program „Julie gotuje” na kuchnia.tv

Smacznego.

Kuchnia Wielkanocna 22.III. - 25.IV.2009

  1. Dziewczyno, jesteś niesamowita!!! Twoje potrawy są tak wyrafinowane, dopieszczone… Wspaniałe po prostu!

  2. Złaszam sprzeciw! ;)P Mięsa, szynki, kiełbasy – a gdzie sałata dla oczka?! ;)PP

  3. Byłam, widziałam! – z afrodyzjakalnym czosnkiem haha! ;)

    (Lipka przymknij oczko na prywatę ;)** )

  4. Tili Ty wiesz co ja chcę powiedzieć! :))) Jesteś niesamowita no… w każdym tego słowa znaczeniu! Cudowna potrawa, wspaniale przygotowana, dokładnie, idealnie, pachnąco i pysznie!
    Och, musiało smakować obłędnie:)

    Pozdrówki i uściski:***

  5. No, ja myślę, że to pyszne danie! A rozmaryn i czosnek – prawie wszędzie mogłabym dawać ;)

  6. Casiu, bo skoro cały obiad był prezentem to nie mogło być inaczej niż dopieszczone i obmyślone :) Dziękuję :)

    Oczko, sałata była i pomidorki confit też były tylko na zdjęcia się nie załapały :)

    Majanko, kłaniam się nisko i dziękuję pięknie :***

    An-na, to prawda, rozmaryn i czosnek to smaczna para :)

    Olalala, dziękuję :)))

  7. Tili jestes niesamowita, ale to juz kiedys pisalam wiec znasz moje zdanie.
    Chetnie zjadlabym tak przygotowanego krolika. Smak tego miesa znam od dziecko, bo moj wujek hodowal kroliki i co jakis czas moja mama robila na obiad.

    Mam tez pewne wspomnienie zwiazane z korlikiem. Otoz jako mala dziewczynka spedzalam wakacje wlasnie tu wujka od krolikow. Mialam tam swojego ukochanego kroliczka, szaraczka z biala kropka na czole. Nazwalam go kropeczka. Cale wakacje o niego dbalam, a gdy przyszlo mi wracac do domu to plakalam za moim kroliczkiem. Jakis czas pozniej mama zrobiala w niedziele na obiad krolika, a ja akurat robilam fochy przy stole. Nagle moj tato mowi do mnie „no jedz krolika w koncu to twoja kropeczka” No i sie porobilo, bo ja pol dnia przeplakalam za moim kroliczkiem. Potem dlugo w ogole nie chcialam zjesc zadnego krolika.
    Teraz nie pogardze.

    pozdrawiam

  8. Karolko, a to historia! Wcale Ci się nie dziwię, że po takich słowach nie chciałaś zjeść królika :) Jestem jednak pewna, że to nie była Twoja kropeczka :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *